Życie Kuby Błaszczykowskiego to gotowy scenariusz na film

Redakcja
Małgorzata Domagalik i Jakub Błaszczykowski podczas promocji książki w Opolu.
Małgorzata Domagalik i Jakub Błaszczykowski podczas promocji książki w Opolu. Michał Mastalerz
O Kubie nie można napisać nic gorszego, niż to, co przydarzyło mu się w dzieciństwie - mówi Małgorzata Domagalik. - Ta książka to dla innych sygnał, że przyjdzie słońce - dodaje Jakub Błaszczykowski.

Kuba charytatywnie

Kuba charytatywnie

W tym roku powstała Fundacja Błaszczykowskiego Ludzki Gest, z siedzibą w Opolu przy ul. Oleskiej 102 (tu też mieści się klub Błaszczykowskiego Kubatura). Wcześniej piłkarz brał udział m.in. w akcji "Mam marzenie". W miniony weekend jego fundacja zorganizowała w Opolu turniej piłki ulicznej.

Gdy słyszy pani hasło: "Kości zostały rzucone", to myśli pani…?
To mnie kręci od razu. Wyzwaniem jest wszystko, co wymaga szybkiego przeorganizowania się w życiu zawodowym. Nie mam problemu z tak zwaną decyzyjnością, decyzję podejmuję bardzo szybko, a hasło "kości zostały rzucone" oznacza właśnie, że decyzja została podjęta, nie ma już odwrotu, idziemy w wyznaczonym kierunku.

Odnosi się pani do rzymskiej maksymy, wypowiedzi przypisanej Juliuszowi Cezarowi, nie zaś do gry w kości uprawianej przez Kubę Błaszczykowskiego. A przecież - z tego, co wiem - sama pani z nim grywała w kości.
Ja nie gram w kości. Grałam tylko w Dortmundzie, z Kubą. Ale fajnie, że pani o to spytała. Pytanie uzmysłowiło mi jak wiele nas łączy z Kubą. On również stosuje maksymę: kości zostały rzucone, czyli - idzie przez życie va banque.

W książce "Kuba" pojawia się hasło: "gra w kości, odmiana Kuby Błaszczykowskiego". Cóż to za odmiana?
Bardzo wkurzająca. Bo on naprawdę gra, jakby miał te kości przyklejone do dłoni. Rzuca to, co chce.Twierdzi, że robi to siłą woli. To jest wkurzające: grać z kimś, kto wciąż wygrywa. Tylko że ja lubię zwycięstwo w rzeczach, które mnie interesują. Zwycięstwo w kościach jest mi całkowicie obojętne…

Czyli że z grzeczności pani grała z Błaszczykowskim?
Nie. Z ciekawości. Chciałam poznać, na czym to polega, jak to się zapisuje…Raz pojawił się taki moment, kiedy Kuba wstał od stołu, nie chciał grać ze mną i ze swoją żoną Agatą, bo byłyśmy zbyt słabe, jego to drażniło… Aż rzucam piątkę z ręki. Wtedy on wrócił do stołu, bo pojawił się przeciwnik. Dla niego wtedy kości zostały rzucone, gdy stwierdził, że ma godnego partnera.

Może wówczas to pani - a nie Kuba - zaczęła siłą woli sterować tymi kośćmi?
Nie, proszę mi wierzyć! Po prostu rzuciłam z pełnym luzem, jak blondynka, od niechcenia…

Jest pani naturalną blondynką?
Tak. I uważam, że w życiu dostaje się o wiele więcej, jeśli ma się ten luz, nie działa się bez napięcia…

Jakub Błaszczykowski

Jakub Błaszczykowski

Niespełna trzydziestoletni wybitny polski piłkarz (urodził się 14 grudnia 1985 roku w Truskolasach). Gra na pozycji pomocnika w Borussii Dortmund oraz w reprezentacji Polski, w latach 2010-2014 kapitan reprezentacji Polski. Od lipca 2007 zawodnik Borussii Dortmund.

Dostała pani możliwość napisania z Kubą jego pierwszej autobiografii. Tylko... czy nie wkurza pani to, że promocyjnym hasłem stało się: Kuba mówi o najbardziej tragicznej sytuacji w swym życiu, o tym, jak tato zabił jego mamę, jak mama konała na rękach Kuby…
Nie, to mnie nie irytuje, bo to akurat jest prawdą. Ludzie, którzy bardzo dobrze Kubę znają, o wiele lepiej niż ja, a więc jego najbliżsi, w tej książce czytają rzeczy, o których nie wiedzieli albo wiedzieli, ale nigdy z nim o tym nie rozmawiali. Irytuje mnie coś innego, że w przedrukach najchętniej ukazuje się ów moment bardzo dramatyczny, do którego dochodziliśmy z Kubą miesiącami. Może dlatego czekam na premierę niemiecką "Kuby", bo książka się wkrótce tam ukaże, zresztą bardzo droga - po 25 euro. To w Niemczech Kuba dostanie prawdziwą zwrotną informację, co jest ważne w tej książce…

Dlaczego od Niemców, a nie od czytelników z Polski?
Od czytelników z Polski dostanie. Ja mówię o mediach. Tam w mediach jednak nie szafuje się ludzkimi tragediami. I tyle.

Długo trwało, zanim doszło między wami do tej tak ważnej rozmowy o tragicznej śmierci mamy Kuby Błaszczykowskiego. I tu zaskoczenie - rozmawiacie na ten temat nie w jakimś zacisznym miejscu, sprzyjającym snuciu trudnych wspomnień, ale w restauracji: gwarnej, głośnej, wokół były zajęte stoliki… To było zamierzone?
Nie. Akurat w ten weekend, kiedy przyjechałam do Dortmundu, Kuba był sam w domu, Agata wyjechała. No więc w tym dniu Kuba zaprosił mnie na obiad do restauracji. I to się po prostu stało, byliśmy już w takim rytmie i na takim etapie pisania tej książki, że logika nakazywała, aby ta rozmowa się odbyła. I tak się też stało, nagle przeszliśmy na ten temat. Nawet się pytałam Kuby, czy mam się powstrzymać z pytaniami, ale dał mi zielone światło.

A może takie miejsce - publiczne i pełne ludzi - było dobrym pomysłem, bo zmusiło was, by trzymać emocje w ryzach.
Nie było tam trzymania emocji w ryzach. Proszę mi wierzyć.
Płakała pani?
Ja - nie.

Kuba płakał?
Był przejęty, nazwijmy to delikatnie. Ale w naszym przypadku nie miało to znaczenia, gdzie będziemy rozmawiać. Mogliśmy rozmawiać na ten temat, jadąc samochodem bądź u niego w domu. Tak się stało, że rozmowa potoczyła się w restauracji…

Skoro "kości zostały rzucone", to już to sobie powiedzieliście.
Tak.

Czytałam pani pierwszy wywiad z Kubą, trzy lata temu, w "Pani". Miałam wrażenie, że nie musiała być pani do końca zadowolona z tej rozmowy. Informacje dotyczące tragedii zostały ujęte tylko w pytaniu, odpowiedzi były dość ogólne, Kuba powiedział to, co chciał powiedzieć… To moje wrażenia.
Dziwne, Kuba mówi inaczej. Ja z kolei potraktowałam to zawodowo, na chłodno. Dostałam to, co chciałam dostać. Potem była wspólna sesja, wyszłam z niej wcześniej, podałam Kubie rękę, pożegnałam się i powiedziałam "Do widzenia". Nic więcej. Ani - że chcę autograf, ani - że może się jeszcze spotkamy na kawę.

Jakub Błaszczykowski (na spotkaniu autorskim w opolskiej Kubaturze): Małgorzata Domagalik trzy lata temu zaproponowała mi wywiad dla jej pisma. Długo nie chciałem się zgodzić, Jurek Brzęczek mnie przekonywał. W końcu poszedłem. Gdy tylko wszedłem do gabinetu, wiedziałem, że z tą osobą chcę rozmawiać. Dobrze się rozmawiało. (…) Żałuję, że Małgosi nie poznałem wcześniej.
Spotkaliście się po jakimś czasie od tego wywiadu i postanowiliście napisać jego biografię. Skąd pomysł?
Moderatorem był wujek Kuby, Jerzy Brzęczek. Kiedyś spędziliśmy we troje jeden wieczór, śmialiśmy się z tych samych rzeczy. I wtedy Jerzy powiedział: K… - to słowo pani wytnie - Gośka, ty jesteś z tej samej gliny co my! Jestem mu wdzięczna za to, że mnie przyjęli, za ten pomysł.

Czy pomysł wziął się stąd, że Kuba dojrzał do tego, aby wprost wszystkim opowiedzieć o tragedii, oczyścić się z niej?
Nie sądzę, że chodziło o to, aby ta książka była czymś na kształt położenia się na kozetce w celu przeprowadzenia psychoterapii. Tu raczej w grę wchodziło coś innego: jeżeli człowiekowi przydarzy się w życiu coś, co jest czystym bezsensem, to warto temu bezsensowi spróbować nadać jakiś wymiar. Teraz ludzie podchodzą do Kuby i mówią: "Jesteś mega, uratowałeś mi życie, jesteś wzorem". Śmierć mamy racjonalizuje się w tym sensie, że Kuba może teraz powiedzieć: "Mamo, nie ma ciebie, ale zobacz, jak dużo dobrego robimy razem". Tak to czuję. Kubie było bardzo potrzebne to, aby zrobić coś dla ludzi.

Jakub Błaszczykowski (na spotkaniu autorskim w Opolu): Czemu powstała ta książka? Bo po pierwsze: Dojrzałem do niej. Po drugie: Nie ma się czego wstydzić. Moje życie to przeskakiwanie barier, poznawanie samego siebie, wychodzenie z okopów. Było ciężko przeżyć zdarzenia z przeszłości jeszcze raz. Ale z tą przeszłością musiałem się zmierzyć i warto było to zrobić dla innych, którzy mają swoje problemy. To dla nich sygnał: nie poddawajcie się, przyjdzie słońce.

Kuba prowadzi działalność charytatywną, niedawno założył Fundację "Ludzkie Gest"…
Ale o niej nie lubi mówić. W książce to był bardzo ciężki temat i do dziś się w tej kwestii nie zgadzamy. Ja sądzę, że jeśli człowiek robi coś dobrego i ma dobre nazwisko, to należy to pokazywać, aby innych zachęcać. Kuba woli na ten temat milczeć.
Jest taki fragment w książce, dotyczy Dominiki, śmiertelnie chorej dziewczynki, do której Kuba przyjeżdżał do szpitala. Rodzice są przekonani, że Kuba przedłużył jej życie o rok i mówią o tym. To bardzo mocne i wzruszające zwierzenia rodziców…
I proszę sobie wyobrazić, że najtrudniej było przekonać Kubę do tego, aby takie fragmenty w książce się ukazały!

Pytam o ten fragment, bo wyciska łzy. U pani też?
Nie. Nie dlatego, że jestem taka twarda, ale dlatego, że wiele historii z życia Kuby było tak przerażających, że słuchałam ich jak wmurowana… Byłam zamrożona. Chociaż jest inny fragment, które szczególnie mnie poruszył: mały Kuba układa puzzle, mama rozwiązuje krzyżówkę, a potem nagle Kuba przybiega do mamy, przytula się i mówi: "Mamo, nie wiem, co by było, gdyby cię zabrakło". Jest też inny poruszający dla mnie fragment, opowiem o nim po raz pierwszy: Kuba wspomina, jak po śmierci mamy przez kilka dni nie je, nie pije. Jedynie śpi. W końcu budzi się i - po prostu - idzie do kuchni, zjada zapiekaną rybę, która tam akurat była. To dla mnie filmowa scena.

Życie Kuby to gotowy scenariusz na film?
Oczywiście, że to gotowy scenariusz na film. Myśli pani, że taki obraz nie powstanie?

Powstanie. A wie pani coś więcej na ten temat?
Poproszę kolejne pytanie.

Ustaliłyśmy już, że pani nie płakała, tworząc autobiografię Kuby. Czy więc się pani śmiała, bo jest tam i parę zabawnych scen?
Oczywiście, że się śmiałam, uśmiechałam. Oto Agata opowiada, jak prasuje Kubie stroje, a ten jeszcze chce, aby mu je kompletowała w zestawy… Wybuchałam śmiechem, gdy koledzy z dzieciństwa i młodości Kuby wspominali ich wspólne przygody. Śmiałam się, kiedy brat Kuby, Dawid, mówił, jak rywalizowali z sobą o miejsce przy telewizorze. Ta książka rzeczywiście ma w sobie coś takiego, że można przy niej płakać - dzwoniło do mnie paru mężczyzn, po trzydziestce, a więc dojrzałych, i przyznawało: Płakałem, ściska mnie za gardło. Ale też są fragmenty, kiedy można się uśmiechnąć. Kuba stał się moją wielką przygodą. Gdyby mi ktoś dwa lata temu powiedział, że będę swój kalendarz układała tak, aby oglądać mecze, tobym się mocno zdziwiła.
A oglądając mecz, dostrzega już pani spalonego?
Nie znoszę tego pytania, bo ono jest deprecjonujące dla kobiety, zakłada, że kobieta nie jest w stanie pojąć, co to spalony.

Ależ ja nie pytam o to, czy wie pani, co to spalony, bo akurat zasady spalonego są łatwe do pojęcia. Tylko trudno go czasem dostrzec na boisku podczas akcji. Ja go zwykle nie dostrzegam.
Powiem pani coś ciekawszego. Otóż nauczyłam się przewidywać wyniki, przynajmniej część z nich.

Może trzeba obstawiać w zakładach bukmacherskich?
Ja już to robię - ale nie w zakładach, tylko na swój prywatny, własny użytek. Piszę sobie tabelki, wpisuję ewentualne gole. I wie pani, częściej moje wyniki się sprawdzają niż na przykład Błaszczykowskiego.

Niektórzy recenzenci piszą, że książka byłaby wybitna, gdyby nie fakt, że straciła pani w niej dystans do Błaszczykowskiego. Mnie się też wydaje, że w końcówce książki, gdy mowa o odebraniu mu opaski kapitana, stoi pani wyraźnie po jednej stronie.
Subiektywnie - uwielbiam, szanuję Kubę Błaszczykowskiego jako człowieka. I w tym swoim subiektywizmie - nie mogę być obiektywna. Ale na równi z uwielbieniem dla Kuby kocham swój zawód, szanuję dziennikarstwo i nigdy bym sobie nie pozwoliła na napisanie jednego zdania, które by podważyło moją pozycję dziennikarza.

A dlaczego pani jako profesjonalistka nie zadała pewnego pytania Nawałce, dotyczącego wyboru kapitana reprezentacji Polski? Pisze pani zresztą o tym w książce, że żałuje pani, iż to pytanie nie padło…
Ależ zadałam to pytanie, podczas drugiej rozmowy, i trener mi odpowiedział, ale nie miałam zgody na publikację odpowiedzi. Chcę jeszcze dodać, że ta wypowiedź trenera Nawałki to jedyna wypowiedź w książce, która jest całkowicie zautoryzowana - przez trenera i przez PZPN. Pozostali moim rozmówcy nie autoryzowali swych wypowiedzi w ogóle.
Jaki był dobór rozmówców do książki?
Naturalny: trzech trenerów, rodzina, przyjaciele…

Czy był pomysł, choćby przez chwilę, aby w książce pojawił się też - jako pani rozmówca - Robert Lewandowski?
Tak, miałam taki pomysł przez chwilę, ale… No, nie upierałam się przy nim. I dzisiaj, jak się zastanowić na chłodno - Robert Lewandowski jest niepotrzebny w tej książce. To jest opowieść o tak dramatycznych i ważkich w życiu sprawach, że…nie, nie musi być w niej.

Z kim była najważniejsza rozmowa?
Z babcią Kuby, Felicją. Miałam poczucie niesamowitej odpowiedzialności, rozmawiając z nią. To osoba starsza, kochająca Kubę, będąca przy nim od początku. Emocje do niej powracały. Jeszcze raz przeżywała traumę z tamtych lat. Ale w końcu powiedziała mi: Gosia, ty jesteś nasza. Inni to przybysze…

Może przez żołądek do serca - bo najpierw musiała pani zjeść u niej w domu całą masę pyszności…
I nie żałuję! Zapowiada się, że z Opola pojedziemy do Truskolasów. I mimo że jestem na diecie, tam sobie pofolguję!

Wspominała pani, że nikt - poza trenerem Nawałką - nie autoryzował swych wypowiedzi. A czy u pani nie zadziałała autoryzacja, autocenzura. Ile razy pomyślała pani: skoro jego krewni proszą, abym go nie skrzywdziła, to tego nie zrobię…
Nie było takiej potrzeby, bo przecież nie można już o Kubie napisać nic gorszego niż to, co mu się przydarzyło w dzieciństwie. Raz Kuba powiedział o kimś i o jakiejś sytuacji coś złego. Miałam wątpliwości, czy o tym pisać. Zadzwoniłam więc do Jurka Brzęczka i usłyszałam: Przecież tak było. Pisz, co wiesz. Tobie mówimy wszystko. Zresztą Kuba po przeczytaniu książki skreślił w niej tylko dwa słowa…

Jakie?
Nie powiem. To nie były jakieś przekleństwa, raczej słowa określające pewne emocje.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska