Zmarł prof. Franciszek Kokot, wybitny lekarz z Olesna. Miał trudne, ale fascynujące życie

Mirosław Dragon
Mirosław Dragon
Franciszek Kokot (1929-2020)
Franciszek Kokot (1929-2020) fot. Mirosław Dragon
Prof. Franciszek Kokot był współtwórcą polskiej nefrologii, lekarzem i naukowcem klasy światowej. Zmarł w niedzielę, 24 stycznia, w wieku niespełna 92 lat.

Prof. Franciszek Kokot był współtwórcą polskiej nefrologii, lekarzem i naukowcem klasy światowej. Zmarł w wieku niespełna 92 lat.

- Profesor Franciszek Kokot to duma polskiej medycyny, nieskazitelny w każdym wymiarze swojego życia. Od dłuższego czasu ciężko chorował. Dopóki starczyło mu sił, jeszcze redagował naukowe artykuły - wspomina jego macierzysty Śląski Uniwersytet Medyczny. - Odszedł wybitny nauczyciel pokoleń lekarzy, wspaniały mentor, autor podręczników. Całe swoje życie poświęcił pacjentom i nauce. Był współtwórcą polskiej nefrologii oraz mistrzem diagnostyki przy łóżku chorego, a na co dzień tytanem pracy.

Obliczono, że Franciszek Kokot w ciągu swojego długiego, pracowitego życia przyjął ponad 70 tysięcy chorych pacjentów! Lekarzem był od 1953 roku.

Przez 25 lat kierował stworzoną przez siebie Kliniką Nefrologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Zorganizował kilkanaście ośrodków dializoterapii. Był rektorem Śląskiego Uniwersytetu Medycznego (w latach 1982–1984), a także członkiem rzeczywistym Polskiej Akademii Nauk.

Słynny polski kardiochirurg prof. Marian Zembala (pochodzący z sąsiadujących z Olesnem Krzepic) nazwał go gigantem polskiej nauki.

W 2017 roku prof. Franciszek Kokot dostał doktorat honoris causa Uniwersytetu Opolskiego.

W swojej karierze naukowej prof. Franciszek Kokot miał na swoim koncie ponad 1000 publikacji naukowych. Był członkiem honorowym 14 zagranicznych towarzystw nefrologicznych, doktorem honoris causa 10 uczelni medycznych, promotorem 80 doktoratów oraz opiekunem 20 habilitacji. Aż 9 Jego podopiecznych uzyskało tytuł profesora.

- To bardzo dużą nobilitacja być z tego samego miasta, co profesor Kokot. Studiuję na Śląskim Uniwersytecie Medycznym i naprawdę, za każdym razem, kiedy mówiłem że jestem z Olesna, słyszałem w odpowiedzi „O! Z miasta profesora Kokota!" - mówi Szymon Niejadlik, student ostatniego roku medycyny na SUM. - Dla mnie profesor Kokot to przede wszystkim drogowskaz i przykład, że nawet pochodząc z małego miasta, można naprawdę dużo osiągnąć. Zwłaszcza, że Franciszek Kokot pracował od I roku studiów, był bardzo biedny, a swoją zdolnością i pracowitością doszedł na sam szczyt.

Pacjenci z Olesna mogli liczyć u profesora Kokota na specjalne traktowanie

- Zawsze bardzo wysoko cenił sobie szczerość i uczciwość drugiego człowieka. Przejmował się i starał się pomóc każdemu, kto zwrócił się do niego o wsparcie – wspomina zmarłego wuja Roman Kokot, bratanek zmarłego profesora. - Mimo wielu obowiązków prawie nigdy nie zdarzyło mu się opuścić dwóch wydarzeń odbywających się w Oleśnie: odpustu ku czci świętego Rocha oraz Święta Zmarłych. Zdarzało się też w ciągu roku, że przyjeżdżał do swojego domu rodzinnego w Oleśnie.

- Franciszek Kokot odwiedzał regularnie oleski szpital, przejmował się jego problemami nie mniej niż pracujący w nim lekarze. Cały czas współpracował z oleską kadrą medyczną i starał się wpierać ich swoją wiedzą i doświadczeniem. Często mawiał, że nie wymaga więcej od innych niż od siebie – dodaje bratanek z Olesna.

W klinice nefrologii na ul. Francuskiej w Katowicach, gdzie pracował profesor Kokot, mieszkańcy Olesna byli szczególnie mile witani.

- Kiedy pacjenci mówili, że przyjechali z Olesna lub pochodzą z Olesna, zawsze mogli liczyć na specjalne traktowanie! Wujek lubił też z przybyłymi do niego oleśnianami przed rozpoczęciem wywiadu lekarskiego powspominać dawne czasy i oleskich znajomych – opowiada Roman Kokot.

- W ostatnich latach w swoim domu w Zabrzu-Rokitnicy zajmował się ogrodem i pasieką, a także pielęgnacją przydomowego sadu. Często dzwonił do domu rodzinnego w Oleśnie, lubiąc porozmawiać i powspominać dawne czasy ze swoją bratową Jadwigą. Do końca zachował genialną pamięć! – podkreśla Roman Kokot.

Franciszek Kokot (1929-2020) - od biedy do sławy

Profesor Kokot do końca życia miał szczególny sentyment do rodzinnego miasta, do Olesna przyjeżdżał zresztą regularnie na konsultacje z pacjentami.

- Olesno to moja mała ojczyzna, w której spędziłem lata mojego dzieciństwa, chodziłem tu do gimnazjum - mówił profesor Kokot.

Szkoła powszechna, do której chodził Franciszek Kokot, mieściła się w budynku obok poczty. Po pięciu klasach szkoły powszechnej rozpoczął naukę w gimnazjum.

- Dotarłem do IV klasy, ale niestety wojna przerwała dalszą naukę - mówił Franciszek Kokot.

Zbliżał się front i mieszkańcy ówczesnego Rosenbergu pakowali dobytek i wyjeżdżali. - Olesno zostało podzielone na dzielnice i sukcesywnie ewakuowano miasto - dodawał profesor Kokot.

Rodzina mającego wówczas niespełna 16 lat Franciszka Kokota była zapisana do ewakuacji na dzień 18 stycznia 1945 roku. Front był wówczas jednak już tak blisko, że uniemożliwiał zorganizowany transport ludzi.

- Ci, którzy zdążyli wyjechać, trafili w okolice Drezna. Niestety, wszyscy padli ofiarą amerykańskich nalotów - wspomina Franciszek Kokot. - Z mojej rodziny zginęło tam dwóch kuzynów i ciotka.

Armia Czerwona wkroczyła do Olesna 20 stycznia 1945 roku. Olesno było systematycznie wypalane. Dwukrotnie podpalany był także dom rodziny Kokotów.

- Widziałem okropności wojny, gwałty Rosjan na bezbronnych dziewczynach. Mieszkańcy Olesna wiele przeszli - mówi Franciszek Kokot.

Po wyjściu Armii Czerwonej z miasta 16-letni Franek został przydzielony do makabrycznego zajęcia.

- Ówczesne władze polsko-radzieckie zaangażowały mnie do prac przy zwózce zwłok z okolicznych pól - opowiadał Franciszek Kokot. Pamiętał, że na polu, na którym zbierał ciała, był ksiądz, który modlił się za zmarłych i szukał dokumentów tożsamości.

Prawdopodobnie był to ks. Hugo Jendrzejczyk, którego pamiętniki do dzisiaj są najbardziej wiarygodnym źródłem oleskich wydarzeń ze stycznia 1945 roku.

Zwłoki były grzebane we wspólnym grobie przy wejściu na cmentarz komunalny.

- Pamiętam, że dostawałem za tę pracę obiad w postaci jednego lub dwóch jajek, ziemniaków i sosu - wspominał Franciszek Kokot. - Po raz pierwszy stykałem się ze śmiercią i ludzkimi zwłokami.

Jesienią 1945 roku w Oleśnie otwarto gimnazjum o profilu pedagogicznym, w którym Franciszek Kokot rozpoczął naukę.

- Moja znajomość języka polskiego była wtedy raczej kiepska, przecież język polski był zakazany - przypominał Franciszek Kokot.

Maturę zdał w liceum w Lublińcu. O jego dalszej karierze zdecydował Stanisław Książek, dyrektor szkoły w Lublińcu.

- Po maturze w 1948 roku podszedł do mnie i powiedział: „Franek, ty pójdziesz na medycynę". Po prostu uległem jego namowom - przyznawał prof. Franciszek Kokot.

- Moi rodzice byli biedni, mój ojciec był murarzem, pracował w Królewskiej Hucie w Chorzowie, zarabiał niewiele. Inflacja z lat 30. pozbawiła wielu ludzi życiowego dorobku. Tak było też w mojej rodzinie. Oszczędzane przez lata pieniądze z przeznaczeniem na budowę domu starczyły na kupno dwóch łóżek. Moja mama była chłopką, pochodziła z Grodziska. Była bardzo dobrą mamą - wspominał Franciszek Kokot.

W artykule cytowałem wypowiedzi prof. Franciszka Kokota z wywiadu opublikowanego w „Roczniku Powiatu Oleskiego”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska