Będą szukali Żołnierzy Wyklętych

Fabian Miszkiel
Fabian Miszkiel
Flame (pierwszy z prawej) po ogłoszeniu amnestii w 1947 roku.
Flame (pierwszy z prawej) po ogłoszeniu amnestii w 1947 roku. wikimedia commons
Na wiosnę ekipa naukowców i archeologów pod przewodnictwem prof. Krzysztofa Szwagrzyka z wrocławskiego IPN wróci na Opolszczyznę szukać oddziału „Bartka”.

Historycy i archeolodzy z wrocławskiego Instytutu Pamięci Narodowej oraz pracownicy Muzeum Powiatowego w Nysie wrócą wiosną tego roku w okolice Starego Grodkowa. Ekipa naukowców wznowi rozpoczęte w ubiegłym roku na tym terenie poszukiwania szczątków Żołnierzy Wyklętych. Chodzi o żołnierzy z legendarnego oddziału „Bartka” - kapitana Henryka Flamego. Trwają prace przygotowawcze do wyjazdu badaczy na Opolszczyznę.

Komunistom bezczelnie zagrali na nosie

Podkomendni Henryka Flamego, ps. „Bartek”, sformowali oddział, którego nazwa wzięła się od pseudonimu jego dowódcy. Formacja funkcjonowała w ramach Narodowych Sił Zbrojnych. Mimo że byli zakonspirowani, starali się działać jako regularne wojsko. Żołnierze „Bartka” mieli dystynkcje i walczyli w mundurach. Po II wojnie światowej nie złożyli broni i wystąpili przeciwko komunistycznym funkcjonariuszom i rodzącemu się reżimowi. Oddział operował na terenie Śląska Cieszyńskiego, liczył ok. 300 osób. Był jednym z lepiej wyszkolonych i wyposażonych. 16 leśnych grup operowało w Beskidzie Śląskim. Ich działania cieszyły się dużym poparciem lokalnej ludności.

- Było to podziemie antykomunistyczne. Działali przeciw zawiązującej się władzy, narzuconej przez Związek Radziecki. Atakowali posterunki milicji i tworzące się komunistyczne urzędy - opowiada Edward Hałajko, dyrektor nyskiego muzeum.

Działania oddziału „Bartka” mocno zaszły nowej władzy za skórę. Do jednej z najbardziej znanych i spektakularnych akcji żołnierzy należy ta z Wisły, z 3 maja 1946 roku. W tym dniu około 100 kompletnie uzbrojonych i umundurowanych partyzantów pod dowództwem Flamego opanowało miasto. Żołnierze zagrali komunistom na nosie i w biały dzień w centrum uzdrowiska urządzili sobie defiladę. Był to sygnał alarmowy dla „władzy ludowej”, która zdecydowała o likwidacji oddziału i szybko przygotowała przebiegły plan.
Historia podobna do tych ze szpiegowskich powieści

Komuniści chcieli wyeliminować Żołnierzy Wyklętych podstępem. Eksterminacja oddziału była możliwa dzięki przygotowanej pieczołowicie przez enkawudzistów i ubeków akcji. Jej dowódcą został kapitan UB Henryk Wendrowski, ps. „Lawina”. Służba bezpieczeństwa postanowiła posłużyć się fortelem. „Lawina” skontaktował się z oddziałem „Bartka”, podszywając się pod oficera Narodowych Sił Zbrojnych. Podawał się za cichociemnego, wysłanego przez rząd Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie. Agent szybko zdobył ich zaufanie, ale jego zadanie było o tyle ułatwione, że Flame i jego ludzie od miesięcy nie mieli kontaktu z dowództwem.

- „Lawina” zaproponował przerzucenie żołnierzy na ziemie zachodnie. Była to zaplanowana operacja likwidacji oddziału. Żołnierze mieli być przewożeni w kilkudziesięcioosobowych grupach w okolice Jeleniej Góry - tłumaczy Edward Hałajko.

Ofiarami akcji UB padło ponad 150 podkomendnych Henryka Flamego. Żołnierze mieli zostać przetransportowani w kilku rzutach i likwidowani w grupach. To właśnie na terenie Opolszczyzny, niedaleko Nysy, miała zostać w brutalny sposób zgładzona część żołnierzy „Bartka”. Jedna z grup, według informacji zebranych przez naukowców z IPN, trafiła na teren wojskowego lotniska z czasów II wojny światowej, do Starego Grodkowa, ok. 20 kilometrów na północ od Nysy i została zamordowana. Prawdopodobna lokalizacja jest znana dzięki zeznaniom nieżyjącego już funkcjonariusza Urzędu Bezpieczeństwa.

- Mówił, że był na terenie lotniska. Opisał pasy startowe i trzy hangary. Jego zeznania nie pasują do żadnego innego lotniska na Opolszczyźnie, tylko do tego w Starym Grodkowie - mówi prof. Szwagrzyk. Precyzuje też, jak miało dojść do likwidacji oddziału. - Ci ludzie zostali umieszczeni w jednym z baraków, w którym mieli przenocować. Budynek został zaminowany - opisuje Szwagrzyk.

Żołnierze „Bartka” zostali poczęstowani kolacją i alkoholem nafaszerowanym środkami nasennymi, które przygotował lekarz Urzędu Bezpieczeństwa. Nad ranem barak razem z nocującymi w nim mężczyznami został wysadzony w powietrze. Naukowcy z IPN szacują, że w lesie pod Starym Grodkowem mogło zginąć kilkudziesięciu żołnierzy. Dokładna liczba ofiar jest nieznana. Szacunki mówią o liczbie od 40 do 70 zamordowanych.
Część żołnierzy oddziału „Bartka” znaleźli w Barucie

Prof. Szwagrzyk szukał szczątków tych ludzi już wiosną ubiegłego roku. Na kilku działkach, na których mógł stać barak, gdzie część oddziału została zlikwidowana. Wtedy nie znaleziono jednoznacznych dowodów, które potwierdzałyby hipotezę, że właśnie na terenie lotniska, w lesie pod Starym Grodkowem, doszło do wymordowania żołnierzy.

Niepodważalne dowody na dokonanie zbrodni przeciwko żołnierzom „Bartka” archeolodzy znaleźli za to we wsi Barut, niedaleko Strzelec Opolskich. Tam również została zgładzona, według podobnego scenariusza - czyli wysadzona w powietrze z barakiem, w którym nocowała, kilkudziesięcioosobowa grupa żołnierzy. Ich szczątki na tzw. polanie śmierci zostały odnalezione przez ekipę prof. Szwagrzyka w 2013 roku.

- Tam było pogrzebanych co najmniej 25 ludzi. Znaleźliśmy ogromną liczbę bardzo zniszczonych kości ludzkich. W większości bez czaszek. Nie było ani jednego kompletnego szkieletu - mówi naukowiec.

Oprócz ludzkich szczątków znaleziono też rzeczy osobiste i charakterystyczne ryngrafy oraz zapalniki min użytych do wysadzenia baraku z żołnierzami. To dało pewność, że na miejscu zginęli żołnierze „Bartka”.

Poszukiwania w Starym Grodkowie były nastawione na odnalezienie podobnych dowodów zbrodni. Ekipa badaczy z wrocławskiego IPN i muzeum archeologicznego kierowana przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka w kwietniu ubiegłego roku prowadziła prace w dwóch miejscach. Żaden z wykopanych przez nich z ziemi elementów nie dał jednak stuprocentowej pewności, że właśnie w miejscu prowadzenia wykopalisk doszło do tragedii.

- Mamy rzeczy osobiste, np. fragment maszynki do golenia, elementy kolby karabinowej, guziki czy stopione ceramiczno-plastikowe przedmioty mogące świadczyć o tym, że uległy one uszkodzeniu w wysokiej temperaturze - mówił przed rokiem prof. Szwagrzyk.
Wtedy jednak las pod Starym Grodkowem nie zdradził śladów tragedii, jaka miała się tu dokonać w końcówce lata 1946 roku. Żadna z odnalezionych rzeczy nie pozwala na to, by przesądzić o tym, że na terenie byłego lotniska wojskowego doszło do ubeckiego mordu. Naukowcy jednak chcą kontynuować na Opolszczyźnie dalsze poszukiwania. W tym roku badacze wrócą znów w okolice Nysy.

- To kontynuacja poszukiwań. Prace będziemy prowadzili teraz między Starym Grodkowem a Łambinowicami - mówi prof. Krzysztof Szwagrzyk.

Badania będą prowadzone najprawdopodobniej w kwietniu. Teraz trwają przygotowania do ponownej wyprawy na Opolszczyznę.

Sam „Bartek”, czyli Henryk Flame, nie zginął w akcji przygotowanej przez Urząd Bezpieczeństwa. Walczył do 1947 roku i ujawnił się po ogłoszeniu amnestii. Dowódca oddziału zginął jednak krótko po swoich podkomendnych. Henryk Flame został zastrzelony 1 grudnia 1947 roku w gospodzie w Zabrzegu pod Czechowicami. Jedna z wersji mówi o tym, że do zabójstwa doszło w wyniku sprzeczki. Za spust pociągnął miejscowy milicjant Rudolf Dadak, który nigdy nie został osądzony za zbrodnię. Podobnie zresztą, jak dowódca akcji UB „Lawina”, czyli Henryk Wendrowski. Ten ostatni szybko awansował i przez kilka lat był nawet ambasadorem PRL w Kopenhadze.

Żołnierze Wyklęci - tym mianem określa się żołnierzy, którzy po zakończeniu II wojny światowej nie złożyli broni i sformowali struktury antykomunistycznego i niepodległościowego ruchu oporu, sprzeciwiając dostaniu się Polski pod wpływy ZSRR.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska