Bajka o opolskim Kopciuszku, która obiegła wszystkie kontynenty

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Ola w Londynie znalazła dobrą pracę, stabilizację. A jako Kopciuszek już ma swojego księcia.
Ola w Londynie znalazła dobrą pracę, stabilizację. A jako Kopciuszek już ma swojego księcia. Archiwum prywatne
Historia Aleksandry Naranowicz, która ze sprzątaczki przeistoczyła się we wziętą londyńską modelkę, lotem błyskawicy obiegła cały świat. Rzecz w tym, że oprócz bohaterki nic w tej historii nie jest prawdziwe. Więcej mówi o współczesnych mediach niż o współczesnej dziewczynie na emigracji i na dorobku...

W połowie czerwca zrobiło się głośno o Aleksandrze Naranowicz, 27-letniej Opolance mieszkającej w Anglii. "Sprzątaczka, która została top modelką!" - krzyczały prasowe tytuły, najpierw brytyjskie, a potem w coraz odleglejszych zakątkach świata - od Afryki, przez Azję, aż po Amerykę Południową i Australię.

Ola z Niemodlina, absolwentka Uniwersytetu Opolskiego, została okrzyknięta współczesnym Kopciuszkiem. Opisana przez gazety historia rzeczywiście wyglądała jak bajka.

Młoda Polka zarabiała na życie, sprzątając prywatne domy w Bristolu. Marnie zarabiała i wielce się trudziła, by związać koniec z końcem. Pewnego razu trafiła do nowego klienta. Starszy pan, emerytowany pracownik branży medialnej, spojrzał na wysoką, smukłą dziewczynę i dech mu zaparło.

"Dziewczyno, tobie po wybiegach chodzić, a nie szorować podłogę w mojej kuchni" - orzekł. I polecił dziewczynę znad Odry londyńskiej agencji modelek. Tam byli nią oczarowani

W firmie Mopp, która ją zatrudniała, tęsknią za piękną Aleksandrą, ale ona już nie bierze mopa do ręki. Bierze za to 2 tysiące funtów na rękę za jedną sesję zdjęciową, jak na królewnę świata mody przystało. Piękna historia. Tyle że nieprawdziwa. Jak to bajka.
Pierwszy napisał o niej "Bristol Post" - lokalna gazeta w Bristolu, gdzie pochodząca z Niemodlina Aleksandra mieszka od 1,5 roku.

"Bristolska sprzątaczka stała się wziętą modelką" - donosiła gazeta w tytule. A dalej historia 27-letniej Polki, absolwentki studiów pedagogicznych, pracownicy Krajowego Biura Wyborczego, która przyjechała do Anglii, by poprawić swój angielski. Znalazła pracę sprzątaczki, a firma Mopp pomogła jej stanąć na nogi.

Stało się tak dzięki jednemu z klientów, emerytowanemu pracownikowi branży medialnej, na którym wrażenie zrobiła sprzątaczka z Polski.

"Z taką figurą powinnaś chodzić po wybiegu, a nie myć podłogę w mojej kuchni" - miał powiedzieć, gdy tylko zobaczył dziewczynę. "To mnie ośmieliło, by skontaktować się z agencjami modelek w Londynie" - "wypowiadała" się w artykule Aleksandra.

Jeszcze kilka miesięcy pracowała jednak jako sprzątaczka, by zaoszczędzić pieniądze i móc pojechać na casting do Londynu. Jej ciężka praca opłaciła się, kiedy zatrudniła ją PRM - wielka agencja modelek. Teraz ma już za sobą wiele sesji zdjęciowych, głównie reklamowych i dla magazynów fryzur, i zarabia ponad 2 tysiące funtów za sesje, podczas gdy jako sprzątaczka zarabiała zaledwie 250 funtów na tydzień.

Tekst wieńczyła wypowiedź właściciela Mopp: "Jesteśmy zachwyceni, że mogliśmy pomóc Aleksandrze w zrobieniu kariery. Była wspaniałym ogniwem w naszym zespole, więc jest nam przykro ją stracić, ale nie żałujemy, bo teraz "posprząta" w świecie mody.

Tego samego dnia, 13 czerwca, tekst o Aleksandrze ukazał się na stronie internetowej "Daily Mail". Gazeta nazywa ją "prawdziwym Kopciuszkiem". W jej relacji jest już "top modelką". Przemilcza fakt, że Polka przyjechała na Wyspy szlifować angielski. "Była zmuszona szukać pracy po wyjeździe z Polski do Anglii, pomimo imponującego CV i stopnia magistra - pisze gazeta. - Ledwo wiązała koniec z końcem, zarabiając 250 funtów na tydzień, gdy szczęście się do niej uśmiechnęło, a jeden z klientów polecił ją agencji modelek".

"Daily Mail" koloryzuje historię z "Bristol Post". U nich Aleksandra ma już za sobą "niezliczone" sesje fotograficzne. Dodaje też wypowiedź Paulo Ribeiro, dyrektora PRM, który docenia jej "zwracający uwagę wygląd i wyróżniające ją krótkie blond włosy".

Tekst uzupełniały zdjęcia Oli pozującej z mopem w amarantowej wydekoltowanej sukni i butach na obcasach.

Ten sam materiał ukazuje się na stronie "Western Daily Press" i idzie dalej w świat. Kopiują go media w Belgii, Holandii, Szwajcarii, Rumunii, Kongo, Wietnamie, Brazylii, Chinach, Indiach. I Bóg wie, gdzie jeszcze. Do Aleksandry na jej profil na Facebooku wkrótce zaczną spływać gratulacje z różnych stron świata. Ostatnie "Trzymamy kciuki!" przyszło z Australii.

Bajkę o polskim Kopciuszku za "Daily Mail" podchwytują też polskie media. 15 czerwca "Fakt" pisze: "Polka podbiła Wielką Brytanię. Myła toalety, czyściła zlewy, teraz jest... modelką".

Dzień później na portalu Facet.pl można przeczytać o "wschodzącej gwieździe modelingu": "Aleksandra Naranowicz to przykład współczesnego Kopciuszka, którego jazda na mopie doprowadziła przed obiektywy profesjonalistów.

Historia Aleksandry zaczyna się jak wiele innych - młoda osoba, tuż po studiach, decyduje się na emigrację, ponieważ w kraju nie widzi dla siebie ani perspektyw, ani możliwości znalezienia godnej pracy, a tym samym samodzielności. Jak w przypadku wielu innych absolwentów (Aleksandra ukończyła pedagogikę) wybór padł na Wyspy Brytyjskie.

Wielka Brytania od dawna nie jest już rajem dla emigrantów z Polski, stąd Aleksandra trafiła do pracy jako sprzątaczka. Zarabiała raczej skromnie, bo zaledwie 250 funtów tygodniowo, sprzątając prywatne domy w Bristolu.

W pewnym momencie szczęście się do niej uśmiechnęło, bo jeden z nich okazał się być siedzibą prawdziwej dobrej wróżki" - ekscytuje się Facet.pl.

Ola najpierw się trochę złościła tym, co napisał "Bristol Post", potem przecierała oczy ze zdumienia po lekturze "Daily Mail", zaniemówiła, gdy rzewna opowieść o współczesnym Kopciuszku rozlała się po świecie. Teraz już tylko z tego żartuje.

Cała prawda o Kopciuszku

Ola w Londynie znalazła dobrą pracę, stabilizację. A jako Kopciuszek już ma swojego księcia.
(fot. Archiwum prywatne)

- Nie jestem Kopciuszkiem! Jedyne mieszkanie, jakie sprzątałam w Anglii, to moje własne. Dorabiam w modelingu, ale to tylko dodatek do stałej państwowej posady. W tej medialnej bajce o Kopciuszku najbardziej podoba mi się wątek 2 tysięcy funtów za sesję. Chciałabym tyle zarabiać - śmieje się dziewczyna.

Aleksandra pochodzi z Niemodlina. Tam skończyła liceum, a po maturze dostała się na Uniwersytet Opolski na pedagogikę wczesnoszkolną i przedszkolną z elementami terapii pedagogicznej. Już na drugim roku studiów dostała etat w opolskiej delegaturze Krajowego Biura Wyborczego.

Godziła naukę z pracą na stanowisku starszego referenta, a potem także archiwisty, którą bardzo lubiła, uważała za rozwojową i która dawała jej niezłe zarobki. - Jak na polskie warunki naprawdę bardzo przyzwoite - przyznaje Ola. - Byłam już o krok od wzięcia kredytu na kupno mieszkania w Opolu, kiedy narodził się pomysł, by wyjechać do Anglii. Nie jako "biedna Polka uciekająca z kraju bez perspektyw i szans na godną pracę".

Jednym z priorytetów było wyszlifowanie angielskiego. Szefowie dali jej pół roku bezpłatnego urlopu. - Nic nie ryzykowałam - mówi. Wyjechała w grudniu 2012 roku.

W Bristolu z otwartymi ramionami, mieszkaniem i pracą czekali przyjaciele, mieszkający tam już od 8 lat. Koleżanka załatwiła Oli posadę w firmie, w której sama była menedżerem. Do firmy należy kilkadziesiąt apartamentów do wynajęcia w Bristolu i kilkaset w Londynie.

Po każdym kliencie zwykle trzeba uzupełnić wyposażenie - np. zastawę kuchenną, a także zmienić kody do mieszkań. Tym zajmowała się Ola, która trafiła do działu zaopatrzenia. - To było ciekawe doświadczenie. Jeździłam dużym vanem po całym mieście, sprawdzałam, czego brakuje w zwolnionych właśnie mieszkaniach.

U znajomych mieszkała dokładnie miesiąc i sześć dni. Potem razem z narzeczonym wynajęła własne.

- Wsparcie przyjaciół jest bardzo ważne w pierwszych tygodniach pobytu w Anglii. Kiedy docierała tam pierwsza fala wyjazdowa z Polski, było łatwiej. Teraz znalezienie własnego lokum nie jest proste. Trzeba mieć referencje od poprzedniego właściciela i umowę o pracę. Kiedy ktoś stawia pierwsze kroki na angielskiej ziemi, nie ma ani jednego, ani drugiego. To błędne koło.

Po roku Ola postawiła sobie nowe wyzwanie - samodzielnie znaleźć inną pracę, lepiej płatną i "z ludźmi". - To był dla mnie taki sprawdzian. Czy potrafię, czy dam sobie radę i czy w związku z tym warto na stałe wiązać swoją przyszłość z Anglią - opowiada.

Postanowiła szukać w państwowej służbie zdrowia, NHS. - Zawsze ceniłam państwową posadę. I w Polsce, i w Anglii. To daje największe poczucie bezpieczeństwa, stabilność, ubezpieczenie, opłacone składki emerytalne.

Poszczęściło się. Wysłała zaledwie kilka aplikacji - ich przygotowanie jest bardzo żmudne - a efekt w postaci etatu przyniosła już pierwsza rozmowa kwalifikacyjna. Niektórzy do NHS aplikują bezowocnie całymi latami. Od kilku miesięcy Aleksandra pracuje w dużym szpitalu psychiatrycznym. Na jej oddziale są pacjenci z problemami mentalnymi, ludzie po przejściach, po odwykach, z depresją.

Ola zajmuje się ustalaniem posiłków dla nich. Poranna zmiana sprawdza zgodność ich dostawy z zamówieniem i opisem dla poszczególnych pacjentów. Do zadań popołudniowej zmiany należy ich serwowanie. Ola lubi też rozmawiać z pacjentami, na razie towarzysko, ale ma nadzieję, że za jakiś czas będzie mogła wykorzystać swoje terapeutyczne przygotowanie, awansując do funkcji health care assistant. Z tym wiąże swoje nadzieje, aspiracje i przyszłość. Jak wszystko dobrze pójdzie, za rok zamierza kupić - oczywiście na kredyt - dom.

Tekst o jej karierze od sprzątaczki do czołowej modelki ukazał się w piątek. Przez weekend roztrąbiły się o historii polskiego Kopciuszka wszelkie media. W poniedziałek Ola szła do pracy z duszą na ramieniu. Miała obawy, jak przyjmą te rewelacje jej przełożeni i koleżanki z pracy. W biurze czekał na nią komputer z otwartym już linkiem do publikacji.

- Wszyscy przyjęli to bardzo życzliwie. Posypały się słowa uznania i gratulacje. A Ola natychmiast zaczęła prostować medialną bajkę o Kopciuszku, która w rzeczywistości była... reklamą firmy sprzątającej.

- Mopp Cleaning Company z Bristolu potrzebowała chwytliwej historii o jednej z pracownic, która pomogłaby im w promocji. Dałam jej twarz, nazwisko i parę faktów z mojej biografii, nie przypuszczając, że dzięki mediom ta opowieść zacznie żyć własnym życiem - mówi Opolanka.

Mopp Cleaning Company chciała się pokazać jako firma, która otwiera przed pracującymi u niej obcokrajowcami niezwykłe możliwości. W rzeczywistości płacą za mało, by można się z tego utrzymać i opłacić ubezpieczenie. To oni jako chwyt marketingowy narzucili pomysł, że jeden z klientów zauważa potencjał dziewczyny i dzięki niemu rusza jej kariera modelki. Ola pasowała do tej koncepcji doskonale. Polka, a na dodatek z doświadczeniem w modelingu. Tak zresztą na nią trafili.

Aleksandra Naranowicz modelingiem zajmowała się w Polsce równolegle ze studiami i pracą. Była związana z jedną z wrocławskich agencji. Robiła reklamy salonów sukien ślubnych, hoteli, dworków. Zawsze traktowała to jako dodatek, przygodę, urozmaicenie.

Przez siedem lat dorobiła się bogatego portfolio. Po przyjeździe do Anglii, niezależnie od stałej pracy, natychmiast rozesłała swoje zdjęcia do różnych agencji. Pracując w wynajmie apartamentów, pozowała do firmowego kalendarza. Drogi jej pracodawcy i firmy sprzątającej mieszkania musiały się zbiec. Widocznie w Mopp widzieli ten kalendarz i w odpowiednim momencie przypomnieli sobie o urodziwej Polce.

Kiedy historia o polskim Kopciuszku dotarła do kraju, pierwsza zadzwoniła do Oli siostra, zdziwiona, że w Anglii dziewczyna urosła o 10 centymetrów. Ola nie wie, skąd się wzięła informacja, że ma 185 cm, bo nikt jej o wzrost nie pytał. Jeszcze dziwniejsze jest to, że media cytują wypowiedź Paula Ribeiro, szefa agencji PRM. Nikt z nim nie rozmawiał.

Niemal cała historia jest zmyślona. Ola cierpliwie wyjaśnia to znajomym, choć wielu i tak nie wierzy.

Prawdą jednak jest, że od marca 2013 Opolanka współpracuje z londyńską agencją PRM. Robiła sesje, reklamy strojów i salonów fryzjerskich, pozowała podczas British Hair Awards. Rozgłos, jaki nieoczekiwanie zyskała, zaowocował dodatkowymi zleceniami. Kariera faktycznie się rozkręca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska