Prywatny gwałciciel

sxc.hu
sxc.hu
Dusił ją, aż straciła przytomność. Pobił i zgwałcił. - Jeśli pójdziesz na policję, zabiję cię - zagroził. Grażyna mimo to poszła. Dostał jedynie dozór policyjny i zakaz zbliżania się. - Wystawiają moje życie na próbę - mówi kobieta.

Pierwszych pięć lat małżeństwa przepił. Rękoczyny i gwałty to była ich domowa codzienność. Potem przestał i się uspokoił. Były małe dzieci, chciała żyć normalnie.

Postanowiła zapomnieć. On jednak znowu zaczął pić, wytrzymała kolejnych pięć lat. W końcu powiedziała: dość. Kiedy wystąpiła o rozwód, znów brutalnie ją pobił. Najpierw wezwała policję, ale potem wszystko odwołała, bo on przepraszał i obiecywał poprawę. - Zachowałam się, niestety, jak typowa ofiara przemocy domowej. Nie chciałam, żeby dzieci zeznawały przeciwko ojcu - przyznaje Grażyna.

Wyprowadziła się do swojej matki, ale co jakiś czas wracała do domu. Zawsze kończyło się to awanturą, biciem, próbą gwałtu i wzywaniem policji. Pewnego razu, gdy szalał po pijaku i brał się do bicia, syn stanął w jej obronie i psiknął ojcu w oczy gazem.

Tego dnia policja była u nich trzy razy. Znowu musieli uciekać do jej matki. Parę dni później wezwała ją dyrektorka ze szkoły syna. Ojciec z koleżką - obaj pijani - przyszli pogrozić chłopakowi, żeby się więcej nie stawiał. - Kolega, taki osiłek bez szyi, gestem pokazał, że poderżnie mu gardło. Dostał za to karę grzywny. Mój mąż nie poniósł żadnych konsekwencji - mówi Grażyna.

Druga odsłona koszmaru

W maju 2012 roku sąd orzekł rozwód. - Wszystko trwało może 15 minut, bo mąż się nie stawił na rozprawie. Myślałam, że to koniec koszmaru, ale on się dopiero zaczął w nowej odsłonie - opowiada kobieta. - Wysyłał do mnie dziesiątki esemesów z groźbami, potrafił kilkadziesiąt razy w ciągu dnia przejechać samochodem pod oknami mojej matki, okradał i niszczył mój samochód.

Trzy razy wsypał mi cukier do baku. Latał po okolicy i groził, że mnie zabije. Nawet jego ciotka zeznawała przeciwko niemu, gdy jej to powiedział. Moje nagie zdjęcia wysłał na komórkę mojej kierowniczce w pracy. Zagroził, że to samo prześle dyrektorowi firmy i sekretarzowi gminy. Musiałam uprzedzić tych panów na wszelki wypadek.

Sprawa o groźby karalne, naruszenie wizerunku i niszczenie mienia została jednak umorzona przez prokuraturę w Nysie. - Z powodu braku znamion przestępstwa, jak mi powiedział policjant - mówi Grażyna.

Od czasu do czasu Grażyna wpada do domu, by coś stamtąd zabrać, przypilnować dobytku. W styczniu przypadkiem znalazła w rzeczach byłego już męża pistolet. Nie od razu zareagowała, choć plotki o tym, że on ma taki zamiar, dotarły do niej jakiś czas temu.

Powiedziała koleżance, a ta postukała się w głowę: "Jak kupujesz szminkę, to po to, żeby się nią malować, prawda? A jak facet, który grozi, że cię zabije, kupił broń, to chyba po to, żeby jej użyć" - perswadowała Grażynie. - Dopiero ona uświadomiła mi istotę zagrożenia - przyznaje zastraszona kobieta.

- Zawiadomiłam policję. Moimi sprawami zajmuje się wymiar sprawiedliwości w czterech miastach Opolszczyzny. Za każdym razem zgłaszam do protokołu, że boję się o własne życie. I co? I nic. Przyjechali, zabrali broń, a on wpłacił 10 tysięcy złotych poręczenia majątkowego i chodzi na wolności. Sprawa o nielegalne posiadanie broni trafiła już do sądu. - Niedawno powiedział córce, że on to wszystko przetrzyma, a w końcu i tak mnie zabije - mówi Grażyna.

Wyprowadziła się do Wrocławia. Codziennie dojeżdża stamtąd do pracy w mieście na zachodzie Opolszczyzny. Dzieci - samodzielna córka i syn, który już studiuje - też mieszkają we Wrocławiu, każde w wynajętym pokoju. I wszyscy troje drżą o jej życie. - Bo ja cały czas czuję, że on chce mi coś zrobić i że powoli to realizuje - mówi kobieta.

Musisz szybko przyjść

29 sierpnia tego roku Grażyna była od dwóch godzin w pracy, gdy on zadzwonił. "Musisz szybko przyjechać do domu, bo rzeczoznawca czeka" - usłyszała.

Choć od rozwodu minęło kilkanaście miesięcy, sprawy majątkowe wciąż się ślimaczą. Były mąż postanowił ją spłacić i zatrzymać dom. To ona wezwała rzeczoznawcę do wyceny posiadłości, ale korespondencję przejmował były mąż, więc nie wiedziała o terminie wizyty. Poprosiła rzeczoznawcę do telefonu. Ten powiedział, że może na nią zaczekać najwyżej kwadrans. - Spieszyłam się, straciłam czujność - przyznaje. - Nie sądziłam, że coś mi się może stać o 10 rano. Po drodze mijałam przecież sąsiadów.

Załatwili sprawę z rzeczoznawcą. Grażyna wychodziła z domu razem z nim, gdy były mąż zaproponował, by została.

"Minęło tyle czasu, porozmawiajmy spokojnie, zaparzę kawy" - zaproponował. Nie miała ochoty, ale już na podwórku odwróciła się na chwilę i zatrzymała. Rzeczoznawca odjechał, a wtedy były mąż rzucił się na nią i wciągnął do budynku. Jak się później okazało, krzyki Grażyny słyszała przechodząca obok sąsiadka, nawet przystanęła przy furtce, ale ponieważ po chwili wszystko ucichło, poszła dalej.

Zaczęli się szarpać, rzucał nią o meble. Przez chwilę odzyskała przewagę, chwyciła kubek kawy i lunęła mu nią w twarz. Zdążyła dopaść okna, próbowała wyskoczyć, ale wciągnął ją z powrotem. Miał przygotowaną skręconą szmatę. Zarzucił jej na szyję i zaczął dusić. Straciła przytomność. Bezwładną musiał wlec po wąskich schodach na górę, bo potem miała uda całe w siniakach. Kiedy ją gwałcił, była znów przytomna. Nigdy tego nie zapomni. - On był w amoku - mówi.

- Jeśli pójdziesz z tym na policję, to teraz już na pewno cię zabiję - powiedział, gdy było już po wszystkim. Obiecywała, że nie pójdzie. Wszystko by mu obiecała, byle tylko wydostać się z domu. Poszarpana i obolała natychmiast pojechała na policję do N.

Stamtąd policyjnym samochodem zawieziono ją do Opola. Obdukcja lekarska, badanie ginekologiczne, kiedy wyszły siniaki - druga obdukcja. Policja zatrzymała jej bieliznę, koszulę z wydartym rękawem. Grażyna dostała 10 dni zwolnienia.

- Byłam pewna, że teraz już go zatrzymają - mówi Grażyna. - Tym bardziej że on nawet nie sprzątnął domu. Kiedy policja pojechała po niego, zobaczyła powywracane meble, oblaną kawą kanapę i podłogę.

To nie jest drastyczny przypadek

Dwa dni później do Grażyny zadzwonili sąsiedzi: "On kręci się wokół domu jak gdyby nigdy nic". - Nie mogłam uwierzyć, myślałam, że to jakiś zły sen. Wypuścili faceta, który mnie pobił, zgwałcił, a niewiele brakło, by udusił.

Sprawą zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Opolu. Były mąż Grażyny dostał dozór policyjny - ma się meldować co miesiąc - i zakaz zbliżania się do swej ofiary.

- On pracuje na budowach w Niemczech i natychmiast wyjechał za granicę. Prokuratura mu to umożliwiła. Prokurator, który prowadzi moją sprawę, powiedział, że to chyba dobrze, bo będę miała spokój. Powiedział też, że tylko w drastycznych przypadkach stosuje się areszt tymczasowy. A ja pytam: Czy to jest mój prywatny gwałciciel i dlatego wystawia się moje życie na próbę? - dziwi się Grażyna.

Prokuratura Rejonowa w Opolu nie wystąpiła do sądu z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie sprawcy. Nie wnioskowała o to także policja, która miała pierwszy kontakt z pokrzywdzoną.

- Każdą sprawę i każdy materiał dowodowy oceniamy indywidualnie - wyjaśnia Artur Jończyk, prokurator rejonowy w Opolu. Tymczasowe aresztowanie jest nadzwyczajnym środkiem zapobiegawczym, obecnie nadzwyczaj rzadko stosowanym przez sąd. Nawet, gdy chodzi o gwałt. W tym przypadku sprawca ma stałe źródło utrzymania i stałe miejsce zamieszkania.

Z materiału dowodowego nie wynikało, by mógł się ukrywać czy utrudniać postępowanie. Zastosowane środki zapobiegawcze - dozór policyjny i zakaz zbliżania się do pokrzywdzonej - są więc wystarczające. Środek zapobiegawczy nie może zastępować kary, a tę wymierzy sąd. Uznano, że nie jest to jakiś bardzo drastyczny przypadek, a cała sytuacja jest związana z konfliktem byłych małżonków - podkreśla szef prokuratury rejonowej.

Takie stanowisko oburza szefową Centrum Praw Kobiet, które zapowiada protest.
- To skandal - uważa Urszula Nowakowska, dyrektor CPK. - U nas wciąż sprawy o ewidentną przemoc traktuje się jako konflikt rodzinny. Skandal jest podwójny, bo w tym przypadku jest zbyt wiele czynników ryzyka, by stosować tak łagodne środki. Mężczyzna groził kobiecie zabójstwem, o czym wie wiele osób. Kupił broń, więc prokuratura już po tym powinna podjąć decyzję o nakazie opuszczenia przez sprawcę domu lub zastosowaniu surowszego środka zapobiegawczego.

Toczy się postępowanie o podział majątku. Były mąż brutalnie zgwałcił eksżonę, a gwałt połączony był z duszeniem. Duszenie jest dużym czynnikiem ryzyka, bo jak ktoś dusi, to może udusić.

W krajach, gdzie stosowane są procedury związane z oceną ryzyka, policja musi je brać pod uwagę, podejmując decyzję o zastosowaniu środka zapobiegawczego. Ta historia tylko potwierdza, jak bardzo są nam one potrzebne w Polsce. Kiedy czynników ryzyka jest tak wiele, jak w tym przypadku, powinien być zastosowany areszt tymczasowy, bo istnieje poważne zagrożenie dla zdrowia i życia tej kobiety.

- Prokurator prowadzący sprawę zlecił dalsze czynności. Sądzę, że w najbliższym czasie, może miesiąca, może półtora, sprawa powinna mieć swój finał w postaci skierowania do sądu aktu oskarżenia - zapowiada prokurator Artur Jończyk.

- Miejmy nadzieję, że do tego czasu nie dojdzie do tragedii - mówi Urszula Nowakowska, dyrektor Centrum Praw Kobiet.

- Boję się - powtarza Grażyna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska