Firma Carion - piramida naiwności

sxc.hu
Z firmy zniknąć mogło nawet 10 milionów złotych, bo taka kwota wierzytelności figuruje w bilansie spółki za rok 2009.
Z firmy zniknąć mogło nawet 10 milionów złotych, bo taka kwota wierzytelności figuruje w bilansie spółki za rok 2009. sxc.hu
Ponad 2 tysiące ludzi z całej Polski utopiło pieniądze w firmie Carion. Najbardziej skołowani płacą jej do tej pory, tyle że na konto w Słowacji.

20 lutego 2012 roku ośmioro mieszkańców województwa opolskiego złożyło w Prokuraturze Okręgowej w Krakowie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez obywatela węgierskiego Tomasza N., prezesa Spółki Akcyjnej Carion Polska.

Kiedy to pisali, Carion od trzech miesięcy był już w upadłości, a władzę w spółce przejął syndyk wyznaczony przez sąd. Zdaniem skarżących cztery miesiące przed likwidacją prezes Tomasz N. sprzedał majątek i wierzytelności spółki, uniemożliwiając w ten sposób odzyskanie przez poszkodowanych swoich należności.

Z firmy zniknąć mogło nawet 10 milionów złotych, bo taka kwota wierzytelności figuruje w bilansie spółki za rok 2009. Prawdopodobnie przejęła je spółka Carion Bohemia działająca w Czechach.

To na jej konto bankowe ciągle jeszcze część skołowanych klientów Carionu wpłaca raty za kupione wcześniej samochody czy mieszkania. Po doniesieniu, które złożyło w sumie 13 pokrzywdzonych z całej Polski, śledztwo w tej sprawie rozpoczęła Prokuratura Rejonowa Kraków-Śródmieście, ale po czterech miesiącach je zawieszono.

Prokuratura wystąpiła bowiem o pomoc prawną do czeskich organów ścigania. Poproszono o przesłuchanie świadków - obywateli Czech.

- Obecnie trwa tłumaczenie dokumentów przekazanych nam przez stronę czeską - informuje Bogusława Marcinkowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie. - Do końca marca ma być gotowe. Potem prokurator będzie mógł ocenić kompletność odpowiedzi i podejmie decyzje dotyczącą zawieszonego śledztwa.

Kredyty dla zaufanych

- Carion to piramida finansowa z elementami łańcuszka św. Antoniego - podsumowuje mecenas Władysław Zbytek, który jeszcze w czasie istnienia firmy prowadził wobec niej sprawy 25 osób usiłujących odzyskać wpłacone tam pieniądze. Większość wygrał.

Kilka spraw w toku zostało umorzonych po ogłoszeniu upadłości Carionu. W kilku innych przypadkach klienci nie zdążyli zrealizować wystawionych przez sąd nakazów płatniczych. Poszkodowanym pozostało tylko zgłoszenie swoich należności syndykowi spółki.

- Na dzień ogłoszenia upadłości spółka Carion miała ok. 2,5 tys. wierzycieli - mówi Henryka Rola-Podczaska, syndyk Carionu. - Część z nich to nieduże wierzytelności rzędu 500-1000 złotych, ale są też osoby domagające się 70 czy 80 tysięcy. Lista wierzytelności nie została jeszcze zamknięta. Dotychczas zgłosiło się do nas około 400 osób, które chcą odzyskać swoje pieniądze od spółki, ale ciągle pojawiają się kolejni. Ludzie szukają sprawiedliwości, ale zwrot pieniędzy będzie trudny.

Anna z Opola wstąpiła do Carionu w grudniu 1999 r. Wprowadził ją znajomy. Ona wprowadziła kolejne osoby. Na spotkania firmowe Carionu trafiali tylko zaufani.

- Pięć lat współpracowaliśmy bez żadnych zastrzeżeń z mojej strony - opowiada kobieta. - Nigdy nie uważałam tego za oszustwo. Zasady współpracy były jasno określone i czytelne, choć wiem, że podciągano to pod tzw. system argentyński. Ja swoją umowę przeanalizowałam bardzo dokładnie przed podpisaniem, a jak miałam zastrzeżenia, to prosiłam o wyjaśnienia, aż do rozwiania wszelkich wątpliwości. Tragedia zaczęła się potem.

Klient Carionu wciągał do systemu kolejnych i tworzył własną sieć współpracowników. Zapraszał ich na pierwsze spotkanie informacyjne, wprowadzał w zasady funkcjonowania. Chętny do podpisania umowy wybierał cel, na który potrzebuje pieniędzy, na przykład zakup samochodu, remont mieszkania czy zakup materiałów budowlanych.

Początkowo w grę wchodziły umowy krótsze - na 60 lub 72 miesiące. Potem Carion zaoferował umowy długoterminowe na 150 miesięcy z wyższą kwotą "kredytu". Pani Anna zawarła w sumie 7 umów, w tym dwie długoterminowe. Między innymi kupiła w tym systemie samochód i wyremontowała mieszkanie.

- Po podpisaniu umowy każdy z nas co miesiąc wpłacał do Carionu "przedpłaty", których wysokość uzależniona była od wartości wybranego celu i długości umowy - opowiada opolanka. - Firma regularnie przysyłała nam pocztą informacje, ile już zebraliśmy, ile jeszcze mamy do zebrania. Co miesiąc spotykaliśmy się w wynajętej sali w hotelu w Sosnowcu na losowaniu. Przyjeżdżało na nie bardzo dużo ludzi z całej Polski.

Wylosowane osoby od razu dostawały całą kwotę na wybrany przez siebie cel i niezwłocznie otrzymywały zakupiony samochód czy pieniądze na mieszkanie.

Oficjalnie piramid już nie ma

Carion teoretycznie zarabiał na wpłacanej na starcie składce członkowskiej 500 lub 650 zł od każdego uczestnika. Miesięczne przedpłaty obłożone były też oprocentowaniem.

Reszta kasy zebranej do wspólnej puli miała być rozdzielana między uczestników, a władze Carionu miały tylko pilnować całego procesu. Zyski musiały być wysokie.

Prezes Tomasz N. potrafił zrobić wrażenie. Świadkowie opowiadają, że na spotkania przynosił w kieszeni 300 tys. w gotówce. Najlepszych klientów zapraszano na wyjazdy do Budapesztu.

- Moim zdaniem ci ludzie okazali horrendalną naiwność. 37 lat prowadzę praktykę adwokacką i tylko raz wcześniej spotkałem się z przypadkiem podpisania tak niekorzystnej umowy - opowiada mecenas Władysław Zbytek. - Sam zresztą cztery razy czytałem wnikliwie te umowy, żeby wyłapać wszystkie "haczyki". Dla przykładu policzyłem kiedyś faktyczne odsetki od uzyskiwanej kwoty i wyszło mi 30 proc. Tymczasem kredyt w banku można było dostać na maksimum 20 proc. Ale z drugiej strony do Carionu trafiali często ci, którym banki odmawiały, bo nie mieli zdolności kredytowej.

Pracownicy syndyka zauważyli inną prawidłowość. Carion nie szukał klientów w Krakowie, gdzie miał swoją siedzibę. Ludzi werbowano głównie w mniejszych ośrodkach.

W 2004 roku Sejm zmienił ustawę o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji oraz kredycie konsumenckim i zakazał działalności w systemie argentyńskim. Wcześniej takie konsorcja rozwijały się w Polsce lawinowo. Przed nowelizacją prawa Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta próbował skontrolować 75 "argentyńczyków".

W Gdańsku 11 z 19 działających w tym systemie spółek uniknęło kontroli, bo właśnie zakończyły działalność albo zmieniły adres czy nazwę. W Krakowie nie udało się sprawdzić 6 z 12 takich firm. UOKiK szacował wtedy, że w ciągu pierwszych 10 miesięcy działalności średnie lub duże firmy "argentyńskie" potrafią zbudować sieć liczącą od 2,5 do 3 tysięcy klientów, którzy tylko w tym okresie wpłacają im od 20 do 40 milionów złotych.

- System argentyński powoduje nadużycia i uniemożliwia udowodnienie winy przed sądem - grzmiała w 2003 roku wiceprezes UOKiK Ewa Kubis. Jedną z firm, wobec której UOKiK prowadził w 2004 roku postępowanie, był Carion.

- Postępowanie przeciwko tej spółce zostało zakończone w lutym 2005 roku - mówi Artur Kosim z biura prasowego UOKiK. - Zebrany wtedy materiał dowodowy nie dał podstaw do postawienia Carion Polska zarzutu stosowania nieuczciwej konkurencji. Od tego czasu nie mieliśmy sygnałów dotyczących tej spółki.

Nowa ustawa zakazała systemu argentyńskiego, ale jednocześnie dała firmom dwa lata na dostosowanie działalności do przepisów. Przykład Carionu pokazał, że spółka spokojnie funkcjonowała jeszcze przez 5 lat. Tylko trochę zmieniła zasady działania. Zrezygnowała np. z wystawnych losowań wśród klientów i z wciągania nowych osób do sieci. Zamiast tego rozszerzyła ofertę o sprzedaż markowych mebli, też na zasadzie "argentyńskiej".

Ostatnich gryzą psy

W drugiej połowie lat 90. pani Anna zorientowała się, że coś w firmie nie działa i zażądała rozwiązania swoich umów i zwrotu pieniędzy.

- Carion zaproponował mi zwrot tylko części wpłaconej kwoty. Obliczyli to jakoś, ale wyszła im śmieszna suma - opowiada kobieta. - Uznałam, że za dużo stracę, znalazłam prawnika i wystąpiłam do sądu o zwrot pieniędzy.

- Z umowy wynikało właściwie, że klient nic nie może zrobić, żeby odzyskać swoje pieniądze - opowiada mec. Władysław Zbytek. - Udało mi się jednak znaleźć podstawę prawną, żeby je odzyskać na drodze sądowej.

Wyrok nie przyznał jednak Annie wszystkiego, czego się spodziewała. Straciła swój wkład członkowski, odsetki aż do dnia złożenia pozwu oraz prowizje, które się jej należały za wprowadzanych do systemu nowych klientów. Nie odwoływała się jednak, a Carion dość szybko zapłacił należności. Następne osoby nie miały już takiego szczęścia. Przez komornika zdobywały dosłownie po kilka złotych, bo firma została bez majątku.
- Pieniądze były, dopóki do systemu przyjmowani byli nowi klienci. Potem się skończyły - mówi mec. Zbytek.

- Napisałam do nich, że domagam się zwrotu pieniędzy - opowiada Elżbieta z Opola, która straciła w Carionie kilkanaście tysięcy złotych. Wcześniej jednak, na innej umowie dość szybko wylosowała samochód. - Początkowo przez prawnika odpisali mi, że mogą zwrócić część, a potem zupełnie przestali odpowiadać na pisma, nie odbierali telefonów. Mam rodzinę w Krakowie, prosiłam ich więc, żeby odwiedzali siedzibę Carionu, która ciągle się przenosiła. Teraz co tydzień wydzwaniam do syndyka, a on mi mówi, że ma związane ręce, bo wszystkie należności Carionu są przelewane do Czech.

Część klientów krakowskiej spółki nadal spłaca należności za kupione auta czy samochody. Pod koniec istnienia władze Carionu podawały im co chwilę inne numery kont. Prawdopodobnie, żeby uchronić pieniądze przed zajęciem przez komorników. Teraz płacą na konto czeskiej firmy.

Prokuratura od roku zna jej numer. Mecenas Zbytek, który miał dostęp do akt spółki, nie znalazł żadnego potwierdzenia, że Carion Polska zarobił cokolwiek na sprzedaży swoich wierzytelności do Carion Bohemia w lipcu 2011 roku. Dlatego poradził swoim klientom zawiadomienie prokuratury, że mogło dojść do przestępstwa wyprowadzenia majątku firmy, aby uniemożliwić zaspokojenie wierzycieli.

- Moim zdaniem są podstawy do postawienia w tej sprawie zarzutu oszustwa - uważa mec. Zbytek. - Decyzja należy do prokuratury.

- Dopiero zebranie kompletnego materiału pozwoli na ostateczne przyjęcie kwalifikacji prawnej - mówi prok. Bogusława Marcinkowska z krakowskiej Prokuratury Okręgowej.
Prezes Tomasz N. - Węgier świetnie władający językiem polskim - przez ostatni rok nie stawił się jeszcze u syndyka.

Reprezentuje go dwóch prawników. Na rozprawy wytaczane Carionowi przez rozżalonych klientów też nie przyjeżdżał. Klienci spółki powiadają, że rozkręca w Polsce nowy interes dla zaufanych. Sprzedaje udziały w portalu społecznościowym, podobnym do Facebooka, ale otwartym na akcjonariuszy z zewnątrz.

Carion Bohemia z siedzibą w Bratysławie prosperuje spokojnie za naszą południową granicą, oferując mieszkania czy auta w systemie finansowym skopiowanym z Ameryki Południowej. I czasem tylko na forum w internecie jakiś Czech ponarzeka anonimowo na piramidy finansowe.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska