Z wizytą w Tierpark Bolko w Opolu

Artur  Janowski
Artur Janowski
Opolanie mogli oglądać nie tylko pelikany i swojskie bociany, ale również egzotyczną mandarynkę czy amerykańską karolinkę.
Opolanie mogli oglądać nie tylko pelikany i swojskie bociany, ale również egzotyczną mandarynkę czy amerykańską karolinkę.
Wchodzących witały przy wejściu dwie przepiękne papugi. Po kilku krokach wchodziło się pomiędzy palmy, oglądało flamingi. Nic dziwnego, że dawne zoo było największą atrakcją przedwojennego Opola.

Urok niemieckiego Tierpark (park zwierzęcy) można dzisiaj znaleźć tylko na przedwojennych pocztówkach. Widać na nich wyraźnie, że nie był to wcale mały ogród, czy też tylko zwierzyniec. Były w nim lwy, których w obecnym ogrodzie nie ma od czasu wielkiej powodzi w 1997 roku, a nawet bizon, sprowadzony z dalekiej Ameryki Północnej. A to tylko niektóre zwierzęta, o których oglądaniu w Opolu możemy na razie tylko pomarzyć.

100 lat tradycji

A tak wyglądało wnętrze restauracji w zoo, która serwowała m.in. bażanta w sosie winnym.
A tak wyglądało wnętrze restauracji w zoo, która serwowała m.in. bażanta w sosie winnym.

Taras widokowy restauracji na wyspie Bolko, z którego można było oglądać Odrę.

Niemiecka historia przedwojennego zoo jest nieco zapomniana, jak również fakt, że tradycja trzymania zwierząt na wyspie Bolko jest znacznie dłuższa i liczy sobie 100 lat. Zaczęła się jeszcze w 1912, gdy powstawał obecny park. Andreas Ulbrich, ówczesny miejski ogrodnik oraz autor projektu parku, zapisał w swoich wspomnieniach, że kilka morgów łąki parkowej ogrodzono niezauważalnym płotem i przekazano na "idylliczny obszar dla saren, pawi, bażantów i innych zwierząt, których widok miał służyć uciesze przechadzających się mieszkańców Opola."

Szczególną radość miały dzieci, gdy czasem z zarośniętych nor wyskakiwały im pod nogi króliki lub zające.

- Wówczas pisano o tym jako o Tiergarten, czyli ogrodzie zwierzęcym - opowiada Andrzej Hamada, miłośnik historii Opola, który próbował kiedyś zgłębiać początki zoo. - Jego początki okrywają mroki niepamięci, na pewno jednak początkowo Tierpark był prywatny, a dopiero potem przejęło go miasto i znacznie rozbudowało. W latach 30. XX wieku w przewodniku po ówczesnym Oppeln pisano, że "jest to drugi co do wielkości ogród na Śląsku za znaczną ilością zwierząt z całego świata". Myślę, że nie było w tym przesady.

Lesław Sobieraj, dyrektor zoo, przyznaje że o przedwojennym ogrodzie wiadomo bardzo niewiele. Najpewniej ze względu na zawieruchę wojenną, a potem także przez powódź nie zostały po nim żadne dokumenty. Szczątkowe informacje czerpano tylko ze starych niemieckich gazet. Stąd wiadomo np., że Opole do czasu stworzenia swojego ogrodu miało udział w zoo we Wrocławiu.

- Wiemy też, że np. lwa podarował Opolu któryś z hitlerowskich dygnitarzy, prawdopodobnie marszałek III Rzeszy Hermann Göring - opowiada Lesław Sobieraj. - Z chęcią jednak dowiedzielibyśmy się czegoś więcej o dawnym ogrodzie, zwłaszcza że w tym roku świętujemy 60. rocznicę powstania polskiego zoo, które otwarto w Opolu w 1953 roku.

Nie lew, lecz puma

Porządku w dawnym zoo pilnowali specjalni strażnicy. Nie przeszkadzało im to bawić się z szympansem. Zdjęcie pozyskaliśmy dzięki pomocy Joanny Filipczyk
Porządku w dawnym zoo pilnowali specjalni strażnicy. Nie przeszkadzało im to bawić się z szympansem. Zdjęcie pozyskaliśmy dzięki pomocy Joanny Filipczyk z Muzeum Śląska Opolskiego.

A tak wyglądało wnętrze restauracji w zoo, która serwowała m.in. bażanta w sosie winnym.

Jak można przeczytać w jednym z numerów pisma "Oppelner Heimatkalender", zoo - podobnie jak i teraz - przyciągało mieszkańców całego województwa.

Wchodzących do zoo (wejście było jednak w innym miejscu, bo od strony rzeki Odry) witały dwie przepiękne papugi, a już po kilku krokach zwiedzający stali pomiędzy palmami i oglądali flamingi (nie ma ich w obecnym zoo). W ogrodzie była spora ptaszarnia, w której eksponowano liczne gatunki ptaków egzotycznych, w większości o bajecznie kolorowym upierzeniu, a tuż obok stała woliera, gdzie pokazywano przede wszystkim kaczki, m.in. azjatycką mandarynkę czy amerykańską karolinkę.

Zwiedzający mogli także obejrzeć parę lwów, które witały ich majestatyczną pozą, a często jeszcze większym zainteresowaniem odwiedzających cieszyła się ich sąsiadka - puma. Obok, w wysokich klatkach, trzymano także niedźwiedzia polarnego oraz niedźwiedzia brunatnego, czyli zwierzęta do tej pory nieosiągalne dla współczesnego ogrodu.

Przedwojenni mieszkańcy miasta mogli również podziwiać: bizona, wielbłąda, szympansa, wilki, czy szopa pracza. Dodatkowo - jak wówczas pisano - ogród pełnił rolę wychowawczą - bo dzieci mogły oglądać także rodzime zwierzęta, takie jak daniele, bajecznie kolorowe bażanty, jelenie czy lisy, i wszystkie z bardzo bliskiej odległości. Jak podkreślano, wiele z tych zwierząt było przez kogoś podarowane.

Archiwalny artykuł z "Oppelner Heimatkalender" wyjaśnia też często powtarzaną informację o lwie podarowanym zoo przez samego Hermanna Göringa. Autor artykułu pisze bowiem o Silberloewe, czyli o lwie srebrnym, a właśnie tak określano kiedyś nie króla zwierząt, ale pumę.

Początkowo teren przedwojennego zoo wynosił nie więcej niż 1,5 hektara, ale już w 1938 r. ogród zajmował blisko dwukrotnie większy obszar. Wraz z rosnącą stale liczbą zwierząt, zwiększał się także sam teren ogrodu. Sadzono żywopłoty, stawiano kwietniki, budowano nowe klatki i alejki z ławkami oraz nowe stawy. Mimo to zoo było dużo mniejsze niż obecne, zajmujące ponad 20 hektarów.

- Pamiętajmy jednak, że wówczas trzymano zwierzęta na dużo mniejszych powierzchniach, nie było takich ostrych norm i wymogów jak teraz, poza tym dzisiejszy ogród ma za sobą 60-letni okres rozbudowy - przypomina Andrzej Hamada.

Jeśli autor archiwalnej publikacji nie popełnił błędu, to dawne władze miasta przejęły zwierzyniec około 1933 roku, a potem go rozbudowały. Wraz ze zwiększaniem się liczby zwierząt w zoo rozrastał się i zmieniał także sam ogród. Tuż przed wojną planowano dalszą rozbudowę poprzez stworzenie dużego otwartego wybiegu dla małp oraz powiększenie ptaszarni. Zastanawiano się nad nowym basenem, choć autor niemieckiej publikacji nie precyzuje, komu lub czemu miałby on służyć.

Wojna zamyka zoo

Porządku w dawnym zoo pilnowali specjalni strażnicy. Nie przeszkadzało im to bawić się z szympansem. Zdjęcie pozyskaliśmy dzięki pomocy Joanny Filipczyk z Muzeum Śląska Opolskiego.

Ogród w Opolu stał się atrakcją i to na tyle dużą, że w 1937 r. odwiedziło go aż 50 tys. osób, co - jak na tamte czasy - było wynikiem rewelacyjnym. Zwiedzających nie przyciągały tylko zwierzęta. Na terenie ogrodu istniała restauracja Tierpark-Gaststätte, z tarasem wychodzącym na Odrę, a jej właścicielem był Alfred Kynast. Opolanom znana była z dań przygotowywanych według starych opolskich przepisów i kuchni egzotycznej. Specjalnością zakładu stał się bażant w sosie winnym i przepiórcze jaja ze szparagami.

II wojna - która wybuchła w 1939 r. - położyła kres niemieckiemu zoo. Andrzej Hamada doszukał się informacji, że już w 1941 ogród zamknięto, a zwierzęta wywieziono do ogrodów w głąb Niemiec lub też uśpiono. Trudno w to jednak uwierzyć, biorąc pod uwagę, że w tym czasie III Rzesza była u szczytu swojej potęgi i mało kto wyobrażał sobie przyszłą klęskę.

Bezsprzecznie jednak to w czasie wojny ogród zamknięto, a gdy Opole w 1945 r. zajęła Armia Radziecka zoo było puste. Czy zostało też wtedy zniszczone, jak sugerują niektórzy? Niekoniecznie. Osoby, znające stare niemieckie pocztówki i pamiętają ogród sprzed powodzi widzą spore podobieństwa. Na pewno, gdy w 1952 r. zawiązał się w Opolu Komitet Odbudowy Zwierzyńca, działał on na tym, co pozostało z uroku dawnego Tierpark Bolko, którego historia wciąż nie do końca jest nam znana.

Za pomoc przy powstaniu tekstu dziękuję Magdalenie Annie Dudzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska