Dialog w cieniu Hamleta

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
W duńskim Smidstrup Strand, nieopodal Kopenhagi i zamku duńskiego królewicza Hamleta, obradowała w ubiegłym tygodniu światowa ekumeniczna komisja katolicko-luterańska.

Jednym z uczestników tego dialogu był opolski ordynariusz abp Alfons Nossol. Spotkania takie odbywają się co roku. Organizują je na przemian Papieska Rada ds. Jedności Chrześcijan i Światowa Federacja Luterańska.
Duńskie spotkanie było częścią czwartej fazy dialogu katolicko-luterańskiego poświęconej apostolskości Kościoła. Pozornie powinno to diaog ułatwiać. W czasach apostolskich Kościół był jednością, a ekumenizm nie był potrzebny.
Nie oznacza to wcale, że dialog był szczególnie łatwy. Zagadnieniem wywodzącym się z Kościoła pierwszych wieków chrześcijaństwa, a poważnie różniącym katolików i luteran jest rozumienie tzw. sukcesji apostolskiej, czyli nieprzerwanego następstwa biskupów (począwszy od apostołów), którzy są prawnie wybrani i ważnie kosekrowani. Sukcesja apostolska jest elementem zachowania ciągłości w Kościele w sprawach wiary i praktyk religijnych.

Zewnętrznym znakiem sukcesji apostolskiej jest wykonywany w czasie święceń biskupa gest włożenia na jego głowę rąk przez konsekratorów.
- Koncepcja sukcesji apostolskiej w poszczególnych Kościołach jest różna. W Kościele prawosławnym podmiotem sukcesji apostolskiej jest kolegium dunastu apostołów, podczas gdy w Kościele katolickim konkretny apostoł. Np. biskup Rzymu ma sukcesję aspostolską od świętego Piotra. Zupełnie inaczej widzą sukcesję luteranie. Dla nich podmiotem sukcesji nie jest jednostka ani kolegium, ale cała wspólnota Kościoła - mówi ordynariusz opolski.
Wbrew pozorom różnica nie polega tylko na sporze teologicznym, ale ma także konsekwencje praktyczne. W niektórych kościołach luterańskich wspólnota wyznacza tego, kto będzie przewodniczył Eucharystii, nawet bez ordynacji (bez święceń). Nie wszystkie Kościoły luterańskie tak rozumieją sukcesję. Luterański Kościół bawarski traktuje np. ten zwyczaj jako nadużycie.
Wprawdzie poszczególne Kościoły rozumieją sukcesję inaczej, ale zgadzają się co do tego, że bez niej nie ma Kościoła Chrystusowego. Nad wypracowaniem zbliżenia między koncepcjami poszczególnych Kościołów pracuje właśnie komisja wspólna.
- Wszystkie prawie Kościoły luterańskie krajów słowiańskich do udzielenia sakry nowemu biskupowi, zawsze zapraszają na jednego z konsekratorów biskupa ze Sztokholmu lub Upsali. Kiedyś nasi luteranie przy okazji Święta Reformacji potwierdzili, że powodem tych zabiegów jest uzyskanie pewności, że mają sukcesję - dodaje ordynariusz opolski.
Według nich, luterańscy biskupi szwedzcy mają sukcesję apostolską, gdyż ostatni biskup katolicki w Szwecji przed reformacją dał się przekonać i osobiście wyświęcił pierwszego luterańskiego arcybiskupa.
Zjawiskiem dyskutowanym w Kopenhadze była także sprawa interkomunii, czyli wspólnego przystępowania katolików i luteran do Eucharystii. Do niedawna sprawa wydawała się bardzo bliska pozytywnego finału W Berlinie w 2003 roku ma się odbyć wspólny Dzień Kościołów katolickiego i ewangelickiego (nie będzie zatem tradycyjnego Katholikentagu). Luteranie bardzo chcieli, by było to równocześnie pierwsze zgromadzenie ekumeniczne, podczas którego dojdzie do wspólnoty stołu eucharystycznego.
Z tego entuzjazmu szybko jednak się wycofano. Oba Kościoły zrozumiały, że jeśli doszłoby do interkomunii między nimi, mogłoby to doprowadzić do zerwania dialogu ekumenicznego z Kościołem prawosławnym.
- Dla prawosławnych wspólnota eucharystyczna może być jedynie uwieńczeniem pełnej jedności w wierze i w prawdzie. Nie można tego wprowadzać na siłę. Na szczęście zrozumieli to także ewangelicy na Zachodzie - uważa abp Nossol.
Ekumenizm to nie tylko formalne dyskusje i dokumenty - to także, a czasem przede wszystkim, poznawanie się i zbliżanie do siebie na płaszczyźnie ludzkiej. Organizujący kopenhaskie spotkanie luteranie bardzo się o sprzyjający dialogowi klimat starali.
- Smidstrup Strand to miejscowość wypoczynkowa, spokojna i cicha, i już przez to sprzyjająca klimatowi dialogu. A przy tym niedroga i nieluksusowa. Ponadstuletni dom wypoczynkowy, w którym mieszkaliśmy, pokryty słomianą strzechą, jakby sam odwoływał się do przeszłości i tradycji, prowadziły "zakonnice" luterańskie - relacjonuje ordynariusz opolski.
- Muszę powiedzieć, że diakonisy luterańskie, które dbały o nas, stworzyły znakomitą, prawdziwie ewangeliczną atmosferę. Podziw budziło ich znakomite wykształcenie, znajomość języków, nie tylko angielskiego i niemieckiego, ale nawet języków słowiańskich - dodaje.

Szczególną dla Opolan satysfakcją może być, że duńscy gospodarze, starając się o jak najlepszy klimat spotkania, odwoływali się często do jednego z poprzednich posiedzeń komisji, które odbyło się w Opolu.
- Podkreślali, że wzorują się na naszej opolskiej i polskiej gościnności. Szczególnie utkwił im w pamięci wspólny wyjazd do Brożca. Byli zaskoczeni nie tylko naszą gościnnością, ale także bardzo licznym udziałem tamtejszych ludzi w nabożeństwie ekumenicznym i spotkaniu w świetlicy. Pamiętali, że wtedy atmosfera dialogu udzieliła się także obecnym na spotkaniu prostym ludziom. Padło bardzo dużo pytań o problemy zjednoczenia chrześcijan. Bo u nas ekumenizm jest już dobrze znany i zakorzeniony - cieszy się arcybiskup.
Spotkanie nad brzegiem Bałtyku miało na tyle przyjazny klimat i atmosferę, że oficjalne obrady udało się zakończyć o pół dnia szybciej niż przewidywał plan. Uczestnicy spotkania z całego świata (od Niemiec i Polski, przez m. in. Tanzanię, Argentynę, Japonię i Nigerię) znaleźli m.in. czas, by odwiedzić zamek księcia Hamleta w Elsynorze. Można te odwiedziny uznać za w pewnym sensie symboliczne, bo bez wątpienią ekumenizm jest swoistym "być albo nie być" współczesnego chrześcijaństwa - imperatywem chrześcijańskiego sumienia.

- Dyskusja była czasem gorąca i bardzo ostra. Ale na szczęście jeśli ktoś się zanadto zagalopował i zapalił, to zwykle na następnej sesji przepraszał, co bardzo pomagało w podtrzymaniu atmosfery serdeczności - wspomina abp Nossol. Jego zdaniem, dyskusje ekumeniczne z luteranami są łatwiejsze niż z braćmi prawosławnymi, bo luteranie są mniej emocjonalni, a katolicy mają z nimi chyba wspólne mentalność logikę i bardziej racjonalną ocenę rzeczywistości.
W Elsynorze uczestników spotkania podjął kolacją i zaprosił do teologicznej dyskusji miejscowy biskup luterański, który jest kobietą. - Przyzwyczaiłem się, że kobieta u luteran także może być biskupem. Niedawno w Hanowerze, gdy miałem wykład dla tamtejszych luteran i Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Niemieckiej, złożyłem wizytę tamtejszemu biskupowi, także kobiecie. Dyskutowaliśmy nawet przygotowywane przez nią kazania i książki - opowiada arcybiskup.
Jego zdaniem, klimat czwartej fazy dialogu z luteranami jest bardzo dobry, gdyż po żadnej ze stron nie ma ludzi usiłujących swoją wiarę zideologizować. To otwarcie na postawę drugich jest niezbędnym składnikiem postępu ekumenizmu.
Dowodem na to, że ten postęp, mimo powolnego tempa dialogu ekumenicznego, istnieje, była informacja przekazana przez stronę luterańską w Kopenhadze. Wynikało z niej, że nowe wspólnoty kościelne chcą się dołączyć do podpisanej w trzeciej fazie dialogu w 1999 roku Wspólnej Deklaracji o Usprawiedliwieniu. Chce ją uznać za obowiązującą i podpisać Światowy Alians Metodystyczny. Prawdopodobnie dojdzie do tego w Ohio w listpadzie 2001 roku. Jest to o tyle ważne, że dodatkowo podnosi wartość pierwszego podpisanego i przyjętego za obowiązujący przez Kościoły katolicki i luterański dokumentu ekumenicznego.

Spotkania katolicko-luterańskie to nie tylko zamknięte dyskusje teologów, ale także kontakty z wiernymi obu Kościołów.
W Kopenhadze spotkaliśmy się z wiernymi zarówno w kościele katolickim, jak i luterańskim. Zaskoczeniem dla teologów z obu stron była bardzo liczna obecność młodzieży na tych nabożeństwach.
W katolickiej katedrze zebrali się tłumnie przede wszystkim obcokrajowcy - Wietnamczycy, Grecy, Hiszpanie, Latynosi, bo też Kościół katolicki w Danii tworzą przedstawiciele niemal 120 narodowości. Sami Duńczycy są zwykle luteranami. W katedrze św. Ansgara wypowiedzi ekumenistów dość skutecznie "zagłuszały" głosy małych dzieci, nikomu jednak nie przeszkadzały.
Po nabożeństwie dialogujący ze sobą chrześcijanie jedli obiad w starej fortecy, z której przed laty admirał Nelson bombardował Kopenhagę.
Spotkanie w Kopenhadze było krokiem do wypracowania wspólnego stanowiska i dokumentu między obu Kościołami na temat apostolskości Kościoła. Zanim dokument powstanie, potrzeba jeszcze co najmniej 2-3 sesji komisji mieszanej. Apostolskość jest jednym z czterech najważniejszych znamion Kościoła ("jeden, święty, powszechny i apostolski"), więc znalezienie jej wspólnej wizji byłoby znacznym krokiem w stronę pełnej jedności chrześcijan.
Zdaniem biskupa opolskiego, ekumenizm ma znaczenie szersze niż tylko kościelne. - Jestem przekonany, że ekumenizm może się przyczynić do tego, że przynajmniej na naszym kontynencie będziemy znowu jedną "wspólnotą ducha". Po ostatnich wydarzeniach terrorystycznych widzimy, że bez jedności w Europie i świecie pokój się nie ostanie, bo nie brak oszołomówi i awanturników, którzy ideologizują wiarę i religię - uważa ordynariusz opolski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska