Opinia
Opinia
RYSZARD WILEŃSKI, ordynator oddziału ratunkowego:
- Przyjęliśmy jedno zgłoszenie, o godz. 20.01. Minutę później karetka była już w drodze. Czas przybycia na miejsce to godz. 20.11. To dane z centrali, gdzie przechowywane są wszelkie informacje od momentu zgłoszenia do zakończenia akcji. Ludziom wydawało się, że trwało to znacznie dłużej, ponieważ w oczekiwaniu na pomoc czas bardzo się dłuży. Jak przyjechaliśmy na miejsce, chłopak miał już sztywne źrenice, co świadczyło o śmierci mózgu. Podjęliśmy akcję ratunkową, jednak pracy serca nie udało się już przywrócić. Chłopak cierpiał na padaczkę. Mógł dostać szoku termicznego i podczas ataku zachłysnął się wodą.
Koledzy zmarłego w zeszłym tygodniu 23-latka ze Strzelec Opolskich uważają, że ratownicy nie pomogli tak, jak trzeba.
Do tragicznego zdarzenia doszło w Gąsiorowicach. Kilkoro znajomych przyjechało tu się wykąpać. Po trzecim skoku do wody Marcin nie wypłynął. Na pomoc chłopakowi ruszyli koledzy.
- Chcieliśmy go wydobyć na brzeg jak najszybciej. Tam staw ma 2 metry głębokości i przy każdej próbie Marcin wciągał mnie pod wodę. Po kilku minutach udało się - opowiada Kamil Duda, najlepszy kolega Marcina.
Kamil od razu przystąpił do masażu serca. W tym czasie świadkowie zdarzenia zaalarmowali pogotowie ratunkowe oraz miejscową OSP.
- Dałam komuś mój telefon, żeby dzwonił po karetkę. Chciałam, żeby pomoc dotarła jak najszybciej. Niestety, dyspozytorka miała obiekcje, czy może przyjąć zgłoszenie od osoby niepełnoletniej - wspomina Barbara Wolny, dziewczyna Marcina. - W tym czasie uciekały cenne sekundy.
Świadkowie zdarzenia przekonują, że po karetkę dzwonili trzy razy. W końcu dyspozytorka przyjęła zgłoszenie. Pomoc przybyła jednak za późno.
Kamil jest przekonany, że pogotowie jechało około 30 minut, a do Gąsiorowic ze Strzelec Opolskich jest jakieś 9 km. - W tym czasie zdążyła przyjechać policja, straż, a karetki nie było. Gdyby pomoc przybyła na czas, to może Marcina udałoby się uratować - irytuje się.
Podobne odczucia mają Marcin Piosek oraz Patryk Kuszela. Potwierdzają, że na karetkę czekali długo.
- Wiadomo, że Marcinowi życia nic już nie wróci, ale chcemy, by wszyscy dowiedzieli się, jak było naprawdę. We wsi ponadto pojawiły się plotki, że to my go utopiliśmy, bo trzymaliśmy jego głowę pod wodą. To wszystko bzdury - żalą się koledzy.
Zapewniają też, że byli trzeźwi, kiedy wskakiwali do wody.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?