W kredytowej pętli. Coraz bardziej się zadłużamy

fot. Archiwum/SM
fot. Archiwum/SM
Opolanie nie przodują w niechlubnych rankingach zatwardziałych dłużników, ale nie brakuje wśród nas tych, którym noga się powinęła. Najczęściej gubi nas zachłanność: na nowy samochód, telewizor, dom.

Magdalena i Krzysztof mieszkają w niewielkiej miejscowości w powiecie opolskim. On urzędnik, ona nauczycielka. Małżeństwo z 12-letnim stażem. Mają 10-letnią córkę. W sumie zarabiają nieco ponad 4000 zł. Pierwszy kredyt wzięli na mieszkanie (50 tys. zł). Krzysztof wtrąca, że to było jeszcze w czasach, kiedy cztery ściany były dużo tańsze niż dziś. Kolejny - na fiata punto (25 tys. zł).

Potem chcieli mieć jeszcze plazmowy telewizor i kino domowe (na raty w markecie), a przed rokiem wyjechali na wymarzone wakacje do ciepłych krajów, żeby zapomnieć o przygniatającej ich coraz bardziej codzienności (wzięli na to szybką pożyczkę - 6 tys. zł).

- Kiedy zaczęliśmy spłacać te wszystkie raty, okazało się, że nie wystarcza nam na życie. Najpierw pożyczaliśmy od rodziny, ale w końcu zrobiło nam się zwyczajnie wstyd - opowiada skrępowany Krzysztof. Magda bierze kontynuację historii na siebie.

- Mieliśmy konta w różnych bankach, więc postaraliśmy się o karty kredytowe z maksymalnym limitem pieniędzy: w sumie 4000 zł. Mimo że wypłacanie z takiej karty w bankomacie zupełnie się nie opłaca, nie mieliśmy wyjścia - potrzebna była nam gotówka na rachunki, zakupy. Co rusz banki wzywały nas do spłaty zadłużenia. Robiliśmy to zwykle w ostatniej chwili, kiedy już groziły windykacją.

Takie gonienie w piętkę trwało w ich przypadku 5 lat. Odetchnęli dopiero w grudniu ubiegłego roku. - Nie wygraliśmy w totolotka ani bogaty wujek z Ameryki nie obsypał nas dolarami - Magda uprzedza pytanie. - Ktoś podpowiedział nam, żeby wziąć jeden kredyt na spłatę pozostałych. Wprawdzie przyjdzie nam go spłacać dłużej, ale rata jest niższa od tych wcześniej sumowanych i nie musimy pamiętać o terminach wszystkich spłat - kontynuuje.

Teraz jedna pensja idzie im na kredyty i opłaty, a druga na życie. Krzysztof: - Więcej się w taką sytuację nie wpakuję, choćbym miał najstarszy telewizor w mieście i najmniej reprezentacyjne auto. Takiego stresu, jaki towarzyszył nam przez te lata, wcześniej nie przeżywałem.

Nie ma odwrotu
Pani Maria, emerytka z Opola, też próbowała się ratować tzw. kredytem konsolidacyjnym (jeden zamiast kilku). - Zostałam straszliwie nabrana - ocenia. Skusiła ją miła, niemal rodzinna atmosfera w siedzibie biura kredytowego w centrum Opola, gdzie zaciągała pożyczkę. Panie z obsługi najpierw podzieliły się z nią swoimi kłopotami ze zdrowiem i brakiem pieniędzy, a potem poleciły nieznany bank z Warszawy.

Zamiast ponad 1000 zł miała płacić 200 mniej. Przy 1600 zł emerytury taka kwota robiła dla niej różnicę. Podpisała umowę bez namysłu. - Roztrzepana jestem. Źle zrobiłam, bardzo żałuję, ale nie ma odwrotu. Dziś mnie już nikt z taką historią kredytową nie przyjmie, nawet gdybym chciała zmienić bank - próbuje się tłumaczyć.

Chciała spłacać raty pod koniec każdego miesiąca, bo wówczas dostaje emeryturę. Twierdzi, że najpierw ktoś z obsługi w banku zapewniał ją, że to możliwe, jeśli zapłaci dwie raty na raz. Gdy przyszło do spłat, ustne obietnice poszły w niepamięć. Albo, być może, pani Maria nie zrozumiała dobrze rozmówcy, który zasugerował jej zapłacenie jednej raty z wyprzedzeniem i robienie tak samo z kolejnymi.

- Teraz co miesiąc dostaję pisma z ponagleniami, za co doliczają mi po 5 zł do każdej raty. Do tego muszę wysłuchiwać pretensji pracowników tego banku przez telefon, straszenia wpisaniem na czarną listę kredytobiorców, windykacją. Za te rozmowy także płacę, bo wliczają to do moich rat. Jestem na granicy załamania nerwowego - rozpacza opolanka.

Do spłaty zostało jej jeszcze ponad 20 tys. zł. Mówi, że kredyty zaciągała, bo potrzebowała pieniędzy, żeby pomóc najbliższym: chorej mamie, która co miesiąc wydaje po kilkaset złotych na lekarstwa, i dorosłemu synowi, który został sam z nastoletnim dzieckiem. - Ono chce być takie jak rówieśnicy, więc potrzebny był komputer, nowe ubrania, no i normalnie: książki, jedzenie. Jak mu wytłumaczyć, że nas na to nie stać - zastanawia się pani Maria.

Nasz dług rośnie
Z najświeższych danych Narodowego Banku Polskiego wynika, że pod koniec listopada ub.r. kwota kredytów nie spłacanych w terminie przez gospodarstwa domowe i firmy przekroczyła 44 mld zł. Było to o ponad 1 mld zł więcej niż w październiku.

Pula obsługiwanych z dużym opóźnieniem kredytów w gospodarstwach domowych wzrosła o ponad 800 mln zł, do niemal 21,4 mld zł. Obecnie z dużym opóźnieniem lub wcale nie wraca do banków od ludzi ponad 5,2 proc. kredytów. 2,51 mld zł spośród kredytów gospodarstw domowych uznanych za zagrożone spłacane jest z opóźnieniem od 1 do 3 miesięcy, a w przypadku 2,46 mld zł Polacy płacą raty z opóźnieniem od 3 do 6 miesięcy po terminie. Najwięcej jest kredytów straconych, czyli nie oddawanych przez ponad 6 miesięcy. Ich wartość wzrosła w listopadzie o blisko 700 mln zł (do 16,4 mld zł).

W październiku 2008 r. suma kredytów zaciągniętych przez gospodarstwa domowe sięgała 341 mld zł, a w listopadzie 2009 r. 407 mld zł. Odsetek zagrożonych w pierwszym przypadku wynosił 3,44, a po ponad roku 5,25.

- Przyrost zagrożonych należności negatywnie odbija się na wynikach banków i zmusza je do tworzenia rezerwy na nie spłacane kredyty. Tylko w pierwszych trzech kwartałach 2009 r. w tym celu banki zawiązały ponad 8,2 mld zł rezerw. W tym czasie zysk netto całego sektora wyniósł 7 mld zł - komentuje Halina Kochalska, analityk Gold Finance.

Na szczęście Opolanie mimo perturbacji ze spłatą kredytów rzadko dopuszczają do ostateczności, czyli przekazaniu nierzetelnych klientów razem z kredytami firmom windykacyjnym. Z danych spółki Kruk wynika, że najpoważniejsze trudności z terminową spłatą zaciągniętych zobowiązań mają mieszkańcy województwa śląskiego oraz mazowieckiego.

Firma Kruk obsługuje obecnie ponad milion spraw, a ich wartość to ponad 3,6 miliarda zł. Aż 15 proc. z tego stanowią długi mieszkańców województwa śląskiego. Na drugim miejscu jest województwo mazowieckie (12,51 proc. wszystkich spraw). Opolanie sytuują się w tym niechlubnym rankingu na przedostatnim miejscu z 1,96 proc., tuż przed woj. podlaskim.

Co robić, gdy pętla długów się zaciska? Piotr Krupa, prezes Kruka, radzi, by skontaktować się z wierzycielem lub firmą windykacyjną i skorzystać z możliwości polubownego rozwiązania problemu. Do tej pory skorzystało z tego rozwiązania prawie 200 tys. osób mających zobowiązania finansowe wobec jego firmy windykacyjnej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska