Wojna rodziców o dziecko, czyli Zuzia będzie miała ze mną dobrze...

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Patrycja N. z Zuzią: - Nie chcę, by moja córka wychowywała się w domu dziadków.
Patrycja N. z Zuzią: - Nie chcę, by moja córka wychowywała się w domu dziadków. Krzysztof Strauchmann
Ona i on. Matka i ojciec. Przed sądem w Nysie walczą o prawo do opieki nad dzieckiem, 4-letnią Zuzanną, którą ojciec bez zgody matki wywiózł do dalekiej Norwegii.

Pochodzą z dwóch wiosek pod Nysą. Poznali się jeszcze w kraju. On jest w Norwegii od 2007. Ona wyjechała zaraz po szkole w 2009. Chciała zostać tylko na wakacje, ale szybko znalazła pracę. Zarabiali najpierw na wesele w Polsce. Potem na spłatę nowego samochodu. Zuzia urodziła się tam, w 2010. Ale jak rodzice ma polskie obywatelstwo.

Życie przez telefon

Ona: W czerwcu ubiegłego roku powiedziałam mu, że odchodzę. Nie dało się z nim wytrzymać, stale nadużywał alkoholu, był wobec mnie agresywny. Wyjechałam z Norwegii za jego zgodą, razem z dzieckiem. Nawet nas podwoził na autobus.

On mówił, że ma nadzieję, iż wrócę do niego. Ja jeszcze nie wykluczałam, że się pogodzimy. Dogadaliśmy się, że Zuzia jedzie ze mną do Polski, a on będzie odwiedzał córkę, zabierał ją na wakacje.

On, Adrian N., przyleciał do Polski trzy miesiące po rozstaniu. Akurat miał w rodzinie wesele. Przed powrotem zadzwonił, że weźmie dziecko ze sobą na dwa tygodnie do Norwegii. Ona sama odwoziła mu córkę na lotnisko.

Patrycja N.: Między nami stosunki zawsze były napięte. Potrafił mnie zwyzywać, grozić, ale nie miałam powodu, żeby obawiać się o dziecko. Jeszcze gdy mieszkaliśmy razem, poświęcał Zuzi 5 może 10 minut dziennie. A potem szedł do swojego komputera i alkoholu. Po moim wyjeździe wydzwaniał z Norwegii nawet 50 razy dziennie, ale może trzy rozmowy były o dziecku. Tak naprawdę chciał mnie kontrolować.

Po tygodniu zadzwonił z Norwegii i powiedział: Nie przywiozę ci Zuzi, bo ona nie chce wracać do Polski.

Ona: Zuzia miała trzy lata i ciężko było z nią porozmawiać na odległość. Ale mam dużo nagrań ze skype'a, na których mała mówi, że jest jej smutno, że chce do mamy.

Jolanta N. matka Adriana (zeznania w sądzie): W Norwegii dziecko nie miało żadnej opieki Patrycji. Przychodziło do nas i to my się nim zajmowaliśmy. Patrycja oglądała telewizję i grała na komputerze. Synowa w ogóle nie gotowała. Nie wychodziła z domu.

Była uzależniona od gry "Drugie życie", jadła posiłki przy komputerze, a na prośby dziecka o picie czy jedzenie odpowiadała: za chwilkę. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam jej, że musi prowadzić normalne życie.

Po powrocie do Polski Zuzia płakała, że chce do nas wracać. Akurat jechaliśmy na wesele, to wracając do Norwegii zabraliśmy małą ze sobą.

Patrycja N. wtedy jeszcze nie słyszała o czymś takim jak porwanie rodzicielskie. Prawnik poradził jej, żeby cierpliwie poczekać, aż mąż przywiezie córeczkę do Polski. Przez granicę niewiele są w stanie zrobić. Kobieta znalazła w Polsce czasową pracę, zarobiła trochę i kupiła bilet lotniczy do Oslo. Pojechała na Boże Narodzenie 2013.

- Jeszcze przed naszym ślubem jego rodzice kupili w Norwegii duży dom z dwoma osobnymi mieszkaniami - opowiada Patrycja N. - Po moim wyjeździe mąż sprowadził się do mieszkania matki. Byłam tam przez tydzień i Zuzia cały czas była ze mną, choć wcześniej jej dziadkowie przez telefon przekonywali mnie, że wcale za mną nie tęskni.

Tymczasem Zuzia spała ze mną, jadła, nawet do łazienki ze mną chodziła. Po tygodniu musiałam wracać do Polski. Wiedziałam, że mąż nie pozwoli mi zabrać dziecka ze sobą, zresztą cały czas miał jej dowód osobisty. Wyjechałam w nocy, żeby nie robić dziecku przykrości.

Centrum życiowe

Adrian N. przyjechał do Polski w styczniu 2014. Zamieszkał w wiosce koło Nysy, gdzie jego rodzice mają dom. Patrycja N. natychmiast przyjechała po córkę i zabrała ją do siebie. Ona: Zuzia znów nie odstępowała mnie na krok.

Mówiła, że nie chce wracać z tatusiem.
Adrian N. robił wrażenie pogodzonego z sytuacją. Po kilku dniach odleciał do Oslo. Niespodziewanie przyleciał w kwietniu i za zgodą Patrycji wziął Zuzię do siebie na jeden dzień. Potem poprosił, że chce zostać z dzieckiem do niedzieli.

Ona: W sobotę przysłał mi wiadomość: - Jestem z Zuzią na lotnisku. I co mi zrobisz?
Patrycja N. jeszcze w styczniu 2014 złożyła do Sądu Rodzinnego w Nysie wniosek o powierzenie jej władzy rodzicielskiej nad córką, ograniczenie władzy rodzicielskiej ojca do decydowania w istotnych sprawach i powierzenie matce opieki nad córką na czas procesu.

W kwietniu przewodniczący wydziału rodzinnego odrzucił wniosek. Ponieważ zgodnie z prawem Unii Europejskiej o dziecku decyduje sąd kraju, w którym przebywa. Sąd uznał przy tym, że choć Zuzia mieszka i w Polsce, i w Norwegii, to jej centrum życiowym jest Norwegia. Tam się urodziła, tam jest zapisana do przedszkola i lekarza. Tam też aktualnie przebywa z ojcem.

Problem w tym, że Norwegia nie jest członkiem Unii Europejskiej i nie stosuje się do niej prawa wspólnotowego. Po odwołaniu sąd sam sprostował swoje postanowienie i przystąpił do rozpatrywania meritum sprawy. Rozpatruje do dzisiaj.

Ona: Od kwietnia do sierpnia nie widziałam swojej córki. Mogę z nią tylko porozmawiać przez telefon albo internetowy komunikator. Ale mąż jest zawsze razem z nią i muszę w czasie rozmów wysłuchiwać jego pretensji, że ich zostawiłam. Miesięcznie wydaję kilkaset złotych na telefony do Norwegii, bo on już przestał do mnie oddzwaniać, choć ma bezpłatną taryfę.

Na wyznaczoną w sierpniu rozprawę Adrian N. przyjechał do Nysy razem ze swoją matką i Zuzią.

Ona: Dał mi Zuzię na kilka dni, bez problemów. Nastawienie córki do mnie w ciągu tych miesięcy zmieniło się diametralnie. Nie chciała być ze mną. Mówiła, że jest na mnie zła, bo zostawiłam tatusia, że ją okłamuję, że przez mamusię nie możemy być razem. Okazało się, że mąż czteroletniemu dziecku opowiada nawet o rozprawie sądowej.

Stopniowo znów Zuzia zaczęła się przyzwyczajać do mamy, do spotkań z rówieśnikami i kuzynami w Polsce. Były razem kilka dni, do sądowej rozprawy. Zaraz po rozprawie Patrycja N. wywiozła dziecko do rodziny za Wrocław. Adrian N. pojechał na policję do Otmuchowa i zgłosił, że żona dokonała porwania rodzicielskiego.

Ona: Znów wydzwaniał do mnie po 50 razy dziennie. Z pretensjami, że co wyprawiam, że mam mu natychmiast oddać dziecko. Zadzwonił też do mnie policjant z Otmuchowa, bo mąż zgłosił policji, że mam ograniczoną władzę rodzicielską.

Posłużył się przy tym pierwszym postanowieniem sądu, odrzucającym mój wniosek o czasowe przyznanie prawa opieki nad Zuzią. Mój adwokat wyjaśniał to potem z policją i przestali mnie szukać.

Po tygodniu takich wakacji z dzieckiem Patrycja N. musiała wrócić, bo od września miała już załatwioną nową pracę. Dla Zuzi było już przygotowane miejsce w polskim przedszkolu.
Ona: Nie ukrywałam tego przed mężem. Wiedział, gdzie Zuzia pójdzie do przedszkola. 27 sierpnia przedszkolanka zadzwoniła do mnie, że mąż jest w przedszkolu i chce zabrać dziecko.

Policja nic nie może

Adrian N., który po sądowej rozprawie wrócił do Norwegii, niespodziewanie zjawił się znów na Opolszczyźnie. Wyproszony z przedszkola krzyczał i domagał się wydania Zuzi. Wezwany na miejsce patrol policji porozmawiał z uczestnikami zajścia i uznał, że rodzice w tej sprawie powinni dogadać się sami.

Ona: Prosiłam go, żeby mi zostawił Zuzię choć na półtora miesiąca, bo w październiku będzie kolejna rozprawa, to przyjedzie i ją zabierze. Przecież Zuzia była ze mną tylko siedem dni. On był nieugięty. Pojechaliśmy razem na lody w Nysie, porozmawiać.

Kiedy Zuzia powiedziała, że zostanie z mamą, mąż się rozpłakał, że mama krzywdzi tatę. Zuzia zawołała, że nie chce na to patrzeć i już nie chciała ze mną zostawać. Za radą prawnika teraz to ja wezwałam policję. Przez półtorej godziny rozmawialiśmy razem z policjantami. Nawet oni próbowali przekonać męża, żeby zostawił mi córkę na 1,5 miesiąca.

W końcu stwierdzili, że musimy się sami dogadać i odjechali. A on wsadził córkę do auta i kazał mi jechać za sobą, bo wraca do domu rodziców. Odepchnął mnie od swojego samochodu. Zgubiłam go w Nysie w korkach. Do domu swoich rodziców nie dojechał.

Jeszcze w czerwcu nyski sąd rodzinny oddalił wniosek Patrycji N. o przyznanie jej opieki nad dzieckiem czasowo, do zakończenia sądowego sporu. Adrian N. pisał wcześniej do sądu, że Zuzia całe życie spędziła w Norwegii, tam ma przedszkole i lekarza, a w Polsce nie ma odpowiednich warunków rozwoju. Nie ma nawet własnego pokoju. Zaprzeczał przy tym zarzutom zony, że ma problemy z alkoholem i jest agresywny.

Zarzucił żonie, że to ona jest uzależniona od gry komputerowej, a w Norwegii grała przez całe dni, nie zajmując się dzieckiem. Sąd uznał, że Patrycja N. nie dostarczyła wystarczających dowodów na potwierdzenie swojej tezy, że mąż jest nierównoważony. Zdaniem sądu dobro dziecka nie jest zagrożone. Zuzia kocha ojca i jest przywiązana do dziadków.

Jolanta N., babcia Zuzi (zeznania w sądzie): Zuzia jest u nas zadbana, nakarmiona, radosna. Uśmiech nie schodzi jej z twarzy. Chodzi do przedszkola. W weekendy jeździ z tatą na wycieczki. Dziecko ma swój pokój, elektroniczne organy do grania, bo ma talent. Ma swojego chomika i kotkę. Cały czas mówi, że chce mieszkać w Norwegii, a mamę chce odwiedzać, ale nie chce z nią mieszkać.

19 września Sąd Rejonowy w Nysie zgodził się na wniosek Adriana N., żeby to on zajmował się tymczasowo dzieckiem. Sąd uznał za mało prawdopodobne zarzuty matki, iż Adrian N. jest coraz bardziej agresywny, ma problemy ze zdrowiem psychicznym i jest nieodpowiedzialny, przez co zagraża dziecku. Uznał też, że Patrycja N. związała się z nowym partnerem życiowym, z którym teraz mieszka, co nie jest korzystne dla dziecka. Tymczasem w domu ojca ma dobre warunki do rozwoju.

Sąd nie wziął pod uwagę informacji, potwierdzonej w zeznaniach matki Adriana N., że mężczyzna przyjmuje lek uspokajający escitalofran. Zapisał mu go lekarz, bo Adrian bardzo przeżył wyjazd żony do Polski. Z ulotki leku wynika, że ma działanie antydepresyjne, jest stosowany do leczenia lęku napadowego, natrętnych zachowań i myśli samobójczych.

Adwokat Patrycji N. na tej podstawie domaga się rewizji sądowego postanowienia, że Zuzia ma czasowo pozostać z ojcem. Dowodzi, że sąd powierzył dziecko osobie z problemami natury psychicznej. Powołuje się także na zabezpieczone wiadomości SMS od Adriana N., z których wynika, że w 2013 próbował on popełnić samobójstwo i że jest agresywny.

Adrian N. (telefonicznie z Norwegii): Nie chcę się na ten temat wypowiadać, żeby moje stanowisko nie zostało przekręcone. Proszę się kontaktować z moim adwokatem. To wszystko mogło być załatwione między nami, ale to Patrycja poszła do sądu i jeszcze specjalnie nie podała mojego adresu w Norwegii. Dlaczego teraz Zuzia miałaby co chwilę zmieniać miejsce pobytu, skoro tu ma cały swój świat, swoje środowisko, przedszkole?
Sądowy ciąg dalszy wojny o Zuzię nastąpi pod koniec października.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska