Popatrzcie na nas naszymi oczami

Beata Szczerbaniewicz
"Dzwonek" to spektakl szczególny, w którym aktorami są dzieci, a widzami rodzice. Aktorzy chcą zwrócić uwagę widzów na problemy we wzajemnym porozumiewaniu się.

Historia jest prosta i typowa. Zwyczajna rodzina: zapracowani, sfrustrowani rodzice i dorastający chłopiec - przeciętnie uzdolniony, nie sprawiający żadnych problemów wychowawczych, ale osamotniony i zagubiony. Oni się kłócą, on - wielokrotnie próbuje z nimi rozmawiać o swoich kłopotach i prosić o pomoc, ale oni są zbyt zajęci swoimi sprawami i odganiają go jak natrętną muchę. Nagabują go dealerzy narkotyków, wiedzą, że dorastający chłopak z problemami to łatwy klient. Rodzice nie widzą nic niepokojącego w ich wizytach: to tacy dobrze ułożeni, elokwentni młodzi ludzie. Chłopiec odmawia kilkakrotnie, ale w końcu daje zlecenie na zakup towaru...

Tak pokrótce można streścić fabułę sztuki teatralnej "Dzwonek" autorstwa Grażyny Małkowskiej. Obejrzała ją na eksperymentalnej scenie "07" w Warszawie starsza posterunkowa Agnieszka Kos-Rudnicka, specjalista do spraw nieletnich z komendy powiatowej w Krapkowicach. Postanowiła przenieść spektakl do Krapkowic i wystawiać go po kolei we wszystkich szkołach średnich i gimnazjach, a na widownię zapraszać rodziców, najlepiej w tych dniach, gdy odbywają się wywiadówki. Po spektaklach mają być każdorazowo organizowane dyskusje. Do realizacji tego pomysłu zgłosili się uczniowie liceów z Krapkowic i Gogolina:
- Od czerwca dyżuruję przy młodzieżowym telefonie zaufania, bo chcę pomagać koleżankom i kolegom w rozwiązywaniu ich problemów. Ten spektakl ma być również formą takiej pomocy - mówi Karolina Bogucka, aktorka z Krapkowic. - Telefonów nie ma zbyt wiele, ale wiem, że problemy są. Jeśli możemy przeciwdziałać im w inny sposób, to chętnie się tego podejmuję.
- Ja też chcę dyżurować przy telefonie i pomagać - dodaje Michał Golombek. - Spektakl będzie można uznać za udany, jeśli skłoni widzów, czyli rodziców do refleksji.
Pozostali aktorzy - Krzysztof Czerniejewski i Paweł Zdyb przyszli na pierwszą próbę "Dzwonka" z ciekawości. Spodobało im się, chcą grać. Nie wszystkie role są jeszcze obsadzone, ale zgłosili się już kolejni chętni. Reżyserem przedsięwzięcia jest instruktorka zajęć teatralnych z krapkowickiego domu kultury, Krystyna Kozłowska, poradą i pomocą organizacyjną w przygotowaniu spektaklu służą także policjantki: Agnieszka Kos - Rudnicka i Ewa Kulczycka, dyrektor krapkowickiej poradni psychologiczno - pedagogicznnej oraz Julita Bąk-Miller - pedagog zatrudniona we wszystkich szkołach średnich w powiecie. Wszyscy pracują nad przygotowaniem "Dzwonka" społecznie, czyli dla idei. A jaka jest idea?

- Ta sztuka ma przesłanie edukacyjne skierowane do rodziców, ale nie jest natrętnie moralizatorska, ma sprawić, by widzowie, czyli rodzice spojrzeli na świat oczami swojego dziecka, dostrzegli na czas, jakie mu grożą patologie i umieli im przeciwdziałać - mówi Agnieszka Kos - Rudnicka. - W zeszłym roku razem z koleżanką z wydziału prewencji uczestniczyłyśmy w wielu spotkaniach z rodzicami, którym uświadamiałyśmy konsekwencje prawne wynikające z ich odpowiedzialności za dziecko, dopóki nie osiągnie pełnoletności, mówiłyśmy o różnych zagrożeniach, o narkotykach również. Nie do końca jestem jednak przekonana, że takie pogadanki w mundurze mogą zmienić przekonania i postępowanie rodziców. Jak zobaczyłem ten spektakl, od razu pomyślałam, że to świetna rzecz.
Tego samego zdania jest reżyserująca sztukę Krystyna Kozłowska. Zaproponowała ona młodzieży eksperyment: nie uczcie się tekstu na pamięć, tylko ustalcie, jakie jest przesłanie sztuki i grajcie ją własnymi słowami i gestami. Aranżujcie wymyślone przez siebie sytuacje, to będzie wtedy nie spektakl tylko drama. Autorka "Dzwonka" wyraziła zgodę na ingerencję w jej tekst.

- Główny problem "Dzwonka" to nieporozumienia z rodzicami - mówi Kozłowska. - To od was zależy, jaką one przyjmą postać. Scenariusz jest otwarty. Teatr to fajna rzecz: w akcję wczuwają się i aktorzy i widzowie, wydarzenia na scenie są realne.
Eksperyment trwa. Co ciekawe, przybrał formę dwukierunkową: kierowana wskazówkami dorosłych młodzież aranżuje różne warianty przebiegu tych samych wydarzeń. Odgrywający rolę nerwowego ojca Paweł złości się na żonę - Karolinę, szefa i własnego syna - Krzyśka, który wciąż mu "suszy głowę" swoimi problemami, ale raz żona mu wtóruje, a raz udaje się jej go uspokoić. Kiedy odsyła syna "do swojego pokoju, lekcje odrabiać!", "Przyjdziesz jak ja cię zawołam", dealerzy znajdują łatwy pretekst do zaoferowania narkotyków: to lekarstwo na smutek i poczucie odrzucenia. Kiedy ojciec ma lepszy humor i obiecuje pomóc chłopcu wymienić dętkę w rowerze, aktorom dramy brakuje słów, by namawiać go na towar. Mówią "jak będziesz miał doła, to daj znać", ale nie wiadomo, czy chłopak skorzysta z oferty.
- Jak rodzice by to zobaczyli, zrozumieliby jak wiele od nich zależy! Może moglibyśmy wystawić dwa warianty tych samych wydarzeń na scenie? - pyta Paweł Zdyb reżyserkę.
Wszystko jest możliwe. Młodzież sama zdecyduje, jak będzie wyglądać ten spektakl. Ma na to jeszcze miesiąc prób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska