Tato był asem wywiadu. Jego wspomnienia zmienią historię?

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Irena Rup  po wielu latach poznała część prawdy o losach swojego ojca i odnalazła rodzinę, o której istnieniu nie wiedziała.
Irena Rup po wielu latach poznała część prawdy o losach swojego ojca i odnalazła rodzinę, o której istnieniu nie wiedziała. Krzysztof Strauchmann
Po 50 latach poszukiwań Irena Rup dowiedziała się, kim był jej ojciec i znalazła rodzinę, o której nie wiedziała. Wspomnienia pułkownika Roberta Ruppe mogą zmienić historię Polski.

Tę niezwykłą historią rządzi przypadek. Przez przypadek jakiś polski historyk odkrył w archiwach Studium Polski Podziemnej w Londynie wspomnienia pułkownika wywiadu Roberta van Gielle Ruppe z lat 1939-1945 (sygnatura: ref. SPP B II 565). Przez przypadek maszynopis wspomnień trafił do synów pułkownika Ruppe, mieszkających dziś w Ciechocinku. Przez przypadek, miesiąc temu synowie pułkownika odnaleźli w Głuchołazach swoją siostrę - Irenę Rup, z pierwszego małżeństwa Roberta Ruppe, i odkryli przed nią część tajemniczej rodzinnej historii.

Kim pan jest, pułkowniku Ruppe?
18 grudnia 1955 roku na punkcie repatriacyjnym w Grabanowie koło Białej Podlaskiej stawił się 59-letni Robert Rupp. Przyjechał pociągiem z głębi Związku Radzieckiego, wraz z transportem Polaków zwolnionych z łagrów po śmierci Stalina. Urzędnikowi repatriacyjnemu podyktował do karty podstawowe dane swojego niezwykłego życiorysu. Z karty ewidencyjnej repatrianta (Centralne Archiwum MSWiA sygn. 402/R/4773) wynika, że Robert Rupp - Polak z obywatelstwa i narodowości, syn Eugeniusza i Herminy z domu Sandwicek, urodził się 10 grudnia 1896 roku w Amsterdamie na ul. Portowej 8. Był z zawodu inżynierem rolnikiem. W latach od 1914 do 1928 służył w wojsku, ostatnio jako podpułkownik Wojska Polskiego, dowódca pułku. Do 1939 roku mieszkał w niewielkiej miejscowości pod Równem, a po wybuchu wojny we Lwowie na ul. Listopada. W grudniu 1944 roku wyjechał do Pragi w Czechach (wtedy pod niemiecką okupacją), gdzie przebywał u wujka Bedrzicha Jelninka na ul. Uniwersyteckiej 1. 17 maja, tydzień po zajęciu Pragi przez Armię Czerwoną, aresztowały go sowieckie oddziały Smiersz, czyli kontrwywiadu wojskowego. Jako aresztant trafił do Związku radzieckiego, gdzie został skazany na 15 lat obozu pracy za "stosowanie terroru przeciwko ZSRR". Trafił do obozu w Czurbajmura, powiat karaganski, Kazachska Republika Radziecka. Urzędnik zanotował też w odpowiedniej rubryczce, że Robert Rupp zamierza wyjechać do żony i dzieci w Glogau koło Wiednia w Austrii.

W przywiezionych z Londynu wspomnieniach Robert Ruppe opowiada trochę o sobie. Wychowywał się w Niderlandach i w Norwegii jako syn Holendra. Przez dłuższy czas mieszkał w Afryce. Był człowiekiem bardzo majętnym, miał posiadłości ziemskie na wschodzie Polski, mieszkania w Warszawie i Lwowie, dom na wsi, a w czasie okupacji dobrze prosperującą fabrykę lin. Przyjacielem jego ojca był Polak - Jan Skibiński, który nauczył go polskiego i zaznajomił z "męczeńską historią Polski". Rupp wstąpił do polskiego wojska. W okresie międzywojennym oficjalnie był właścicielem firmy handlowej w Gdyni, zajmował się sprowadzaniem owoców południowych. Potajemnie był wysokim oficerem polskiego wywiadu i od 1933 roku zajmował się zwalczaniem niemieckiej siatki wywiadowczej w Polsce. Wspomnienia są niesłychanie precyzyjne, wymieniają z nazwiska dziesiątki osób, funkcji, zdarzeń, potajemnych akcji.

Relacja Roberta Ruppe to dla historyków okresu międzywojennego prawdziwa "bomba". Opisuje w nich skomplikowaną grę wywiadowczą, w której udało się wykazać (w połowie lat 30.) współpracę z Niemcami gen. Tadeusz Kasprzyckiego, w latach 1935-wrzesień 1939 ministra spraw wojskowych. Kasprzycki po wojnie zmarł na emigracji. W jego oficjalnym życiorysie nie ma na ten temat słowa. Kasprzycki był bliskim współpracownikiem Piłsudskiego już od czasów legionowych. Ze wspomnień Roberta Ruppe wynika, że generał był jednak odpowiednio wysoko ustosunkowany, żeby uniknąć odpowiedzialności! Zachowane wspomnienia Roberta Ruppe są częściowo zdekompletowane, nie wiadomo, kto i co z nich usunął. Nie odpowiadają jednoznacznie na pytanie - czy pułkownik wywiadu z dowodami o zdradzie ministra próbował go oficjalnie oskarżyć? Jest jeszcze kolejna tajemnica: w publikowanych w internecie wykazach polskich oficerów przedwojennych nie ma żadnego pułkownika Roberta Ruppa albo Ruppe. Jest pułkownik Rudolf Rupp, sportowo uprawiający jazdę konną, urodzony w 1894 roku (dwa lata przed Robertem) i zmarły w 1938 roku (bez podania okoliczności śmierci). Rudolf Rupp walczył w pułku szwoleżerów rokitniańskich w czasie I wojny światowej, potem w czasie wojny z dowodził tym pułkiem w znanej bitwie z konnicą Budionnego pod Komarowem. W latach 1929-31 był dowódcą 12. Pułku Ułanów Podolskich. Życiorys zadziwiająco zbieżny z tym, co wiemy o Robercie.

Mam na imię Sydonia
- Urodziłam się w 1938 roku jako Sydonia Rupp. Mój starszy o dwa lata brat miał na imię Fryderyk - opowiada Irena Rup z Głuchołaz. - Nazwisko i imiona zmieniono nam dopiero po wojnie. Po prostu matka w urzędzie podała inne dane. Ojca właściwie zapamiętałam z jednego wydarzenia. Byłam malutka i leżałam w łóżku chora. Akurat były moje urodziny. Ojciec przyniósł mi w prezencie szczeniaka. Pamiętam, że był wysoki i miał ze sobą strzelbę, chyba do polowania. Często kłócili się z matką. Pamiętam, że mieliśmy dom we Lwowie i willę letniskową pod miastem.

Wspomnienia z dzieciństwa są bardzo zamglone. Pani Irena opowiada, że kiedy miała może 4 latka, razem z matką i bratem musiała uciekać ze Lwowa. Zapamiętała lwowski dworzec kolejowy, zatłoczony pociąg, ludzi, którzy w tłoku nie zdołali wsiąść. Po podróży trafili do czeskiej Pragi, a potem na wieś, gdzieś na czeskiej prowincji. Ojca już wtedy nigdy nie widziała. Robert Rupp też wspomina w archiwalnym maszynopisie, że musiał w 1943 roku odesłać rodzinę do swojego wuja w Pradze, żeby uratować żonę przed wywiezieniem. Nie wiadomo, czy spotkali się jeszcze w Czechach, w 1945 roku. Po zakończeniu wojny matka pani Ireny zabrała dzieci i wyjechała do Polski na Ziemie Odzyskane. Trafiła do Nysy. Dzieciom mówiła zawsze, że ojciec zginął, nie żyje. Dopiero po jej śmierci w latach 60. Irena Rup, przeglądając jej korespondencję, odkryła list od siostry matki z Lwowa. Pisała jej, że Robert przeżył wojnę. "Mieliśmy przez niego mnóstwo kłopotów" - relacjonowała zdawkowo siostra z Lwowa.

- Zaczęłam go szukać przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż, pisałam prośby o dokumenty na jego temat - opowiada pani Irena. - Dopiero w czasach "Solidarności" przysłano mi z MSW jego kartę repatrianta. Wtedy nawet pisałam do ambasady w Holandii, żeby go szukali na ul. Portowej w Amsterdamie, gdzie się urodził. Ale nadal na pytania, co się z nim dzieje, nikt nie był mi w stanie odpowiedzieć.

Przypadkowo pomógł internet. Przed miesiącem pani Irena dostała list e-mailowy, podpisany przez Olgierda van Gielle Ruppe z Ciechocinka. Już w pierwszym zdaniu uprzedzał ją, że wiadomość będzie szokująca, bo jest … jej bratem. Trafił na nią dzięki internetowej wyszukiwarce, bo pani Irena pisze i publikuje swoje wiersze.

Dzięki temu pani Irena poznała dalsze losy swojego ojca. Robert Rupp, który w 1955 roku wrócił do kraju z ZSRR, trafił na dłuższe leczenie do Ciechocinka. Tam poznał pielęgniarkę Helenę i ożenił się drugi raz. Wcześniej jednak zmienił swoje nazwisko na van Gielle Ruppe. Przed śmiercią spisał swoje wspomnienia i podał przez kogoś do polskiego archiwum w Londynie. Jak pisze jego syn - Robert Ruppe przez wiele lat po powrocie do kraju starał się odnaleźć swoją rodzinę i dzieci - Sydonię i Fryderyka. Pisze o tym w swoich wspomnieniach. Także swojej drugiej żonie opowiadał o dzieciach z pierwszego małżeństwa. Umarł w 1974 roku w Ciechocinku, nie wiedząc, że jego dzieci mieszkają pod Nysą.
- Nagle dowiedziałam się, że mam trzech młodszych braci. Piszemy do siebie, umówiliśmy się już na spotkanie u mojego brata pod Nysą - opowiada pani Irena. - Szukałam swojego ojca z nadzieją, że dowiem się przynajmniej, gdzie jest pochowany. Teraz pojadę na jego grób.
Temat na sensacyjny scenariusz

Przywiezione z Londynu wspomnienia pułkownika Roberta Ruppe, jeśli okażą się prawdziwe, będą dla historyków kolejną bombą, jeśli chodzi o bolesne stosunki polsko-ukraińskie w okresie II wojny światowej oraz o tajną politykę rządu Sikorskiego wobec Niemców i Rosjan. Są w nich informacje, których nie ma w oficjalnych życiorysach czy historiografii. Ruppe pisze, że już po zajęciu Lwowa przez Sowietów w 1939 roku ukraińscy liderzy, z metropolitą lwowskim Andrzejem Szeptyckim, inspirowani przez niemieckiego agenta zaczęli przygotowywać antypolską akcję. Zabiegali u Stalina o aresztowanie uciekinierów z centralnej Polski, domagali się przesiedlania w głąb ZSRR wszystkich Polaków z Małopolski Wschodniej i Wołynia. To oni mieli doprowadzić do akcji wysiedleńczej Polaków na Sybir. Ruppe pisze dalej, że na wyraźne polecenie naczelnego wodza gen. Sikorskiego nawiązał kontakt z radzieckim wywiadem i przekazał majorowi wywiadu szczegółowe dane o koncentracji dużych sił niemieckich wzdłuż granicy, niedługo przed atakiem Hitlera na ZSRR 22 czerwca 1941 roku. Dostał za to osobiste podziękowania od Stalina.

Już po wkroczeniu Niemców na tereny wschodnie w 1941 roku Robert Krupp vel Ruppe, jako oficer polskiego wywiadu, podjął z Niemcami grę, żeby zdobywać informacje o zamierzeniach władz hitlerowskich oraz ukraińskich nacjonalistów i powstrzymywać plany eksterminacji Słowian na Wschodzie. Miał dużą swobodę, bo dzięki urodzeniu w Amsterdamie posługiwał się holenderskim paszportem. Sam kierował zakonspirowaną siatką agentów i wykonywał wyroki na zdrajcach. Ale też przyjmował w najlepszych restauracjach i u siebie w domu we Lwowie i Warszawie wysokich niemieckich oficjeli, szefów policji politycznej i wywiadu. Nawet jego malutkie dzieci dostawały prezenty od hitlerowskich dygnitarzy. W 1942 roku uczestniczył w tajnej konferencji we Wrocławiu, której celem miało być powołanie stu dywizji z żołnierzy narodów ZSRR, wziętych przez Niemców do niewoli. Mieli walczyć przeciwko Stalinowi, w zamian za obietnice własnych państw sprzymierzonych z Hitlerem. Jego działalność wywiadowcza, gry, które prowadził, wykorzystując do tego między innymi piękne Polki, specjalnie romansujące z Niemcami, nadają się na doktorat z historii i scenariusz do filmu. Irena Rup zapowiada, że postara się wydać wspomnienia w formie książki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska