O produkowanie lewych zaświadczeń podejrzanych jest na razie pięć osób: Krzysztof G., naczelnik sekcji eksploatacji w Kluczborku, zawiadowca z Brzegu oraz Marek Sz., szef związku zawodowego dyżurnych ruchu z Nysy, i jego ojciec, Stanisław Sz. emerytowany kolejarz, Janusz K., naczelnik sekcji eksploatacji w Opolu Groszowicach, oraz jeden zawiadowca z Brzegu.
- Robili to na własne potrzeby i dla sześciu kolegów z pracy - mówi rzeczniczka Zakładu Linii Kolejowych w Opolu.
Ale sprawa jest rozwojowa i może się okazać, że odbiorców w jeszcze innych sekcjach na Opolszczyźnie było więcej.
Metoda była prosta. Skanowali stare zaświadczenie, uaktualniali dane i podbijali sfałszowanymi pieczątkami co najmniej dwóch lekarzy medycyny pracy.
- Sprawa wyszła na jaw przypadkiem, kiedy jedna z naszych kadrowych zauważyła brak terminu następnego badania na jednym z zaświadczeń - mówi Barbara Matejko, rzecznik ZLK w Opolu.
Zadzwoniła do lekarza medycyny pracy z przychodni we Wrocławiu, którego pieczątka figurowała na dokumencie. Wtedy okazało się, że nie używa on jej od przeszło 5 lat, jest nieaktualna, a zaświadczenie lewe.
- Natychmiast wszczęliśmy wewnętrzne dochodzenie i powiadomiliśmy o wszystkim Prokuraturę Okręgową w Opolu - mówi rzeczniczka ZLK.
Okazało się, że kolejarze zamieszani w sprawę pobierali także zwrot kosztów za rzekome wyjazdy na badania do Wrocławia: delegacje, ośmiogodzinną dniówkę i zwrot za bilety komunikacji miejskiej.
- To nie są duże pieniądze - mówi Barbara Matejko. - Mogło chodzić o coś innego.
Dwóch kolejarzy podejrzanych o fałszowanie dokumentów jest po zawale.
- Być może obawiali się o pracę i fałszowali dokumenty, żeby to ukryć? - zastanawia się rzeczniczka.
- Nie jestem oszustem, tylko ofiarą oszustwa - zapewnia jeden z kolejarzy zamieszanych w sprawę. - Kolega obiecał zawieźć moje dokumenty do lekarza we Wrocławiu, do podbicia - mówi. - Nie mam pojęcia, dlaczego potem podrobił pieczątkę lekarską. W podobnej sytuacji było jeszcze kilku innych kolegów. Chcieliśmy tylko oszczędzić sobie podróży do Wrocławia. Żadnych delegacji potem nie braliśmy - tłumaczy.
Ci, którzy produkowali zaświadczenia, już nie pracują. Zostali zwolnieni dyscyplinarnie za ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych. Ich odbiorcy zostali zdegradowani.
- Tym samym pogorszyły im się warunki pracy i płacy - powiedział nam wczoraj Ryszard Gajny, dyrektor ZLK w Opolu.