Krzyk młodego pokolenia

Redakcja
Paulina dowiedziała się, że na jej miejsce przyjmą stażystkę, wiadomo – etat stażystki to dla pracodawcy praktycznie żadne koszty, pensję płaci urząd pracy.
Paulina dowiedziała się, że na jej miejsce przyjmą stażystkę, wiadomo – etat stażystki to dla pracodawcy praktycznie żadne koszty, pensję płaci urząd pracy. Krzysztof Świderski
Swój wiersz Paulina zatytułowała "Manifest młodych, wkurzonych, zdesperowanych". Jest bez pracy. Podobnie jak jej chłopak, przyjaciele i setki innych młodych, wykształconych Polaków.

Utwór przesłała na pocztę nto, oczywiste było, że należy się z autorką spotkać, porozmawiać. Okazała się sympatyczną, skromną dziewczyną. Błękitny sweterek, długie włosy. Szczere spojrzenie, momentami łzy.

Paulina ma 23 lata, jest po licencjacie z ekonomii, wkrótce będzie bronić pracę magisterską, specjalizuje się w zarządzaniu gospodarką miejsko-regionalną.

Jej chłopak, Wojtek, skończył filologię polską, teraz studiuje logistykę. Jej udało się załapać na rok do pracy w Urzędzie Miasta w Opolu, na zastępstwo. Właśnie dowiedziała się, że umowa nie będzie przedłużona, bo przyjmą na jej miejsce stażystkę, wiadomo - etat stażystki to dla pracodawcy praktycznie żadne koszty, pensję płaci urząd pracy.

- W tym samym dniu chłopak dał mi znać, że wyszedł z niczym z kolejnej rozmowy o pracę. Dwa dni wcześniej koleżanka napisała maila, że znów przepadła na rozmowie kwalifikacyjnej. Na studiach z koleżeństwem opowiadamy głównie o tym, kto gdzie składał życiorys i że nawet nie dostał odpowiedzi…

Po telefonie od Wojtka dopadła ją bezsilna złość. To był jej ostatni dzień w urzędzie, stare sprawy pozałatwiane, nowych nie brała. Więc miała chwilę wolną. Siadła przed komputerem i zaczęła stukać w klawiaturę. Po prostu chciała czymś zająć myśli, powstrzymać łzy.

Początkowo nie wiedziała, że to będzie wiersz, słowa same się ułożyły. Swój manifest napisała w 20 minut. - Kopię zachowałam dla siebie, oryginał wykasowałam ze służbowego dysku.

Wiersz pokazała mamie, która też od dawna szuka pracy, czasami uda jej się dostać umowę-zlecenie w jednej z opolskich instytucji kultury (gdy są koncerty lub inne masowe wydarzenia kulturalne). W domu Pauliny pracę ma tylko tato. "Zbuntowana" mówi, że jego etat to takie rodzinne światełko w tunelu.

Mama po przeczytaniu wiersza była z córki dumna. Podobnie - chłopak, który jako polonista wydał pozytywną ocenę.

- nto jest u nas w domu codziennie czytana - mówi. - Mama pisuje do rubryki "Moim zdaniem". To, że wysyłam do was wiersz, było właściwie naturalne.

Wojtek skończył studia polonistyczne dwa lata temu, teraz dodatkowo studiuje logistykę. Liczy, że ona pomoże mu w znalezieniu pracy. Jak na razie zamysł się nie sprawdza. Pracy nie ma, nie licząc epizodów ze śmieciówkami - pracował na umowę-zlecenie w call center, potem jako przedstawiciel handlowy firmy oferującej odkurzacze, drogie i takie sobie. Wojtek praktycznie musiał dopłacić do interesu, nie dostawał zwrotu za paliwo ani za inne koszty.

Paulina jest teraz na urlopie, który musi wybrać, bo kończy pracę w urzędzie. Nie ma pretensji do pracodawcy. - I tak jestem ogromną szczęściarą, że na praktykach mnie zapamiętali na tyle dobrze, aby potem zechcieć mnie przyjąć na umowę, choćby tylko na rok - mówi. - To było jak cud.

Z uśmiechem wspomina dzień pojawienia się oferty pracy: właśnie wychodziła ze mszy z kościoła, gdy zobaczyła swoją szefową z praktyk w Urzędzie Miasta w Opolu. Chwilę porozmawiały, znajoma zaproponowała: spróbuj ubiegać się o stanowisko, które lada chwila zwolni się czasowo w jednym z naszych wydziałów.

Paulina dostała to zastępstwo. Wtedy czuła, że złapała Pana Boga za nogi. Koleżanki zazdrościły, rodzice byli dumni, ona wreszcie nie musiała pożyczać od mamy pieniędzy na bilet PKP, gdy jechała do chłopaka.

- Dzięki temu etatowi mogłam też wyleczyć zęby. Wcześniej nie było mnie stać na wizyty u dentysty. A tak - chociaż na skromne plomby - mówi.
Ale dobre się skończyło.

- Rozumiem, że szef woli na moje miejsce stażystkę. I tak jestem wdzięczna, że nabrałam trochę doświadczenia. Bo teraz pracodawca chce osoby młodej, najlepiej studentki, ale z doświadczeniem właśnie. Gdy przegląda oferty konkursowe, to niestety wciąż czyta zaczarowaną formułkę: 2-3 letnie doświadczenie zawodowe. Ona ma teraz rok praktyki. Tylko. I aż.

Paulina i Wojtek kochają się, chcą być z sobą na dobre i złe. Na razie jest "na złe" - bez mieszkania, bez pracy, bez perspektyw. Wojtek nie mieszka w Opolu, ale zameldował się w mieszkaniu dziewczyny i jej rodziców, aby korzystać z pomocy opolskiego urzędu pracy. Chodzi na wszystkie rozmowy dotyczące kolejnych ofert pracy.

W tygodniu, gdy powstał "Manifest", był na dwóch rozmowach. Dwie firmy szukały magazynierów. Raz na magazyniera chłopak okazał się za słaby: "Nie ma pan doświadczenia w tym zawodzie"; drugi raz - za mocny: "Ma pan za dobre wykształcenie i pewnie szybko pan odejdzie z pracy".

Zamiast cieszyć się sobą i budować przyszłość, zdesperowani walczą o przetrwanie.
- A kiedy będzie czas na dzieci? - martwi się Paulina. - I co na dzieci powie pracodawca?
Podczas rozmów kwalifikacyjnych spotkała się już pytaniem o partnera i plany rodzicielskie. I co z tego, że formalnie takich pytań nie wolno zadawać, szukający pracowników pytają o to między wierszami.

Niby życzliwie o partnera, plany na przyszłość, spełnienie się w życiu prywatnym.

Czy ktoś z jej rówieśników znalazł już pracę, taką na etat, aby móc już odkładać na ZUS, OFE, ubezpieczenie zdrowotne czy raty kredytu mieszkaniowego? Tak, ale po znajomości:
- Koleżanka - w szkole, kolega - w komendzie policji, druga koleżanka - w urzędzie, ale kilkanaście kilometrów od domu - wymienia Paulina. - Bez znajomości nikt z moich kolegów nie przeszedł pomyślnie żadnego konkursu czy rozmowy kwalifikacyjnej. Wszyscy tacy słabi?

Na Facebooku zaprzyjaźniła się z fanami muzyki. To ludzie z całej Polski, w miniony weekend spotkali się w Szczecinie. Wszyscy mają taki sam problem: są wykształceni, dorośli, pragnący się usamodzielnić. Odwiedzają urzędy pracy, ofert zatrudnienia szukają na wszelkich portalach, łącznie z ogłoszeniowymi typu tablica.pl, wysyłają setki CV, chodzą na dziesiątki rozmów. I nic. Na tuzin osób jedna dziewczyna (studia: stosunki międzynarodowe) zatrudniła się w dyskoncie spożywczym. W minionym tygodniu uzbierała 52 godziny robocze. Stać ją na wynajęcie mieszkania w Gdyni oraz na skromne wyżywienie. To już coś.

Przyjaciele i znajomi powoli się rozjeżdżają: do Anglii, Niemiec, Holandii. Dziewczyny zwykle pracują jako opiekunki osób starszych w systemie 6/6, czyli 6 tygodni za granicą, 6 tygodni przerwy w Polsce. Chłopcy - w budowlance.

- Kuzyn, który jest po dziennikarstwie, najpierw pracował na zlecenie we wrocławskiej gazecie, miał 800 złotych miesięcznie - nie był w stanie się utrzymać. Wyjechał na wakacje do pracy, jako obsługa hotelu pod Londynem. I już z wakacji nie wrócił. Szybko awansował, zaczął pracować na recepcji, potem założył własną firmę, jeździ na taksówce. Z pieniędzy, które tam zarobił, kupił mieszkanie w Polsce, częściowo na kredyt. Ale nie mieszka w nim, tylko wynajmuje.

Nie wszyscy wyjeżdżają z kraju, niektórym wystarczy uciec z województwa, aby żyło się lepiej: - Koleżanka z mężem byli w fatalnej sytuacji. Skończone studia licencjackie, ona pracowała dorywczo, on bezrobotny, na świat przyszło dziecko. - Gdy dla 2,5 letniego już synka nie było miejsca w żadnym opolskim przedszkolu, spakowali się i wyjechali. Do Ustronia.

Dziecko ma tam już przedszkole, mąż koleżanki ma bliżej do pracy w Austrii, udało im się wynająć dwa razy większe i ładniejsze mieszkanie niż to w Opolu. Chłopak jest w stanie ze swej pensji w euro wynająć porządny kąt, opłacić żonie i sobie zaoczne studia magisterskie, godnie żyć. Tylko kredytu mieszkaniowego nie mogą dostać w Polsce. Bo chłopak , choć legalnie zatrudniony za granicą, dla banków w Polsce jest niewiarygodnym kredytobiorcą.

Paulina jeszcze nie wie, czy i oni nie spakują walizek. Chłopak chce bardzo, mógłby w Niemczech pracować w budowlance, jak jego tato. Ona pewnie jako opiekunka.
Ale tak bardzo chciałaby zostać.

Manifest młodych, wkurzonych, zdesperowanych

My młodzi, którym złość i zwątpienie doskwiera,
Nie chcemy winić ani prezydenta, ani premiera,
Pozostają nam jedynie w geście załamane ręce,
i niechlubne myśli "Wolnej Polsce" w podzięce.

Dziś będąc po studiach, dzierżąc dyplom dumnie,
pytam się, gdzie ta "pomoc na start" głoszona szumnie?
Na rozmowach o pracę, rekruterzy nie mogą wyjść ze zdumienia,
"Jak to? Chcesz u nas pracy nie mając doświadczenia?"

Tylko skąd Panie Rekruterze wziąć te przepracowane lata,
Kiedy wszyscy chcecie doświadczonego, ale małolata!
25 lat, magister, z certyfikatami…
Szkoda, że te papierki warte tyle co origami.

Nie martwią nas informacje o OFE reformach,
Tym, że emerytury nasze raczej nie będą w dobrych formach,
Kiedy emerytury spodziewać się nie możemy,
Bo chyba nigdy dobrej pracy nie znajdziemy.

Z "Mieszkaniem dla Młodych' szału także nie ma,
Nie dość, że słabe warunki kredytu, to bez MDMu niższa cena…
A jak kredyt uzyskać, gdy jak już są, to "umowy śmieciowe"?
Pozostało nam za "wyższe", miast "zawodowego" płacić frycowe.

W perspektywie mając pracę "na miotle",
wyżywienie przy schroniskowym kotle,
Bez nadziei, bez pomocy, bez własnych racji,
Co nam pozostaje? Myśleć o emigracji!

Na koniec, w głębokiej desperacji akcie,
Po przejrzeniu ofert pracy, piszę o tym fakcie,
Bo co pozostaje Polakowi młodemu
Na starcie kariery skończonemu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska