Nasi przestępcy mają głowy pełne pomysłów. I to jakich...

Sławomir Draguła
Sławomir Draguła
Paweł Stauffer (O)
Kiedyś przestępcy do banków wchodzili z przytupem, przez dach czy podłogę, pruli sejfy i znikali z gotówką. Teraz też mają fantazję, ale coraz częściej zamiast łomu czy palnika używają klawiatury komputera.

Kwinto, król kasiarzy z kultowego „Vabanku” Juliusza Machulskiego, razem z Duńczykiem i Szopenfeldziarzami (tak przed wojną nazywano złodziei wynoszących odzież ze sklepu pod własnym ubraniem) - czyli Nutą i Moksem - do banku Gustawa Kramera wszedł drogą przez dach, dalej kominem do bankowej toalety, po drodze wybijając w szybie dziurę do wucetu. Potem zostało im jeszcze obezwładnienie strażników (jednego ogłuszają, drugiego pętają sznurem) i sforsowanie sejfu, ale jak na króla kasiarzy przystało, zajęło mu to tylko moment z małym kawałkiem. Wyciągnął pieniądze, zamknął szafę, a na koniec jeszcze ją rozpruł palnikiem. Ci, co oglądali pierwszą część kultowej komedii, wiedzą, że w ten sposób Kwinto chciał we włamanie wrobić Kramera, chciwego bankowca, który okradł jego przyjaciela, przez co ten popełnił samobójstwo...

Ten fragment filmu, który w swoim reżyserskim debiucie nakręcił Juliusz Machulski, jest jedną z najsłynniejszych scen napadu na bank w polskim kinie. To oczywiście fikcja, ale i w realu nie brakuje pomysłowych amatorów szybkiego wzbogacenia się.

W 1962 r. włamywacze w dolnośląskim Wołowie weszli do banku przez podłogę, forsując ją... samochodowym lewarkiem. Ukradli niebagatelną jak na tamte czasy sumę ponad 12 mln złotych. Sprawa miała również swój opolski wątek. Ale i teraz nie brakuje „fachowców”. Policjanci do dziś poszukują włamywaczy do jednej z firm w Zdzieszowicach. Przestępcy weszli przez okno, rozpruli kasę pancerną i ukradli gotówkę. Żeby zatrzeć ślady, rozlali na podłodze chemikalia. Inna ekipa do jednej z galerii handlowych w Opolu dostała się przez dach. Być może naoglądali się „Vabanku”, bo tak to już jest, że raz przestępcy czerpią wiedzę i pomysły z filmów, a innym razem filmowcy korzystają z doświadczenia tych pierwszych...

Teraz natomiast włamywacze coraz częściej łatwego zarobku szukają w internecie. Łomy i brzeszczoty zamienili na komputerowe klawiatury i w globalną sieć łapią swoje ofiary...

Do jednego z najbardziej spektakularnych napadów na bank doszło w nocy z 19 na 20 sierpnia 1962 roku do oddziału Narodowego Banku Polskiego w Wołowie, miasteczku oddalonym o 40 kilometrów od Wrocławia. Łupem rabusi padło 12 milionów 531 tysięcy złotych. Jaki to ogrom gotówki - niech świadczy fakt, że miesięczna średnia wypłata wynosiła wówczas średnio 1,6 tys. zł. W sprawie jest również opolski wątek. Po około dwóch miesiącach od napadu milicjanci otrzymywali pierwsze meldunki o próbach wprowadzenia do obiegu pojedynczych banknotów pochodzących z kradzieży (bank dał milicji ich serie i numery, a ta przekazała je dalej do sklepów, zakładów usługowych, restauracji itd.). Trefna gotówka wypływała w Gliwicach, Ostrowcu Świętokrzyskim, Pruszczu Gdańskim oraz... Opolu i Kluczborku. To właśnie w tym ostatnim milicjanci zatrzymali żonę jednego z włamywaczy. Kobieta, która na początku października 1962 roku odwiedziła rodzinę w Kluczborku, poszła do jednego z tutejszych sklepów z firanami, obrusami i narzutami. Ekspedientka sprawdziła numery i wezwała milicję...

Włamywacze, w sumie siedem osób, nie poszli na łatwiznę. Z piwnicy do skarbca dostali się przez strop. Beton przebili za pomocy lewarka samochodowego. Postawili go na podłodze piwnicy, na nim położyli stalową rurę z przyspawaną do niej metalową stopą, którą oparli o sufit. Wtedy zaczęli podnosić lewarek. Po kilku minutach żelazna stopa wypchnęła beton, torując drogę do skarbca. Pancerne drzwi rozpruli łomem i wiertarką. Po wszystkim rozlali na podłodze samochodowy olej, by pies nie mógł podjąć tropu... Napad w Wołowie był gotowym scenariuszem na film. Skorzystał z niego Mieczysław Waśkowski, który w 1976 r. nakręcił film „Hazardziści” opowiadający o tym skoku stulecia. Bo tak to już jest, że raz przestępcy czerpią wiedzę i pomysły z filmów, a innym razem filmowcy korzystają z doświadczenia tych pierwszych...

- Nasi złodzieje i włamywacze również wykazują się fantazją w tym fachu - uśmiecha się jeden z opolskich policjantów, zajmujący się kradzieżami i włamaniami. Ze względu na charakter pracy chce zostać anonimowy.

I za przykład podaje zuchwałe włamanie z września 2013 roku do Galerii Ozimskiej w Opolu. Przestępcy weszli do środka przez... dach. W jego blaszanym poszyciu wycięli dziurę. Do środka opuścili się na linach, tą samą drogą wydostali się na zewnątrz po skończonej robocie. Razem ze sobą zabrali smartfony oraz tablety o wartości ponad 50 tys. zł, które były własnością jednej z sieci telefonii komórkowej. Skoku dokonali mimo tego, że obiekt czynny jest całą dobę, przez cały czas pilnują go ochroniarze, galeria naszpikowana jest również zabezpieczeniami elektronicznymi. Zuchwali byli też włamywacze ze Zdzieszowic, którzy kilka lat temu weszli do jednej z tamtejszych firm. Do pomieszczenia, w którym stała kasa pancerna, dostali się przez okno. Rozpruli ją, zabrali gotówkę i ulotnili się. Wcześniej jednak starannie zatarli ślady. Byli w tym bezkompromisowi. Rozlali 20 litrów kwasu fosforowego oraz opróżnili zawartość gaśnic pianowych. Sytuacja była poważna. Potrzebna była interwencja strażaków z jednostki chemicznej. Włamywacze byli jednak skuteczni. Do dziś chodzą na wolności.

Można i metodą na konia trojańskiego

W lipcu ubiegłego roku cała Polska usłyszała o konwojencie spod poznańskiego Swarzędza. Ochroniarz zniknął z ośmioma milionami złotych, które przewoził w samochodzie. Policjanci nie mogli go namierzyć przez ponad pół roku. Wpadł w lutym pod Łodzią. To 46-letni Krzysztof W. Z zawodu krawiec. Nic dziwnego, że kryminalni szukali go tak długo. Mężczyzna razem ze wspólnikami skrupulatnie przygotowywał się do kradzieży. Zanim zatrudnił się w firmie ochroniarskiej przewożącej pieniądze, zapuścił brodę i przytył, zaczął też nosić okulary. Po wszystkim zgolił zarost, zapuścił włosy i wrócił do dawnej figury...

Na podobny pomysł dwadzieścia lat temu wpadli członkowie szajki ze Zdzieszowic, choć z pewnością nie byli aż tak finezyjni i zdeterminowani. Ale od początku. Siedmiu kompanów „przygodę” z bandyterką rozpoczęło w nocy z 30 listopada na 1 grudnia 1994 roku. Włamali się do pomieszczeń kasowych zakładów koksowniczych w Zdzieszowicach. Ich łupem padło ponad 40 tys. zł. Potem ruszyła lawina. Był napad na listonoszkę, z pistoletem gazowym bandyci weszli do kantoru w Leśnicy, a wyszli dodatkowo z 1460 ówczesnymi markami niemieckimi oraz kwotą 7 580 zł, potem przyszła kolej na jedną z firm w Żyrowej, z której wynieśli 15 tys. marek i prawie 7 tys. zł. Banda postanowiła również wyciągnąć pieniądze od jednego z okolicznych biznesmenów-restauratorów. Najpierw wysłali do niego jednego z członków gangu, który przedstawił się jako emisariusz opolskiej mafii, która za ochronę lokalu będzie brała miesięcznie 5 tys. zł. Równolegle gang wytypował innego członka, by ten zatrudnił się w restauracji biznesmena jako ochroniarz. Dzięki temu miał mieć oko na poczynania właściciela wyszynku. Po pewnym czasie zaczął też przekonywać szefa, że ma znajomych ze Śląska, którzy za 3,5 tys. marek rozwiążą jego problem. Oczywiście to był blef, bo szajka w ten sposób chciała wyciągnąć od niego pieniądze. Biznesmen był nieugięty nawet wówczas, gdy bandyci rzucili podczas jazdy w jego samochód butelką z benzyną. Nie pękł. Po pewnym czasie odpuścili sobie, wybierając inny cel. Wpadli, wychodząc z kolejnej brudnej roboty, gdy natknęli się na przypadkowy policyjny patrol...

Jak nie sposobem - to siłą

Jakież było zdziwienie pracownic opolskiego marketu Biedronka przy ul. Obrońców Stalingradu, kiedy pewnego marcowego poranka 2014 roku przyszły otworzyć sklep, a w miejscu, gdzie stał bankomat, czyli tuż obok drzwi frontowych, zostały po nim tylko cztery śruby, które jeszcze dzień wcześniej łączyły go z podłożem.

- Ważące ponad 100 kilogramów urządzenie zostało wyrwane z użyciem ogromnej siły, najprawdopodobniej samochodu - mówi jeden z opolskich policjantów.

Urządzenie znaleziono na drugi dzień w lesie pod Opolem, ale było nadpalone i rozprute, wewnątrz nie było pieniędzy. Sprawców nie złapano. Według identycznego scenariusza działali złodzieje, którzy miesiąc później ukradli identyczny bankomat stojący przy jednej z kędzierzyńsko-kozielskich Biedronek.

W sieci to są dopiero możliwości

Używanie siły fizycznej wychodzi jednak z mody. Teraz przestępcy silą się w internecie. Nie używają jednak muskułów, ale szarych komórek i sprytu. Wciąż są jednak bezczelni i niebezpieczni.

- Sieć daje im spore możliwości - mówi jeden z kryminalnych z opolskiej policji. - Zamiast biegać po mieście z łomami, pilnikami, wytrychami czy sam Bóg wie czym tam jeszcze, zasiadają przed komputerem i ofiary wyszukują w internecie.

Cyberprzestępczość to problem, który nasila się wraz z rozwojem internetu. Przestępcy wykorzystują przede wszystkim ludzką naiwność, łatwowierność.

- Ludzie bardzo ułatwiają swoim nieroztropnym postępowaniem działalność przestępczą w internecie - mówi podinspektor Robert Krzewica, szef wydziału do walki z cyberprzestępczością Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu. - Czy dalibyśmy na ulicy komuś większą gotówkę? Nie. A w sieci przelewamy pieniądze na nieznane konta, płacąc za towar, który widzieliśmy jedynie na zdjęciu...

Kryminalni uczulają więc wszystkich, by nie przesyłali nieznanym osobom skanów dowodów osobistych czy praw jazdy. Dlaczego? Bo mając je, bardzo łatwo oszuści mogą wziąć kredyty na właścicieli dokumentów. Pod koniec ubiegłego roku opolscy funkcjonariusze zatrzymali 28-latka, który oszukał kilkadziesiąt osób w całej Polsce na kilkaset tysięcy złotych. Mężczyzna oferował w internecie pracę dla kierowców. Zainteresowani wysyłali mu drogą elektroniczną skany swoich dowodów osobistych oraz praw jazdy, które miały posłużyć do załatwienia formalności związanych z zatrudnieniem. Żadnej pracy nie było, a 28-latek na podstawie tych danych wyłudzał kredyty. Uważać należy też, kupując np. sprzęt RTV w internecie.

- Są firmy oferujące go po okazyjnej cenie - mówi Robert Krzewica. - W regulaminie napisane jest, że czas dostawy wynosi 60 dni. Klient odczekuje dwa miesiące, a zamówionego sprzętu nie ma. Zgłasza to nam i jest zdziwiony, że oszukanych jest więcej. A przestępcy już dawno się zwinęli. Paweł Sawicki z kancelarii prawnej Sołtysiński, Kawecki & Szlęzak przestrzega przed kupowaniem oprogramowania z nielegalnego źródła.

- Były przypadki, że przestępcy oferowali je, „dając w pakiecie” wirus, dzięki któremu przejmowali konta bankowe - opowiada Paweł Sawicki. - Przypominam też, że za kupowanie nielegalnego oprogramowania grozi odpowiedzialność karna jak za paserstwo i kodeks przewiduje za to do 5 lat więzienia.

Uważać trzeba też na portalach społecznościowych. Piosenkarka Maria Peszek nigdy nie zakładała swojego profilu na Naszej Klasie (tak, tak, było coś takiego, zanim Facebook zaczął zabierać nam czas). Zrobił to za nią jeden z mieszkańców Głubczyc. Umieścił na nim zdjęcia gwiazdy, wywiady oraz list, w którym piosenkarka prosiła fanów o pomoc dla ciężko chorej osoby. Podał też konto, na które można było wpłacać datki. W ten sposób 23-letni Łukasz oszukał kilkadziesiąt osób w całej Polsce.

Przestępcy okradają też bankowe konta, wyłudzając przy tym od nieostrożnych właścicieli rachunków potrzebne do tego dane. To phishing. Jak to działa? Oszuści rozsyłają maile z wiadomością, która zwykle rozpoczyna się takim tekstem: „Twoje konto jest zablokowane, aby przywrócić dostęp on-line kliknij” - i tu podany jest link. - I przenosi nas na stronę łudząco podobną do tej, z której korzystamy, gdy przez internet załatwiamy sprawy w swoim banku. Tyle że stronę, na jaką zostaliśmy przekierowani, stworzyli oszuści - mówi policjant z wydziału do walki z przestępstwami gospodarczymi Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu. - Przestępcy proszą nas o weryfikację danych. Wielu nieświadomych faktu, że padli ofiarą oszustwa, podaje swoje PIN-y, hasła, loginy itd. Na Opolszczyźnie policjanci odnotowali ostatnimi czasy już kilka takich przypadków. Jedna ze spraw doprowadziła ich aż do... Sankt Petersburga. To właśnie tam trafiały wyprowadzane z kont pieniądze...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska