Ludzie z sieci

Michał Lewandowski
Internetowy czat "#witam" założył kilka lat temu "Guardini" z Austrii, by rozmawiać ze swoją dziewczyną z Kanady. Ich miłość nie przetrwała, ale "#witam" stało się miejscem wirtualnych spotkań polonusów z całego świata.

Na żywo spotkali się w ośrodku Fregata w Ściborzu nad Jeziorem Otmuchowskim, podczas zjazdu bywalców internetowej witryny http://chatpolski.com. Przybyło kilkadziesiąt osób z Polski, Niemiec, Holandii, Norwegii, USA i Kanady. Każdy miał identyfikator z wypisanym nickiem, czyli imieniem, pod jakim loguje sią na czat.
- To dziwne uczucie: w zasadzie znam wszystkich, a tak naprawdę nie znam nikogo - kręci głową "Brupi". Razem z "Waldim" przyjechali z
Guetersloh w Niemczech i z zaciekawieniem przyglądają się innym uczestnikom spotkania. - Myślałem, że są starsi - komentuje "Brupi". - Na czacie piszą tak poważnie, a tu są normalni i wyluzowani. Na przykład "Mat" - wyobrażałem go sobie jako postawnego faceta w garniturze, a to taki drobny chłopaczek.

Założycielem i właścicielem witryny "chatpolski" jest 23-letni "Guardini" z Wels w Austrii. Naprawdę nazywa się Wojtek Sielicki i 12 lat temu wyemigrował z rodzicami z Nysy.
- Przed kilku laty zakochałem się w pewnej dziewczynie z Kanady - opowiada. - To dla niej założyłem czata i nazwałem go "#witam". Niestety, miłość nie wytrzymała próby czasu... Natomast kanał "#witam" stał się miejscem wirtualnych spotkań Polaków z całego świata.
"Chatpolski" ma około stu stałych użytkowników. Dla niektórych internetowe pogawędki przeszły nieomal w nałóg. - To dla mnie jak poranna kawa - zwierza się "Dziadek". - Nie potrafię rozpocząć dnia bez zamienienia kilku słów ze znajomymi. Zresztą nasze motto to: "Wejście bez wyjścia" - bo jak raz spróbujesz, to już nie możesz bez tego żyć.
"Dziadek", nazwany tak z racji ukończonych 40 lat, jeszcze przed rokiem mieszkał w Bostonie w USA. Podczas czatowania poznał "Ksenię" z Kielc.
- Od razu przypadliśmy sobie do gustu - uśmiecha się "Ksenia". - Dobrze nam się ze sobą rozmawiało. Po kilku miesiącach spotkaliśmy się na zlocie koło Olsztyna. Od tamtej pory jesteśmy razem. Nigdy nie przypuszczałam, że przez czat można znaleźć swoją drugą połowę...
"Dziadek" tak pokochał "Ksenię", że wrócił zza oceanu i od niedawna mieszkają razem w Olsztynie.

- W Polsce dużo się zmieniło od mojego wyjazdu do Stanów i można już prawie normalnie żyć - mówi "Dziadek". - Choć gryzie trochę przerosła biurokracja, a i Internet jest tu stanowczo za drogi. W Bostonie za dziewięć dolarów miesięcznie miałem stałe, szybkie łącze przez całą dobę, a tutaj muszę płacić ponad dolara za godzinę dużo wolniejszego połączenia. Dlatego tam Internet jest bardziej popularny...
- No nie wiem, bo obserwując sieć, widać, że to Polacy z kraju siedzą w niej o wiele dłużej niż my - wchodzi mu w słowo "Tomix" z Holandii. - Zawsze fascynowała mnie ilość witryn robionych bezinteresownie przez całe mnóstwo pasjonatów. Nie ma praktycznie dziedziny życia, która nie istniałaby w sieci.
- Internet stał się dla Polonii skarbnicą informacji o starym kraju. - kontynuuje "Dziadek" - Mimo że mieszkałem w Bostonie, miałem łatwy i bezpośredni dostęp do polskiej muzyki, gazet itp.
- Żyjemy i mieszkamy w różnych krajach, a nawet na różnych kontynentach - dodaje "Guardini". - Stykamy się z rozmaitymi kulturami i obyczajami, ale dzięki Internetowi wszystkimi spostrzeżeniami możemy podzielić się w naszym ojczystym języku. To daje nam ogromną siłę i przewagę w swobodnej wymianie myśli, doświadczeń i obserwacji.

- To bardzo fajni ludzie, choć bawią się bardzo żywiołowo - kierowniczka "Fregaty", Mariola Karczewska, dość sceptycznie obserwuje jak "Ania27" z Toronto i "Alik_czarownica" z Frankfurtu tańczą na stole i wraz z całą salą zdzierają gardła, śpiewając refren przeboju zespołu "Ich Troje" - "A wszystko to, bo ciebie kocham".
- To nasz hymn - tłumaczy "Dziadek".
- Niech się pani nie martwi. Tu przyjechali bywalcy knajp z całego świata - ze śmiechem uspakaja kierowniczkę "Aleksik" z Wrocławia.
Wbrew pozorom uczestnicy zlotu to jednak bardzo poważni ludzie: - "Wilk" pracuje w Unii Europejskiej, "Mario28" jest jakąś szychą w warszawskim banku, "Atka" to inżynier chłodnictwa w Poznaniu. "Tomix" prowadzi w Holandii własną firmę budowlaną - wylicza "Aleksik", który sam jest pracownikiem agencji organizującej koncerty najlepszych polskich zespołów.
Wśród bywalców "#witam" jest też sporo studentów. Najmłodszy czatowicz ma 18 lat, a najstarszy, "Mango", ponad 60.
- Nikt tu nie jest do końca normalny - śmieje się "Dziadek". - Bo trzeba być naprawdę zakręconym, żeby przelecieć osiem tysięcy kilometrów tylko po to, żeby zjeść bigos, napić się piwa i pogadać ze znajomymi, z którymi i tak codziennie ma się kontakt przez komputer.
"Ania27": - Mieszkam w Toronto. Kilka dni temu zostawiłam koleżance - zresztą też znajomej z "#witam" - dzieci, wsiadłam w samolot i jestem. Czy żałuję tej decyzji? Absolutnie. W życiu trzeba robić szalone rzeczy, by nabrało smaku.

Czatowicze z "#witam" spotykają się często w krajach, w których mieszkają. W Nowym Jorku mają nawet swój klub. Zjazdy ogólnoświatowe urządzają raz w roku.
- W Ściborzu była już piąta taka impreza - mówi "Robert", na co dzień warszawski policjant. - Jest tak fajnie, że być może za rok tu znowu wrócimy.
- Zauważyłam, że ludzie, którzy na necie są bardzo otwarci i odważni, w rzeczywistości bywają zupełnie inni - skromni i nieśmiali - mówi "Azja" z Berlina. - Ale bywa też odwrotnie. Ta konfrontacja między osobowościami wirtualnymi a rzeczywistymi jest dla mnie fascynująca. Ale atmosfera panuje tutaj bardzo rodzinna.
- Kiedy pierwszy raz znalazłem ten kanał, to prawie 24 godziny na dobę siedziałem w sieci - opowiada "Tomix". - To była zupełna fascynacja. W Internecie nie ma różnic. Rozmawia biedny z bogatym, młody ze starszym i wielu się naprawdę odkrywa.

Kanał "#witam" nie jest dla wszystkich. Aby na nim rozmawiać, trzeba mieć ukończone 18 lat. I to wcale nie dlatego, że porusza się "dorosłe" tematy. Wręcz przeciwnie.
- Niedopuszczalne są u nas na przykład niecenzuralne słowa - zaznacza "Dziadek". - Każdego, kto nie przestrzega regulaminu, operator banuje, czyli usuwa z kanału. Oczywiście zdarza się, że trafia do nas jakiś małolat i próbuje robić sobie jaja, ale to trwa krótko. Znamy się wszyscy dość dobrze. Co miesiąc dochodzi jednak do nas ktoś nowy. W sieci jest wiele kanałów, gdzie wchodzą ludzie udający kogoś innego i zachowujący się wulgarnie. Na "#witam" tego nie ma. Tutaj każdy ci pomoże, odpowie na każde pytanie, nawet bardzo naiwne. No i nikt nie będzie wyśmiewał się, że nie potrafisz czegoś tam zrobić w komputerze.
Jeden z czatowiczów mieszka aż na Borneo. Są też Polacy mieszkający w Afryce. Największą zagadką była jednak dla wszystkich "Kazuma".
- To chyba autentyczna Chinka albo Japonka - zastanawia się "Aleksik". - Przez rok logowała się i nie odzywała słowem. Potem nagle napisała "cześć" i zaczęła pisać proste zdania po polsku.

W niedzielę rano wszyscy czatowicze rozjechali się do domów. Niektórzy mieli do przejechania kilkaset, inni nawet kilka tysięcy kilometrów. W poniedziałek na "#witam" spotykam swoich nowych znajomych. Oczywiście plotkują o imprezie, z której dopiero co wyjechali. Jest też kilka osób, których nie znam.
- Cześć, jestem z Nysy. A ty gdzie mieszkasz? - pytam kogoś o intrygującym nicku "Huma".
- W Toronto. Właśnie pilnuję dzieci koleżance, która pojechała gdzieś niedaleko ciebie na zlot internetowców - odpowiada "Huma".
Świat stał się naprawdę globalną wioską. Przynajmniej w Internecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska