Kierownictwo opolskiego PSL z zielonym światłem do opuszczenia koalicji z PO. "Nie wszyscy chcą umierać za Agnieszkę Zagolę"

Piotr Guzik
Piotr Guzik
Stanisław Rakoczy oraz prezydium opolskiego PSL mają zielone światło do zerwania koalicji z Platformą. Ale nie wszyscy ludowcy popierają ten ruch
Stanisław Rakoczy oraz prezydium opolskiego PSL mają zielone światło do zerwania koalicji z Platformą. Ale nie wszyscy ludowcy popierają ten ruch Piotr Guzik
Wśród ludowców panują bojowe nastroje. Po tym jak wiceprezes opolskich struktur PSL Agnieszka Zagola straciła stanowisko kierownicze w zamku w Mosznej, sporo działaczy popiera pomysł zerwania sejmikowej koalicji w Platformą Obywatelską. W gronie ludowców nie brakuje jednak osób, które uważają, że to nie byłby dobry ruch, a samo zamieszanie ma sprzyjać budowaniu pozycji prezesa Stanisława Rakoczego przed walką o kolejną kadencję. - My nie eskalujemy tego konfliktu. Robi to PSL. I to on na nim traci - komentują w Platformie.

Zamieszanie na linii PSL-PO wybuchło w minionym tygodniu. Wtedy to rada nadzorcza spółki Zamek Moszna, podlegającej urzędowi marszałkowskiemu, zdecydowała się odwołać wiceprezes Agnieszkę Zagolę ze stanowiska.

Jako oficjalny powód tego ruchu wskazano oszczędności. Obostrzenia związane z epidemią koronawirusa sprawiły bowiem, że niemalże od roku zamek praktycznie nie działa. Nie może bowiem udostępniać pomieszczeń na różne wydarzenia, nie ma działalności hotelowej, restauracyjnej czy tej związanej z odnową biologiczną.

Nieoficjalnie mówiono z kolei, że u podstaw tej zmiany legł konflikt pomiędzy wiceprezes zamku Agnieszką Zagolą a prezesem Tomaszem Ganczarkiem.

- Nie układało im się od samego początku. Gdy ją tam przyjmowano ktoś roztoczył przed Agnieszką Zagolą wizję, że to ona kiedyś stanie na czele spółki kierującej zamkiem. W PSL zaczęto ją nawet nazywać "Księżniczką na zamku". A ona się tego nie wypierała - słyszymy od osoby znającej kulisy sytuacji.

- Jesienią 2020 roku było naprawdę źle. Marszałek Andrzej Buła postawił kierownictwu zamku warunek, że albo się dogadają, albo sytuację trzeba będzie rozwiązać inaczej. Skończyło się zwolnieniem Agnieszki Zagoli - twierdzi nasz rozmówca.

Dwie frakcje w PSL

Wśród ludowców nie brakowało głosów, że jest podstawa do tego, aby zerwać koalicję, jaką na poziomie sejmiku PSL ma z Platformą oraz Mniejszością Niemiecką.

Takie głosy pojawiły się też na środowym posiedzeniu zarządu wojewódzkiego PSL, w którym uczestniczyli też poseł Dariusz Klimczak oraz eurodeputowany Krzysztof Hetman, wiceprezesi partii na poziomie krajowym. Poinformował o tym Marcin Oszańca, rzecznik opolskiego PSL.

"Jednogłośnie uznano, że sytuacja wymaga niezwłocznego wyjaśnienia z władzami Platformy Obywatelskiej. Podjęto uchwałę o upoważnieniu prezydium zarządu wojewódzkiego PSL w Opolu do podjęcia decyzji w sprawie dalszego funkcjonowania w ramach koalicji" - napisał w wiadomości rozesłanej do mediów.

W PSL słyszymy, że środowe spotkanie było burzliwe. Ale pokazało też, że w istocie wśród opolskich ludowców są dwie frakcje: tych, którzy są gotowi zrywać koalicję z powodu zwolnienia Agnieszki Zagoli z zamku w Mosznej oraz tych, którzy są zdania, że ruch ten może zaszkodzić PSL w dłuższej perspektywie i że zamieszanie wokół tej sytuacji ma drugie dno.

Uderzenie polityczne

Frakcja bojowa, gotowa do zerwania koalicji, potraktowała zwolnienie Agnieszki Zagoli jako ograniczanie wpływów ludowców w regionie.

- I to nie pierwsze! W ostatnich miesiącach Platforma regularnie rugowała naszych ludzi z rad społecznych oraz nadzorczych. Zwolnienie Agnieszki Zagoli, bądź co bądź wiceprezes naszej formacji w regionie, było już jednak przesadą. Nie możemy sobie pozwolić na takie traktowanie - mówi działacz PSL.

W tej frakcji mówi się też o politycznej presji opolskiej Platformy na zerwanie przez PSL współpracy, jaką ludowcy mają z PiS na poziomie powiatów namysłowskiego i nyskiego.

- Współpraca PSL z PO na poziomie sejmiku była ustalona w Warszawie, przez krajowych liderów partii po wyborach samorządowych w 2018 roku. I ustalenia dotyczyły tylko współpracy na poziomie wojewódzkim. Nigdzie nie było mowy o tym, jak ma wyglądać sytuacja w powiatach. Te mają bowiem inną specyfikę, niż całe województwo. Są mniej polityczne - argumentuje działacz PSL.

Ludowiec ma świadomość, że w woj. opolskim po wyborach samorządowych z 2018 roku pozycja polityczna PSL w regionie znacząco osłabła. W kadencji 2014-2018 ludowcy mieli ośmiu radnych w 30-osobowym sejmiku, co przełożyło się na dwóch reprezentantów w pięcioosobowym zarządzie województwa oraz przewodniczącego sejmiku. Teraz mają dwóch radnych, co dało im jednego członka zarządu. I bez ich dwóch radnych - Antoniego Konopki i Norberta Krajczego (którego status co do przynależności do PSL pozostaje obecnie kwestią otwartą) - Koalicja Obywatelska do spółki z Mniejszością Niemiecką ma w sejmiku w sumie 18 szabel, co daje stabilną większość.

- Ale już w województwie lubuskim ludzie PSL są gwarantem większości dla Platformy. Jeśli zerwiemy koalicję na Opolszczyźnie, to współpraca będzie przerwana i tam. Możemy zafundować PO mocne uderzenie polityczne. Centrala partii musi mieć tego świadomość - komentuje działacz PSL.

Długofalowe konsekwencje

Polityk Platformy odpiera, że sytuacja w województwie lubuskim jest taka, że tamtejsi ludowcy od dawna są gotowi zerwać koalicję i wejść we współpracę z PiS, ale w ryzach trzyma ich właśnie centrala partii.

- U nas jest inaczej. Wśród samych ludowców nie brakuje osób, które są zadziwione awanturą wokół zwolnienia Agnieszki Zagoli. I nie są przekonane, czy jest to wystarczający powód do zrywania współpracy - mówi.

- Współpraca z Platformą nie jest łatwa - przyznaje polityk PSL. - Ale jednak mimo wszystko daje nam jakieś wpływy, możliwość kreowania pewnej polityki na poziomie regionu firmowanej naszym szyldem. Umożliwia to Antoni Konopka, człowiek zarządu województwa, odpowiedzialny właśnie za kwestie związane z funkcjonowaniem wsi i ochroną środowiska. Zerwanie koalicji oznacza, że nie będzie mógł pełnić tej roli. Stracimy nasz zwyczajowy przyczółek. To będzie strata dla całej struktury w województwie - argumentuje.

Zdaniem polityka PSL zerwanie koalicji może zaowocować degradacją marki PSL w regionie. To zaś miałoby skutkować tym, że wieloletni samorządowcy do tej pory startujący i wygrywający w wyborach z list opatrzonych logo koniczyny ludowców postawią na start pod szyldem własnego komitetu.

Polityk PSL zauważa, że zerwanie koalicji z PO może też oznaczać kłopoty dla członków partii zatrudnionych w urzędzie marszałkowskim.

- Złośliwi pewnie zaraz powiedzą, że ludowcom chodzi o stołki. Ale to są osoby merytoryczne, od lat zaangażowane i wyspecjalizowane w kwestiach związanych z rozwojem wsi i rolnictwem. I im też nie podoba się burza medialna rozpętana wokół zwolnienia Agnieszki Zagoli. Bo jak inni nasi ludzie tracili stanowiska, to nikt z tym do gazet czy radia nie biegał. Ta sytuacja nie ma charakteru politycznego. Tu w grę wchodzą tylko kwestie personalne - zauważa.

Gra o prezesurę?

Na środowym zarządzie wojewódzkim PSL pod adresem Agnieszki Zagoli padło nawet stwierdzenie, że "prezesem się bywa".

- Ona została tam przecież zatrudniona po linii partyjnej, gdy PiS po wygranej w wyborach parlamentarnych z 2015 roku zwolnił ją ze stanowiska dyrektorki Agencji Rynku Rolnego. Stanowisko w Mosznej zostało dla niej specjalnie utworzone w 2016 roku, a "wychodził" je Stanisław Rakoczy, lider PSL w regionie, który był wtedy w zarządzie województwa - stwierdza pracownik urzędu marszałkowskiego.

Nasi rozmówcy zauważają, że bojowe nastroje w PSL podsyca m.in. sam Rakoczy. Powodem ma być chęć wzmocnienia swojej pozycji w partii. Przed ludowcami nadal są bowiem wybory regionalnego lidera. Pierwotnie planowane były na koniec 2020 roku, ale władze krajowe PSL zawiesiły je we wszystkich regionach z powodu epidemii koronawirusa.

- Gdy poprzednio Stanisław Rakoczy był wybierany na prezesa opolskiego PSL deklarował, że to będzie jego ostatnia kadencja. Do przejęcia sterów w regionie przymierzany był Marcin Oszańca. Ale ostatnie zachowanie Rakoczego, jego wywijanie szabelką w kwestii Agnieszki Zagoli pokazuje, że może wcale nie chcieć rezygnować z kierowania partią w regionie i znów ubiegać się o tę funkcję. Także po to, by utrzymać wpływy na poziomie centralnym - słyszymy.

PiS zaciera ręce

Zamieszanie ma też dodatkowy kontekst. Kilka tygodni temu doszło do poważnych tarć w koalicji pomiędzy Platformą a Mniejszością Niemiecką. Poszło o zamiar ulokowania Rafała Bartka, przewodniczącego sejmiku oraz lidera Towarzystwa Społeczno Kulturalnego-Niemców na Śląsku Opolskim, na stanowisku wicemarszałka województwa w miejsce Romana Kolka, który postanowił wrócić do zawodu lekarza.

Tuż przed styczniową sesją sejmiku, na której miano głosować nad kandydaturą Rafała Bartka na wicemarszałka okazało się jednak, że prawnicy z urzędu marszałkowskiego pod wątpliwość poddali możliwość łączenia przez niego szefowania TSKN z pracą w zarządzie województwa. Ponieważ Rafał Bartek nie chciał rezygnować z szefowania TSKN, w miejsce Romana Kolka do zarządu wicemarszałka wskazano Zuzannę Donath-Kasiurę, radną MN w sejmiku. Jej kandydaturę zatwierdzono na sesji pod koniec lutego.

Od polityków opolskiego PiS słyszeliśmy, że Platforma tą sytuacją upokorzyła Rafała Bartka. Wskazywali, że normalnie otwierałoby to drogę do próby porozumienia się prawicy z MN i tym samym zmiany układu sił na poziomie sejmiku. Na drodze stać miał jednak wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski i jego antyniemiecka retoryka.

Ale blisko tydzień temu Janusz Kowalski został zdymisjonowany. Dlatego z PiS znów zaczęły płynąć sygnały o woli współpracy z MN. - Kryzys na linii PO-PSL otwiera nam dodatkowe możliwości - mówią ludzie prawicy.

Marcin Oszańca podkreśla, że osobiście nie wyobraża sobie jednak współpracy ludowców z PiS. - I myślę, że podobne zdanie ma większość ludzi opolskiego PSL - mówi.

- Nie możemy sobie jednak pozwolić na to, aby traktowano nas tak, jak ostatnio zrobiła to Platforma - zaznacza rzecznik opolskiego PSL.

Platforma: My tego konfliktu nie grzejemy

Faktem jest, że w konflikt na Opolszczyźnie zaangażowali się krajowi politycy ludowców. Krzysztof Hetman na antenie Radia Opole mówił, że jest zdumiony sytuacją. Zauważył, że z jednej strony Borys Budka, krajowy lider PO, mówi o tworzeniu wielkiej krajowej opozycyjnej koalicji, a z drugiej strony lokalnie ludzie PO nie traktują wieloletnich partnerów z PSL z szacunkiem i zaufaniem.

Dosadniej sprawę ujął Piotr Zgorzelski, wicemarszałek Sejmu. W rozmowie z PAP stwierdził kilka dni temu, że marszałek Andrzej Buła, szef Platformy na Opolszczyźnie, jednostronnie zerwał koalicję z PSL i to on ponosi za to wyłączną odpowiedzialność.

- Nie wiem, na jakiej podstawie padło to stwierdzenie. W umowie koalicyjnej jest zapisane, że PSL ma we władzach województwa przedstawiciela w randze członka zarządu oraz że w jego nadzorze mają się znajdować rolnictwo, wieś i ochrona środowiska - mówi Szymon Ogłaza, członek zarządu województwa z ramienia PO.

- Na początku kadencji tę funkcję miał Stanisław Rakoczy. Teraz ma ją Antoni Konopka. I to ustalenie nadal jest w mocy. Natomiast w umowie koalicyjnej nigdzie nie było mowy o tym, że Agnieszka Zagola ma być wiceprezesem zamku w Mosznej - zauważa.

Szymon Ogłaza zaznacza, że chciałby trwania koalicji z PSL. - Byłoby dobrze, aby ludowcy mieli swoją reprezentację w sejmiku i we władzach regionu. Uważam, że obecny układ sił reprezentuje przekonania mieszkańców województwa - argumentuje.

- Mam wrażenie, że ten konflikt rozgrywa się bardziej na zewnątrz województwa, niż w nim. My na pewno nie zamierzamy dolewać oliwy do ognia - stwierdza.

"Nie będziemy umierać za księżniczkę"

W piątek ma zapaść decyzja o tym, czy PSL ostatecznie opuści koalicję. - Po to kilkudziesięcioosobowy zarząd wojewódzki dał taką możliwość znacznie mniej licznemu regionalnemu prezydium, aby decyzja ta mogła zapaść w węższym gronie - słyszymy.

Przed tą decyzją mają się jeszcze odbyć rozmowy ostatniej szansy z Platformą. Warunkiem ludowców ma być przywrócenie Agnieszki Zagoli do władz zamku w Mosznej.

- To za jej kadencji na zamku wzrosła liczba wydarzeń artystycznych. Obiekt notował świetne przychody, było sporo atrakcji, dobre obłożenie miejsc hotelowych - wylicza działacz PSL z frakcji bojowników.

Kilka dni temu w PO słyszeliśmy, że tam nikt takiego rozwiązania nie bierze pod uwagę.

- Ludowcy przeszarżowali. Ale jeśli zerwą koalicję, to na Opolszczyźnie sobie bez nich poradzimy. I przynajmniej nie będą nas już mogli szantażować i naciskać, tak jak ma to miejsce teraz - twierdzi polityk PO.

Wśród ludowców słychać głosy, że wyjście z koalicji może się też wiązać z uszczupleniem partyjnych struktur.

- Już samo stawianie warunku przywrócenia jej na stanowisko jako tego mającego być gwarantem utrzymania koalicji to nic innego, jak podtrzymanie stereotypu, że ludowcom chodzi tylko o stołki. Nie wszyscy są tutaj gotowi umierać za "Księżniczkę na zamku" - stwierdza polityk PSL.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska