Zakazana miłość

Fot. z kolekcji Jerzego Kochlera-pocztówka z 1920r
Rynek 33 w Lewinie Brzeskim (trzecia kamienica od lewej), tu mieściła się masarnia Frenzlów.
Rynek 33 w Lewinie Brzeskim (trzecia kamienica od lewej), tu mieściła się masarnia Frenzlów. Fot. z kolekcji Jerzego Kochlera-pocztówka z 1920r
Ona, młoda i powabna, przykładna niemiecka żona. On zabójczo przystojny, robotnik przymusowy. Ustawy hitlerowskie w roli strażnika moralności. Nie miało prawa im się udać. A jednak...

Czas akcji: II wojna światowa, gdzieś między 3 lutego 1941 r. a 19 stycznia 1945 r., prawdopodobnie 1942 lub 1943 rok.
Miejsce akcji: Lewin Brzeski, teren ówczesnej III Rzeszy.
Bohaterowie: Ona - Dorotei, z domu Dierschke, piękna dwudziestokilkuletnia Niemka, córka miejscowego stolarza, żona Hermanna Frenzla, właściciela masarni w Rynku. On - Pierre *Eyeserie, Francuz, bardzo przystojny. Do Lewina musiał trafić 3 lutego 1941 r., jako jeniec wojenny. Później zmuszono go do przymusowej pracy na rzecz III Rzeszy. Skierowano go do masarni, której właściciel, żołnierz Wehrmachtu, walczył na froncie wschodnim. Żona właściciela, Dorotei, nie dawała sobie rady, potrzebowała rąk do pracy. Wystąpiła o przydzielenie robotnika przymusowego...

To nie miało prawa
się zdarzyć
Najpierw była wzajemna nieufność i trzymanie się na dystans. Potem coraz częstsza wymiana powłóczystych spojrzeń. Dorotei, dla przyjaciół Dolly, szczupła, bardzo elegancka i zadbana brunetka o wyrazistych rysach twarzy. Była młoda, atrakcyjna i czuła się bardzo osamotniona... A południowej urodzie Pierre'a nie mógł zaszkodzić nawet ponury uniform...
Zdrowy rozsądek przegrał. Między dwojgiem młodych ludzi zaiskrzyło gorące uczucie. Uczucie, którego, niestety, nie dało się ukryć przed światem. Wybuchł skandal.
To nie miało prawa się wydarzyć. Ustawodawstwo faszystowskie w kwestii kontaktów intymnych było precyzyjne. Niemki utrzymujące stosunki seksualne z robotnikami przymusowymi za karę niemal bez wyjątku trafiały do obozu koncentracyjnego. Naziści w żadnym wypadku nie mogli tolerować "Rassenschande", czyli hańbienia czystości rasowej. Prym w tym hańbieniu wiedli, według dokumentów, szczególnie Francuzi, Polacy i Jugosłowianie.
Szczególnie niebezpieczne były związki Niemek z Polakami. Zasługiwały na "specjalne potraktowanie" ("Sonderbehandlung"), czyli publiczne wieszanie Polaków za zamach na czystość rasową. W ten sposób pozbawiono życia kilkuset polskich mężczyzn. Każda egzekucja odbywała się w obecności zgromadzonych robotników przymusowych i jeńców pracujących w okolicy.
Na terenie dzisiejszej Opolszczyzny znane są dwa takie przypadki. We wsi Wysoka koło Olesna na oczach czterech tysięcy ludzi powieszono 10 Polaków. A w Ścinawie Nyskiej została nawet nagrana na amatorskiej taśmie ceremonia pohańbienia młodych kochanków - polskiej dziewczyny Bronki, robotnicy przymusowej, i śląskiego, niemieckiego parobka Gerharda za to, że naruszyli ustawę rasową i wbrew jej zakazom pokochali się. Prowadzono ich przez wieś z tablicami na piersiach. Ona: "jestem polską świnią". On: "jestem zdrajcą narodu niemieckiego". Oboje zostali wywiezieni do więzienia w Nysie. Na drugi dzień kazano im od rana stać na rynku z tablicami na szyi. Przychodziły ich oglądać wycieczki ze szkół. On za karę trafił na front wschodni, ona zaginęła bez śladu...

Cudem przeżyli
Niewiele brakowało, by Dorotei i Pierre podzielili los tragicznych kochanków. Jemu groziła kara śmierci, jej - obóz koncentracyjny. Nie wiemy, jakim cudem go uniknęła, wiemy za to, że i tak zmieszano ją z błotem i zapłaciła wysoką cenę za swój czyn. Uznano, że zachowała się jak "ostatnia wywłoka", podczas gdy jej szlachetny mąż przelewał krew za "Führera"...
- Gdy wybuchł skandal, rodzina męża wygnała Dolly z masarni, która była własnością Frenzlów. Dolly nie miała się gdzie podziać, została bez środków do życia i dachu nad głową. Wtedy dostała pracę sekretarki w naszej plantacji szparagów - opowiada mieszkająca dziś w Niemczech Margarete Brandt, z domu Obst. Do jej rodziny należała wówczas ogromna plantacja, ciągnąca się od torów w Lewinie aż do Buszyc.
Los Pierre'a długo wisiał na włosku. W końcu naziści darowali mu życie. Został za to przeniesiony do innego zakładu. Niemcy zrobili wszystko, by raz na zawsze rozdzielić zakochanych. Jak to się stało, że obojgu kochankom udało się jednak wspólnie uciec do Francji? To już pozostanie na zawsze ich tajemnicą.
Skorzystali z zamieszania podczas ewakuacji Niemców, 19 stycznia 1945 r., gdy Niemcy z Lewina Brzeskiego uciekali na zachód, a do miasta lada dzień miała wejść Armia Czerwona. Dolly i Pierre'owi po długiej tułaczce udało się dotrzeć do Francji, do Monteux, w rodzinne strony Francuza.
Dolly wiedziała już wtedy, że jej mąż zginął na froncie wschodnim. Była wolną kobietą i mogła rozpocząć nowe życie.
Ich miłość przetrwała ponad ponad pół wieku.
Rodzice zostali w Polsce
Dolly uciekła, ale Dierschkowie pozostali w Lewinie Brzeskim. To dlatego, że przed wojną byli szykanowani przez Niemców za to, że stary Dierschke był socjalistą. Ojciec Dorotei jest jedynym znanym historykom przykładem mieszkańca Lewina Brzeskiego wrogo nastawionego do faszyzmu.
Starzy mieszkańcy Lewina zapamiętali go jako człowieka zamkniętego w sobie, małomównego. Choć nie był prześladowany przez polskie władze, nie przejawiał także chęci asymilowania się z Polakami, nigdy nie nauczył się języka polskiego.
- Przed wojną Dierschke był właścicielem wielkiego zakładu stolarskiego, po wojnie, już jako Derszke, miał tylko małą szopkę za domem, w której wykonywał drobne usługi - wspomina urodzona w Lewinie Margarete Kalusche, po mężu Pazera. Nie pamięta, by ktoś z Derszków wspominał coś o powojennych losach Dolly, tego tematu przez wiele lat nie było.
Derszkowie zostali w Polsce z synem Władysławem, liczyli na wnuki, ale się ich nie doczekali. Władek nigdy się nie ożenił. Posługiwał się łamaną polszczyzną, był strażakiem, pracował w "Rolniku", byłym zakładzie maszyn rolniczych Breitkopfa, późniejszej "Diorze". Cierpiał na wrzody żołądka. Zmarł młodo.

Dla kogo ten spadek?
Sprawa Dolly odżyła na początku lat 90. Była bowiem jedyną spadkobierczynią budynków i działki po rodzicach, przy al. Powstańców Śląskich w Lewinie. Przyjechała wówczas z mężem do swojego rodzinnego miasta tylko po to, by zrezygnować ze spadku. 28 lutego 1993 r. zrzekła się swojego majątku na rzecz miasta.
- Widać było, że Dolly i jej mąż są osobami bardzo zamożnymi, wyglądali na szczęśliwych. Mąż Dolly, choć był już starszym panem, ciągle był przystojnym mężczyzną - wspominają mieszkanki Lewina, które wówczas zetknęły się z małżeństwem Eyeserie.
Margarete Brandt przypomniała sobie historię miłości Dolly i Pierre'a całkiem niedawno, gdy skontaktowali się z nią w Niemczech przedstawiciele żydowskiej firmy trudniącej się wyszukiwaniem spadkobierców. Chcieli odnaleźć w Lewinie krewnych Dolly Eyeserie.
- Oni dorobili się we Francji ogromnego majątku - opowiada Jerzy Kochler, przedsiębiorca i kolekcjoner z Lewina Brzeskiego.
To do niego zwróciła się w 2004 r. Margarete Brandt z pytaniem o spadkobierców Derszków. To on ocalił od zapomnienia to "love story".
Dziś oboje już nie żyją. Spadkobierców nie ma. Dorobek życiowy pary zakazanych kochanków z Lewina Brzeskiego na mocy francuskiego prawa spadkowego przeszedł na własność francuskiego miasta Monteux.

* Imię Pierre pochodzi od redakcji. Nikt z żyjących świadków nie pamięta prawdziwego imienia Francuza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska