W bloku na os. Jana Barona w Łosiowie mieszkają tylko cztery rodziny, a wspólnotą zarządza miejscowa spółdzielnia mieszkaniowa.
- Na parterze mieszka z rodziną niepełnosprawny mężczyzna i to oni odłączyli się od c.o. - mówi Beata Hryniewicz, jedna lokatorek. - Od 2-3 lat mają własne ogrzewanie gazowe, a prezes spółdzielni tłumaczy, że to ze względu na osobę na wózku, która musi mieć cieplej. I że protestując, postępujemy nieetycznie.
- A przecież można było sąsiadowi dołożyć żeberek w kaloryferach - dodaje inna sąsiadka, Helena Kapinos. - Ja też nie mam wysokich dochodów, a teraz muszę dopłacać do centralnego, bo koszty stałe ogrzewania rozkładają się na trzy, a nie cztery rodziny. A w dodatku przez tamto mieszkanie biegną główne rury c.o.
Właściciele trzech mieszkań zgodnie twierdzą, że nie wyrażały zgody na odłączenie się sąsiadów od sieci. A zaprotestowały dopiero jesienią, kiedy przyszło im dopłacać do ciepła. - Od 570 do 875 zł! - mówią. - A rok temu mieliśmy zwroty.
Właściciele mieszkań próbowali dowiedzieć się, z czego wynika wysoka cena jednego gigadżula (ponad 95 zł). - Ostatnie pismo do SM wysłaliśmy w listopadzie i do dziś nie mamy odpowiedzi - mówi Hryniewicz.
- Zgodziliśmy się na odłączenie tej rodziny ze względów czysto ludzkich. Teraz lokator na wózku może sam decydować, kiedy grzać - mówi wiceprezes spółdzielni Sławomir Szyndralewicz. - A rury c.o. biegnące przez to mieszkanie są zaizolowane.
Dlaczego zrobiono to bez zgody właścicieli mieszkań?
- Zgoda była - zapewnia Joachim Willmann, prezes SM. - Tyle że ustna.