Babski biznes kwitnie

Fot. Paweł Stauffer
- Jesteśmy uparte, ale i sztuka kompromisu nie jest nam obca - mówią Dorota Namaczyńska i Ewa Głowaczewska.
- Jesteśmy uparte, ale i sztuka kompromisu nie jest nam obca - mówią Dorota Namaczyńska i Ewa Głowaczewska. Fot. Paweł Stauffer
Zakładały firmy z różnych powodów. Bo nie chciały być na bezrobotnym, bo nie miały szans na awans. Bo wiedziały, że potrafią.

Ekspert

Ekspert

Alicja Głębocka, psycholog:

Cecha, która predysponuje kobiety do pracy "na swoim" i robienia kariery, to wysokie poczucie wpływu na własny los. Jednocześnie kobiety w porównaniu z mężczyznami mają niższą samoocenę, co często powstrzymuje je przed podjęciem zdecydowanych kroków, które służą polepszeniu ich sytuacji na rynku pracy. Kobiecy tryb zarządzania jest bardziej prospołeczny od męskiego. Kobiety są bardziej czułe na sygnały biegnące od załogi, rozumieją potrzeby związane z życiem rodzinnym pracowników i lepiej pracują w zespole.

Gdy szły "na swoje", wychowywały też dzieci, prowadziły dom, niektóre robiły to samotnie.
- To nieprawda, że kobieta matka jest złą pracownicą, szefową, bizneswomen. Mylny jest też powszechny pogląd, że pracujące i robiące karierę matki gorzej wychowują dzieci od tych prowadzących dom - mówi dr Alicja Głębocka, dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Opolskiego. - Badania dowodzą, że dzieci kobiet pracujących zawodowo są bardziej otwarte na rzeczywistość i bardziej twórcze.

Komis jak pokój zwierzeń
Ola Kurasadowicz jest po studium ekonomicznym, pracowała w biurze rachunkowym. Zaszła w ciążę, urodziła dziecko i nie miała już gdzie wracać po urlopie wychowawczym - jej stanowisko zlikwidowano.
- Nie chciałam być na bezrobociu, postanowiłam poprowadzić komis z ciuszkami i sprzętem dla dzieci. Na tym etapie życia na dzieciakach znałam się najlepiej - uśmiecha się.
Nie było łatwo angażować się w założenie biznesu: małe dziecko, rozstanie z partnerem, kłopoty finansowe. Z drugiej strony: perspektywa stworzenia własnego miejsca pracy, satysfakcja z wzięcia losu w swoje ręce.
- Musiałam spróbować, a nie czekać, aż manna spadnie mi z nieba - mówi Opolanka.
Małgorzata Łada pracowała w hurtowni odzieżowej i też jako młoda mama straciła pracę. Ola znała ją jeszcze z czasów harcerstwa: - Bycie w harcerstwie i prowadzenie drużyn nauczyło nas konsekwencji i niepoddawania się w trudnych chwilach - mówi Gosia.
- Śmiejemy się, że jesteśmy jak najlepsze małżeństwo. Uzupełniamy się. Gocha jest dyrektorem technicznym - dodaje Ola. - Potrafi przeprowadzić prostą naprawę wózka, zmontować rowerek. Jej umiejętności nieraz się przydały, bo do naszej siedziby przychodziły po pomoc babcia, której w czasie spaceru z wnukiem kółko odpadło od wózka, i mama, której ktoś źle skręcił spacerówkę.
W ogóle wokół "Żwirka i Muchomorka" (bo tak nazywa się komis) toczy się życie towarzyskie, takie typowo babskie:

- Klientki u nas płaczą i śmieją się, zwierzają, proszą o radę - mówią właścicielki komisu. - Pewne małżeństwo, będąc w naszym komisie, dowiedziało się przez telefon, że zostaną rodzicami adopcyjnymi, o co od dawna się ubiegali. Niemal płakali ze szczęścia, teraz przychodzą do nas ze swoją pociechą, kupują jej ubrania, zabawki. A my jesteśmy "ciotkami" malucha...
Aleksandra i Małgorzata są przekonane, że kobiecy klimat stworzony w komisie przyciąga klientów. Bo tu zawsze można się wygadać, otrzymać cenną radę albo jej udzielić.

- Panowie tak nie potrafią: zwykle nie mają czasu na wysłuchanie klienta, bo skoro ten wybrał rzecz i zapłacił za nią - to koniec gadki. Po pracy mężczyźni wychodzą i zamykają za sobą drzwi - mówią. - A my zaglądamy do pracy wieczorem i w dni wolne.

To nie jest łatwy biznes: Sam komis to za mało, trzeba szukać innych pomysłów na utrzymanie się na rynku. Tu przydaje się kobieca kreatywność i pomysłowość.
- Robimy to tak, jak w harcerstwie zdobywało się kolejne sprawności. Podjęłyśmy współpracę z opolską szkołą rodzenia i w oparciu o jej wytyczne sporządzamy wyprawki dla ciężarnych. Tylko kobieta wie, jak trudno jest skompletować takie, wydawałoby się, drobnostki jak... szare mydło, siatkowe figi poporodowe... - mówi Ola. - U nas to wszystko jest już w jednej paczce.

Gdy pytam, czy równie dobrze współpracowałoby się im z panami, dziewczyny
milkną zaskoczone, a potem zgodnie odpowiadają: - Nie wyobrażamy sobie!

Babska przyjaźń
Przyjaźń między kobietami-wspólniczkami to konieczność. - Gocha ma chore dziecko, ale nie ma prawa jazdy. Więc w środku nocy, gdy jest taka potrzeba, jadę z nią swoim samochodem do szpitala - mówi Ola.
- Mogę bez wyrzutów sumienia prosić Olę, aby wykonała za mnie jakąś pracę. Przy okazji się odwdzięczę tym samym - dodaje Gosia. W normalnej firmie rzadko która koleżanka z pracy zgadza się na takie poświęcenia.
Obu dziewczynom jest ciężko: samotnie wychowują dzieci, byli towarzysze życia nie wspierają ich alimentami.
- Kobiety w ciężkich sytuacjach życiowych są bardziej wytrzymałe - mówią wspólniczki.

Dowodem na to, że kobiece spółki oparte są na przyjaźni, są też Dorota Namaczyńska i Ewa Głowaczewska. Obie, pracując po 12 godzin dziennie, musiały też wypełniać obowiązki mam: - Więc matkowałyśmy "wspólnym " dzieciom, to znaczy, gdy wspólniczka pracowała, ja doglądałam jej i swoich dzieci - mówi pani Dorota.
Poznały się ćwierć wieku temu na opolskiej sali porodowej, dzielił je tylko parawan. Potem los wciąż je z sobą łączył, okazało się, że nawet zamieszkały po sąsiedzku. I choć każda z nich miała ciepłą państwową posadę, postanowiły, że będą wspólnie robić interesy. Założyły spółkę produkującą przetwory gastronomiczne, następnie otworzyły restaurację. Teraz są właścicielkami nowoczesnego, potężnego zajazdu "Karolinka" w Gogolinie. Jak podkreśla Ewa Głowaczewska, od początku wyraźnie podzieliły swe kompetencje:

- Dorota jest od technologii, a ja od rozliczeń. Każda robi to, w czym jest najlepsza.
- Czas, kiedy założyłyśmy własną firmę, był czasem uwolnionej gospodarki. Klient był spragniony nowego. Z biegiem lat pojawiała się konkurencja, której trzeba było sprostać - mówi pani Dorota.
Według Namaczyńskiej, tajemnica powodzenia tej spółki tkwi także w... kobiecości: - Mężczyźni są bardzo ambitni, to urodzeni przywódcy stada, za trudno przychodzą im ustępstwa, a chętnie usadawiają się na szczycie piramidy. My zaś z Ewą jesteśmy obie uparte i chcemy stawiać na swoim, ale - jako kobietom - bliższa jest nam sztuka kompromisu. Bywa, że ustępuję mojej wspólniczce dlatego, że poprzednio to ona mi ustąpiła. Taka równowaga jest potrzebna.

Szefowe "Karolinki" nie są zatwardziałymi feministkami. - Współpracujemy z panami, i to bardzo dobrze. Podczas budowy zajazdu nieoceniony okazał się nadzór nad robotami ze strony męża - mówi Dorota Namaczyńska. - Jednak odbiory techniczne robiłam ja. Czas skończyć z przesądami, że kobiety nadają się tylko do garów.

- Do kolejnych zadań w biznesie podchodzimy jak do zdobywania harcerskich sprawności - mówią Aleksandra i Małgorzata.

Płeć przeszkadzała w awansie
Podobnego zdania jest Anna Wojtczyk, która prowadzi spółkę Tech Trade (elektroinstalacje, elektronika, telekomunikacja).
- Jestem inżynierem elektrykiem z wykształcenia, długie lata pracowałam w telekomunikacji, i to na kierowniczym stanowisku, sporo zarabiając. Było tylko jedno, poważne ale...
Pani Anna, mimo że osoba z odpowiednim wykształceniem, kompetentna i doceniana finansowo, na kierowniczym stanowisko pracowała jedynie jako pełniąca obowiązki.

- Bo byłam kobietą. Wiedziałam, że mam minimalne szanse na awans, wokół szefami byli tylko faceci. Tymczasem pracowałam po 10 godzin, moje dziecko zawsze było odbierane jako ostatnie z przedszkola, bywało, ze zatrudniałam przedszkolankę jako nianię. Pomyślałam sobie: Jeśli mam ponosić takie poświęcenia, to po to, aby mieć pracę i pełną satysfakcję - mówi pani Anna. - Postanowiłam odejść "na swoje". W Telekomunikacji zastąpił mnie mężczyzna i oczywiście on nie miał przy swoim stanowisku owego nieszczęsnego p.o.
Kobieta w branży elektronicznej nie wszystkim dobrze się kojarzyła. - Bywali mężczyźni, którzy widząc mnie, prosili o rozmowę z panem. Na takich zawsze jest metoda: trzeba zadać mu bardzo grzeczne, ale fachowe pytania z branży. To ich przekonuje.

Szefowa Tech Trade przed długi czas prowadziła dość feministyczną politykę zatrudnienia. - Lubię zatrudniać panie, bo one im więcej mają do zrobienia, tym więcej zrobią - mówi.
Ostatnio damsko-męskie proporcje w firmie uległy zachwianiu na korzyść mężczyzn: - Z urzędu pracy kierowani są do mnie mężczyźni. Gdy zadzwoniliśmy z pytaniem "dlaczego?", odpowiedziano nam, że to system wskazuje mężczyzn na nasze stanowiska. To nie ma już bezrobotnych wśród pań? - dziwi się Anna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska