Moje Kresy. Samobójca z Pikowa (cz. II)

Stanisław S. Nicieja
Odsłonięcie pomnika Jana Potockiego w Pikowie 16 X 2015. Od lewej: biskup kamieniecko-podolski Leon Dubrawski, kierownik departamentu w Winnicy Wołodymyr Hawryluk, konsul generalny Polski w Winnicy Tomasz Olejniczak.
Odsłonięcie pomnika Jana Potockiego w Pikowie 16 X 2015. Od lewej: biskup kamieniecko-podolski Leon Dubrawski, kierownik departamentu w Winnicy Wołodymyr Hawryluk, konsul generalny Polski w Winnicy Tomasz Olejniczak. archiwum
Jan Potocki przeciął swe życie samobójczym strzałem z pistoletu. Liczył wówczas 54 lata. Było to dokładnie 200 lat temu, w grudniu 1815 roku. Był jednym z wielu pisarzy, których w ten sposób powaliła depresja: Jerzy Kosiński utopił się w wannie, okręcając głowę workiem foliowym, Tadeusz Borowski odkręcił gaz, Edward Stachura się powiesił, Witkacy podciął sobie żyły.

Samobójstwo pisarza zawsze szokowało opinię publiczną. Ale śmierć autora „Rękopisu znalezionego w Saragossie” wywołała wstrząs wyjątkowy, bo też okoliczności i sposób odebrania sobie życia był kuriozalny, a poprzez liczne domysły obrósł niesamowitą legendą o międzynarodowym rezonansie. Jak to się stało?

Samobójstwo w Uładówce

Jan Potocki w młodym wieku, miniatura nieznanego artysty z roku 1780, wielokrotnie później replikowana.
Jan Potocki w młodym wieku, miniatura nieznanego artysty z roku 1780, wielokrotnie później replikowana. Ze zbiorów Muzeum we Lwowie

U schyłku życia Jan Potocki osiadł na stałe w swoich dobrach na Podolu - w Uładówce nieopodal Pikowa. Była to duża wieś nad rzeką Boh, uchodząca - dzięki gospodarczej działalności Potockich - za jedną z najbardziej uprzemysłowionych w tym regionie. Działały tam dwa towarzystwa akcyjne: cukrownicze i gorzelniane. Potężna cukrownia zatrudniała około 300 pracowników, a wykorzystując melasę, czyli odpad powstały przy produkcji cukru z buraków, Potoccy stworzyli tam jedną z większych gorzelni na Podolu. W 1811 roku Ibrahim - zarządca Jana Potockiego - wybudował na jego polecenie mały pałacyk w Uładówce utrzymany w stylu wschodnim (tureckim), w którym pisarz zgromadził swoje zbiory archeologiczne i geograficzne będące trofeami z jego licznych podróży. Po pałacyku tym nie ma dziś w Uładówce śladu.

Nieposkromiony temperament, skłonność do przyjaźni z awanturnikami, w których obfitował wiek XVIII, liczne romanse i miłostki (czasem o znamionach kazirodczych) oraz rozrzutny tryb życia (niekończące się podróże) były przyczyną długów trapiących Potockiego, a także jego przedwczesnej starości. Po pięćdziesiątce zaczął poważnie niedomagać zdrowotnie. Nękały go dotkliwe nerwobóle i łamanie w kościach, na które nie znajdował lekarstwa. Pogrążał się więc stopniowo w depresji i wchodził na drogę myślenia o samobójstwie, szokując tym otoczenie i wielbicieli swojej twórczości.

Gdy próbujemy dociec przyczyn samobójstwa Jana Potockiego w Uładówce, to - oprócz prześladującej go depresji i melancholii - dodatkowymi powodami mogły być również porażki życiowe, które sobie przypisywał: niepowodzenia w karierze politycznej w czasie wojen napoleońskich, utratę zaufania cara Aleksandra I, brak uznania ze strony krytyki dla jego prac historycznych i esejów, trudności przy wydaniu utworów literackich, które musiał sam finansować, oraz odejście żony Konstancji, która wyjechała z kochankiem do Paryża, zabierając z sobą jego ukochanego syna - Andrzeja Bernarda.

Srebrna kula

Mocno osadzona w tradycji literackiej legenda głosi, że w ostatnich latach życia, cierpiąc na podagrę, szlifował srebrną główkę oderwaną z cukiernicy, która jako kula miała przeciąć jego życie. Legendę o srebrnej kuli upowszechnił Roger Caillois, a za nim Gustaw Herling-Grudziński. Faktem jest, że w inwentarzu majątku w Uładówce, gdzie popełnił samobójstwo, figuruje „srebrna cukiernica bez nakrywki”. Ta archiwalna informacja dała asumpt francuskiemu wnikliwemu biografowi Potockiego, prof. Dominikowi Triaire, do stwierdzenia: być może właśnie gałkę z owej zagubionej pokrywki hrabia wsunął w luf swego pistoletu.

Wokół tej samobójczej śmierci Potockiego z biegiem lat narastały rozmaite mity i legendy, coraz bardziej fantastyczne - jak jego niepokorne życie. Jedna z nich głosi, że Potocki, pogrążony w melancholii, zaczął uważać się za wilkołaka i aby przeciąć swe cierpienia, postanowił zabić się srebrną kulą (osobiście wymodelowaną), bo to miało go wyzwolić ostatecznie z cierpienia duszy i ciała oraz zabić w nim wilkołaka.

Kawaler Toledo - jeden z bohaterów powieści J. Potockiego.
Kawaler Toledo - jeden z bohaterów powieści J. Potockiego.
Ze zb. Muzeum we Lwowie

Opis samobójstwa Potockiego znajdujemy w wierszu Jana Lechonia - poety, również samobójcy, który w stanie depresji i nostalgii za Polską wyskoczył z okna nowojorskiego wieżowca. Lechoń, starając się w swym wierszu wczuć w stan świadomości Jana Potockiego tuż przed jego samobójstwem, pisał:

Jesień już idzie i odejść mi pora,

Nic nie wyczekam, nie wyśnię nic więcej,

Z rozsnuwającej się nici pajęczej

Tępo mi patrzy bezmyślność, jak zmora -

Najbardziej wiarygodna wersja samobójstwa

Śmierć Jana Potockiego, jak już wspomniano, obrosła niebywałą ilością mitów i legend i jest obiektem ciągłego zainteresowania jego licznych biografów, głównie francuskich. Faktografia, na której stworzono ten jeden z najbardziej pasjonujących mitów literackich - według ustaleń głębokiej znawczyni biografii autora „Rękopisu” Aleksandry Kroh - przedstawiała się najprawdopodobniej tak: W listopadzie 1815 roku zdrowie Potockiego pogarsza się jeszcze bardziej. Nasilają się ataki podagry. Już nie opuszcza Uładówki. W sąsiedztwie krążą niepokojące pogłoski, chociaż nikt nie wie, że od pewnego czasu Jan Potocki przygotowuje w chwilach przygnębienia kulę do swego starego pistoletu: najpierw odcina, a potem cierpliwie opiłowuje gałkę od pokrywki cukiernicy. 11 grudnia, po kilku tygodniach udręki, czuje się wreszcie lepiej po przebudzeniu. Pisze raczej pogodny list do swojego młodego sąsiada z Janowa, Stanisława Chołoniewskiego, prosząc, by go odwiedził, i całkiem spokojny czeka na jego wizytę. Następnie, z niewiadomego powodu, a może bez żadnego powodu, dobry humor się ulatnia. Wypłaca pobory całej służbie. Potem wypędza na dwór swojego ulubionego psa Pateau, który natychmiast zaczyna biegać dookoła domu i wyje przez cały czas, jakiego jego pan potrzebuje, by naładować pistolet, wyciągnąć się na łóżku i palnąć sobie w łeb.

A oto relacja wspomnianego wyżej Stanisława Chołoniewskiego, który jako jeden z pierwszych wszedł do pokoju, w którym zastrzelił się Potocki: Kiedy przybyliśmy do Uładówki, już zmierzchało [...]. Znaleźliśmy w pierwszym pokoju rządcę z oficjalistami - wszyscy bladzi, nieruchomi, milczący. Palili świece. Oczom naszym ukazała się okropna pieczęć na drzwiach pokoju sypialnego świeżo przyłożona [...]. Prawdziwa pieczęć grobowa. Po jej zerwaniu otwarliśmy drzwi. Kto pierwszy wejdzie? „Idź ty, bracie, pierwszy - odezwał się do mnie wzruszony Czetwertyński. Tyś był jego przyjacielem!” [...]. Porywam więc świecę - i wchodzę. Za mną drudzy. Wszędzie cichość wielka. Rzucam okiem po pokoju, wszędzie dość porządnie. Nic nie zapowiadało gwałtownej ofiary. W kącie stało łóżko. To był straszny zakątek! [...]. Będę go długo pamiętał. Potocki leżał na łożu w szlafroku, obrócony twarzą do muru. Położenie jego ciała było tak spokojne, jakby człowieka głęboko uśpionego [...]. Ręce przed sobą miał niby od niechcenia rozwarte, obok nich złowróżbny pistolet na pościeli, w części rozerwany [...]. Gdy Konstanty przystąpił ze świecą, ujrzeliśmy, że Potocki nie ma oblicza. Całe wysadzone zostało na miazgi potężnym wystrzałem. Po ścianie, po posadzce, wszędzie wokoło nas było pełno mózgu [...]. Rzuciłem okiem na stół, gdzie były papiery i książki jego. Żadnego na nim śladu ostatniej jego myśli ani woli nie znaleźliśmy. Tylko na jednej kartce kilka karykatur dzikiej fantazji, świeżo biegłą ręką naszkicowanych.
W dalszym ciągu obszernych wspomnień Chołoniewskiego znajdujemy następujące informacje: Pytaliśmy ludzi o szczegóły tej katastrofy. Wszyscy zgodnie twierdzili, że pan był wprawdzie niezdrów, od kilku niedziel, lecz w tym samym dniu był dość wesół - a nawet z rana kazał wypłacić pensje wszystkim swoim oficjalistom i nagle, po obiedzie, wypędził swego wiernego kundelka, Pateau, który skowycząc wciąż dom obiegał; że potem, w kwadrans, posłyszano strzał i nic więcej - a kiedy wpadli ludzie do pokoju, zastali to, cośmy później sami widzieli.

Ostatni dzień w życiu autora „Rękopisu” stał się też kanwą znakomitego spektaklu (premiera w Teatrze Narodowym 28 lutego 1998 roku) pt. „Saragossa”, którego twórcą był Tadeusz Bradecki. Sześć lat wcześniej Bradecki, wielki miłośnik twórczości Potockiego, zadziwił publiczność teatralną inscenizacją „Rękopisu znalezionego w Saragossie” w krakowskim Teatrze Starym. Spektakl trwał 4,5 godziny, na scenie wystąpiło ponad 50 aktorów, którzy zagrali 150 ról, ale i tak nie wyczerpano wszystkich wątków z szufladkowej powieści Potockiego.

Pogrzeb Potockiego odbył się 20 grudnia 1815 roku w Pikowie. Nie było na nim jego żony Konstancji ani syna Andrzeja, którzy przebywali w tym czasie w Warszawie. Uczestniczyli w nim prawdopodobnie Wincenty i Franciszek Potoccy oraz kilku domowników. Ks. Chołoniewski zanotował w swym raptularzu, iż Ignacy Dawidowski - kanonik katedry w Kamieńcu Podolskim, dziekan Winnicy, zwierzchnik kościoła parafialnego w Pikowie, celebrował uroczystość żałobną w sieni kościoła.

Kościół w Pikowie, wzniesiony w 1774 roku w stylu barokowym, stał na wzgórzu i mocno dominował nad okolicą. Otoczony był murem, przy którym stała dzwonnica pod arkadami. Między kościołem a murem rozciągał się cmentarz i tam najprawdopodobniej pochowano Potockiego, bo wówczas dla samobójców nie było miejsca w świątyni. Burzliwa historia Podola spowodowała, że grób ten nie zachował się do naszych czasów.

Kościół w Pikowie mimo długich lat gwałtownej ateizacji w czasach panowania tam Związku Radzieckiego szczęśliwie przetrwał do naszych czasów. Chyba głównie z tego powodu, iż pełnił on rolę wojskowego garażu. Zachowało się nieopodal trochę polskich nagrobków, ale nie natrafiono tam w latach 60. XX wieku, gdy o Potockim było już głośno w Europie, na grób z jego nazwiskiem.
Rok 2015, w dwusetną rocznicę jego śmierci, UNESCO ogłosiło rokiem Potockiego obchodzonym na całym świecie. Zorganizowano wiele wystaw i konferencji naukowych, m.in. w krakowskim Pałacu pod Baranami i w Muzeum Potockich w Łańcucie. Wydano znaczek pocztowy z jego podobizną. Dzięki staraniom konsula generalnego RP w Winnicy, Tadeusza Olejniczaka, 16 października 2015 roku przy kościele w Pikowie, w miejscu, gdzie przypuszczalnie spoczywają jego prochy, odsłonięto okazały nagrobny pomnik z czarnego marmuru. Poświęcenia monumentu dokonał biskup kamieniecko-podolski Leon Dubrawski w towarzystwie przewodniczącego miejscowej administracji - Wołodymyra Hawryluka.

Warto przywołać jeszcze jedną związaną z Janem Potockim inspirującą legendą, żywą do dziś na Podolu. Otóż gdy w połowie XX wieku władze sowieckie przystąpiły do budowy szpitala na gruntach Uładówki, w pobliżu dawnego pałacyku Potockiego, koparka przygotowująca wykop pod fundamenty natrafiła na dół wypełniony paczkami wspaniale oprawionych w skórę książek. I wówczas rozeszła się po okolicy wieść, że był to prawdopodobnie grób Jana Potockiego, który kazał się pochować ze swoimi dziełami. Książki rozdano dzieciom miejscowej szkoły do zabawy. Tej legendzie, dość rozpowszechnionej swego czasu, przeczą jednak fakty, bo Potocki został pochowany w Pikowie przy kościele, a nie w Uładówce. Ale jest coś pięknego w tym micie, że po dwóch wiekach od śmierci genialnego pisarza powracają zza grobu wydobyte z podziemi przez potężną koparkę jego książki i trafiają do rąk dzieci, aby urozmaicić im zabawę.
Jagiellonida

Dyzma Bończa-Tomaszewski - komedio- i dramatopisarz.
Dyzma Bończa-Tomaszewski - komedio- i dramatopisarz. Ze zb. Muzeum we Lwowie

Innym sławnym bywalcem w dworze-pałacu w Pikowie był Dyzma Bończa-Tomaszewski (1749-1825) - poeta, komedio- i dramatopisarz, tłumacz, publicysta i pamiętnikarz o bardzo burzliwym życiu osobistym. Nim osiadł na Podolu w dobrach Potockich i rezydował w ich pałacach (głównie w Tulczynie, Popówce i Pikowie) i zaczął tam tworzyć swoje niebanalne dzieła literackie, był aktywnym politykiem. Brał udział w antycarskiej konfederacji barskiej (1768-1772), walczył z Rosjanami, a nawet po bitwie pod Lanckoroną w 1771 roku trafił do rosyjskiej niewoli, z której wydobył go król Stanisław August Poniatowski, interweniując w tej sprawie u samej carycy Katarzyny II.

Apogeum aktywności politycznej Dyzmy Bończy-Tomaszewskiego ujawniło się, gdy został sekretarzem konfederacji targowickiej (maj 1792), będącej emanacją buntu magnatów (m.in. Szczęsnego Potockiego) przeciw Konstytucji 3 maja. Kilka miesięcy sekretarzowania „targowicy” - symbolowi zdrady narodowej, która ostatecznie zatrzasnęła w 1795 roku wieko nad trumną Rzeczypospolitej, położyło się na jego biografii ponurym cieniem. Piszący o nim - kiedyś „antyrosyjskim patriocie” - nie umieli tego faktu zdiagnozować i wyjaśnić: czy było to naiwniactwo polityczne, głupota czy też może wyrachowanie? Dyzma Tomaszewski trzymał się wówczas kontusza inicjatora „targowicy” - Szczęsnego Potockiego, właściciela wspaniałej rezydencji w Tulczynie.

Wybitny historyk i eseista z Kamieńca Podolskiego Antoni Józef Rolle (1830-1894), którego artykułami zaczytywała się cała XIX-wieczna Polska, w poświęconym Dyzmie Tomaszewskiemu eseju biograficznym stwierdził, że należy go umieścić w „galerii ojców”, którzy marząc o ratunku ojczyzny i pragnąc ją wydobyć z „okrutnych pęt ustawy majowej” (czyli Konstytucji 3 maja), sami „opletli Polskę łańcuchem” i przyczynili się, aby bezbronna padła łupem zaborczych sąsiadów. Tomaszewski był szlachcicem o tradycjach saskich. Kochał kraj po swojemu. Jest to odwieczny polski problem: kiedy jest się dobrym Polakiem, pod którym należy stanąć sztandarem, gdy wokół huczy zawierucha dziejów, a oszalała muza historii Klio nie umie dać gwarancji i patentu na wybór właściwej drogi w służbie narodu.

Okrzyknięty przez niektóre kręgi „zdrajcą-targowiczaninem”, którego należałoby powiesić jak Kossakowskiego, Dyzma Tomaszewski porzucił politykę i chroniąc się na Podolu w dobrach Potockich, zaczął pisać. To właśnie wówczas powstają główne jego utwory: komedia „Małżeństwo w rozwodzie”, poemat „Rolnictwo” i obszerny zbiór „Pisma wierszem i prozą”.

Ale najsłynniejszym jego utworem była wydana w Berdyczowie w 1817 roku (w 12 pieśniach) epopeja „Jagiellonida, czyli zjednoczenie Litwy z Polską”. Utwór ten opowiada o chrzcie Litwy za Władysława Jagiełły. Popularność „Jagiellonidy” prawem paradoksu osiągnęła apogeum, gdy jego formę i treść zaatakował młody romantyk Adam Mickiewicz, oddając Tomaszewskiemu chcąc nie chcąc przysługę. Bo - jak napisał Antoni Rolle - taki to już los geniusza: do czego się dotknie, ślad swojej wielkości na dotkniętym przedmiocie zostawi. Każdy dziś w dziełach Adama Mickiewicza czytając jego nad „Jagiellonidą” uwagi, samą „Jagiellonidę” przeczytać musi koniecznie.
Nie mniej ważnym utworem Dyzmy Tomaszewskiego był poemat dydaktyczny „Rolnictwo”, przedstawiający steranego losem żołnierza, który postanowił osiąść na wsi i służyć ojczyźnie pracą na roli. Jest w tym poemacie wiele wątków autobiograficznych autora. Tomaszewski zmarł w Popówce na Podolu i tam został pochowany.

Zachariasz Werner - bywalec w pałacu w Pikowie, uczeń Emmanuela Kanta.
Zachariasz Werner - bywalec w pałacu w Pikowie, uczeń Emmanuela Kanta. Ze zb. Muzeum we Lwowie

Wybitną postacią bywającą w Pikowie był też Fryderyk Zachariasz Werner (1768-1823) - dramaturg, poeta romantyczny, a u schyłku życia admirator polskiej kultury. Pochodził z Królewca. Był synem profesora na tamtejszym uniwersytecie oraz uczniem Emmanuela Kanta. Przez wiele lat był pruskim urzędnikiem administrującym w prowincji zagarniętej w rozbiorach Polski przez Prusaków. Ale po ślubie z Polką - córką krawca, Małgorzatą Marchwiatowską, związał się na trwałe z Polską. Znał osobiście Johanna Wolfganga Goethego oraz sławnego w tym czasie niemieckiego pisarza i poetę Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna - autora „Dziadka do orzechów”. W 1811 roku Werner przeszedł na katolicyzm i stał się jego wyjątkowo gorliwym wyznawcą. Wygłaszał płomienne kazania dla przywódców europejskich podczas kongresu wiedeńskiego w 1815 roku, gdy Europa przyjmowała nowy kształt po zawierusze wojen napoleońskich.

W 1816 roku zamieszkał na Podolu u hrabiego Stanisława Chołoniewskiego i został honorowym kanonikiem kamienieckim. Był wielkim admiratorem Polski i Polaków. W swojej pisarskiej twórczości wielokrotnie odwoływał się do historii i folkloru Polski. W czasie powstania kościuszkowskiego napisał kilka wierszy solidaryzujących się z tym polskim antyrosyjskim niepodległościowym zrywem.

Jego najsławniejszym utworem była tragedia „Wanda”. Zmarł w Wiedniu i zgodnie ze swym życzeniem spoczął na cmentarzu Romantikerfriedhof (cmentarz romantyków) w miejscowości Enzersdorf, gdzie spoczywa wielu wiedeńskich artystów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska