Pulit: - Region marnowanych szans

fot. Paweł Stauffer
- To jest nasz wielki kłopot, że Śląsk Opolski nie może i nigdy nie mógł liczyć na wsparcie rządu w Warszawie - uważa Pulit
- To jest nasz wielki kłopot, że Śląsk Opolski nie może i nigdy nie mógł liczyć na wsparcie rządu w Warszawie - uważa Pulit fot. Paweł Stauffer
Nie dość, że Warszawa patrzy na Opolszczyznę mało przychylnie, to jeszcze my sami hamujemy rozwój województwa - uważa Andrzej Pulit, wójt Skarbimierza.

Kiedy dziesięć lat temu broniliśmy województwa, nasza gmina Skarbimierz była stanowczo za tym, by Opolszczyznę obronić i pozostać w jej granicach. Nie mieliśmy wątpliwości, że do Opola jest nam bliżej niż do Wrocławia. Rozumieliśmy, że stolica naszego powiatu, czyli Brzeg, będzie w województwie dolnośląskim tylko jednym z wielu miast, mniejszym i mniej ważnym od Wałbrzycha, Legnicy czy Jeleniej Góry. W dodatku w tamtym regionie pod względem gospodarczym wcale nie jest różowo. Widać to m.in. po drogach, które na Opolszczyźnie są znacznie lepsze niż w Dolnośląskiem.

Pieniądze z Unii nie dla gmin
A jednak po dziesięciu latach w naszej części Opolszczyzny odzywają się głosy wzywające do przyłączenia się do województwa dolnośląskiego. Podstawowym powodem tego parcia na Wrocław jest nieracjonalny podział pieniędzy unijnych. Na Opolszczyźnie jedną trzecią tych pieniędzy samorząd województwa zarezerwował do swojej dyspozycji.

Kolejna duża część tych sum trafia do Opola, a to wyraźnie zmniejsza szanse innych gmin. Ich nadzieje zostały zawiedzione, bo do ich dyspozycji pozostaje tylko jedna trzecia pieniędzy z Brukseli. W dodatku są one dzielone według klucza politycznego. Kto ma dobre kontakty z rządzącymi w regionie, ten dostaje więcej.

Brzeg takiego przełożenia na Opole nie ma, więc trudno się dziwić rozczarowaniu mieszkańców tego powiatu i ich tęsknemu spoglądaniu w stronę Wrocławia.
Na Opolszczyźnie brakuje dużych inwestycji. Nasza gmina jest jednym z pozytywnych wyjątków, bo udało się nam przyciągnąć wiele firm, a wśród nich potentata - Cadbury - którego urzekło nasze 600 hektarów największego terenu inwestycyjnego w Polsce południowo-zachodniej.

Wielki inwestor przyszedł do Skarbimierza, bo jak tylko było to możliwe zadbaliśmy, by teren ten został przeznaczony pod inwestycje i przygotowany pod działalność gospodarczą. Zaproponowaliśmy inwestorowi korzystne warunki, bo wiedzieliśmy, że konkurencja jest duża. W Niemczech oddaje się takiemu przedsiębiorcy uzbrojony teren za darmo, byle tylko chciał przyjść.

Pomogła nam Państwowa Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych, która do dziś utrzymuje z nami dobre kontakty. Właściciele Cadbury ulokowani wcześniej na podwrocławskich Bielanach znali nasz teren i wiedzieli dokładnie, czego chcą. My wiedzieliśmy, że musimy zrobić wszystko, by u nas zostali.

Skutek jest znakomity: fabryka gumy do żucia za pół miliarda już stoi i ruszy z produkcją w październiku. Kończą się prace nad projektem fabryki czekolady wartej kolejny miliard złotych. Na tym się pewnie nie skończy, skoro firma kupiła 60 hektarów, a na razie zajęła zaledwie jedną trzecią tego terenu.

Region wyczekiwał

Ciesząc się z tego sukcesu, trzeba jednak przypomnieć, że pierwsza okazja wykorzystania tego terenu pod inwestycje była już w roku 2001. Wtedy chciał do Skarbimierza przyjść, dzięki rekomendacji abpa Alfonsa Nossola, renomowany producent dywanów. Niestety, okazja przepadła, bo przedsiębiorca trafił właśnie w naszym regionie na czas wyczekiwania. Teren w Skarbimierzu był wówczas zarezerwowany pod lotnisko, które ostatecznie nie powstało.

Pamiętając o tamtych doświadczeniach, patrzę z sympatią, ale i z pewnym niepokojem na obecne próby uruchomienia lotniska w Kamieniu Śląskim. Jak większość Opolan chciałbym, żeby regionalne lotnisko ruszyło, odniosło sukces i przyniosło nam ożywienie gospodarcze, ale wiem, że to nie będzie łatwe. Powód jest bardzo prosty. W regionie jest nas zwyczajnie za mało.

Wokół lotniska Hahn w Nadrenii-Palatynacie mieszka około 4 mln ludzi. Wokół naszego lotniska w najlepszym razie 1,5 mln. W dodatku ubywa Opolan pracujacych na Zachodzie, bo nasi ludzie coraz chętniej wracają do regionu. A lotnisko to jest bardzo droga inwestycja. W Hahn wszystko pozornie było gotowe po wyjściu wojsk amerykańskich, a i tak trzeba tam było zainwestować "na dzień dobry" 100 mln euro. Regionalny port lotniczy na pewno by się przydał i dodałby województwu prestiżu, ale on musi na siebie zarabiać. Przy wysokich i wciąż rosnących cenach ropy to nie będzie łatwe. Mam nadzieję, że mimo tych trudności jednak się uda.

Wszystkie gminy na Opolszczyźnie deklarują, że chciałyby przyciągnąć dużych inwestorów, ale wiele z nich nie ma na to praktycznie żadnych szans. W wielu miejscach brakuje terenów, które są własnością gminy. Wójtowie i burmistrzowie próbują je dopiero pozyskiwać od Agencji Własności Rolnej.

Barierą rozwojową jest też brak miejsc pod inwestycje wyposażonych w drogi dojazdowe i energię - szczególnie w prąd i gaz. Bez tego żaden inwestor nie zacznie produkcji. Z gazem rzecz jest trochę łatwiejsza, bo jeśli jest odbiorca, to firmy gazownicze budują linię przesyłową na własny koszt. Bardziej skomplikowana jest sprawa prądu. Ciągnięcie linii energetycznych przez tereny prywatne jest tak utrudnione, że ostatnio praktycznie się tego nie robi.

Spory własnościowe zniechęcają i inwestorów, i gminy. A nawet na terenach gminnych do linii przesyłowych średniego napięcia trzeba dopłacać. To dodatkowo zniechęca. Bo koszty duże, a pewności, że inwestor na ten kompletnie uzbrojony teren przyjdzie i tak nie ma.

Marszałkowie nie dotrzymali słowa

Portret

Autor jest samorządowcem od 1991 roku. Od pięciu kadencji stoi na czele gminy Skarbimierz. Za osiągnięcia w dziedzinie przyciągania inwestycji gmina dostała w 2006 roku nagrodę "Grunt na Medal" za najlepiej przygotowane tereny inwestycyjne w Polsce południowo-zachodniej. Na inwestycje własne - wodociągi, drogi - gmina przeznacza rocznie ok. 36 procent budżetu. Pasją wójta Pulita są paliwa odnawialne. Pisze artykuły o biogazach i biomasach, widzi w nich nie tylko rozwiązanie ekologiczne, ale też szansę na dobry biznes. Z zawodu jest rolnikiem i ekonomistą.

Koordynacją tego, gdzie jaki inwestor ma przyjść, powinien się zajmować samorząd województwa, ale słabo się wywiązuje z tego obowiązku. Wciąż słyszymy narzekania, że nie ma inwestycji przemysłowych w Opolu. A ich tam nie będzie, skoro w mieście praktycznie nie ma rąk do pracy. Niech Opole inwestuje w usługi i będzie autentycznym centrum edukacyjnym regionu. A przemysł trzeba budować tam, gdzie są ludzie, zamiast wozić ich z daleka.

Wydaje się, że nie ma lepszego miejsca na inwestycje niż tereny wokół autostrady. Ale tylko pod warunkiem, że do tej autostrady da się z terenu, gdzie powstaje nowa inwestycja, dojechać. To kolejna bariera rozwojowa. Marszałkowie województwa zobowiązali się wobec firmy Cadbury, że taka droga powstanie.

I prawie że dotrzymali słowa. Prawie, bo jeden pięciokilometrowy odcinek straszy dziurami jak straszył. Ludzie z Cadbury pokazują mi umowę i narzekają, że nie dotrzymujemy zobowiązań. Produkcja ma ruszyć lada dzień, a tu taki zgrzyt. Przykro mi świecić oczami. Więc weźmiemy 2 miliony kredytu, żeby przynajmniej położyć asfalt tam, gdzie go na drogach dojazdowych brakuje.

Nawet najlepsze przygotowanie gminy nie wystarcza do przyciągnięcia inwestora, jeśli zabraknie wsparcia ze strony państwa. Nasze tereny inwestycyjne oglądali w swoim czasie przedstawiciele firmy LG. Nie zostali u nas, bo ówczesny premier Marek Belka, dał gwarancję utworzenia strefy ekonomicznej, gdzie szybko odrolniono grunt i przekazano go nieodpłatnie inwestorowi. Inna wielka firma - już za rządów PIS-u - wybrała nie Opolszczyznę, tylko okolice Torunia.

To jest nasz wielki kłopot, że Śląsk Opolski nie może i nigdy nie mógł liczyć na wsparcie rządu w Warszawie. A decyzja o tym, gdzie pójdzie inwestor w Polsce, wciąż jest decyzją nie tylko ekonomiczną, ale przede wszystkim polityczną. I to jest potężny hamulec naszego rozwoju.

Sami siebie hamujemy

Niestety, hamowani jesteśmy nie tylko z zewnątrz. Hamulcem samorządności są także niektóre instytucje regionalne. Jedną z nich jest Regionalna Izba Obrachunkowa. Doświadczyłem tego na sobie. W trakcie prac rozbiórkowych wynikła konieczność wyznaczenia robót zamiennych na poradzieckim lotnisku. Nikt na tym nie stracił. Zyskał inwestor i gmina.

Było to zgodne zarówno ze zdrowym rozsądkiem, z umową i z prawem budowlanym. Mimo to zostałem oskarżony - wbrew faktom - o poświadczenie nieprawdy. Tymczasem to pracownicy izby nie znają przepisów i to oni poświadczyli nieprawdę, a nie ja. Złożyłem więc w prokuraturze kontrskargę na działalność RIO.

Przykro to powiedzieć, że kłody pod nogi rzucili mi najpierw nasi radni. Ponieważ mam poparcie mieszkańców i nie dałoby się mnie odwołać w drodze referendum, powiedzieli mi wprost, że znajdą na mnie paragraf i posadzą. A Regionalna Izba Obrachunkowa, która nie kierowała się prawem, tylko donosami tych radnych, bardzo im pomogła. To przykre, że RIO próbuje ograniczać samorządy. I to nie tylko w naszej gminie. Przez swoje błędne orzeczenia w wielu gminach przeszkadza, zamiast pomagać.

Hamulcem rozwojowym Opolszczyzny jest także istnienie powiatów. Nie waham się powiedzieć, że polskie powiaty są bublami prawnymi. Mimo że powiaty są u nas kilka razy mniejsze niż np. w Niemczech, ich władze, oddalone od ludzi, służą przede wszystkim samym sobie i zajmują się głównie przejadaniem pieniędzy.

Kompletną klęską jest np. nadzór władz powiatowych nad planami zagospodarowania przestrzennego. Pod byle pozorem odmawiają one inwestorom pozwoleń budowlanych. Ale żadna partia nie zgodzi się na likwidację powiatów, bo właśnie tam struktury partyjne są najmocniejsze. Politycy nie zrezygnują z takiej bazy.

W wielu dziedzinach jesteśmy regionem niewykorzystanych szans. Na całym świecie trąbi się o tym, jak ważna jest energia odnawialna. A Opolszczyna - choć mamy ku temu świetne warunki rolnicze - nie stawia na paliwa odnawialne. A przecież - czy tego chcemy czy nie - właśnie biopaliwa są energetyczną przyszłością Europy. Nie mamy w regionie także skoordynowanej gospodarki odpadami. Każda gmina upiera się, żeby mieć swoje składowisko. Według europejskich standardów należałoby w województwie utworzyć trzy lub cztery takie składowiska i przynajmniej odpady organiczne przerabiać energetycznie. Władze regionu wiedzą o tym, ale gospodarki odpadami nie koordynują.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska