Dramat młodej matki. Dwa lata walczyła o syna

Mirosław Dragon
Mirosław Dragon
Iwona z Pawełkiem zamieszkali w Dobrodzieniu. Dostali od gminy mieszkanie socjalne.
Iwona z Pawełkiem zamieszkali w Dobrodzieniu. Dostali od gminy mieszkanie socjalne. Mirosław Dragon
Dwa lata Iwona S. walczyła o swoje dziecko. Z własną matką i ojczymem.

Iwona ma 20 lat, drobną sylwetkę i zmęczoną twarz. Widać, ile przeszła w ostatnich latach. Wychowała się w domu dziecka, zaszła w ciążę jako piętnastolatka; gdy skończyła osiemnaście, zaczęła batalię o syna.

Kiedy miała 3 lata, zabrano ją do domu dziecka.

- Mama zostawiała nas bez opieki i wyjeżdżała z domu, wracała zwykle z jakimś nowym facetem - mówi Iwona. - W domu było nas czworo rodzeństwa, zabrali nas wszystkich do bidula.

Wychowała się w Domu Dziecka w Chorzenicach koło Częstochowy. Co jakiś czas odwiedzała matkę, która przeniosła się do Zębowic, do swojego nowego partnera, założyła nową rodzinę.

Tam Iwona poznała chłopaka, brata ojczyma. Ona miała ledwo skończone 15 lat, on dwadzieścia. Zaszła w ciążę. W kwietniu 2007 roku urodziła Pawełka.

- Kiedy zaszłam w ciążę, ojciec dziecka rozstał się ze mną, nie pomagał mi, nie przyjeżdżał, odsunął się - mówi Iwona. - Przypomniał sobie o nas dopiero po trzech latach, ale sąd pozbawił go praw rodzicielskich.

Iwona spędziła cztery miesiące w Domu Samotnej Matki w Myszkowie. Ten czas szybko minął, a potem trzeba było wracać do domu dziecka.

- Nie mogłam mieć tam dzidziusia, a nie chciałam zostawiać Pawełka - mówi. - Pomyślałam, że najwyżej mogę oddać go do mojej matki. Do czasu, kiedy będę dorosła.

W ten sposób rodzinę zastępczą dla Pawełka założyła babcia, którą pozbawiono praw rodzicielskich do córki.

- Uznałam jednak, że to najlepsze wyjście, dom dziecka załatwił mi w Oleśnie szkołę z internatem, w weekendy jeździłam do Zębowic do mojego synka - opowiada Iwona. - Jeździłam też regularnie do Chorzenic po pieniądze, dom dziecka bardzo mi pomagał.

Mieszkała w oleskim internacie, ale jej myśli były w Zębowicach przy synku.

Nie oddamy ci dziecka

- Kiedy Pawełek miał 7 miesięcy, poważnie zachorował, matka zadzwoniła do mnie w nocy, żebym przyjechała, bo zabierają małego do szpitala - opowiada Iwona. - Kiedy dojechałam do Zębowic, matka z ojczymem kazali mi jechać z Pawełkiem. W szpitalu okazało się, że dziecko jest odwodnione, ma zapalenie płuc i anemię. Przez dwa tygodnie byłam z nim 24 godziny na dobę w szpitalu w Oleśnie.

Kiedy Iwona jechała do Zębowic, w domu ojczyma regularnie dochodziło do awantur.
- Ojczym wrzeszczał o byle co - mówi mama Pawełka. - Słyszałam od niego najgorsze wyzwiska: "Ty kur..., jak ci przypier...!". Najgorsze było to, że wszystko to słyszał mój syn.

Ojczym stwierdził, że nie będzie żywił Iwony podczas weekendów spędzanych w jego domu. Dom Dziecka w Chorzenicach przyznał Iwonie pieniądze na weekend.

- Oprócz jedzenia dla siebie kupowałam za te pieniądze jogurty, soczki Pawełkowi, paragony zabierałam do Chorzenic, dostałam też z Domu Dziecka ubranka dla dziecka - opowiada Iwona.
Kiedy Iwona skończyła 18 lat, chciała zrealizować swoje plany: usamodzielnienie się i zamieszkanie z synem.

- W Lublińcu poznałam chłopaka, zamieszkałam u niego, przedstawiłam Damianowi i jego rodzicom Pawełka - opowiada Iwona. - Matka rozumiała, że chcę sobie jakoś poukładać życie, ale ojczym był przeciwny, wyzywał. Nie pozwalał mi zabierać mojego dziecka, w końcu wyrzucił mnie i zabronił kontaktować się z Pawełkiem.

Iwona S. złożyła skargę na rodzinę zastępczą w Sądzie Rejonowym w Oleśnie. Napisała, że ojczym wyrzucił ją z domu i zabronił kontaktu z jej dzieckiem, choć Iwona nigdy nie była pozbawiona praw rodzicielskich,

Nie ma pieniędzy, nie ma miłości

Rozpoczęła się długotrwała batalia sądowa. Pierwsza rozprawa - po wakacjach 2009 roku, a wyrok Sądu Rejonowego zapadł dopiero w tamtym roku.

- Pisałam do sądu o zgodę na przepustkę dla syna, żeby mógł być ze mną - wspomina Iwona S. - Dostawałam zgodę sądu, wynajmowałam auto, żeby pojechać z Lublińca do Zębowic po Pawełka, a na miejscu ojczym i tak mi go nie oddawał.

Takie sceny powtarzały się w każdy weekend.
- Wchodziłam, uradowany Pawełek wyciągał do mnie ręce, a oni zaraz siłą go odsuwali - opowiada Iwona. - Ojczym mówił, że mogę sobie przyjechać z policją, a i tak nie wyda chłopca.

Tak też się stało. Dwukrotnie Iwona pojechała do Zębowic w asyście policji. Bezradni mundurowi odjeżdżali spod domu, bo mężczyzna nie wpuszczał ich do środka.

- Policję zawiadomiła Iwona S., mówiąc, że jej matka Ewa R. uniemożliwia jej spotkanie z dzieckiem - informuje nadkom. Leszek Latusek z komendy powiatowej policji. - Na miejsce pojechali policjanci z komisariatu w Dobrodzieniu. Ewa R. oświadczyła, że dopóki w postanowieniu sądu nie będzie wyznaczonych terminów odwiedzin, nie będzie na nie zezwalała.

- Matka mówiła ojczymowi: "Na co tyle problemu, weź to dziecko i wydaj jej", ale on odpowiadał: "Nie, nie wydam" - opowiada Iwona.

Skąd taka miłość do Pawełka, skoro ojczym ma z matką Iwony również troje własnych dzieci?
- Jemu nie chodziło o dziecko, tylko o pieniądze - uważa Iwona. - Do roboty nie chodzi, a ma trójkę maluchów.

Jako rodzina zastępcza wychowująca małe dziecko ojczym z żoną (matką Iwony) dostawali co miesiąc prawie tysiąc złotych.

Sąd Rejonowy w Oleśnie na wniosek Powiatowego Centrum Pomocy w Rodzinie rozwiązał rodzinę zastępcza z Zębowic. Rodzina odwołała się od wyroku. Sąd Okręgowy 16 maja tego roku utrzymał w mocy wyrok. Nakazał rozwiązanej rodzinie zastępczej oddać dziecko.
Ojczym nic sobie jednak z wyroku nie robił.

- Na drugi dzień po wyroku pojechałam do Zębowic po Pawełka - opowiada Iwona. - Spokojnie powiedziałam, że jest wyrok sądu i żeby mi oddali dziecko, bo nie chcę wzywać policji. A ojczym na to, że mogę sobie dzwonić gdzie chcę, a on dziecka i tak mi nie odda.

Iwona S. poszła zatem na policję. Policja odesłała ją do sądu po nakaz wydania dziecka.
- Rodzina z Zębowic nie chciała wydać dziecka, ojczym obrażał też pracowników Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie - mówi Joanna Niedźwiedź, szefowa PCPR w Oleśnie. - Po wyroku sądu rozwiązującym rodzinę zastępczą wydałam decyzję o wstrzymaniu pieniędzy. Wcześniej na dziecko pani Iwony otrzymywali 988,20 zł miesięcznie.

- Dopiero po tym, kiedy wstrzymano im pieniądze na Pawełka, ojczym wysłał mi SMS-a, że mogę sobie go zabrać - mówi Iwona. - Odebrałam go w niedzielę, 5 czerwca.

Iwona zamieszkała w Dobrodzieniu. Dostała od gminy mieszkanie socjalne, jeden pokój.
- Czynsz i wszystkie opłaty płacę sama, dalej się uczę w Częstochowie w technikum kucharskim, ale chciałabym już znaleźć pracę, tym bardziej że Pawełek od 1 września pójdzie do przedszkola - mówi Iwona.

Imiona bohaterów artykułu zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska