Cyganie z Kędzierzyna-Koźla chcą władzy, by obalać stereotypy

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Romowie z Kędzierzyna-Koźla chcą się dostać do rady gminy, by - jak tłumaczą - obalać tam mit Cygana nieroba i oszusta. Ludzie przekonują, że problemem są nie stereotypy, ale faktyczna patologia wśród społeczności romskiej.

A niech już idą do tej rady miasta. Może wreszcie zrobią porządek wśród swoich - macha ręką Tadeusz Felsztyński, przedsiębiorca pogrzebowy z Kędzierzyna-Koźla. Jego koszmar rozpoczął się trzy lata temu, gdy do przedwojennej kamienicy przy ulicy Grunwaldzkiej, gdzie prowadzi swój zakład, miasto zakwaterowało dziesięcioosobową rodzinę romską. Zamieszkali na pierwszym piętrze pod "dwójką", dokładnie nad lokalem, gdzie Felsztyński prowadzi działalność.

- Zdarzało się, że przyjmowałem klientów, podczas gdy na górze trwały w najlepsze huczne imprezy zakrapiane alkoholem. Tańce i cygańska muzyka w stylu Bregovicia były tak głośne, że nie mogliśmy się skupić nad tym, by załatwić pilne sprawy pogrzebowe - przyznaje przedsiębiorca.

Oprowadza nas po zdewastowanej klatce schodowej przylegającej do zakładu. Ściany są odrapane, balustrada szczerbata. Odkąd zrobiło się zimno, lokatorzy palą nimi w piecach. Wszędzie śmierdzi uryną, stary budynek robi wrażenie, jakby wojna skończyła się tu kilka dni temu.

- Interweniowałem w sprawie tych Cyganów wiele razy. Nic to jednak nie dało. Mało tego, do mieszkania sprowadza się ich coraz więcej, a większość z nich zachowuje się tragicznie - macha ręką Tadeusz Felsztyński.

W piecach palą balustrady
Pozostali lokatorzy są zastraszeni i nie chcą niczego mówić pod nazwiskiem. Jedna z kobiet przyznaje, że wieczorem strach jest korzystać ze wspólnej toalety.

- Już lepiej załatwić się do wiaderka, niż wychodzić na korytarz, gdy trwa "impreza" - tłumaczy.
Gdy ludzie dowiedzieli się, że Romowie mają zamiar kandydować do Rady Miasta w Kędzierzynie-Koźlu, najpierw złapali się za głowy. Teraz przekonują, że paradoksalnie to może być szansa na rozwiązanie problemu z chuligańskimi wybrykami niektórych z nich.

- Może ktoś wreszcie zapanuje nad tym wszystkim i przywoła swoich pobratymców do porządku - mówi Felsztyński.

Nie wszyscy w to jednak wierzą. Adam, który mieszka w okolicy ulicy Grunwaldzkiej, zauważa, że do takich wybryków dochodzi w wielu kamienicach przy Grunwaldzkiej.

- Nazywam to miejsce "hiszpańską dzielnicą". Pod tutejszym sklepem nocnym z alkoholem nie raz widziałem awantury z udziałem Romów. Byłem świadkiem, jak bez zażenowania załatwiali swoje sprawy fizjologiczne na ulicy. Oni nie są przystosowani do tego, aby żyć w zgodzie z Polakami - uważa pan Adam. - A ci, którzy startują w wyborach, pewnie nie są alkoholikami i nie będzie ich obchodziło to, że inni Romowie są uciążliwi dla zwykłych ludzi.

Normalnie porozmawiać z nimi nie można
Wśród romskich kandydatów do rady miasta jest m.in. kędzierzyński przedsiębiorca Jan Kwiatkowski i Daniel Rafalski, cukiernik z wykształcenia. Wszyscy ludzie, którzy chcą się dostać do miejskiego samorządu, zabiegają o to, aby było o nich głośno w mediach. Tymczasem oni... nie chcą o tym z nikim rozmawiać. Zamiast spotkania z dziennikarzem proponują, aby wysyłać im pytania mailem. Podobnie potraktowali kilka tygodni temu Marka Wojciechowskiego, redaktora naczelnego lokalnego Radia Park.

- Zadzwoniłem do Jana Kwiatkowskiego i poprosiłem go o wywiad. Umówiliśmy się na rozmowę na antenie. Gdy tuż przed audycją wciąż nie było go w redakcji, zacząłem do niego wydzwaniać. Wykonałem kilkadziesiąt telefonów. Do dziś nie odebrał ani nie wyjaśnił, dlaczego nie przyszedł wtedy do studia - opowiada Wojciechowski, który dodaje, że już więcej nie zaprosi go na żadną audycję.

Ale i bez jakiejkolwiek prezentacji w mediach kędzierzyńsko-kozielscy Romowie mają bardzo duże szanse na to, aby jako pierwsi w Polsce zostać członkami rady dużego miasta.

- Oni wiedzą, jak dbać o swoje interesy, i wbrew temu, jak postrzega ich wielu zwykłych ludzi, umieją się zdyscyplinować - opowiada jeden z przedsiębiorców, który dobrze zna środowisko romskie w Kędzierzynie-Koźlu. - Dlatego pójdą masowo do wyborów i wybiorą swoich przedstawicieli. Ci, którzy nie umieją czytać, dostaną wskazówki, jak odmierzyć za pomocą palca odpowiednią kratkę, w której trzeba postawić krzyżyk. To stary patent, przerabiali to już podczas poprzednich wyborów, gdzie sami nie startowali, ale dali się wykorzystywać do nabijania głosów innym kandydatom.

Analfabetów wśród nas nie ma
Po co w ogóle chcą się dostać do miejskiego samorządu?
- Celów mamy wiele. Najważniejszym z nich jest możliwość reprezentowania społeczności romskiej w samorządzie i obalanie stereotypów dotyczących Romów - odpowiada Daniel Rafalski.
Jakich stereotypów?

- Wielu mieszkańców Kędzierzyna-Koźla kojarzy Cyganów jako klientów opieki społecznej, żyjących na garnuszku gminy. Tymczasem z pomocy socjalnej korzystają wszyscy Polacy, bez względu na kolor skóry - mówi Kwiatkowski.

Co z analfabetami, którzy nie będą potrafili odnaleźć ich nazwisk na kartach wyborczych?

- Analfabetyzm wśród Romów to kolejny ze stereotypów - przekonują kandydaci na radnych. - W naszych domach mamy dostęp do internetu. Analfabetyzm był problemem ogólnopolskim po wojnie, ale nie teraz.

Dlaczego nie chcą się spotkać z dziennikarzami i porozmawiać z nimi w cztery oczy? Na to pytanie odpowiedzi już nie dostaliśmy.

Miejscy radni z Kędzierzyna-Koźla pytani o komentarz biorą najpierw głęboki oddech, a potem mówią ogólnikami. Grzegorz Chudomięt, przewodniczący rady: - Nie dzielę ludzi ze względu na pochodzenie czy kolor skóry. Jeżeli są obywatelami Polski i mają prawa wyborcze, to niech startują - uważa.

Dariusz Jorg, lider Centroprawicy: - Mniejszości narodowe często są reprezentowane w samorządach, chociaż nie słyszałem, żeby gdziekolwiek w Polsce w radzie zasiadali Romowie. Na przykładzie Kędzierzyna-Koźla mogę powiedzieć, że mniejszość niemiecka dba nie tylko i interesy swoje, ale całej gminy. A jak przedstawiciele społeczności romskiej będą postępować? Tego już nie wiem.

Tu trzeba pracować, a nie obalać mity

Rajcy chętniej rozmawiają, gdy zapewniamy ich, że wypowiedź pójdzie "bez nazwiska".

- Najpierw wyjdzie z tego kupa śmiechu, bo już mieliśmy takich radnych, którzy zostali nimi z przypadku i potem kompromitowali się na sesjach, nie mając zielonego pojęcia o tym, na czym polega rządzenie takim miastem - mówi jeden z rajców. - Potem nikomu nie będzie jednak do śmiechu, bo w końcu radni decydują, jak corocznie wydawanych jest ponad 200 milionów złotych.

Kolejny z rajców dodaje: - Nierzadko jeden głos decyduje o tym, czy dana inwestycja będzie zrealizowana czy projekt trafi na półkę. To są poważne sprawy. Rada miasta to nie jest miejsce do tego, aby obalać jakieś stereotypy, tylko organ, w którym zapadają najważniejsze decyzje. A ja nie mam pewności, czy akurat Romowie mają pojęcie, jak rozwiązywać problemy miasta.

Cyganów nikt nie liczy
W Kędzierzynie-Koźlu mieszka ich kilkaset rodzin. Ile dokładnie, tego nawet urzędnicy nie wiedzą, bo Romowie są obywatelami polskimi i aby nie narazić się na dyskryminację rasową, pracownicy urzędu miasta nie dzielą mieszkańców na Polaków i Cyganów.

Sami Romowie przyznają jednak, że nie są lubiani przez większość mieszkańców. Wśród tych ostatnich krążą legendy na temat tego, jak to obwieszeni złotem Romowie podjeżdżają mercedesami do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej po zapomogi. Dyrektor MOPS-u Teresa Koczubik, która przygląda się każdej wydawanej na zapomogi złotówce, uśmiecha się: - Nic takiego nie ma miejsca.
- Z naszych usług korzysta może 40 romskich rodzin, które faktycznie mają nie najlepszą sytuację finansową. Ale to tylko skromny ułamek wszystkich, którzy sięgają po gminną pomoc w postaci różnego rodzaju zasiłków - mówi dyr. Koczubik. Jej zdaniem to bardzo dobrze, że wśród Romów znaleźli się wreszcie ludzie, którzy chcą ich reprezentować w radzie miasta.

Zaczęli nawet chodzić do szkoły
- Być może poczują jedność z innymi obywatelami i wezmą współodpowiedzialność za wszystko, co się dzieje w mieście - mówi dyplomatycznie dyr. Koczubik.

Z kolei nauczyciele przekonują, że Cyganie zaczęli przykładać coraz więcej wagi do edukacji swoich dzieci. Jeszcze do niedawna wyglądała ona tak, że młodzi Romowie rozpoczynali naukę w podstawówce i kończyli ją, przechodząc do gimnazjum. Tak było m.in. w kozielskim gimnazjum nr 1. W 2006 roku naukę podjęło tam pięciu Romów, a do czerwca dotrwało dwóch.
- Teraz wygląda to inaczej. Mam dwóch chłopców, którzy są w drugiej klasie. Z nauką radzą sobie całkiem dobrze, bez problemu przechodzą z klasy do klasy - przyznaje Anna Majnusz, dyrektorka placówki.

To właśnie tam doszło do incydentu, po którym o mało nie wybuchły w mieście zamieszki na tle
rasowym. Cztery lata temu kilka razy pobito jednego z cygańskich uczniów. Henryk Finger, trzynastolatek narodowości romskiej, uczeń Publicznego Gimnazjum nr 1 w Kędzierzynie-Koźlu, został zaczepiony podczas przerwy między lekcjami.

- Najpierw usłyszałem, że jestem małpą i czarnuchem, a potem dostałem "z bańki" - relacjonował chłopak. Na korytarzu zaczęła się szamotanina. Uczniów rozdzieliła jedna z nauczycielek, ale po lekcjach chłopcy spotkali się pod szkołą i ponownie wywiązała się bójka. Henryk został kopnięty w twarz. Potem pojechał do stołówki na obiad, a kiedy wracał, kolejny raz został napadnięty. Miał być bity i kopany przez kilka osób. Po jednym z takich ciosów osunął się na ziemię i stracił przytomność.

- Dziś młodzi Romowie żyją w zgodzie z resztą. Może dorośli też będą umieli się z sobą dogadać? - zastanawia się dyrektorka szkoły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska