Dlaczego lubimy donosić

Joanna Jakubowska <a href="mailto: [email protected] ">[email protected] </a> 077 44 32 572
Z dr Alicją Głębocką, psycholog społecznym z Uniwersytetu Opolskiego, rozmawia Joanna Jakubowska.

Sąsiad na sąsiada, mąż na żonę, teściowa na zięcia piszą donosy do urzędów skarbowych. Około 80 procent donosów potwierdza wykroczenia albo łamanie prawa skarbowego. Winni zostają ukarani.

- Dlaczego ludzie piszą donosy na znajomych, sąsiadów albo członków rodziny? Jaką korzyść mają z tego?
- Polska jest pod tym względem bardzo ciekawym polem obserwacji: mamy problem z rozróżnieniem donosu inspirowanego chęcią zaszkodzenia komuś i tego, który wynika z poczucia odpowiedzialności za jakość życia społecznego, czyli na przykład z zawiadomieniem o przestępstwie. U nas się tego nie rozróżnia. Na Zachodzie zaś mamy do czynienia ze zjawiskiem: ludzie powszechnie informują władzę, gdy na przykład sąsiad znęca się nad członkami rodziny i oceniane to jest jako postawa prospołeczna. Ludzie nagradzają takie zachowania, bo oznacza ono włączenie się w życie społeczne i dbanie o prawidłowe relacje między ludźmi. W Polsce zaś bardzo często słyszymy w mediach, że ojciec czy mąż znęcał się od lat nad żoną i dziećmi, sąsiedzi o tym wiedzieli, ale nikt nie zareagował. I często kończy się to tragicznie.

- Polacy donoszą z innych pobudek?
- Jeżeli ktoś donosi do urzędu skarbowego albo na policję tylko po to, by zaszkodzić drugiej osobie, to jest to zasadnicza różnica między informacją motywowaną poprawieniem relacji społecznej, a aktem ewidentnie przynoszącym komuś szkodę. Na przykład pan Kowalski widzi, że sąsiad kupił sobie mercedesa, więc myśli: "O, kupił taki drogi samochód. Ciekawe, skąd wziął na to pieniądze? Zgłoszę to, może urząd skarbowy coś na niego znajdzie". Motywem jest chęć zaszkodzenia drugiemu.

- No, ale jakąś korzyść donosiciel musi z tego mieć, bo inaczej nie kiwnąłby palcem.
- Tłumaczy nam to świetnie teoria porównań społecznych. Pozwala ona ludziom ocenić, jak wyglądają ich dokonania życiowe w porównaniu do innych: czy jesteśmy lepsi od nich, czy gorsi. W krajach cywilizowanych z reguły jest tak, że gdy w porównaniach ludzie wypadają gorzej w odniesieniu do innych, to motywuje ich to do wysiłku. Na przykład to, że sąsiad kupił mercedesa powoduje reakcję: "Będę więcej pracował i też zarobię na takie auto". Wydaje mi się, że u nas w takich sytuacjach ludzie częściej uruchamiają motyw obronny, który polega na podtrzymaniu własnej samooceny, niż motywację do osiągnięć.

- Czyli poprawiamy sobie poczucie najmniejszym kosztem?
- Tak, i najłatwiej jest dokonać w tym celu deprecjacji kogoś z otoczenia. Wiąże się to z autoafirmacją. Bo gdy człowiek nie jest w czymś wystarczająco dobry, na przykład nie odniósł sukcesu materialnego, to szuka pozytywów w innych wymiarach. Myśli w ten sposób: "Nie jestem bogaty, ale za to bardzo uczciwy. Sąsiad jest bogaty, ale co z tego, skoro jest nieuczciwy". I szuka potwierdzenia tej tezy. Pozwala to człowiekowi utrzymać samoocenę i samopoczucie na wysokim poziomie bez większego wysiłku.

- Co trzeba zrobić, by takie postawy zmienić?
- Wątpię, żeby w ciągu kilkunastu najbliższych lat udało się zmienić takie postawy. Potrzeba długiego czasu, by ludzie uświadomili sobie, że uruchamiają mechanizm, który nie buduje społeczeństwa obywatelskiego i że utrzymywanie wysokiej samooceny kosztem obiektywnej oceny rzeczywistości jest nieuczciwie i szkodliwe społecznie. Tym bardziej, że robi się to kosztem ludzi z najbliższego otoczenia. Powszechnie wiadomo, że prawo podatkowe jest zawikłane, niejasne i łatwo w nim się pogubić. Błędy w rozliczeniach często popełniają nawet ci, którzy nie mają złych zamiarów. Dlatego łatwo przewidzieć, że gdy kontrola skarbowa pojawi się u podatnika albo najlepiej u przedsiębiorcy, to jest duże prawdopodobieństwo, że urzędnik zawsze coś znajdzie w księgowości lub w PIT-cie.

- Gdy donosiciel osiągnie cel, podtrzyma swoją samoocenę kosztem bliźniego, to nie żal mu swojej ofiary?
- Ofiarą donosu do skarbówki jest najczęściej jakiś drobny przedsiębiorca, a Polacy nie mają najlepszego wyobrażenia o tej grupie zawodowej. U nas dość łatwo przyszywa im się łatkę człowieka nie za bardzo uczciwego, kombinatora. W większości są to niczym nieuzasadnione przekonania. Z tych samych powodów, o których mówiłam wcześniej: skoro "prywaciarzom" trochę lepiej się powodzi, więc aby ci, którym powiodło się gorzej, poczuli się lepiej, muszą ich zdeprecjonować. To bardzo szkodliwy sposób myślenia, bo uruchamia negatywne mechanizmy, a przedsiębiorcy tworzą przecież bogactwo tego kraju i budują jakość życia jego obywateli: dają tym gorzej sytuowanym zatrudnienie, odprowadzają podatki i składki na ubezpieczenie emerytalne swoich pracowników, włączają się w różne społeczne inicjatywy, w tym charytatywne. Jeżeli państwo, tworząc złe prawo gospodarcze i podatkowe, będzie zwalczać tych ludzi, na dodatek, jeśli obywatele będą widzieć w prywatnych przedsiębiorcach wrogów, to będziemy żyć w coraz biedniejszym kraju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska