Chłopcy malowani

Joanna JAKUBOWSKA
Potocznie społeczny prestiż strażnika wyznaczają mundur i czapka z daszkiem. Jednak ustawodawcy nie wyposażyli go w odpowiednie kompetencje.

OPOLSKA STRAŻ MIEJSKA W LICZBACH
- Utrzymanie SM (56 strażników) kosztuje rocznie 2 miliony zł
- Miesięczna pensja strażnika wynosi 1,6 tys. zł (brutto)
- W 2001 roku za sprawą mandatów wpłynęło do kasy miejskiej 85 tys. zł
- SM zlokalizowała w tym roku 9 nielegalnych wysypisk
Jak wielkie porządki w mieście można wykonać za 2 miliony złotych?
- Sfinansować niemal 6 akcji "Zima" - oczyszczenie ze śniegu i posypanie piaskiem 160 km ulic (350 tys. zł - jedna akcja "Zima")
- Zlikwidować 56 dzikich wysypisk śmieci (35 tys. zł - likwidacja jednego wysypiska)
- Pokrycie wywozu śmieci z posesji Opola przez 5 miesięcy (400 tys. zł - za 1 miesiąc).

Opolskiego ratusza od kilku lat pilnuje firma ochroniarska, bo w ustawie nie ma zapisu, że straż miejska (opłacana z gminnego budżetu) może pilnować budynków. Miasto płaci rocznie za ochronę czterech własnych budynków 300 tysięcy złotych. Takie paradoksy zdarzają się nie tylko u nas. Niedawno władze Kołobrzegu musiały wynająć i opłacić firmę ochroniarską, by usunąć z promenady nielegalnych handlarzy. Prezydent Kołobrzegu Bogdan Błaszczyk przyznał, że straż miejska nie ma instrumentów, by uporać się z dzikim handlem.

Brak możliwości działania i ograniczone kompetencje strażników, spowodowały, że w 1999 rozpoczął się proces likwidacji straży miejskich w kilku miastach Polski. Przy podejmowaniu tych decyzji nie bez znaczenia był także argument finansowy - straż miejska jest bardzo droga. Samorządy, które zrezygnowały z utrzymywania straży, wolały wydać zaoszczędzone w ten sposób pieniądze na dodatkowe etaty w miejskich komendach policji - tańsze i o większych kompetencjach.
- Decyzja o likwidacji straży w naszym mieście podyktowana była nie tylko oszczędnościami, ale także tym, że straż miała mocno ograniczone uprawnienia w stosunku do tego, czego od niej oczekiwaliśmy - tłumaczy Danuta Piasecka-Bursiak, sekretarz Urzędu Miasta w Świnoujściu. - Do ochrony imprez czy jakichkolwiek innych akcji organizowanych w mieście strażnicy musieli chodzić razem z policjantami, bo sami niewiele mogli zrobić w sytuacji naruszenia porządku. Gdyby straż miała uprawnienia zbliżone do policji, nie byłoby dyskusji. A tak w wielu sferach strażnicy byli nieprzydatni, nie mogli na przykład wypisać mandatu, tylko upomnienie, nie mogli zatrzymać jadącego pojazdu czy zainterweniować z taką samą skutecznością jak policja. Utrzymywanie straży stało się po prostu nieopłacalne, bo było drogie i mało efektywne.
Ze straży zrezygnowano także w Brzegu: z 12 mundurowych pozostało tylko dwóch, a resztę pieniędzy władze miasta postanowiły przeznaczyć na wzmocnienie policji (2 etaty). Gmina wydaje teraz na utrzymanie dwóch strażników 84 tys. złotych, a na etaty policjantów - 60 tysięcy; w 1999 straż kosztowała miasto 330 tys. zł (dziś przy utrzymaniu obsady na ówczesnym poziomie na SM trzeba by wydać 400 tys. zł). Sławomir Mordka, rzecznik brzeskiego Urzędu Miasta, twierdzi, że na skutek redukcji etatów w SM porządek i bezpieczeństwo w mieście nie ucierpiały.

W Opolu władza twardo broni swojej przybocznej straży. Wiceprezydent Władysław Brudziński twierdzi wprost, że straż w mieście jest niezbędna. Zdania mieszkańców są podzielone, choć bardziej emocjonalnie podchodzą do tematu zasadności ich utrzymywania przeciwnicy strażników niż ich zwolennicy.
Temat - być albo nie być opolskich stróżów porządku - wraca co jakiś czas, a ostatnio znów zaczął być aktualny, gdy do miasta weszła firma "Projekt i Parking", która przejęła część obowiązków straży (komendant SM twierdzi, że to nieprawda). Teraz to pracownicy "PiP", a nie strażnicy egzekwują od kierowców przestrzeganie przepisów w wyznaczonych strefach parkowania. Oczywiście kierowcy łamiący prawo nadal mogą zostać ukarani przez strażnika mandatem, jednak precyzyjne i wyraźne oznakowanie miejsc, w których można stawiać auta, powoduje, że nieświadomych wykroczeń drogowych jest coraz mniej.
Mieszkańcom Opola działalność straży miejskiej kojarzy się głównie z represją w postaci grzywny za niewłaściwe parkowanie w miejscach o nikłym ruchu, stwarzające niewielkie zagrożenie (np. na bocznej uliczce Powstańców Śląskich, przy której znajduje się redakcja "NTO" strażnicy bywają nierzadko codziennie), natomiast nie interweniują tam, gdzie łamane są przepisy w sposób rażący i poważnie zagrożone jest bezpieczeństwo (np. na skrzyżowaniu ul. Reymonta i placu Kopernika notorycznie parkują samochody dostawcze z "Cytruska", a straż nie interweniuje). Ta właśnie wybiórcza aktywność strażników, motywowana spodziewanym zyskiem do kasy miejskiej, a nie autentyczna troska o bezpieczeństwo, denerwuje ludzi najbardziej. Częściej bowiem widzimy na mieście strażników czyhających na kierowców tam, gdzie bez większego wysiłku można nałożyć więcej kar (np. przed kantorem w dawnej "Europie" przy ul. Ozimskiej albo przed biurem ogłoszeń "NTO"), niż patrolujących miasto. W tym czasie, gdy strażnicy czekają na ofiary drobnych wykroczeń drogowych, grafficiarze malują świeżo odnowione elewacje, a pijacy załatwiają potrzeby fizjologiczne w bramach kamienic.

Takie metody działania straży budzą sprzeciw mieszkańców Opola; ludzie nie mogą pogodzić się z tym, że utrzymują służby nieprzyjazne dla nich samych; służby, które - w ich odczuciu - nie działają dla nich, tylko przeciwko nim.
- Zostałam kiedyś upomniana przez strażnika, bo źle zaparkowałam samochód przed domem - opowiada mieszkanka Opola. - Zwróciłam mu uwagę, że w promieniu kilkuset metrów nie ma gdzie zaparkować auta, nie popełniając przy tym wykroczenia, natomiast na podwórze posesji, gdzie są miejsca parkingowe wyłącznie dla mieszkańców, nie mogę wjechać, bo wjeżdżają nań obcy kierowcy, mimo ustawionego zakazu ruchu. Poprosiłam strażnika, by upomniał tych kierowców, którzy zlekceważyli zakaz. Odpowiedział mi, że straciłby na to cały dzień. Przekonałam się wtedy, że straż działa na zasadzie: "nie zadawać sobie niepotrzebnego trudu, wypisać jak najwięcej mandatów".

Policjant więcej może i mniej kosztuje (może prowadzić czynności dochodzeniowo-śledcze i operacyjno-rozpoznawcze, a strażnik tylko administracyjno-porządkowe). Tymczasem 1 listopada w opolskiej policji było sto wakatów. Policji o szerokich uprawnieniach - finansowanej z budżetu państwa, czyli z pieniędzy podatników - brakuje, a po Opolu kręci się 56-osobowa armia ludzi, która nie może zaaresztować złodzieja ani nawet zatrzymać samochodu jadącego pod prąd. Mieszkańcy miasta słono płacą za ich obecność na swoich ulicach, nie czując się przy tym bezpieczniej i nie mając stuprocentowego przekonania, że strażnik jest przyjaźnie nastawiony do nich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska