Ks. Hanich: W Prószkowie się działo

Redakcja
Ks. prof. dr hab. Andrzej Hanich.
Ks. prof. dr hab. Andrzej Hanich. Paweł Stauffer
Rozmowa z ks. prof. dr hab. Andrzejem Hanichem, proboszczem prószkowskiej parafii, badaczem dziejów Śląska, redaktorem naukowym i wydawcą książki "Źródła do dziejów Prószkowa", która za kilka dni trafi do księgarń.

- Można się dawnym Prószkowem zafascynować?
- Można i warto. Przede wszystkim dzięki Prószkowskim, którzy byli na Śląsku rodem na miarę Radziwiłłów, Lanckorońskich, Sapiehów. Jerzy IV Prószkowski prowadził na polskim dworze pertraktacje - nieudane - w sprawie ślubu Anny Jagiellonki z arcyksięciem Karolem. Starał się też zbliżyć Habsburgów do krakowskiego tronu po śmierci Zygmunta Augusta. Jego syn Jan Krzysztof w 1614 roku odwiedził z misją cesarską Zygmunta III Wazę. Prószkowscy nie tylko mieli ogromne posiadłości na Morawach i Dolnym Śląsku, ale wywierali duży wpływ na dyplomację europejską XVI i XVII wieku. Wraz z nimi także Prószków był wtedy w centrum Europy.

- Miasto zawdzięcza im nie tylko dawną sławę, ale i stojący do dziś zamek...
- Pierwszy zamek uległ poważnym zniszczeniom podczas wojny 30-letniej (1618-1648 przyp. red.). Prószkowscy odbudowali go z pomocą włoskiego architekta Giovanniego del Signore. Sprowadzili go - zgodnie z manierą ówczesnych czasów - z Italii. Włoski mistrz nie tylko sam był zdolnym architektem (badacze wskazują na pewne podobieństwa zamków w Prószkowie i w Brzegu), ale nauczył tej sztuki także swoich synów - Domenica i Antonia. Zrobili oni wielką karierę. Domenico wybudował m.in. na zamówienie ojców franciszkanów 40 kalwaryjskich kaplic na Górze św. Anny. To dzieło tak go rozsławiło, że paulini z Częstochowy najęli go do zaprojektowania bazyliki jasnogórskiej. Więc i w duchowej stolicy Polski znajdujemy ślady Prószkowa.

- Kościół w Prószkowie też jest jego dziełem?
- Tak i niewątpliwie jest on perełką architektury sakralnej śląskiego baroku. Kto przyjrzy się świątyni w Prószkowie i jasnogórskiej bazylice, ten - zachowując wszystkie proporcje - znajdzie między nimi podobieństwo stiuków, ornamentyki i wystroju.

- Dlaczego Prószkowscy zburzyli poprzedni kościół w Prószkowie i zbudowali obecny od zera?
- Pierwszy zbudowany przez nich w II połowie XVI wieku po około stu latach groził zawaleniem. Wszystko przez skarpę, na której stała dawna i obecna świątynia. Usypana sztucznie, nie została dość dobrze wzmocniona. Żeby uniknąć katastrofy budowlanej, w 1687 roku zrównano kościół z ziemią, a panowie na Prószkowie kazali zbudować nowy, znacznie większy, a dzięki rodzinie del Signore także piękniejszy. Ale nie tylko kościół i zamek były chlubą Prószkowa. W dawnych kronikach pisze się wiele o prószkowskim fajansie i założycielu słynnej manufaktury Leopoldzie. Kres jej rozwojowi położyło dopiero, po blisko stu latach istnienia, wyczerpanie zasobów glinki. Wreszcie, Prószków był znany jako ośrodek edukacyjny. Dzisiejsza Pomologia jest spadkobierczynią XIX-wiecznej Królewskiej Akademii Rolniczej, szkoły mleczarskiej i leśnej. Kształciła się tu szlachta z całej Europy. W kronice ks. Kwiotka znajdujemy nazwiska uczących się tu młodych Polaków z Galicji.

- Mnóstwo mało znanych faktów i ciekawostek z dziejów miasta znalazł ks. profesor w "Kronice Prószkowa" ks. Hugona Kwiotka. A i on sam był żywą historią swej parafii.
- Ustanowił absolutny rekord, nie do pobicia. Był w Prószkowie proboszczem od 1907 do 1959 roku, czyli 52 lata. Wybitny ksiądz, współautor muzycznej części modlitewnika "Droga do nieba" i muzyk o słuchu absolutnym. Prowadził zapiski dla siebie, do szuflady, co najwyżej z myślą o następcach. Cofał się w nich aż do średniowiecza i pierwszych śladów o Prószkowie, z legendarnym Beldo von Proskow, wymienionym w dokumencie z 1311 roku, na czele. Uzupełniał te notatki, korzystając z rozmaitych tekstów prasowych i śląskich kalendarzy regionalnych, a celne fragmenty dotyczące historii włączał do swego liczącego pierwotnie tylko 37 stron tekstu. Kiedy zaczęliśmy nad nim pracować, okazało się, że dokonywał skrótów i - z powodu kłopotów ze wzrokiem - popełniał sporo błędów. Odnaleźliśmy oryginały, z których korzystał, i w całości dołączyliśmy je do jego kroniki. Tekst źródeł nie tylko parę razy powiększył objętość (książka liczy ok. 600 stronic), ale stał się ciekawszy i bardziej wiarygodny.

- Na ile ks. Kwiotek notował także informacje i ciekawostki z czasów, które sam przeżył?
- Jest ich dużo. Kto dziś pamięta, że w roku 1876 wybudowano szosę Opole - Prószków - Chrzelice. Kwiotek o tym pisze. Gdy z czasem zaczęto na Śląsku tworzyć linie kolejowe, Prószków one niestety ominęły. Wówczas właściciel autobusu, niejaki Ziolko, utworzył w roku 1910 pierwsze połączenie autobusowe do Opola, a w roku 1911 w to przedsięwzięcie zaangażowała się administracja gminy. Rok później powstał nawet projekt utworzenia elektrycznego tramwaju, który miał jeździć do Opola. Zamysł ten nie został jednak nigdy zrealizowany.

- Jakie teksty źródłowe poza kroniką ks. Kwiotka włączył ksiądz do swojej książki?
- Bardzo ciekawe kroniki katolickiej szkoły ludowej z lat 1874-1946 pisane przez jej kolejnych rektorów, a także zapiski z pobytu na Śląsku w latach 1942-1946 siostry zakonnej Helintrudis Schorn, Niemki z Muenster. Była franciszkanką, dyrektorką domu starców i szpitala wojskowego działającego na zamku w Prószkowie. Nie pracowałem nad nimi sam. Wspierało mnie kilka osób. Najbardziej - pan Hubert Dobranowski, który przetłumaczył na polski większość tekstów, w tym trudny do odczytania rękopis gotycki kroniki szkolnej. Pozostałe teksty przetłumaczyli: Magdalena i Andreas Kania i Karina Groelich. Kiedy pięć lat temu zostałem proboszczem w Prószkowie, zamarzyłem o tym, żeby te źródła udostępnić wszystkim zainteresowanym historią lokalną przez ich publikację w wersji oryginalnej, niemieckiej i w tłumaczeniu polskim i dlatego zabrałem się do pracy. Całość uzupełnia tekst pani prof. Anny Pobóg-Lenartowicz dotyczący jej najnowszych odkryć dotyczących Prószkowskich.

- To paradoks, ale chyba najmniej wiemy o życiu w Prószkowie w czasie wojny. Jak ją przedstawia siostra Helintrudis Schorn?
- W prószkowskim zamku - który stał się wraz z opolskimi szpitalami przy dzisiejszej ul. Katowickiej i na pl. Kopernika - częścią fundacji św. Wojciecha kierowanej przez proboszcza opolskiej katedry, ks. Józefa Kubisa - działał m.in. dom starców i zakład dla psychicznie chorych i niepełnosprawnych. A z czasem także polowy szpital wojskowy. Po bitwie pod Stalingradem był pełen niemieckich żołnierzy. Siostry często dopiero od nich dowiadywały się o wielu wojennych okrucieństwach, o funkcjonowaniu obozów koncentracyjnych itd. Ale machina nazistowskiej przemocy dotknęła już wcześniej pacjentów z zamku. Siostra pisze o tym lakonicznie, ale nie ukrywając ani okrucieństwa nazistów, ani bezsilności sióstr, władz kościelnych i rodzin chorych. W ramach nazistowskiej "operacji eutanazja" osoby chore umysłowo zostały poddane obowiązkowemu badaniu, a następnie zabierane z Prószkowa i wywożone w nieznanym kierunku, na śmierć.

- Sporo miejsca niemiecka zakonnica poświęciła historii małej Żydówki, Ruth Kosterlitz.
- To wyjątkowo tragiczna historia. Ośmioletnia Ruth była córeczką zamożnego kupca, który przewidując, jaki może być los Żydów w III Rzeszy, jeszcze przed wybuchem wojny, w 1938 roku, emigrował z rodziną do Palestyny. Niestety, dziewczynka, która nie umiała chodzić z powodu paraliżu nóg, nie została do tego kraju wpuszczona przez brytyjską administrację. Ojciec, choć z bólem serca, pozostawił ją pod opieką sióstr w Prószkowie. Zostawił znaczną sumę pieniędzy na jej utrzymanie. Za zgodą rodziców została ochrzczona i otrzymała imię Teresa. Żeby nie narażać dziecka, rodzina zgodziła się zerwać z nią kontakty. Resi rosła i była wychowywana po chrześcijańsku. Wydawało się, że niebezpieczeństwo związane z jej żydowskim pochodzeniem minęło, że nikt nie wie, kim ona jest. Niestety, pewnego dnia upomniało się o tę dziewczynkę gestapo.

- Ktoś doniósł?
- Tego nie wiemy. Siostra pisze jedynie, że po to, by ratować dziecko, poruszyła niebo i ziemię. Bezskutecznie. Gestapowcy w ustalonym dniu zabrali ją. Nie pomogło nawet to, że pod wrażeniem aresztowania dziecko dostało mdłości i zemdlało. Nieprzytomną wrzucili do samochodu i wywieźli, siostrom zostawiając odręcznie wypisane pokwitowanie "na jedną osobę".

- Jak niemiecka zakonnica pokazuje przejście frontu i początki polskiej administracji?
- Nie ukrywa przemocy i gwałtów Armii Czerwonej. Jako Niemka spoza Śląska chłodno, ale bez niechęci przedstawia początki powojennej polskiej państwowości. Obraz jest przejmujący, choć Prószków uniknął losu sąsiednich miejscowości - Boguszyc i Zimnic, gdzie Rosjanie wymordowali setki mieszkańców. Tu większość Niemców uciekła przed frontem. Więc i wypędzenia dotknęły mieszkańców mniej dotkliwie niż gdzie indziej.

- Czym najbardziej różniła się XIX-wieczna szkoła w Prószkowie od obecnej?
- Szkoła katolicka, której kronika znalazła się w mojej książce, była wówczas jedną z kilku szkół. Społeczność ewangelicka miała swoją. A różniła się przede wszystkim liczbą dzieci. W 1851 roku chodziło do niej 350 uczniów. Ponad pół wieku później - w 1903 roku - było ich 225. Podobnie jak dziś wielu z nich było dwujęzycznych. Przykładowo, w 1903 roku do pierwszej klasy przyjęto 32 dzieci. Dwoje mówiło tylko po niemiecku, troje tylko po polsku. 27 używało obu języków. Językiem polskim posługiwało się zresztą wówczas wielu mieszkańców Prószkowa, a w okolicznych wioskach zdecydowana większość. Dopiero w czasach nazistowskich język polski został w najmłodszych pokoleniach niemal wyrugowany. Pisze o tym w tej samej kronice pierwszy kierownik szkoły polskiej po wojnie, Julian Szecówka, przybyły do Prószkowa w połowie kwietnia 1945 roku. Przyznaje, że niełatwo było mu przekonać rodziców, by posłali swoje dzieci do szkoły. Wielu rodziców znało gwarę śląską. Z uczniami dużo trudniej było się porozumieć. Ale ostatecznie rok szkolny 1945-1946 zaczęło w Prószkowie 231 uczniów i pięciu nauczycieli. Religii uczył wtedy ks. Hugon Kwiotek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska