Zabójca "Ikara" nie poniesie już kary

Archiwum
Dionizy Bielański. 16 lipca 1975 małym samolotem uciekał ku wolności. Do wolnego świata zabrakło mu 8 km.
Dionizy Bielański. 16 lipca 1975 małym samolotem uciekał ku wolności. Do wolnego świata zabrakło mu 8 km. Archiwum
Dionizego Bielańskiego z Opola pogrzebano na cmentarzu w Półwsi ukradkiem. W zalutowanej trumnie, której esbecy nie pozwolili otworzyć nawet żonie.

Śledztwo w sprawie człowieka, którego podejrzewano, że to on 39 lat temu kazał zabić Bielańskiego, umorzono tydzień temu, 20 czerwca 2014.

Powód: śmierć podejrzanego.
Podejrzany nazywał się Wojciech Jaruzelski, nosił stopień generała i spoczął na wojskowych Powązkach - z honorami, salwami i w asyście elit III RP. A komu się to nie podobało, był wyzywany przez wiodące media od nienawistników.

O Dionizym Bielańskim, pilocie Aeroklubu Opolskiego, który w malutkim samolocie uciekał do wolności, po raz pierwszy głośno zrobiło się tuż po Wielkanocy 2009 roku.

Wtedy to słowacki odpowiednik IPN wszczął śledztwo w sprawie zestrzelenia w 1975 roku przez siły powietrzne Czechosłowacji polskiego samolotu cywilnego AN-2.

Podstęp z dziecięcą zabawką

Płk Zbigniew Hoffman, emerytowany szef Aeroklubu, powiedział mi wtedy, że Dyzio - bo tak na Bielańskiego mówili w środowisku - pokazywał czeskim pilotom z tych myśliwców jakąś dziecięcą zabawkę.

Oni wykonywali ostrzegawcze manewry, a on im machał misiem albo lalką. Być może chciał im w ten sposób zasygnalizować, że ma dzieci na pokładzie. Jeśli to był podstęp, nie udał się.

Bielański wystartował z łąki koło Bochni pod Krakowem, gdzie wykonywał samolotowe opryski. Uciekał do Austrii, od jej granicy dzieliło go tylko 8 kilometrów. Przy radzieckich myśliwcach nie miał szans.

Pilot Vlastimil Navratil aż trzy razy upewniał się, czy rozkaz jest ważny, zanim nacisnął spust pokładowego działka. Pociski poszatkowały polski samolot, który upadł w miejscowości Kuty. To było 16 lipca 1975 roku. Po wszystkim Navratil wpadł w traumę, opuścił szeregi wojska. A Dionizy Bielański osierocił dwie córki.

O wypadku nie ukazała się w prasie polskiej i czechosłowackiej najmniejsza nawet notatka prasowa, choćby zakłamana.

Czechosłowacka armia nie miała prawa zestrzelić polskiego samolotu cywilnego. Był z tego samego socjalistycznego bloku. Co innego, gdyby maszyna przyleciała bez pozwolenia z wrogiego wówczas obozu krajów kapitalistycznych.

"Ustalono w sposób bezsporny, że wydany przez odpowiednie władze wojskowe Czechosłowacji rozkaz zestrzelenia samolotu został wydany na polecenie ówczesnego Ministra Obrony Narodowej gen. armii Wojciecha J." - czytamy w komunikacie IPN.

Jako minister obrony narodowej, generał nakłaniał za pośrednictwem oficera dyżurnego Centralnego Stanowiska Dowodzenia Wojsk Obrony Powietrznej Kraju wojska obrony powietrznej Czechosłowacji, aby zestrzeliły samolot AN-2, którym Dionizy Bielański chciał uciec na Zachód. Zdaniem prokuratury Jaruzelski przekroczył uprawnienia służbowe oraz naruszył prawa człowieka wobec jednostki.

Prawda przyszła z sieci

Żona Dionizego Bielańskiego nosi nazwisko po drugim mężu i mocno dba o anonimowość. Pamięta, że o tamtym zestrzeleniu po raz pierwszy usłyszała od kogoś, kto słuchał Wolnej Europy (polska rozgłośnia w Monachium, szerząca wolne słowo, zagłuszana przez władze PRL). W "Wolnej" mówiono, że tym małym "antkiem" uciekała na Zachód grupa oficerów polskich.

- Myślałam, że mąż jest w delegacji, aż tu nagle odbieram telefon, że mąż miał wypadek. Śmiertelny. W Czechosłowacji. A co on tam robił? Milczenie. Potem przywieźli trumnę.

Metalową. Pod uzbrojoną eskortą. Trumny otworzyć nie pozwolono. Dostałam jedynie jego torbę. Lekko nadpaloną. W środku dwie koszule, szczotka z włosami i jakieś klucze.

Potem żona pilota nabrała wody w usta. Mimo że była przekonana, że to wypadek, to bała się nawet o nim rozmawiać. A i ludzie bali się rozmawiać z nią. Przez lata odbierała dziwne telefony. Ktoś ją informował, że Dionizy miał drugą rodzinę, ktoś groził, że coś się stanie córkom, jeśli Bielańska będzie domagać się odszkodowania za męża. To się ciągnęło przez 10 lat od wypadku.

Sądy orzekły, że odszkodowanie za życie pilota nie należy się.
Do prawdy dokopała się młodsza córka Dionizego Bielańskiego. Jakoś tak po 2000 roku trafiła na wzmiankę, że czeski IPN opublikował listę Polaków, którzy za komunizmu zginęli na terytorium Czechosłowacji, i że jest wśród nich jeden cywilny pilot.

To obudziło jej ciekawość. Zaczęła szperać w sieci i znalazła referat po czesku o zestrzeleniu ojca. Ze szczegółami, z imieniem i nazwiskiem ojca. Napisał go na konferencję Tomas Bursik. To był dla niej szok - czytać po 30 latach od wypadku ojca, że nie był to wypadek, lecz zestrzelenie na rozkaz samego generała Jaruzelskiego.

Miał dość absurdu i osaczenia

Dionizy Bielański miał prawo czuć się źle w Polsce Ludowej. Pod koniec lat 60. odmówił wstąpienia do PZPR, co było raczej w dziedzinach zmilitaryzowanych obowiązkowe. Ponadto lekceważąco odnosił się do socjalizmu, czemu dawał głośny wyraz. Skupował dolary, co było wtedy czymś równie podejrzanym jak dziś handel materiałami radioaktywnymi.

Już w 1971 roku SB założyła mu teczkę operacyjną pod pseudonimem "Ikar", co można odczytać jako złowieszczy znak od losu: Ikar spadł przecież do morza. Przez kilka lat jego mieszkanie było na podsłuchu, przez cztery lata słuchano wszystkich telefonicznych rozmów Bielańskich, czytano całą ich korespondencję, a samego Dionizego rozpracowywało aż 8 tajnych współpracowników.

Pomijano go przy awansach, odrzucono podanie o wyjazd na opryski w Afryce (intratne, bo płatne w dolarach), robiono drobne świństwa. Mimo wybitnych kwalifikacji pozbawiono pracy i zabroniono wyjazdu nawet do półbraterskiej, bo też socjalistycznej Jugosławii. Raporty tych 8 współpracowników to swoista ilustracja absurdów tamtych czasów i zniewolenia umysłów w państwie policyjnym.

Ten, którego donosy ziały jadem najmocniej, został po 1989 znanym opolskim biznesmenem. Kilka lat temu, zaatakowany śmiertelną chorobą, wycofał się z życia publicznego i wyjechał za granicę.

Z tamtego zamachu na cywilny samolot z polskim pilotem nie wytłumaczy się już także generał Jaruzelski. Od tygodnia śledztwo w jego sprawie jest umorzone.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska