Czy można wydrukować bogactwo?

Krzysztof Rybiński Autor jest głównym ekonomistą Banku BPH-PBK, autorem licznych publikacji. Przez dwie kadencje był członkiem Rady TEP.
Rząd drukuje pieniądze przez zwiększanie deficytu budżetowego i emisje obligacji, nabywanych przez banki, a następnie inne podmioty gospodarcze i obywateli.

Równocześnie zobowiązuje się, że zwróci nabywcom (pożyczkodawcom) odpowiednią liczbę banknotów. Niestety, często siła nabywcza tych banknotów bywa mniejsza niż tych, które rząd pożyczył!
Z dyskusji polityków można by wnioskować, że jest jeden lek na nasze bolączki: wydrukować więcej pieniędzy. Oni nie mówią o tym wprost - wzywają do znacznej obniżki stóp procentowych, dewaluacji złotego, sięgnięcia po rezerwy walutowe NBP. W istocie każda z tych propozycji oznacza dodrukowanie pieniędzy, co ekonomiści w swoim żargonie nazywają zwiększeniem podaży pieniądza.
Jego podaż rośnie także wtedy, gdy prywatne firmy finansują inwestycje kredytem bankowym. To jest prawie zawsze korzystne, gdyż owocuje rosnącą produkcją i zatrudnieniem, większą ilością towarów na rynku.
Nie każde zwiększenie podaży pieniądza jest jednak pożądane. Ostatnio głównym tego powodem jest tzw. czarna dziura budżetowa (deficyt sektora finansów publicznych), która w 2004 r. może przybrać groźne rozmiary. Deficyt - wydatki rządu wyższe niż wpływy z podatków - trzeba jakoś pokryć. Rząd więc pożycza. Powstaje nowy pieniądz, rośnie jego podaż.
Różni się ona jednak od podaży zwiększonej w wyniku wzmożonego kredytowania firm prywatnych. Dlatego, że większość wydatków rządu pochłaniają nie inwestycje, lecz wynagrodzenia, emerytury, renty, zasiłki, dotacje dla cherlawych przedsiębiorstw państwowych. Zwiększa to popyt na towary i usługi, natomiast nie rozwija produkcji. Z czasem rosną ceny towarów i usług, rośnie i n f l a c j a. Gdyby jednak deficyt budżetowy powstał w wyniku zapożyczenia się rządu na budowę autostrad - wielu miałoby pracę, lepszy stan dróg przyczyniłby się do poprawy efektywności tysięcy firm, do wzrostu ilości towarów i usług.

Niedoceniane doświadczenia
Historia gospodarki udowodniła, że jeśli rząd dodrukowuje pieniądze i przeznacza je na to, co nie jest inwestycjami - to nie wynika z tego ani postęp gospodarczy, ani wyższa zamożność obywateli. Przeciwnie, jest to dobra recepta na ich zubożenie. Początkowo mają oni więcej pieniędzy i kupują więcej towarów, ale po pewnym czasie inflacja zabiera im znacznie więcej niż to, co zyskali na początku. Tezę tę ilustruje Rene Sedillot w swej książce "Moralna i niemoralna historia pieniądza".
Jedna z pierwszych emisji papierowego pieniądza miała miejsce w 1685 r. w Nowej Francji - dzisiejszej Kanadzie. Otóż każdej wiosny we Francji ładowano na statek monety na potrzeby kolonii. Jesienią z Nowej Francji odpływał statek zabierający pieniądze z poboru podatków oraz na zakup towarów w Europie, które dostarczano wiosną. Zimą brakowało jednak metalowych monet, a sytuacja stawała się krytyczna, gdy wiosną spóźniał się statek z Europy.
Aby pokonać te trudności, dysponując kartami do gry, które służyły rozrywce osadników (tył kart był wówczas czysty), nakazano pociąć każdą kartę na cztery części i oznaczyć na odwrocie ich wartość. Odpowiedni urzędnik królewski przystawiał pieczęć i opatrywał stosownymi podpisami. I tak zamiast monet wprowadził do obiegu kartoniki. Po nadejściu monet z Francji kartoniki zostały wykupione. Za rok królewski intendent powtórzył operację na większą skalę, a termin wykupu przesunął do ponad pół roku.
Kolejni intendenci też sięgali po karciany pieniądz., jednak po 1709 r. systematycznie go już n i e wykupywali. W 1711 r. w obiegu były karty o wartości 244 tys. liwrów, trzy lata później - już 1600 tys. W końcu kolejny urzędnik postanowił wykupić karty, ale w okresie 5 lat i za p o ł o w ę ich wartości. Oszczędności posiadaczy papierowych pieniędzy pokaźnie zmalały.
Z "karcianych" emisji jednak nie zrezygnowano. Ich wartość stale rosła, idąc w miliony liwrów. Największe emisje przeznaczono na wojnę z Anglikami. W 1763 r., po zajęciu przez tych ostatnich francuskiej Kanady, mocą zawartego w Paryżu traktatu zobowiązano króla Francji do wykupu, jak to określono, "pieniądza fantazji". W 1766 r. pieniądz wykupiono, ale za ok. j e d n e j c z w a r t e j wartości i przy ograniczeniu kwoty do tysiąca liwrów. Większość obywateli straciła 3/4 oszczędności, a zamożniejsi znacznie więcej. Proceder ten powtarzano w innych krajach wielokrotnie - zawsze z takim samym skutkiem.

Polacy bogatsi za rok???
Dodrukowany pieniądz przeznacza się z reguły na ważne cele: działania wojenne, usuwanie skutków klęsk żywiołowych, wielkie przedsięwzięcia: koleje, kanały, drogi, itd. Obecnie polski rząd planuje na przyszły rok (jeśli ująć "pochowane" wydatki) deficyt budżetowy w zawrotnej wysokości 60 mld zł. Gros tego deficytu będzie pokryte dodrukowaniem pieniędzy.
Warto więc zadać pytanie, cóż takiego ma się wydarzyć w 2004 r. ? Na prawdziwą wojnę na szczęście się nie zanosi, nie dotknęły nas też kataklizmy, nie ma wielkich programów gospodarczych. Wysuwa się natomiast argument, że wejście do Unii Europejskiej wiąże się z nowymi wydatkami. Tyle tylko, że są one stosunkowo niewielkie, a bycie w UE to szansa na lepsze życie za kilka lat. Rządzący mogą ją jednak zmarnować, zamierzając drukować pieniądze na skalę dotychczas niespotykaną.
Polacy na krótko poczują się bogatsi. N a k r ó t k o, bo bogactwa nie da się wydrukować. Trzeba na nie zapracować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska