Niepotrzebnie zrobiła się afera

Ewa Kosowska-Korniak
Konsekwencją postawienia przez prokuratora zarzutów wójtowi i jego zastępcy było w Bierawie... odwołanie przewodniczącego rady gminy. Za niekoleżeńskość.

Kilka dni temu Prokuratura Rejonowa w Kędzierzynie-Koźlu skierowała do miejscowego sądu akt oskarżenia przeciwko jedenastu osobom, zamieszanym w tzw. aferę legalizacyjną. Na ławie oskarżonych zasiądzie obok głównej podejrzanej, pracownicy wydziału komunikacji urzędu gminy - Krystyny W. - także wójt gminy Henryk Ch. oraz jego zastępca Ryszard G.
Radni gminy Bierawa nie chcą na razie wypowiadać się na temat działań swoich wójtów, czekając na prawomocne rozstrzygnięcie sądu. Milczą także pracownicy urzędu gminy, w obawie o swoją pracę. Milczą, gdyż jak powiedziała nam jedna z urzędniczek, jeden człowiek publicznie wypowiedział się na temat afery legalizacyjnej i nie piastuje już zajmowanego stanowiska.
O tym, że rządzący gminą pozostają w kręgu zainteresowania organów ścigania, mieszkańcy Bierawy dowiedzieli się miesiąc temu, gdy prokuratura przedstawiła włodarzom gminy zarzuty niedopełnienia obowiązków nadzoru nad inspektorem komunikacji, a wójtowi Henrykowi Ch. - dodatkowo zarzut fałszowania dokumentów ("NTO" pisała o tym pierwszego czerwca w tekście "47 lewych aut").
Jedną z pierwszych osób, które dowiedziały się o zarzutach wobec wójtów z urzędowego pisma prokuratora, był Joachim Niemann, przewodniczący rady gminy Bierawa, a zarazem prominentny działacz mniejszości niemieckiej, dyrektor biura VdG-Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce, z siedzibą w Opolu.
- Zawiadomiłem o tym fakcie wszystkich radnych ósmego czerwca, podczas zorganizowanego przeze mnie spotkania przewodniczącego z radnymi. Każdy z nich wyraził swoje stanowisko w tej sprawie - opowiada Joachim Niemann. - Stanęło na tym, że do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia przez sąd rada nie będzie podejmować żadnych kroków zmierzających do odwołania wójta i jego zastępcy.
Trzy tygodnie później rada gminy, zdominowana przez mniejszość niemiecką (14 radnych, pozostałych 6 to radni niezależni) odwołała przewodniczącego rady gminy, m.in. z powodu "publicznych wystąpień w mediach zawierających negatywne a bezpodstawne oceny pracy organów gminy i urzędu gminy".
- Nigdy nie wypowiadałem się publicznie o pracy organów gminy. Chyba żeby przyjąć, iż takim organem jest wójt, to rzeczywiście, w zeszłym roku, gdy wybuchła afera legalizacyjna, powiedziałem dziennikarzom "NTO" i "Echa Gmin" słowa, które podtrzymuję do dziś: "Jeżeli w tej całej aferze wójt maczał świadomie swoje palce, zostanie pociągnięty do odpowiedzialności przed radą".
Joachim Niemann - jak podkreśla - nigdy o nic nie oskarżał wójta, mimo iż jest on w tej chwili osobą oskarżoną przez prokuratora.
- Powiedziałem, że to dziwna sytuacja, kiedy oskarżony wójt odważa się na sesji rady gminy oskarżać przewodniczącego rady gminy - mówi były przewodniczący (został odwołany stosunkiem głosów 10 do 7).
- Jeszcze dziwniejsze jest to, że zespół radnych, który przedstawił radzie gminy wniosek o moje odwołanie, zmontował wraz z oskarżonym wicewójtem radny, który jest konkubentem Krystyny W., głównej oskarżonej w aferze legalizacyjnej - dodaje Joachim Niemann.
Zdaniem Ryszarda G., zastępcy wójta gminy Bierawa, w momencie otrzymania zawiadomienia z prokuratury o zarzutach wobec wójtów przewodniczący rady gminy powinien zachować się w sposób tonujący, a nie tak, jak się zachował.
- Powinno być w tej sprawie trochę więcej koleżeństwa, a zrobiła się wielka afera. Przecież pracujemy w jednej gminie, spotykamy się, patrzymy na siebie - mówi wicewójt Ryszard G.
Afera legalizacyjna zaczęła się 20 lipca
ubiegłego roku. W tym dniu do urzędu gminy w Bierawie wpadła policja i zaplombowała drzwi inspektoratu komunikacji. Tego samego dnia Krystyna W. trafiła do szpitala w Kędzierzynie-Koźlu, skarżąc się na zaburzenia w pracy serca. W szpitalu pilnowała jej policja. Dwa tygodnie później została aresztowana i trafiła na leczenie na oddziale zamkniętym szpitala w Branicach.
- Dzwonię do wójta, pytam, co się dzieje. "Nic" - odpowiada mi wójt, "to jedna z moich najlepszych pracownic". Mówił nawet, że jak komunikacja przejdzie do powiatu, to będzie musiał dla niej znaleźć dobre miejsce i że ma do niej pełne zaufanie"- opowiada były przewodniczący rady gminy.
Prokurator uważa, że Krystyna W. tworzyła fikcyjną dokumentację i historię pojazdów. Potwierdzała na przykład, że od 1992 roku jest użytkowany w Polsce samochód, który jeszcze w 1999 roku był zarejestrowany w Niemczech. Większość zalegalizowanych przez nią aut liczyła sobie ponad 10 lat i w sposób legalny nie można było ich sprowadzać do Polski. W ten sposób zalegalizowała co najmniej 47 pojazdów.
- Jestem niewinna. W urzędzie gminy pracuję 30 lat i marzy mi się doczekać w nim emerytury - powiedziała "NTO" w lipcu zeszłego roku Krystyna W. Nie chciała rozmawiać o "lewych dowodach rejestracyjnych w jej wydziale".
Oskarżona i jej wspólnicy
(Jan R., Andrzej Ł. i Janusz M.) czerpali korzyści z różnicy między ceną faktyczną nabycia a ceną zbycia samochodu. Dzięki temu, jak twierdzi prokurator, zarobili około 278.700 zł. Na liście oskarżonych znalazło się także pięć osób figurujących jako właściciele zalegalizowanych samochodów.
Biegli psychiatrzy stwierdzili, że Krystyna W. jest zdrowa i może odpowiadać przed sądem. Jest oskarżona o wielokrotne poświadczenie nieprawdy w dokumentach w celu osiągnięcia korzyści majątkowej (grozi jej za to kara do 8 lat więzienia).
- Uwzględniając skalę zjawiska oraz fakt, że wójt i jego zastępca podpisywali się pod dowodami rejestracyjnymi, w których brakowało pełnej dokumentacji, a wójt przynajmniej w jednym przypadku zrobił to świadomie, oni również zostali pociągnięci do odpowiedzialności - mówi Roman Wawrzynek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Opolu.
Henryk Ch., oprócz
przestępstwa urzędniczego
(niedopilnowanie obowiązków) jest także oskarżony o to, że latem 1999 roku wydał decyzje datowane na 14.02.1995 i 21.06.95 o wycofaniu mercedesa i opla omegi z ruchu, a tym samym poświadczył w nich nieprawdę, tak w zakresie daty, jak i samego faktu wycofania (wójtowi grozi kara do 5 lat więzienia, wicewójtowi - do 3 lat).
- Oskarżony Henryk Ch. swoje wyjaśnienia ograniczył do wskazania, że cała sprawa jest spiskiem przeciw jego osobie, mającym na celu zdyskredytowanie go w oczach mieszkańców gminy Bierawa - mówi Roman Wawrzynek, rzecznik prokuratury okręgowej. - Natomiast Ryszard G. stwierdził, że cały czas starał się nadzorować pracę pracownika i myśli, że robił to sumiennie
- Nie mamy nic do ukrycia. Ja i mój zastępca robiliśmy wszystko to, co należało do naszych obowiązków - powiedział "NTO" tuż po postawieniu mu zarzutów wójt Bierawy Henryk Ch. Teraz jednak nie chciał rozmawiać, twierdząc, że wszystko, co ma do powiedzenia na ten temat, powiedział w obszernym wywiadzie dla "Echa Gmin", dotowanego przez gminę Bierawa.
- Dlaczego w tym wywiadzie nie wspomina się, że wójtowi Ch. prokurator zarzuca sfałszowanie dokumentów? - pyta Bruno Kozak, wiceprzewodniczący zarządu województwa TSKN. - Na ten temat wójt nie mówi ani słowem, a to zarzut dużo cięższego kalibru niż niedopełnienie obowiązków. O przedstawionych wójtowi zarzutach mówi się jako o "odgrzewaniu sprawy sprzed roku". Przecież nikt niczego nie odgrzewa. Rok temu zaczęło się śledztwo, które teraz zakończyło się aktem oskarżenia.
Nie mniej poruszenia niż oskarżenie wójtów
budzi wśród mieszkańców Bierawy odwołanie przewodniczącego rady gminy.
- Było ono niezgodne z prawem. Na jednej sesji, po przegłosowaniu porządku obrad, stawia się wniosek o odwołanie przewodniczącego i odwołuje się go - mówi Renata Kubica, przewodnicząca klubu mniejszości niemieckiej.
Również zarzuty wysunięte przeciwko byłemu przewodniczącemu, były zdaniem Kubicy bezpodstawne. Oprócz wspomnianych już publicznych wystąpień w mediach było to "forsowanie kontrowersyjnych prawnie i konfliktujących społeczność lokalną zapisów statutu gminy, w efekcie czego statut nie wszedł w życie" (chodzi o forsowany przez byłego przewodniczącego zapis o zamieszkiwaniu gminy przez obywateli dwóch narodowości) oraz "brak woli współdziałania z zarządem gminy".
- Ludzie, łącznie z wójtem, nawołują do spokoju i ciszy, a sami wyciągają rzeczy, o których było cicho, czyli ten zapis w statucie. Zresztą poprawność tego zapisu jest obecnie rozpatrywana przez NSA. Można było poczekać - zauważa wiceprzewodniczący zarządu wojewódzkiego TSKN.
- Skoro radni ustalili, że będziemy czekać, co powie sąd w sprawie wójta, to dlaczego nie chcieli poczekać na to, co powie Naczelny Sąd Administracyjny w sprawie zapisu i z góry przesądzają sprawę - zastanawia się Joachim Niemann.
- Argumenty, którymi posłużyli się radni, są wyssane z palca. Brak woli czy chęci współpracy to po prostu konflikt między Niemannem a wójtem, który istnieje od pewnego czasu - twierdzi Bruno Kozak. - Szkoda, że ten tandem już dalej nie kręci. Jak kręcił, Bierawa miała sukcesy.
- To był dobry team, który świetnie działał
na rzecz naszej lokalnej społeczności - mówi Oswald Morcinek, członek zarządu gminy. - To dorośli ludzie, wykształceni, którzy powinni wiedzieć, co czynią, wziąć odpowiedzialność za swoje działania, jeśli coś jest nie tak. Zapomnieli, że tylko zgoda buduje. Szkoda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska