Dwója z negocjacji

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Profesor Wiesław Łukaszewski podczas wykładu. Już wiadomo, że nie będzie go tak łatwo zastąpić
Profesor Wiesław Łukaszewski podczas wykładu. Już wiadomo, że nie będzie go tak łatwo zastąpić
Z pracy w Instytucie Psychologii UO zrezygnowało już dwóch profesorów. Zostaje ich zbyt mało, by utrzymać kierunek, a plotka wymienia kolejne nazwiska gotujących się do odejścia.

W ubiegłym tygodniu na ręce rektora Uniwersytetu Opolskiego wypowiedzenie złożył twórca opolskiej psychologii, prof. Wiesław Łukaszewski (na początku lutego zrezygnował z kierowania instytutem). W poniedziałek z pracy zrezygnowała dr hab. Barbara Weigl, prywatnie żona profesora. 1 października nie pojawią się już na opolskiej uczelni. Ich brak oznacza, że psychologia nie spełni wymogów kadrowych dla samodzielnego kierunku, czyli ośmiu samodzielnych pracowników naukowych, w tym pięciu "kierunkowych". Rada Wydziału Historyczno-Pedagogicznego rozpisała konkurs na stanowisko profesora psychologii.
- Ta wiadomość poszła już w świat - powiedział w środę "NTO" dr hab. Józef Musielok, rektor UO.
Na pytanie, dlaczego konkurs ogłoszono na stanowisko profesora, a nie profesorów, rektor odpowiedział:
- Jeśli zgłosi się siedemnastu kandydatów, to będziemy mieli w czym wybierać.
Dobrze będzie, jeśli zgłosi się pięciu, bo - jak wieść gminna niesie - właśnie tylu profesorów może w październiku zabraknąć na opolskiej psychologii. O tylu mówią studenci i pracownicy instytutu. Oczywiście anonimowo, bo to plotki, ale ze strachem, bo parę miesięcy temu zapowiadane odejście Łukaszewskiego i Weiglowej też było tylko plotką.

Co się stało?
Prof. Dariusz Galasiński, który na opolską psychologię przyjeżdża dwa razy w semestrze z Uniwersytetu Wolverhampton w Wielkiej Brytanii, jest zdumiony:
- We wrześniu przyjechałem do bardzo silnej i prężnej jednostki dydaktycznej i badawczej, a po czterech miesiącach do instytutu, który prawie nie istnieje. To nieprawdopodobne. Co się stało? Nie wiem. Myślę, że negocjacje między instytutem a władzami uczelni utknęły w martwym punkcie. Żadna ze stron nie miała ochoty zrezygnować ze swego stanowiska. Obie więc wzięły zabawki i poszły do domu.
Dr Alicja Głębocka, która od lutego pełni obowiązki dyrektora Instytutu Psychologii, ani o negocjacjach, ani o konflikcie czy powodach odejścia swego niedawnego szefa nie chce rozmawiać. Jak wszyscy, odsyła do prof. Łukaszewskiego. Ten jednak też nie chce z "NTO" rozmawiać.
- To, co miałem publicznie do powiedzenia na ten temat, już powiedziałem - stwierdza kategorycznie. - Nie mam obowiązku rozmawiać z każdym dziennikarzem i każdą gazetą.
Publicznie prof. Łukaszewski powiedział, że rozwój Instytutu Psychologii od dwóch i pół roku był ograniczany, aż został zablokowany. Nie poprawiła się, jak obiecywano, baza lokalowa i kadra, a finanse pogorszyły się.
Opolska psychologia zaczęła się tworzyć 23 lata temu. Na początku był mały zakład psychologii, potem powstała katedra, w końcu instytut. Prof. Łukaszewski kierował nim od 1989 roku. Doprowadził do powstania samodzielnego kierunku z prawem doktoryzowania, prestiżowego, wysoko ocenianego w ogólnopolskich rankingach, ze świetną kadrą pracowników i współpracowników. Marzył o stworzeniu wydziału nauk społecznych. Te marzenia miały się spełnić w tym, a najpóźniej w następnym roku akademickim. Kadrowo instytut był do tego przygotowany jeszcze kilka dni temu. Teraz te plany można odłożyć na półkę.
Metry kwadratowe
psychologii
Przed laty mała katedra psychologii - bez własnych studentów, świadcząca jedynie usługi na rzecz innych kierunków - zajmowała te same pomieszczenia, którymi teraz dysponuje instytut kształcący na studiach dziennych i wieczorowych 468 osób. Cztery sale wykładowe, pomieszczenia dla pracowników i sekretariat.
- Pół metra na studenta - kpią zainteresowani. Przesadzają. Dokładnie 0,9 metra kwadratowego.
- Normy dotyczące sal dydaktycznych, ćwiczeniowych, mówią, że na jednego słuchacza powinno przypadać 2,3-2,5 metra kwadratowego - wyjaśnia Andrzej Kimla, dyrektor administracyjny Uniwersytetu Opolskiego. - W salach audytoryjnych jednej osobie wystarczy półtora metra powierzchni.
Rektor Musielok przestrzega przed manipulacją wynikającą z takiego operowania liczbami.
- Przecież psychologia korzystała także z auli i wielu innych pomieszczeń, jak wszyscy - wyjaśnia.
A jednak przez ciasnotę studentom psychologii przepadały zajęcia, zwłaszcza wtedy, gdy na ćwiczenia i wykłady przyjeżdżali ich wykładowcy z Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Niemiec. Zdarzało się, szczególnie na początku każdego roku akademickiego, że do jednej sali usiłowały dostać się dwie grupy studentów. Obowiązywała zasada: kto pierwszy, ten lepszy. Ten gorszy musiał biegać po całej uczelni i szukać jakiegoś wolnego miejsca.
Łukaszewski od dawna zabiegał o lepsze - normalne - warunki. Liczył, że kiedy powstanie potężny gmach przy placu Kopernika, z dawnego liceum wyniosą się anglistyka i germanistyka, a cały budynek przypadnie psychologii.
- Nigdy nie obiecywano mu całego budynku - zaprzecza prof. Stanisław Nicieja, były rektor UO.
Rektor Musielok również nie przypomina sobie takich deklaracji. Postanowiono, że psychologia podzieli się gmachem liceum z germanistyką. Dzięki temu metraże psychologów miały wzrosnąć z 430 m kw. do 750. Zdaniem rektora zapewniłoby im to warunki, jakich nikt nie ma na uczelni. Łukaszewski uznał to za "nieporozumienie".
Zabrakło mu cierpliwości - twierdzą zgodnie Nicieja i Musielok. W latach 70., kiedy powstawała na opolskiej uczelni samodzielna chemia, profesor Rzeszotarska zabiegała o zbudowanie instytutowego budynku i dopięła swego. Parę lat temu pedagogika uzbierała na budowę pięknego Collegium Pedagogicum. A Łukaszewski - ich zdaniem - chciał mieć wszystko od razu. Przychodził i żądał. W końcu uznał, że jego dalszy pobyt w Opolu nie ma sensu.

Mieli, ale im wzięli
Innym powodem konfliktu miał być podział pieniędzy zarobionych przez Instytut Psychologii na studentach zaocznych. Za rektora Niciei psychologia brała z tego czterdzieści procent, resztę oddawała uczelni. To stawiało ją w uprzywilejowanej sytuacji wobec innych kierunków. Rektor Musielok te zasady zmienił. Wszystkie kierunki traktuje po równo i teraz te relacje wynoszą 95:5 na rzecz uczelni - ale - jak podkreśla rektor - całe kształcenie pokrywane jest właśnie z tych 95 proc. Psychologia jednak sporo straciła, a pieniądze są potrzebne na działalność naukową, na udział w życiu naukowym w Polsce i za granicą, na wyjazdy na konferencje, na sprzęt - np. rzutniki multimedialne (na razie jest jeden i trzeba go taszczyć z sali do sali). Tymczasem po tym drastycznym cięciu w pokojach pracowników wyłączono telefony. Dzwonić można z sekretariatu.
- To zabawne, żebym za każdym razem musiał się zastanawiać, gdzie się schować i jak zakryć usta, by spokojnie porozmawiać - mówi prof. Galasiński.
Zdaniem rektora Musieloka wspomniane liczby nie oddają istoty sprawy.
- Problem polega raczej na tym - mówi - że Instytut Psychologii oczekiwał, że pieniądze, które dostaje, może wydawać poza regułami obowiązującymi w szkolnictwie państwowym. Nas obowiązują pewne procedury, tymczasem prof. Łukaszewski uważał, że pieniądze, które zarabia instytut, może wydawać, nie stosując się np. do przepisów przetargowych. Zawsze mieliśmy z tym pewne problemy.
Tymczasem w instytucie opowiadają o absurdach uczelnianej biurokracji, która kazała ogłaszać przetargi "nawet na zakup kilku ołówków". Pewien profesor miał poważne kłopoty, gdy za 200 zł z wywalczonego przez siebie grantu kupił trochę papieru. Kupił co prawda taniej, - ale nie w Opolu, tylko w innym mieście i o to zrobiła się afera. Punktem zapalnym było też przekonanie części pracowników, że uczelnia powinna mieć charakter usługowy wobec nich, a nie na odwrót.
Czy właśnie to wszystko było powodem odejścia Łukaszewskiego, do końca nie wiadomo. Rektor Musielok mówi, że były to "inne przesłanki", ale nie chce ich zdradzić.
Mówi się, że doszło do osobistego spięcia między Łukaszewskim a Musielokiem. Psycholog miał jakoby wytykać fizykowi niesprawiedliwość płynącą z faktu, że pełna znakomitości i osiągnięć psychologia męczy się w ciasnocie, podczas gdy słaba fizyka, której nikt nie chce studiować i której brakuje nawet profesora belwederskiego, zajmuje potężne skrzydło budynku.
- Stanowczo dementuję. Nic takiego nie miało miejsca - denerwuje się rektor.
Pojawiają się też opinie, że na decyzje odchodzących profesorów wpływ miały również sprawy osobiste. Łukaszewski przenosi się podobno do Sopotu, a Barbara Weigl do Warszawy.

Trudny partner
Studenci mówią o Łukaszewskim w samych superlatywach. Wymagający i wspaniały. Perfekcjonista, obdarzony niezwykłą charyzmą. Cenią jego olbrzymią wiedzę i otwartość, podkreślają, że jego gabinet był dla nich zawsze otwarty.
Współpracownicy i podwładni też nie szczędzą pochwał: świetny kolega i dyrektor, oddany całym sercem i umysłem instytutowi, wybitny uczony, sława - a przy tym normalny facet.
Na Wydziale Historyczno-Pedagogicznym można już jednak usłyszeć więcej głosów krytycznych: kontrowersyjny, nieustępliwy. Fantasta, nie liczący się z realiami poza swoją idée fixe. Szybki i ostry w ocenianiu ludzi. Niektórzy do dziś liżą rany zadane przez Łukaszewskiego ich akademickiej dumie.
- Zawsze był trudnym partnerem - przyznaje prof. Nicieja - ale to jest cena, jaką płaci rektor, który chce mieć u siebie sławy i indywidualności. Ja ich szukałem po Polsce i ściągałem tutaj, bo taką miałem wizję uniwersytetu.
O wizji swego następcy Nicieja złego słowa nie powie. Wiele osób prosi go o mediacje w sprawie konfliktu.
- Jestem ostatnią uprawnioną do tego osobą - ucina dyskusję. - To czas Musieloka. Jak minie, przyjdzie moment rozliczeń i ocen.
Sami przegrani
Studenci psychologii czują się pokrzywdzeni, ale lojalnie stoją murem za swoim profesorem. Tracimy tu wielkich ludzi, osobistości i nie wiadomo, z kim zostaniemy - mówią - a przecież przyszliśmy tu głównie dla nazwisk. Boją się, że w październiku to już będzie nie ten sam instytut. Najmłodsi studenci zaczynają się zastanawiać nad zmianą uczelni. Ci z ostatnich lat martwią się o zaczęte magisteria. Wieczorowi boją się, że obniży się jakość studiowania i nie będzie już warto płacić 4600 zł za rok nauki. Ci, którzy marzyli o pozostaniu na uczelni, tracą wiarę w sens tego przedsięwzięcia. Za wszystko winią władze uczelni - że nie doceniły wielkich, a ich pozbawiły złudzeń.
W środę po południu mówili o tym "NTO" otwarcie, z nazwiskami, nie szczędząc krytycznych uwag pod adresem rektora. 24 godziny później, po spotkaniu u tegoż rektora, poprosili o wycofanie nazwisk, niczego nie chcieli relacjonować ani komentować. - Tak będzie lepiej - przekonywał ich emisariusz. - Dla nas i dla sprawy.
O swój los martwią się też młodzi asystenci z pootwieranymi przewodami doktorskimi i adiunkci, których wizja rychłej habilitacji rozwieje się z chwilą odejścia profesorów. Niektórzy - rozumiejąc motywy Łukaszewskiego - mają żal o postawę "po mnie choćby potop".
- Bardzo mnie irytuje, gdy słyszę po obu stronach konfliktu o "zatroskaniu" losem studentów - mówi prof. Galasiński. - Irytuje mnie, bo jedna strona dopuszcza do odejścia kilku profesorów, a druga strona odchodzi i zostawia ich na lodzie.
Jego zdaniem w Wielkiej Brytanii do takiego konfliktu w ogóle by nie doszło, bo tam profesorowie nie mają tej ostatecznej karty atutowej.
- Tam nie grozi się odejściem, bo nie ma możliwości przejścia - ot, tak - z uczelni na uczelnię. Z drugiej strony władze tamtych uczelni są bardziej elastyczne w traktowaniu profesorów. Poza tym w Polsce w przypadku psychologii działa rynek profesora. Popyt zdecydowanie przewyższa podaż, więc profesor psychologii to chodliwy towar. Idzie tam, gdzie chce, i dyktuje warunki.
Rektor Musielok zapewnia, że władze uczelni zrobią wszystko, by utrzymać kierunek. Tegoroczny nabór zostanie przeprowadzony. Efekty powinien przynieść rozpisany konkurs.
- Zagrożenie jest duże - przyznaje rektor.
O najgorszym nie chce na razie myśleć. A czarny scenariusz wygląda tak: na jesieni zawitają na opolską psychologię eksperci Państwowej Komisji Akredytacyjnej. Jeśli zabraknie - na co się zanosi - ustawowego minimum samodzielnych pracowników naukowych, to kierunek może otrzymać warunkowe, na pół roku, zezwolenie na dalsze funkcjonowanie, ale równie dobrze może zostać zawieszony lub rozwiązany, a studenci rozesłani do innych uczelni. Byłby to potężny cios i dla uczelni, i dla młodzieży. Niektórym taki obrót sprawy może złamać życie, bo na studiowanie poza Opolem nie stać ich z powodów finansowych.
- Najdziwniejsze jest to, że w instytucie, w którym uczy się m.in. skutecznych negocjacji, poprowadzono takie negocjacje, w których są sami przegrani - mówi smutno prof. Galasiński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska