Gdzie mam zaparkować. Nie widzisz, że miejsca nie ma? A ten to nie mógł się już lepiej ustawić? - takie rozmowy prowadzą w ostatnich dniach odwiedzający nyską riwierę turyści. Zamiast miło spędzać czas, pobyt nad jeziorem rozpoczynają od rodzinnych kłótni i besztania innych kierowców. A wszystko przez to, że ośrodek pęka w szwach - brakuje miejsc parkingowych, noclegów też już jak na lekarstwo, a po coś zimnego do picia trzeba odstać swoje w kolejce. Zwłaszcza w weekendy.
- Czegoś takiego jak w ostatnia niedzielę, to jak żyję jeszcze nie widziałam - mówi Danuta Łabędzka, sołtys podnyskiego Skorochowa. Łabędzka ochrypła, bo przez cały weekend dzwoniła do radnych, po straż miejską, na policję, bo nie radziła sobie z nawałem turystów i ruchem samochodowym. Przez ośrodek przewinęło się jakieś 2 tysiące aut, tymczasem miejsc parkingowych jest zaledwie 450. Auta stawały więc wszędzie gdzie popadło, na ulicach, chodnikach, polach. A między nimi slalomem krążyli turyści wraz z dziećmi.
- Wszystkie drogi poblokowane aż do ulicy Saperskiej, auta stały w korkach, zablokowane przez inne na parkingach, ludzie wrzeszczeli, awanturowali się. Istne pandemonium - denerwuje się pani sołtys. - Niech jeszcze któryś radny raz zacznie narzekać, że w Skorochowie niepotrzebne żadne inwestycje, że mamy za dużo. To zaproponuje mu przyjazd w jakiś słoneczny weekend. Niech przekona się na własnej skórze co znaczy wypoczynek na naszej rowerze. Bez porządnego parkingu!
Zła jak osa Łabędzka wybrała się wczoraj w tej sprawie do burmistrza. Tak samo uczynił Mirosław Aranowicz, dyrektor NOR.
- Władze obiecały przygotować parking na kilkadziesiąt miejsc, podkoszą trawę i oznakują - mówi Aranowicz. - Mam jednak nadzieję, że na tym się nie skończy i że doczekamy w końcu budowy placy z prawdziwego zdarzenia na jakieś 800 samochodów. No i policja obiecała nam, że w przyszły weekend podeślą drogówkę, żeby pokierowała ruchem.
Szczęściarze, którym udało się bez większych kłopotów zaparkować wylegują się na piasku. Jak sardynki w puszcze - jeden obok drugiego. Gwar, hałas, sypiący się piasek, żądlące osy i chlapiące wodą dzieciaki. Jak to na plaży. Większości nie przeszkadzają takie warunki, jednak są i tacy, którzy rezygnują.
- Jeśli nad jezioro, to tylko w tygodniu - mówi Agata z Nysy, mama 4-letniej Milenki. Małej tłum nie przeszkadza - radośnie chlapie wodą na boki i tapla się w mokrym piachu. Agata krzywi się: - W niedzielę nawet nie próbuję tu przyjeżdżać, bo to szaleństwo. Niech sobie korzystają przyjezdni.
I korzystają. Aranowicz twierdzi, że w miniony weekend przewinęło się przez ośrodek kilkanaście tysięcy osób. Przewiduje, że w następny będzie podobnie. - Noclegi w domkach już dawno porezerwowane, miejsca mamy jeszcze tylko na polu namiotowym, chociaż w weekendy trudno się tu wcisnąć - mówi szef NOR.
Jego pracownicy nie nadążają sprzątać. - Żeby te wszystkie pety, papiery i butelki wyzbierać, trzeba chodzić kilka razy dziennie tyralierą po polu namiotowym i po plaży - utyskuje szef NOR. - Bo komuś nie chce się wstać i podejść dwa metry do śmietnika. Wstyd!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?