Krótka opowieść o zabijaniu

sxc
sxc
Zakiełkowała mi myśl, żeby dowiedzieć się, dlaczego człowiek zabija człowieka? Co się takiego z nim dzieje, że dopuszcza się tak strasznego czynu. Rozmowa z Krystyną Rożnowską, autorką książki "Każdy może zabić".

- Przeprowadziła pani osiemnaście wywiadów z mordercami odsiadującymi wyroki w polskich więzieniach. Po tych rozmowach uważa pani, że każdy może zabić?
- Tego żaden człowiek wcześniej nie sprawdzi, nie przeprowadzi też wcześniej eksperymentu, kto i kiedy może zabić. Nasze szczęście polega na tym, że nigdy nie musieliśmy się znaleźć w podobnych okolicznościach jak moi rozmówcy. A przecież każdy z nas możne spowodować wypadek na drodze i zabić człowieka. Ludzie dokonują zabójstw w zamroczeniu alkoholowym albo w psychozie. A przecież każdy może znaleźć się w takim stanie. Ludzkość z tym problemem boryka się od zawsze, te tragedie były weną dla antycznych i szekspirowskich dramatów.

- Nieświadomie spowodować wypadek to przecież nie to samo, co zabić kogoś z zimną krwią.

- Dla kogoś, kto nigdy nie rozmawiał z zabójcą, może to zabrzmieć dziwnie, ale żaden z moich rozmówców nie wyobrażał sobie wcześniej, że kiedyś dopuści się takiego czynu. Do chwili, aż znaleźli się w takich okolicznościach, że nie umieli zareagować inaczej. Nawet chłopak, który na zlecenie zabił czworo ludzi, kiedy się opamiętał, też mówił, że nie chciał tego zrobić. Za każdym razem taka refleksja przychodziła za późno. Przecież zabijając kogoś - człowiek zabija także i siebie, swoją przyszłość. Zostaje potępiony przez wszystkich do końca życia. Zabójcy nigdy nie odnajdują spokoju normalnego człowieka.
- Co z tym chłopakiem, który zabijał na zlecenie?
- Elokwentny, niegłupi, nie chciał nigdy współczucia, miał postawę "mam, na co zasłużyłem". W domu, z którego wyszedł, nie było biedy ani przestępczości, był też kochany i zadbany. Ale to był dziwny dom, zasiano w nim nienawiść do matki. Babcia kochała go bezgranicznie, konkurując z matką o miłość do chłopca. Ojciec był alkoholikiem, na matkę spadło utrzymanie domu - pracowała i ciągle była poza nim. Rósł więc w klimacie nienawiści do własnej matki i kiedy trafił do sądu, bo matka starała się go odzyskać na drodze sądowej, w rękawie miał nóż, by się nim przed nią bronić. Babcia zmarła, a on z więzienia kontaktuje się już tylko z matką. To jedyna osoba, która przy nim pozostała. Zaczęli swoje relacje budować od podstaw.

- Pewnie mordercy nie mają nawet do kogo pisać?
- Najczęściej zostają sami. Myślę teraz o dziewczynie, która zabiła swojego ojca, w sądzie mówiła, że ją od dawna molestował. Jednak nie potwierdziły tego ani jej siostra, ani matka, chociaż o tym wiedziały. Kiedy pojawiłam się u niej w więzieniu, miała wokół siebie straszliwą pustkę - została sama. Po wyjściu z więzienia nie miała gdzie się podziać, nie miała przecież pieniędzy, żeby zaczynać życie od nowa. Wróciła więc do miejscowości, gdzie wcześniej mieszkała - do matki i siostry. Tam jest naznaczona.

- Niektórzy pani rozmówcy to, wydawałoby się, zwyczajni ludzie.
- Toteż słyszymy o nich potem: taki porządny, taki wykształcony. No i nikt się tego po nim nie spodziewał. Trudno komukolwiek uwierzyć, że ten człowiek mógł czegoś takiego się dopuścić...

- Mówi pani wykształcony, z dobrego domu… Częściej jednak słyszymy o zabójstwach podczas pijackich burd i w patologicznym otoczeniu.
- To prawda, że do zabójstw w około siedemdziesięciu procentach dochodzi właśnie w patologicznych środowiskach. Jeżeli dochodzi do takiego przestępstwa w rodzinie uchodzącej za normalną, czy zamożnej, a jeszcze znanej, to długo się o tym mówi i pamięta. Te patologiczne niezbyt nas obchodzą. Tam często dochodzi do odwrócenia wartości, to znaczy sukcesem staje się zły czyn, np. kradzież i to, że ktoś nie dał się na niej złapać. Najważniejsze, żeby uniknąć kary. Potem zło rodzi zło… Jednak my niczego nie robimy, by to zmienić. Znam przypadek, kiedy chłopak wyrwany z patologicznego środowiska trafił do zespołu pieśni i tańca i wyszedł na ludzi.

- Rozmawiała też pani z pedofilami, mordercami dzieci...
- To, czego dopuszczają się pedofile, potępiane jest nawet w więzieniu przez innych skazanych, więc ich czyn musi być ukrywany przez personel zakładu karnego. Mój rozmówca miał zaledwie dwadzieścia lat. Przez chwilę ukrywał się pod pozą i maską, tak zachowują się skazani. A potem zapytał mnie, czy jego matka zechce jeszcze z nim kiedykolwiek rozmawiać. I czy w życiu ktoś taki jak on ma jakiekolwiek szanse.

- Wiele ludzi uważa, że jedyną karą za zabójstwo jest kara śmierci…
- Mówią tak nawet ludzie wierzący. A kara nie może być zemstą. Unicestwiając zabójcę, nie osiągniemy stanu sprzed tej tragedii. Wiele lat temu, kiedy miałam praktykę w szpitalu psychiatrycznym w Kobierzynie, na oddziale zamkniętym dla skazanych widziałam różnych zabójców, także pedofili. Tam po raz pierwszy od psychiatry prof. Gierowskiego usłyszałam, że tylko chory umysł jest zdolny do tak okrutnego czynu.

- Pani przecież jest dziennikarką, więc skąd ta praktyka na oddziale psychiatrycznym?

- Skończyłam historię, potem dziennikarstwo, ale w stanie wojennym rozpoczęłam naukę w dwuletniej szkole pielęgniarskiej. W "Gazecie Krakowskiej", gdzie pracowałam, z dnia na dzień wszyscy straciliśmy pracę. Miałam 32 lata, dwoje dzieci i byłam bez pracy. Ukryłam dyplom i zaczęłam naukę z dziewczynami po maturze. Na drugim roku miałam praktykę w różnych krakowskich szpitalach, między innymi w oddziale psychiatrycznym. Pielęgniarstwo to była szkoła życia. Zobaczyłam świat istniejący obok.

- I nikt dziennikarki z "Gazety Krakowskiej" nie rozpoznał?
- Kiedyś pomiędzy myciem chorego, noszeniem basenów któryś z pacjentów zapytał, co ja na oddziale robię… Żadne tłumaczenia nie były dobre, bo od początku był przekonany, że w szpitalu przygotowuję reportaż wcieleniowy. A ja na poważnie uczyłam się robienia zastrzyków, podłączania kroplówek. Przeszłam przez prawie wszystkie oddziały. Byłam na neurochirurgii podczas trepanacji czaszki, na porodówce, na intensywnej terapii. A kiedy podczas mojego dyżuru ktoś umierał, robiłam wszystko, co musi w takiej sytuacji zrobić pielęgniarka. Widziałam, jak wtedy wyglądał szpital psychiatryczny w Kobierzynie - trzydziestu chorych stłoczonych w jednej sali. Lekarze i pielęgniarki bardzo niechętnie tam wchodzili. Tych pacjentów psychiatrycznych nikt tak naprawdę nie leczył - wszystko ograniczało się do izolacji i podania leku. Niektórzy z tych chorych byli tam po kilka lat. Byli pozbawiani szansy na powrót do normalności.

- Czy wtedy na oddziale dla skazanych w Kobierzynie zrodził się u pani ten pomysł, żeby napisać o zabójcach?
- Pomysł dojrzewał, ale na pewno zakiełkowała myśl: żeby dowiedzieć się, dlaczego człowiek zabija człowieka? Co się takiego z nim dzieje, że dopuszcza się tak strasznego czynu, odbierając komuś życie i niszcząc własne. Postanowiłam się im przyjrzeć i wprost ich o to zapytać. To był świat obok, o którym nic wcześniej nie wiedziałam. Dziwiło mnie, że mam przed sobą zwykłych ludzi, którzy mają żony, dzieci. Niektórzy wiedli wcześniej życie uchodzące za normalne. Zastanawiałam się, dlaczego zrobili coś tak strasznego.

- Pani proponuje, żeby się im przyglądać, poznawać ich, ale dlaczego mam na nich patrzeć? Mogę przejść przez życie nic o nich nie wiedząc…
- Znam wielu ludzi, którzy twierdzą, że są zbyt wrażliwi, żeby czytać, czy słuchać o zabójcach. Są też zbyt wrażliwi, by towarzyszyć drugiemu człowiekowi w chorobie… Żyją swoim życiem, ale niekoniecznie są szczęśliwi. Sama doświadczam tej dużej amplitudy emocji, ale to dopiero pozwala nam poznać wszystkie strony życia i lepiej zrozumieć ludzi. Cieszyć się ze zwykłych czynności w życiu, które wcale nie musi być zamożne i bogate w nadzwyczajne przeżycia.

- Pisanie o zabójcach i rozmowy z nimi chyba niewiele im pomogą.
- Jeszcze do niedawna wolontariuszy w zakładzie karnym nie było. A teraz jest ich coraz więcej. Pojawiają się za murem i nie pytają skazanych, za co tam trafili. Przez kilka minut dają chwilę zwykłej rozmowy. To jest dawka normalności, od przybysza ze zwykłego świata - wielu skazanych nigdy takiej rozmowy nie doświadczyło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska