Sąsiad na sąsiada, mąż na żonę, teściowa na zięcia piszą donosy do urzędów skarbowych. Około 80 procent donosów potwierdza wykroczenia albo łamanie prawa skarbowego. Winni zostają ukarani.
- Dlaczego ludzie piszą donosy na znajomych, sąsiadów albo członków rodziny? Jaką korzyść mają z tego?
- Polska jest pod tym względem bardzo ciekawym polem obserwacji: mamy problem z rozróżnieniem donosu inspirowanego chęcią zaszkodzenia komuś i tego, który wynika z poczucia odpowiedzialności za jakość życia społecznego, czyli na przykład z zawiadomieniem o przestępstwie. U nas się tego nie rozróżnia. Na Zachodzie zaś mamy do czynienia ze zjawiskiem: ludzie powszechnie informują władzę, gdy na przykład sąsiad znęca się nad członkami rodziny i oceniane to jest jako postawa prospołeczna. Ludzie nagradzają takie zachowania, bo oznacza ono włączenie się w życie społeczne i dbanie o prawidłowe relacje między ludźmi. W Polsce zaś bardzo często słyszymy w mediach, że ojciec czy mąż znęcał się od lat nad żoną i dziećmi, sąsiedzi o tym wiedzieli, ale nikt nie zareagował. I często kończy się to tragicznie.
- Polacy donoszą z innych pobudek?
- Jeżeli ktoś donosi do urzędu skarbowego albo na policję tylko po to, by zaszkodzić drugiej osobie, to jest to zasadnicza różnica między informacją motywowaną poprawieniem relacji społecznej, a aktem ewidentnie przynoszącym komuś szkodę. Na przykład pan Kowalski widzi, że sąsiad kupił sobie mercedesa, więc myśli: "O, kupił taki drogi samochód. Ciekawe, skąd wziął na to pieniądze? Zgłoszę to, może urząd skarbowy coś na niego znajdzie". Motywem jest chęć zaszkodzenia drugiemu.
- No, ale jakąś korzyść donosiciel musi z tego mieć, bo inaczej nie kiwnąłby palcem.
- Tłumaczy nam to świetnie teoria porównań społecznych. Pozwala ona ludziom ocenić, jak wyglądają ich dokonania życiowe w porównaniu do innych: czy jesteśmy lepsi od nich, czy gorsi. W krajach cywilizowanych z reguły jest tak, że gdy w porównaniach ludzie wypadają gorzej w odniesieniu do innych, to motywuje ich to do wysiłku. Na przykład to, że sąsiad kupił mercedesa powoduje reakcję: "Będę więcej pracował i też zarobię na takie auto". Wydaje mi się, że u nas w takich sytuacjach ludzie częściej uruchamiają motyw obronny, który polega na podtrzymaniu własnej samooceny, niż motywację do osiągnięć.
- Czyli poprawiamy sobie poczucie najmniejszym kosztem?
- Tak, i najłatwiej jest dokonać w tym celu deprecjacji kogoś z otoczenia. Wiąże się to z autoafirmacją. Bo gdy człowiek nie jest w czymś wystarczająco dobry, na przykład nie odniósł sukcesu materialnego, to szuka pozytywów w innych wymiarach. Myśli w ten sposób: "Nie jestem bogaty, ale za to bardzo uczciwy. Sąsiad jest bogaty, ale co z tego, skoro jest nieuczciwy". I szuka potwierdzenia tej tezy. Pozwala to człowiekowi utrzymać samoocenę i samopoczucie na wysokim poziomie bez większego wysiłku.
- Co trzeba zrobić, by takie postawy zmienić?
- Wątpię, żeby w ciągu kilkunastu najbliższych lat udało się zmienić takie postawy. Potrzeba długiego czasu, by ludzie uświadomili sobie, że uruchamiają mechanizm, który nie buduje społeczeństwa obywatelskiego i że utrzymywanie wysokiej samooceny kosztem obiektywnej oceny rzeczywistości jest nieuczciwie i szkodliwe społecznie. Tym bardziej, że robi się to kosztem ludzi z najbliższego otoczenia. Powszechnie wiadomo, że prawo podatkowe jest zawikłane, niejasne i łatwo w nim się pogubić. Błędy w rozliczeniach często popełniają nawet ci, którzy nie mają złych zamiarów. Dlatego łatwo przewidzieć, że gdy kontrola skarbowa pojawi się u podatnika albo najlepiej u przedsiębiorcy, to jest duże prawdopodobieństwo, że urzędnik zawsze coś znajdzie w księgowości lub w PIT-cie.
- Gdy donosiciel osiągnie cel, podtrzyma swoją samoocenę kosztem bliźniego, to nie żal mu swojej ofiary?
- Ofiarą donosu do skarbówki jest najczęściej jakiś drobny przedsiębiorca, a Polacy nie mają najlepszego wyobrażenia o tej grupie zawodowej. U nas dość łatwo przyszywa im się łatkę człowieka nie za bardzo uczciwego, kombinatora. W większości są to niczym nieuzasadnione przekonania. Z tych samych powodów, o których mówiłam wcześniej: skoro "prywaciarzom" trochę lepiej się powodzi, więc aby ci, którym powiodło się gorzej, poczuli się lepiej, muszą ich zdeprecjonować. To bardzo szkodliwy sposób myślenia, bo uruchamia negatywne mechanizmy, a przedsiębiorcy tworzą przecież bogactwo tego kraju i budują jakość życia jego obywateli: dają tym gorzej sytuowanym zatrudnienie, odprowadzają podatki i składki na ubezpieczenie emerytalne swoich pracowników, włączają się w różne społeczne inicjatywy, w tym charytatywne. Jeżeli państwo, tworząc złe prawo gospodarcze i podatkowe, będzie zwalczać tych ludzi, na dodatek, jeśli obywatele będą widzieć w prywatnych przedsiębiorcach wrogów, to będziemy żyć w coraz biedniejszym kraju.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?