Prośby i groźby

Beata Szczerbaniewicz
Starosta zobowiązał filię Classen-Pol SA do wykonania przeglądu ekologicznego. Ma on wykazać, czy zarzuty o zatruwanie środowiska są słuszne.

O skargach mieszkańców ulic Pstrowskiego i Słonecznej w Krapkowicach na dym i cuchnące wyziewy, wydobywające się z pobliskiego zakładu produkcyjnego, pisaliśmy w "NTO" latem tego roku. Skarżyli się do Urzędu Miasta i Gminy, starostwa oraz do dyrekcji zakładu. Bez efektu. Dyrektor do spraw technicznych Zbigniew Zadworny mówił (również na naszych łamach), że nie ma dowodów jakoby smród, sadza i niedopalone śmieci, pochodziły właśnie z tego zakładu.

Urzędnicy bezradnie rozkładali ręce. Mówili, że ludzie skarżyli się na dym z komina kotłowego, a on nie ma nic wspólnego z procesem technologicznym. Kotłownia nie wymagała zaś decyzji określającej wielkość dopuszczalnej emisji, która pozwalałaby na kontrole i ewentualne kary za ich przekroczenie. Teraz wiele się jednak zmieniło.
- Przede wszystkim zmieniły się przepisy, nastąpiła rewolucja proekologiczna - mówi Roksana Kosacka, naczelnik Wydziału Rolnictwa i Ochrony Środowiska starostwa w Krapkowicach. - Teraz regulują one kwestię uciążliwości również i takich instalacji, dla których nie wymagane jest pozwolenie na wprowadzanie gazów i pyłów do powietrza. Organem właściwym do rozpatrzenia sytuacji, jaka ma miejsce w tym zakładzie jest starosta. Wszczęto już postępowanie w tej sprawie. Dla opornych prawo przewiduje postępowanie egzekucyjne albo ukaranie grzywną lub aresztem. Prawdopodobnie zostanie przeprowadzona również w starostwie rozprawa administracyjna, na którą zaprosimy skarżących się sąsiadów.
Nie wiadomo jednak, czy sąsiedzi byliby chętni do udziału w otwartej rozprawie. Jeden z nich, Eryk Olczak, którego interwencja stała się bezpośrednią przyczyną wszczęcia postępowania wyjaśniającego w sprawie emisji z kotłowni Classen-Pol SA Krapkowice, mówi że firma próbuje go skłonić do wycofania się z tej sprawy.

- Pewnego dnia dym i sadza były tak gęste, że zadzwoniłem do zakładu, prosząc, aby jego kierownik przyszedł to zobaczyć - opowiada Olczak. - Nie przyszedł, wtedy zadzwoniłem do urzędu gminy i przyjechała pani naczelnik wydziału zajmującego się ochroną środowiska. Na własne oczy zobaczyła dym i sadzę, spisała notatkę i wysłała do Urzędu Powiatowego, który wszczął postępowanie. Urzędnicy popełnili jednak poważny błąd, bo pod zawiadomieniem o postępowaniu, jakie wysłali do Classen-Pol SA podali moje nazwisko i adres jako osoby, która dostaje pismo do wiadomości. Pokazali, kto na nich naskarżył, a oni wyczuli wroga!
Jak mówi Olczak, trzy dni po otrzymaniu zawiadomienia odebrał anonimowy telefon z niecenzuralnymi wyzwiskami i pogróżkami. Tydzień później przyszedł zaś list od rzeczoznawcy z Zakładu Ochrony Środowiska z Gliwic, który proponował mu spotkanie "by rozwiązać problem w sposób Pana satysfakcjonujący". Olczak na list nie odpowiedział. Jak mówi, nie chodzi mu o to, by zamknąć zakład, ale tylko o to, by przestał zatruwać środowisko i dlatego nie będzie brał udziału w żadnych negocjacjach.
Sławomir Wykręt, kierownik Classen-Pol SA w Krapkowicach, mówi, że nie boi się wyników przeglądu ekologicznego. Został on już zlecony właśnie gliwickiemu Zakładowi Ochrony Środowiska.

- Nam się wydaje, że wszystko jest w porządku, ale gdyby się okazało, że pewne rzeczy wymagają jeszcze modernizacji, zrobimy ją oczywiście - zapewnia Wykręt. - Ktoś chce nam przykleić złą etykietkę, a my jesteśmy szanującą się firmą, nie chcemy szkodzić środowisku ani nie bawimy się w telefony z pogróżkami. Poważną firmą jest też gliwicki Zakład Ochrony Środowiska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska