Dzieci są zaszczute i przerażone. Z miłości ten koszmar

Jolanta Jasińska-Mrukot
Kilka tygodni temu 7-letni Adaś zaczął nagle dusić swojego ukochanego kota. - Tatuś to samo mi robi - wyjaśnił przerażonej cioci.

Adaś ma starszą siostrę, 11-letnią Amelkę. O niej jej szkolna koleżanka mówi tak:
- Żal mi Amelki, bo w szkole nie wszyscy chcą się z nią bawić. Jest często brudna i nigdy nie widziałam u niej dobrego śniadania. Chociaż jest chora, to musi jeszcze dbać o młodszego brata. W jej domu jest często policja, bo jej rodzice piją, wtedy musi uciekać z bratem i chronić się u ludzi. I wszyscy mówią, że ostatnio jej mamę widzieli, jak leżała pijana koło CPN-u. I co z tego, że Amelka tak dobrze się uczy, kiedy od rodziców nie dostaje nigdy prezentów. Szkoda, że odchodzi z naszej szkoły do Nysy, bo ja ją lubię, ona jest dobrą koleżanką.

Pod koniec czerwca 11-letnia Amelka sięgnęła po telefon i zadzwoniła po policję.

- Ich rodzice byli tak pijani, że policjanci zaprowadzili dzieci do cioci Grażyny, siostry mojego męża - mówi pani Krystyna. - Adaś to się tak trząsł i płakał, że przez pół nocy nie mogli go uspokoić. Ucichł dopiero, kiedy dostał do przytulenia kota.

- A potem to już nie rozstawał się z nim, brał go nawet ze sobą do łóżka - opowiada pani Grażyna, siostra ojca Amelki i Adasia. - A niech tam, pomyślałam sobie, niech z nim śpi, byleby się tylko uspokoił. Ale kiedyś patrzymy, a on zaczął go dusić! Tego ukochanego kociaka…

- No, co robię? To samo, co tato mi robi - odpowiedział Adaś, kiedy zobaczył nad sobą zszokowane twarze rodziny.

Innym razem wujek z Niemiec, starszy brat taty Adasia, na powitanie chciał chłopca przygarnąć i przytulić.
- Wtedy Adaś zrobił unik i osłonił rączkami głowę, tak jakby ktoś chciałby pięściami go po główce okładać - opowiada zdenerwowana pani Krystyna. - Tato Adasia twierdzi, że dzieciak wszystko zmyśla, że nigdy nie tłukł jego głową o ścianę. I że Adaś nam za każdym razem opowiada straszne bzdury, a my ślepo w to wierzymy. Ale przecież on niewiele opowiada, my tylko widzimy, że jego zachowanie jest inne niż pozostałych dzieci…

Chłopczyk często płacze i nie potrafi się bawić z rówieśnikami. - Widzę, że dzieci bawią się w berka albo w chowanego, a on ani się nie uśmiechnie, tylko stoi z boku i tak jakoś smutno patrzy - martwi się pani Grażyna.

Dzieci są zaszczute i przerażone. Boją się, że z byle powodu zostaną ukarane. - Kiedy Adaś wylał niechcący wodę na dywan, wybuchł płaczem, a my tłumaczymy, że to nic takiego, bo woda wyschnie i nie będzie sprawy - wspomina pani Krystyna. - A on nic, tylko zanosił się płaczem.

Innym razem Amelka wpada do mnie do kuchni z krzykiem, że coś zepsuła, że przecież za to zapłaciłam, a ona to zepsuła. Trzeba było czasu, żeby dziewczynkę uspokoić. I wytłumaczyć, że to naturalne, że przedmioty się niszczą i nie musi to być niczyja wina.

Po równi pochyłej

- Jak tylko sięgam pamięcią, to rodzice Adasia i Amelki straszyli je domem dziecka, że je oddadzą - mówi pani Grażyna. - Szczególnie po tej ostatniej interwencji, kiedy Amelka zadzwoniła po policję. A ona zadzwoniła, bo bała się, że tato wpadnie w szał i będzie bił mamę, albo będzie tłukł jej braciszka.

Jeszcze kilka lat temu Łukasz i Renata, rodzice Amelki i Adasia, starali się ukryć, co dzieje się w domu. - Ale teraz to już przestało im na czymkolwiek zależeć - dodaje pani Krystyna. - Żyją tylko z renty, którą Amelka dostaje po swoim nieżyjącym ojcu. I jest tam coraz gorzej, bo wszystko idzie na picie. Miejscowy piekarz proponował nawet Renacie pracę, prawie pod domem, do tego codziennie chleb darmowy i bułki, ale ona już chyba nie potrafi wziąć się w garść. Więc nie pracuje.

Na wsi przed ludzkimi oczami nic się nie ukryje. Wszyscy widzą, że dzieciom dzieje się krzywda, ale nie chcą się wtrącać w nie swoje sprawy, bo potem tylko pełno wrogów. Dlatego proszą, żeby nie podawać ich nazwisk.

- Kiedy Łukasz ożenił się z Renatą, miała już dziecko, Amelkę - opowiada jedna z sąsiadek. - Potem urodziło się ich wspólne, Adaś. Z początku wyglądało, że będzie się im dobrze żyło, ale wóda utopiła ich szczęście. Teraz nie pracują i piją, a potem się biją. W końcu ona w nocy ucieka z dziećmi do koleżanek. Niekiedy dzieci uciekają same…

Jeszcze przed zakończeniem roku szkolnego ludzie widzieli Renatę z dziećmi niosących jakieś tobołki, jakby się wyprowadzały. Ale już następnego dnia wieczorem, po awanturach i interwencji policji, znowu razem z Łukaszem siedziała przy piwie.

- Schodzi się do nich pijackie towarzystwo z całej okolicy - mówi inna sąsiadka. - Baby i chłopy. Razem piją, potem któreś zaśnie, a po przebudzeniu robi awanturę drugiemu, że obściskiwał się z kimś z tego zapijaczonego grona. Te dzieci słuchają tych wyzwisk, na te cyrki patrzą. A jak zaczyna się kłótnia w domu, to Amelka chowa wszystkie cięższe i ostre przedmioty.

Dzieci coraz częściej na noc lądują u obcych.
- Widać, że Amelce i Adasiowi jest najlepiej u cioci Grażyny, która choć ma swoich sześcioro dzieci, to duże serce i nie pozwala bratanków marnować - mówi zgodnie wieś. - Jak się coś dzieje, to Amelka i Adaś najczęściej u niej szukają schronienia.

Kurator za drzwi, a oni swoje

Od kilku dni dzieci są ze starszym bratem Łukasza i jego żoną, którzy pracują w Niemczech. Amelka wspólnie gotuje z ciocią obiad, potem we czwórkę z Adasiem grają w gry planszowe. Byli też w cyrku. Tylko że za kilka dni wujek Tadek z ciocią Krysią powrócą do siebie.

- Za rok mogę się przenieść na stałe do Polski, bo dom skończymy tutaj remontować - mówi pani Krystyna. - Rzucę pracę, wtedy się mogę zająć bratankami mojego męża.

Ale rok takiego domowego koszmaru to dla dzieci będzie cała wieczność. - Adaś już potrzebuje pomocy psychologa - stwierdza pani Krystyna. - A Amelka usiadła przy mnie, kiedy w telewizji leciał reportaż o dzieciach w rodzinie patologicznej, gdzie matka z ojcem już tylko pili. Ukradkiem ocierała łzy i powiedziała, że u nich przecież jest podobnie. A potem mnie zapytała, czy może się do mnie przytulić.
Krewni Adasia i Amelki zastanawiają się, gdzie szukać dla dzieci pomocy.

- Kurator przychodzi w ustalone dni, więc ich rodzice wtedy porządnieją - mówi pani Krystyna. - A kiedy pojawi się niespodziewanie, to po podwórku biega pies i już nikt do ich domu nie wejdzie. Ostatnio, kiedy przyszedł kurator i pytał o Renatę, to Łukasz powiedział, że poszła z Amelką na jagody. Owszem, dziewczynka była na jagodach, ale z ciocią Grażyną, a Renata leżała w domu pijana.

Pani Krystyna stwierdza, że to niesienie dzieciom pomocy to tylko tak dobrze wypada w telewizji. I pyta, czy musi dojść do tragedii, żeby ktoś się tymi dziećmi poważnie zainteresował. - Czy jest sens, żeby chodził kurator, kiedy tak naprawdę nic z tego nie wynika? - dodaje. - To gra pozorów, bo kurator za drzwi, a oni żyją tak jak dawniej.

Po tym, jak Amelka zadzwoniła na policję, przyszedł kurator i ustalił, że dzieci w ciągu dnia mogą być u cioci Grażyny, ale na noc mają przychodzić do domu.

- Przecież w ciągu dnia one sobie poradzą, a wieczory i noce, kiedy z rodzicami jest różnie, są dla nich najtrudniejsze - mówią krewni Adasia i Amelki.

Dzwonili też do ośrodka pomocy rodzinie, ale okazało się, że Łukasz i Renata nie korzystają z pomocy finansowej OPS, więc ten nic o nich nie wie i nie może pomóc.

- Nie rozumiem sensu istnienia tej instytucji - dziwi się pani Krystyna. - Przecież te dzieci jak żadne inne wymagają pomocy, a o Amelkę to trzeba dbać szczególnie, bo jeszcze do niedawna często z mamą jeździła do kliniki hematologicznej. Ale teraz Renata przestała ją wozić…

Zadymy z miłości

W ostatnich dniach coś się jednak ruszyło.
- Kurator już sporządził wniosek o umieszczenie tych dzieci w placówce wychowawczej, a na 3 sierpnia wyznaczono termin sprawy w sądzie - mówi Ewa Kosowska-Korniak, rzecznik Sądu Okręgowego w Opolu. - Wcześniej ich rodzicom ograniczono władzę rodzicielską, m.in. dlatego, że nie stosowali się do zaleceń kuratora.

Adaś i Amelka mogą też trafić do rodziny zastępczej, wniosek o jej stworzenie ma prawo złożyć ktoś z ich krewnych.

- Ja nie mam dobrych warunków, ale skoro moje dały radę, a najstarsze poszły już z domu i wyszły na porządnych ludzi, to chyba dobrze je wychowuję - mówi pani Grażyna. - Wzięłabym Adasia i Amelkę, ale boję się, że mój brat powie, że ja chcę się wzbogacić na jego dzieciach. A ja żadnych pieniędzy od nikogo nie potrzebuję. Jak dla moich miejsca do spania i jedzenia wystarcza, to dla tej dwójki też. Byle się tylko dzieci nie zmarnowały. Nie chcemy, żeby do domu dziecka poszły.

Na podwórku przed domem Łukasza i Renaty krząta się Amelka - zawiesza pranie. Po chwili wychodzi jej mama, drobna i bardzo zdenerwowana. - Mam dużo roboty w domu - mówi nerwowo, woła męża i ucieka do domu.

- Te wszystkie problemy to przez miłość, bo my się nadal bardzo z żoną kochamy - przekonuje Łukasz. I przyznaje: - Jesteśmy bardzo o siebie zazdrośni, stąd te zadymy. To wszystko z miłości, której nam ludzie mogą zazdrościć…

PS. Imiona bohaterów oraz okoliczności mogące zidentyfikować dzieci zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska