W Głuchołazach turysta jest za płotem

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Waldesruh - leśne zacisze zostało ogrodzone przez nowych właścicieli na czas remontu dawnego domu wypoczynkowego dla górników. Grodzenia wymagają zmian na turystycznych szlakach.
Waldesruh - leśne zacisze zostało ogrodzone przez nowych właścicieli na czas remontu dawnego domu wypoczynkowego dla górników. Grodzenia wymagają zmian na turystycznych szlakach. Krzysztof Strauchamnn
Nowi właściciele podupadłej części głuchołaskiego Zdroju odgrodzili się płotem od spacerowiczów. Jak mówią - na razie.

To miejsce ma w sobie magię i wspaniałą historię, choć pewnie nowy pensjonat można postawić dwa razy szybciej, prościej i taniej - z niekłamanym sentymentem przyznają właściciele dawnego ośrodka "Górnik".

Hrabia Franz von Bellestrem nazwał to miejsce "Waldesruh" - leśne zacisze. Niemiecki magnat przemysłowy i arystokrata o włoskich korzeniach, były przewodniczący parlamentu Rzeszy, w 1908 roku urządził tu ośrodek wypoczynkowy dla górników ze swojej kopalni. Nowi właściciele też przybyli z Górnego Śląska.

- Późną jesienią przyjechaliśmy do Głuchołaz na rodzinną wycieczkę. Trafiliśmy tu i zauroczyliśmy się tym miejscem - mówi Anna Piecuch z Katowic. - Staliśmy całą rodziną nad stawem i mówiliśmy: jak tu pięknie! Szkoda, że to wszystko niszczeje. Odkąd zdecydowaliśmy się ratować to miejsce, trafiamy na masę problemów, które czasem zniechęcają. Ale podtrzymuje nas myśl, że już jest ładnie, a będzie jeszcze piękniej.

Desant entuzjastów

Dwaj robotnicy właśnie kończą montować setki metrów metalowego płotu wokół dawnego "Waldesruh" vel "Górnika", na samym końcu zdrojowej części Głuchołaz. Do ośrodka należy prawie 2,5 hektara terenu.

Większość to stary bukowy las, część polany, dwa duże budynki pensjonatowe z XIX wieku, rozebrane budynki gospodarcze. Poprzedni właściciel, przedsiębiorca z Nysy, użytkował tylko niewielki obiekt przy stawie, gdzie działała kawiarenka.

Reszta stała pusta od 2000 roku. W głównym pensjonacie przez dziurawy dach lała się woda do środka. Stropy przegniły, wandale wybili wszystkie okna, ukradli parkiet z sali balowej, wyrwali metalowe rury ze ścian, wycięli zabytkowe barierki.

Nowi właściciele odkryli w budynku walające się strzykawki i pokaźne składowisko części samochodowych, pewnie nielegalnego pochodzenia. Podwórko zostało zalane olejem silnikowym. Wokół walały się tony śmieci i gruzu.

Ustronne miejsce z asfaltowym dojazdem było chętnie odwiedzane przez amatorów mocnych wrażeń i alkoholu. Jeszcze po zakupie nieruchomości w grudniu ubiegłego roku nieproszeni goście po nocach podjeżdżali pod budynki. Nie przejmowali się obecnością właścicieli, prośbami o opuszczenie terenu.

- Musieliśmy zdecydować o ogrodzeniu terenu. Nie możemy pozwolić, aby to, co zrobimy dziś, jutro było dewastowane - mówi mąż właścicieli "Górnika". - Ale po zakończeniu remontu i odbudowy płot zniknie, przynajmniej od strony stawu.

- Ogrodzenie musi być, dla bezpieczeństwa robót i zapobieżenia dewastacji - dodaje Anna Piecuch, która w marcu została wiceprezesem fundacji "Benevolens", powołanej przez właścicieli do zarządzania ośrodkiem. - Po rewitalizacji parku chcemy tu zrobić ścieżkę przyrodniczą, dostępną dla wszystkich w określonym czasie. Będziemy współpracować z miastem i otwierać się w czasie wszelkich imprez w Głuchołazach.

Wokół fundacji rośnie grupa wolontariuszy, którzy z dobrej woli chcą pomóc w odbudowie. Przyjeżdżają do Głuchołaz z Katowic, pomagają w sprzątaniu, pilnują nocami rozległej posesji.

Tymczasem mieszkańcy Głuchołaz i turyści z wyczekiwaniem przyjęli wolę nowych właścicieli, odgradzającą im dostęp do popularnych terenów spacerowych. Nie brak też krytykantów. PTTK i miejskie władze wytyczyły już nowy przebieg dwóch szlaków turystycznych, które wcześniej prowadziły po nieogrodzonej, prywatnej własności.

Wszystkim zależy na tym, aby w niszczejących od lat obiektach wreszcie zaczął się remont.
- Przygotowujemy niezbędne ekspertyzy techniczne budynków, które są w bardzo złym stanie - mówi Anna Piecuch. - Już wiadomo, że górne piętro głównego pensjonatu trzeba będzie rozebrać i na nowo odtworzyć zniszczone stropy i więźbę dachową. Zrobimy to nie dlatego, że ktoś od nas tego wymaga, ale dlatego, że chcemy temu budynkowi przywrócić pierwotny wygląd.

W najlepiej zachowanej części strychu odkryli letnią kolonię rzadkiego nietoperza - podkowca małego, który tu prowadzi lęgi. Sami zaprosili więc do badań wrocławskich specjalistów od nietoperzy. Zapowiadają, że wszelkie remonty dachu wykonają dopiero zimą, żeby nie przeszkadzać podkowcom.

Fundacja "Benevolens" nawiązała także kontakt z rodziną Ballestremów w Niemczech i z ich fundacją w Berlinie. Dostali z Niemiec dokumenty o historii i stanie technicznym pensjonatu, stare fotografie wnętrz. To wszystko chcą też w przyszłości wyeksponować dla odwiedzających. Sojuszników szukają w lokalnych władzach, przedsiębiorcach, w społeczeństwie. Myślą o jak najszybszej współpracy z głuchołaskim środowiskiem artystycznym. Są gotowi udostępnić im salę balową na galerię i zajęcia.

- Fundacja ma donatora, który wniósł do niej pewien kapitał. Staramy się gospodarować nim z rozsądkiem - mówi Anna Piecuch. - Dopóki nie będziemy mieli gotowych ekspertyz i planów budowlanych, nie chcemy mówić dokładnie o naszych zamierzeniach, żeby nie zapeszyć. Zrobimy jednak wszystko, żeby ten teren odzyskał dawną świetność.

Kolizja ze szlakiem

To nie jedyne miejsce w Górach Opawskich, gdzie ostatnio doszło do kolizji szlaków turystycznych z prywatną własnością. Ośrodek "Waldesruh" na początku XX wieku liczył aż 11 hektarów terenu.

Dzisiejsze 2,5 hektara odgrodzonej części głuchołaskiego Zdroju to i tak niewielka część miejsc do spacerowania i wycieczek. W radzie miejskiej Głuchołaz przed tygodniem zapadła decyzja o odkupieniu ponad 5-hektarowego parku wraz z muszlą zdrojową i urządzonymi alejkami.

Po powodzi w 1997 roku miasto przekazało te tereny do spółki, która miała zbudować tu aquapark, ale zbankrutowała. Teren kupił od syndyka deweloper z Krakowa, Marian Bryksy.

Niestety z powodu kryzysu wycofał się z planów budowy nowego hotelu i SPA. Resztę jego obiektów - dawny hotel "Leśny" i ruiny zdrojowego basenu, na dniach ma kupić od Bryksego firma z Niemiec. Jej plany są jeszcze nieznane publicznie.

Niemiecka firma wraz z basenem chciała nabyć także sąsiednią część urządzonego przez miasto za unijną dotację parku. Marian Bryksy, który sam jest emocjonalnie związany z Głuchołazami, wolał go jednak odsprzedać z powrotem gminie, za co lokalne władze są mu bardzo wdzięczne. Nowy płot może się natomiast pojawić w sąsiednim Jarnołtówku. Ośrodek Wypoczynkowy FWP "Ziemowit" też nosi się z zamiarem odgrodzenia swojej nieruchomości.

- Chcemy się odgrodzić od strony lasu ze względu na dziki, które od kilku lat regularnie niszczą nasze tereny zielone i podchodzą pod sam budynek - mówi Agnieszka Piętek, dyrektor "Ziemowita".

Biegnąca pod "Ziemowitem" droga jest własnością FWP. Jeśli zostanie w górnej części przegrodzona, kilkanaście domów letniskowych straci możliwość dojazdu. Także turyści zostaną odcięci od najkrótszego i najbardziej popularnego dojścia na Kopę Biskupią i do schroniska.

- Nie chcemy utrudniać życia turystom, choć w letnie dni cała droga dojazdowa do naszego ośrodka jest zastawiona samochodami ludzi wędrujących na Kopę - deklaruje Agnieszka Piętek. - Udostępniamy im nawet nasz parking za symboliczną opłatą.
- Teoretycznie tereny "Ziemowita" obchodzi stara droga gminna - mówi radny z Jarnołtówka Adam Łabaza. - W praktyce ta trasa jest zniszczona, nikt z niej nie korzysta, a samochód osobowy tamtędy nie przejedzie. Gdyby nawet ją wyremontować, to droga jest tak stroma, że w zimie, po śniegu nie da się tam bezpiecznie jeździć.

Radny na własną rękę sprawdził ostatnio inne miejsca, gdzie dochodzi do kolizji między prywatnymi gruntami a oznakowanymi szlakami albo tylko zwyczajowymi miejscami spacerów. W centrum Jarnołtówka koło ośrodka "Aleksandrówka" urząd marszałkowski sprzedał w 2012 roku kolejną działkę, po której biegnie ścieżka spacerowa do Pokrzywnej.

- Rozmawialiśmy z tym właścicielem. Miał nam przedstawić swoje propozycje, co zrobić, żeby zachować możliwość przejścia przez jego teren - mówi wiceburmistrz Głuchołaz Roman Sambor. - Niestety nie zgłosił się na następne spotkanie. Wiemy, że niedawno odsprzedał ten teren, a z nowym właścicielem nie mieliśmy jeszcze kontaktu.

Wiceburmistrz przyznaje, że z drogą koło "Ziemowita" może być problem dla mieszkańców i turystów. Miasto w ostateczności nie wyklucza nawet wniosku do sądu o ustanowienie tzw. drogi koniecznej i służebności przejazdu.

Turysto, bądź czujny

- Szlaki turystyczne są chronione przez prawo, ale w praktyce bez wpisania ich do księgi wieczystej nieruchomości nie ma możliwości, żeby właścicielowi cokolwiek narzucić - komentuje Jerzy Chmiel, prezes głuchołaskiego oddziału PTTK i "znakarz" z uprawnieniami do wyznaczania i konserwowania przebiegu pieszych szlaków.

Kolizja z prywatnymi terenami zaczęła się niedługo po przemianach własnościowych w latach 90. Dawne "państwowe" ośrodki wypoczynkowe były kupowane przez prywatnych przedsiębiorców razem z lokalnymi drogami dojazdowymi, terenami zielonymi, przejazdami do innych posesji. Nikt nie zadbał, żeby wspólną część przekazać gminie. Powiaty i gminy nadal chętnie wyprzedają swoje tereny, żeby podreperować budżet.

- W latach 90. szliśmy z kolegą poprawić czerwony, czyli główny szlak sudecki - wspomina Jerzy Chmiel. - W Moszczance na mostku zatrzymał nas właściciel terenu i oświadczył, że on sobie nie życzy, żeby przez jego ziemię chodzili turyści. Stanęliśmy z pędzlami w rękach i zaczęliśmy z nim rozmawiać. Okazało się, że niebawem planuje uruchomić w tym miejscu łowisko i smażalnię pstrągów. Szybko go przekonaliśmy, że dzięki szlakowi turyści sami do niego przyjdą. Stanęło na tym, że sam pokazał nam drzewa, na których możemy wymalować znak.

Kolejnym miejscem, gdzie trzeba było ostatnio w Górach Opawskich zmieniać przebieg aż trzech tras turystycznych, jest Pokrzywna. W związku z budową rodzinnego parku rozrywki przy hotelu Carina i wokół jeziora leśnego właściciel terenu musiał odgrodzić dostępny wcześniej dla wszystkich duży parking.

- Są tam wyznaczone nowe ścieżki przez las, a turyści już je wydeptują - mówi Jerzy Chmiel z PTTK.

- Zawsze staramy się, żeby korekta szlaków była jak najmniejsza, bo większość turystów chodzi z mapą, a ich przecież nie da się szybko wymienić. Wieszamy na miejscu tabliczki informacyjne o zmianach, ale czasem zdarza się, że ktoś trochę pobłądzi i narzeka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska