Trzy sznury niezgody

Ewa Kosowska-Korniak
Spór o bursztyny obydwoje przypłacili zdrowiem. Obydwoje też zgodnie zarzucają stronniczość pani prokurator, która umorzyła dochodzenie w sprawie rzekomego oszustwa.

Ona to była adwokat i radca prawny z powiatowego miasta na północy województwa. On - emerytowany policjant. Ona twierdzi, że on ją oszukał i sprzedał jej rodową biżuterię po dziesięciokrotnie zaniżonej wartości. On udowadnia, że sprzedał bursztyny według ustalonej stawki, lecz od blisko roku ona nie chce się z nim rozliczyć. Ona złożyła zawiadomienie o dokonanym przez niego oszustwie, sprawę umorzono. On zawiadomił organa ścigania o wysuwanych przez nią groźbach karalnych, sprawa jest w toku.

Ona: Czy osoba handlująca starociami może pomylić gramy z dekagramami? Czy handlarze staroci, którzy kupili moje piękne przedwojenne korale, nie orientowali się co do ich prawdziwej wartości? Nikt mi tego nie wmówi.
Moja mama pochodziła z książęcego rodu. Odziedziczone po dziadku cenne obrazy wybitnych polskich malarzy, w tym Kossaka, już dawno trafiły na Wawel. Po możnych przodkach została mi już tylko biżuteria. Piękne przedwojenne bursztyny, okazałe korale, kolia z głową węża, szpilki z oczkami z prawdziwych pereł. Jednak życie zmusiło mnie do wyprzedawania również tych pamiątek.
Mam córkę, która będąc ubogą nauczycielką, wychowuje samotnie trójkę dzieci. Kilka lat temu zachorowała na raka. Jest po amputacji piersi. To był wyjątkowo złośliwy nowotwór z przerzutami. Gdyby nie pewien profesor z Krakowa, który zachwycił się moim najmłodszym wnukiem, już by pewnie nie żyła. Ten lekarz spojrzał na mojego malucha i powiedział: "Uratuję ci matkę". Załatwił jej leczenie w Kanadzie finansowane przez ministerstwo zdrowia.
Córka przeszła specjalną chemioterapię, w Polsce się takiej jeszcze nie stosuje. Cały problem polega jednak na tym, że córka musi co pół roku jeździć do Kanady na kontrolę, za przejazdy płaci sama, a jeden kosztuje 12 tysięcy złotych. To nie jest na kieszeń skromnej nauczycielki. Powiedziałam sobie, że muszę zrobić wszystko, by ją ratować. W marcu ubiegłego roku poprosiłam do siebie pana Romana, bo wiedziałam, że handluje biżuterią...

On: Znałem panią Barbarę z czasów, gdy byłem dzielnicowym. Często do mnie wydzwaniała, pomagałem jej, jak mogłem. Od pewnego czasu znowu za mną wydzwaniała i wydzwaniała. Jej brat, jak mnie spotkał na ulicy, prosił, żebym do nich wstąpił, bo siostra ma bardzo pilną sprawę. Na swoje nieszczęście wstąpiłem. Na szczęście wstąpiłem z synem, gdyż byliśmy akurat w pobliżu jej mieszkania, dzięki temu mam świadka. Ona uraczyła mnie opowieścią o swoich chorobach, o chorobie córki i o tym, że pilnie potrzebuje pieniędzy, a ja przecież jeżdżę po giełdach i mógłbym sprzedać jej biżuterię.
Rzeczywiście, jeżdżę, bo to moja pasja, ale jaki tam ze mnie handlarz staroci? Taki sam handlarz, jak jej brat, z którym się spotykam na giełdzie. Gdy spytałem, czemu jego nie poprosi o pomoc, powiedziała, że brat jest alkoholikiem i mógłby przepić wszystkie pieniądze. Przekazała mi trzy sznury korali, każdy w aptekarskiej kopercie, z napisaną wagą: 74, 82 i 56,5 grama. Proszę, tu są kserokopie tych kopert, oryginały znajdują się w prokuraturze. Wyceniliśmy je na 126, 139 i 96 złotych, stawki widnieją na kopertach. Wyceniliśmy też bursztyny na 200 zł, szpilki z perłami - po 100 złotych, kolię na 500 zł.
Odwiedziłem kilkanaście razy giełdy staroci, nim udało mi się sprzedać te trzy sznury korali. Reszty biżuterii nie sprzedałem.

Ona: Przychodzi pan Roman, mówi, że sprzedał korale za 420 złotych i wyciąga pieniądze. A ja na to: "Co pan zrobił, przecież miał pan je sprzedać za 4200 złotych". Mówię, że przecież ustaliliśmy, że za jeden gram miał brać 17 złotych, wagę miał napisaną, wystarczyło przemnożyć. A on policzył 17 złotych za dekagram. Takie piękne, zdrowe korale! Znajomy policjant powiedział mi, że dałam się oszukać i że za takie korale mogłabym dostać nawet 40 złotych za gram. Ale mi wystarczy 17 złotych za gram. Pan Roman powiedział, że wie, komu sprzedał te korale, więc odbierze je i odda mi pieniądze. Do dziś mi ich nie oddał, zwrócił mi tylko tą biżuterię, której nie sprzedał.

On: Zrobiłem to bezinteresownie, żeby pomóc chorej kobiecie. Już nigdy nikomu nie pomogę ani nie zaufam. Finał jest taki, że sam się pochorowałem. Dziś nigdzie się nie ruszam bez nitrogliceryny, zacząłem chorować na nadciśnienie. Po co mi to było?
Jak ona mi wyskoczyła z tymi czteroma tysiącami, powiedziałem, że w takim razie odbiorę te korale i jej oddam. Jedne sprzedałem pani z Wieliczki, zwróciłem jej pieniądze, oddała mi je. Drugie nabył pan z Suchej Psiny, ale on zamienił je za inne przedmioty, więc zobowiązał się, że odkupi mi na giełdzie korale. Rzeczywiście odkupił, nawet jeszcze ładniejsze. Trzeci sznur sprzedałem nieznanej osobie, więc zobowiązałem się, że odkupię pani Barbarze jeszcze jedne korale.
Ale ona przyjęła tylko jeden sznur, ten odkupiony przez pana z Suchej Psiny i zrobiła to tylko dlatego, że przyszedłem do niej ze świadkiem, nie wypadało inaczej. Tych korali z Wieliczki, nie przyjęła, bo stwierdziła, że nie są jej. Trzymam je teraz jako dowód razem ze wszystkimi dokumentami. Proszę popatrzeć na ten sznur, czy on jest wart 1600 złotych? Ja miałem kłopot, żeby je sprzedać za 160. Gdyby to był taki rarytas, to ludzie od razu by je rozchwycili. Nie sprzedawałbym ich przez dwa miesiące. Jej brat widział, jak było, bo jeździł na giełdę razem ze mną.

Ona: To nie są moje korale! Moje były dużo ładniejsze, większe, na żyłce i z ładnym zapięciem, a nie na czerwonej nitce, z haczykiem. Te ważą 58,85 gramów, a żadne moje korale nie miały takiej wagi. Zostałam oszukana. Chcę albo moich korali, albo tych 4200 złotych, po odliczeniu korali z Suchej Psiny - 3017,50 zł. On odkłada słuchawkę, jak dzwonię, nie usiłuje się ze mną spotkać. Przesyła do prokuratury list, w którym proponuje mi wyjazd na giełdę, celem odkupienia mojej biżuterii, tylko że ja takiego listu nie dostaję. Złożyłam zawiadomienie o przestępstwie, prokuratura wszczęła dochodzenie, ale je umorzyła.
Jako prawnik muszę stwierdzić, że sprawa w prokuraturze była partaczona. Oparto się tylko na zeznaniach pana Romana, ignorując fakty. Nie ustalono, które korale kto kupił, nie sprawdzono, kto napisał na kopertach stawki 126, 139 i 96 złotych. Na pewno nie ja, przecież biegły grafolog mógłby to ustalić. Pani prokurator uznała, że on działał uczciwie i nie chciał mnie oszukać. Zadecydowała tak, bo na pewno znali się z czasów, gdy był policjantem. Moich zeznań nie wzięła pod uwagę.

On: Ilekroć do niej dzwonię, słyszę wyzwiska i "dawaj pieniądze", potem odkłada słuchawkę. Na moje listy z propozycją wyjazdu i odkupienia biżuterii nie odpowiada. Korali nie chce. Do mnie zadzwoniła tylko raz i wulgarnie zwyzywała mojego syna przez telefon. Gdybym miał te 4 tysiące, to z chęcią bym jej dał, ale po uiszczeniu opłat zostaje mi na życie 200 złotych. Z czego mam jej dać?
Gdy zadzwoniłem do niej, że sprzedałem pierwsze korale za 160 złotych, wszystko było okej, ucieszyła się. Dopiero potem zaczęła żądać 10 razy więcej, bo została podburzona przez mojego kolegę z pracy. To on jej naopowiadał, ile to nie są warte jej korale. Zrobił to, bo mnie nie lubi. Wiele razy podkładał świnię mnie i innym kolegom. To on ją namówił, żeby zrobiła mi sprawę o oszustwo.
Sprawa trwała w prokuraturze 6 miesięcy, o zabójstwo trwają krócej. Jedenaście razy byłem wzywany na policję, cztery razy do prokuratury. Zorientowałem się, że sprawa jest toczona pod dyktando mojego kolegi, tego policjanta, i powiedziałem o tym w zaufaniu pani prokurator. A ona powtórzyła to temu policjantowi i byłem jeszcze bardziej szkalowany. Wnioskowałem o przesłuchanie około 20 świadków, którzy potwierdziliby moją wersję. Usłyszałem, że jako świadek nie mam takiego prawa.
Napisałem o tym wszystkim w skardze do prokuratora okręgowego, błyskawicznie dostałem pokrzepiającą dla mnie odpowiedź, że czas zająć się sednem sprawy. Kilka dni później dostałem postanowienie o umorzeniu dochodzenia.

Ona: zdenerwowałam się i napisałam zażalenie do prokuratury okręgowej, w którym wypunktowałam wszystkie nieprawidłowości. Ale prokuratura podtrzymała postanowienie o umorzeniu i skierowała sprawę do sądu. A co sąd mógł zrobić? Utrzymał zaskarżone postanowienie w mocy, twierdząc, że co do meritum sprawy jest ono niezasadne, bo nie doszło ani do przywłaszczenia mienia, ani do oszustwa. Sąd twierdzi, że rozstrzygnięcia wymaga sposób postępowania pana Romana "w przedmiocie należytej staranności przy sprzedaży powierzonych mu rzeczy", jak i rozliczenia się ze mną. Ale musimy to rozstrzygnąć między sobą lub w procesie cywilnym. Dlatego złożyłam pozew do sądu.

On: Ja naprawdę chcę się dogadać, tylko ona nie chce. Moja cierpliwość skończyła się, gdy wychodziliśmy z sądu, który utrzymał w mocy postanowienie o umorzeniu dochodzenia. To było w sądzie i przed budynkiem sądu, godzina 14.30, tłumy ludzi, a ona zaczyna mnie wyzywać ordynarnymi wyzwiskami. Ludzie się zatrzymywali i pytali: "Co pan zrobił tej pani?". A ja chciałem uciec, zniknąć, taki wstyd! Dlatego złożyłem zawiadomienie o groźbach karalnych, podałem świadków, oni potwierdzili, co pani Barbara krzyczała. Z tego, co wiem, prokurator przedstawił jej już zarzut.
Nikt nie zliczy upokorzeń, jakie przeszedłem w związku z tą sprawą, łącznie z przeszukaniem mojego mieszkania. Pani wie, jak się wtedy czułem? Znajomi jubilerzy powiedzieli mi kiedyś na ulicy: "ale żeś się wpakował". Ona próbowała im wcisnąć te korale, ale widzieli, ile są warte, i dlatego ich nie wzięli. A ja, przez miękkie serce, tak dałem się wrobić.

Ona: Jakie miękkie serce? Oszukał mnie i moją rodzinę. Przecież ja nie sprzedawałam biżuterii dla kaprysu, ale by ratować chore dziecko. By moje wnuki miały matkę. Sama jestem po dwunastu operacjach i boję, się, że przypłacę cały ten spór zdrowiem. Już jestem bardzo znerwicowana. Tą sprawą na prokuraturze on chce mnie zastraszyć. On mi powiedział, że te korale wsadzi mi do trumny.
Spór o korale rozstrzygnie 27 kwietnia sąd cywilny.Imiona bohaterów zmieniłam

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska