Wojewoda opolski zapewnia: - Mamy tę powódź pod kontrolą

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
- Urządzeń powodziowych od 1997 roku nie testowaliśmy ani w Opolu, ani w Kędzierzynie-Koźlu - mówi Ryszard Wilczyński.

- Panie wojewodo, jak pan - realistycznie - ocenia sytuację powodziową w regionie?
- Chcę podkreślić, że mamy tę powódź pod kontrolą. I to jest zasadnicza różnica między rokiem 1997 a 2010, że wtedy mogliśmy kontrolować dopiero skutki. Teraz mamy sytuacje trudne, czasem dramatyczne, ale dzięki zbudowanym urządzeniom i funkcjonowaniu służb tragedii nie ma. W dwóch miejscach sytuacje są i będą trudne. Myślę o gminach Cisek i Bierawa, gdzie fala powodziowa będzie długo szła i długo schodziła. Drugim takim miejscem jest dolina Małej Panwi od Krupskiego Młyna w województwie śląskim aż po Ozimek. Jeszcze dokładnie nie wiemy, jak się ta fala ułoży i jakie kłopoty spowoduje, ale jest pewne, że tam będzie autentyczna powódź. Jak wielka? Prawdopodobnie poziom wody będzie wyższy o 70 cm niż w roku 1997, a więc znaczny.

- A jaka będzie sytuacja na Odrze?
- Na Odrze w Cisku fala powodziowa jest niższa w stosunku do 1997 roku o metr. Więc to nie jest powódź tysiącletnia, choć nieco większa niż w 1985 roku.

- Dlaczego w Cisku - 13 lat po tamtej powodzi - nadal nie ma wałów i ludzie, którzy ledwo stanęli na dobre na nogi, znów mają Odrę w domu?
- Z tego samego powodu, dla którego ludzie czasem kilkanaście lat po przeprowadzce nie mają ogrodzenia albo podjazdu we właściwym miejscu. Gdybyśmy byli bardzo bogatym krajem, to byśmy się zabezpieczyli po dach wszędzie. Ale taka okazała się wydolność naszego państwa. Priorytety były takie, że nie było nas na te wały wcześniej stać.

- Czego powinno się spodziewać w najbliższych godzinach Opole?
- Opole ma słaby punkt na wałach w Metalchemie. Ich rozstaw jest niewielki i są one w nie najlepszym stanie. Przepływ, który może spowodować ich przerwanie, to jest 1800-2000 m szesc. na sekundę. Akurat tyle idzie. Więc do końca nie wiadomo, jak się te wały zachowają, jeśli wody przybędzie. Ale nie powinno przybyć.

- Radzi pan mieszkańcom Opola przenosić rzeczy z piwnic wyżej, by je uchronić przed zalaniem?
- To jest pytanie do prezydenta Opola. Ja mówię tak: system w mieście został zbudowany na przejście fali o przepływie 2700 metrów sześciennych na sekundę. Spodziewamy się, że wody nie przepłynie więcej niż 2 tys. metrów, więc powinna się zmieścić wewnątrz wałów. Ale urządzeń powodziowych od 1997 r. nie testowaliśmy ani w Opolu, ani w Kędzierzynie-Koźlu. Więc w Kędzierzynie wszystko robi się teraz z zapasem bezpieczeństwa. I to dobrze, bo pojawiły się niespodzianki. Ewakuowano - na zapas - pacjentów szpitala. Tymczasem woda nie przyszła. Natomiast wybiła kanalizacja. Więc okazało się, że dobrze, że ludzi w tym szpitalu nie ma. Ostrożność nie zawadzi. Ale gdyby mnie ktoś pytał, czy w Opolu na Zaodrzu będzie woda, odpowiem: nie spodziewam się.

- Ale serwer w Urzędzie Marszałkowskim z piwnicy się przenosi...
- Urząd Marszałkowski nie wie, jak zareagują jego piwnice, jak wygląda plątanina rur pod fundamentem, czy coś tam nie wybije, bo płynąca wyżej woda wywrze pewne ciśnienie. Mogą się zdarzać podsiąki. Więc przenosząc wart dziesiątki, a może setki tysięcy zł serwer, robią słusznie. Bo to mniej kosztuje niż zalanie go przez wodę spod kratki, czy z gruntu. Tylko że to nie znaczy, że woda przeleje się tam przez wał.

- Fala kulminacyjna płynie wolniej niż podczas powodzi 1997 roku?
- Tylko trochę wolniej. W chwili, kiedy rozmawiamy, (wtorek, godzina 16.00) czoło fali jest w Kędzierzynie-Koźlu. Za trochę ponad dobę powinno dotrzeć do Opola. Odra będzie się podpiętrzać, ale to jeszcze nie będzie szczyt. On przyjdzie później, bo to jest duża fala i ona się musi tak zachowywać.

- W Czechach pełne są zbiorniki retencyjne. Zrzucą nadmiar wody do nas?
- Skoro zbiorniki są pełne, to system zachowa się tak, jakby ich nie było. Ile do zbiorników dopłynie, tyle wody musi odpłynąć. Może się zdarzyć, że będą zrzucać tę wodę w ogonie fali powodziowej. W praktyce oznacza to, że tę falę wydłużą, ale jej nie podniosą. Więc nic gorszego nie powinno nas z ich strony spotkać. To jest normalna praca zbiornikami. Nie trzeba się tego bać.

- Ludzie się boją, bo dość powszechne jest przekonanie, że powódź 1997 roku zaczęła się od czeskich zrzutów.
- Teorie spiskowe tłumaczą rzeczywistość ludziom niezorientowanym. Zaprzeczam. Nic takiego nie miało miejsca. Powódź 1997 wzięła się stąd, że w dorzeczu Górnej Odry spadło ok. 300 mm wody, a w Sudetach 270 mm i to się skumulowało. Powódź bierze się z chmur, z nieba, nie ze zbiorników.

- Gdyby gotowy był zbiornik Racibórz, nie mielibyśmy dziś problemu powodzi.
- Nie wiem, czy nie byłoby zupełnie problemu, ale z pewnością byłby zacznie mniejszy. A brak zbiornika nie wynika z braku pieniędzy, tylko raczej z tego, że państwo nie było w stanie skutecznie wyegzekwować od mieszkańców jednej wioski, by przenieśli się gdzie indziej, choć przyczyniłoby się to do znacznej poprawy bezpieczeństwa mieszkańców trzech województw. Skutki dotykają dziś wszystkich, z mieszkańcami tej wioski włącznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska