Referendum nie będzie

Bogdan Bocheński
Czy walka USA z Osamą bin Ladenem może mieć wpływ na rezygnację z próby odwołania rady miejskiej? Może. W Kędzierzynie-Koźlu.

Pod koniec sierpnia tego roku do Wojewódzkiej Komisji Wyborczej w Opolu dotarło z Kędzierzyna-Koźla pismo informujące o zamiarze przeprowadzenia referendum odwołującego tamtejszą radę miejską przed upływem kadencji. Na liście członków grupy inicjatywnej znaleźli się: Genowefa i Kazimierz Paterek, Teresa i Kazimierz Owca, Adam Gądek i Lech Ciemiecki. Pełnomocnikiem tej szóstki został Władysław Malik, który rok wcześniej również przewodził innej grupie referendalnej powołanej w podobnej co obecna sprawie.

Malik, odpowiedzialny za kontakty z wojewódzkim komisarzem wyborczym, władzami Kędzierzyna-Koźla i dziennikarzami, swą akcję zbierania podpisów przeciw miejskim radnym rozpoczął we wrześniu od napaści na dziennikarza "NTO" chcącego się go wypytać o różne szczegóły dotyczące referendum. Po incydencie pełnomocnik Malik utajnił przebieg akcji i zszedł - jak określił to nam jeden z jego sześciu współpracowników - do głębokiego podziemia. Ujawnił się dopiero na początku listopada, ogłaszając, iż grupa wstrzymuje zbieranie podpisów.
Jako że Władysław Malik nie rozmawia z "NTO" (przestał to robić podczas pierwszej - również nieudanej - akcji referendalnej), postanowiliśmy zapytać innych inicjatorów referendum dlaczego z niego zrezygnowali.
- Ponieważ wszystko zostało wyjaśnione - stwierdził wymijająco Kazimierz Paterek.
- Nie będę się wypowiadać na ten temat. Do grupy zostałem włączony wbrew sobie. Podpisów przeciwko radnym nie zbierałem, bo w tym okresie przebywałem w sanatorium - usprawiedliwił się Lech Ciemiecki.
Kazimierz Owca oświadczył "NTO", że on i jego żona od początku nie mieli nic wspólnego z panem Malikiem (on sam Malika ponoć w ogóle nie zna).
- Ja się na Malikową listę nie pchałem. On sam mnie na niej umieścił - zezłościł się Kazimierz Owca. - A czemu przerwał akcję, tego nikt z nas nie wie. On tego nikomu tego dokładnie nie wyjaśnił.
Kazimierz Owca słyszał tylko, jak Malik "opowiadał w mieście", iż przestaje zbierać podpisy za odwołaniem rajców, ponieważ urząd miasta zrezygnował z kupna od radnego Janusza Klimka budynku przy ulicy Przechodniej w Koźlu.
- No i jeszcze gadał, że daje spokój ze względu na to, że w Ameryce Araby zburzyły dwie wieże i że teraz ludziom bardziej w głowach wojna z terrorystami niż kędzierzyńskie duperele - dodał Owca.
Ze sprawą powiadomienia Wojewódzkiej Komisji Wyborczej w Opolu o zamiarze przeprowadzenia referendum i nagłego odstąpienia od niego przez Władysława Malika mieszkańcy Kędzierzyna-Koźla wiążą inne niedawne zdarzenie.

Pod koniec października odbyła się kolejna rozprawa sądowa: radny Janusz Klimek kontra Stefania Mikoluk, szefowa Miejskiego Koła PSL, członkini ubiegłorocznej grupy referendalnej. Klimek po fiasku pierwszego referendum zarzucił Mikoluk, iż oczerniła go w jednym z wywiadów radiowych i zażądał przeprosin. Mikoluk podtrzymała na ostatniej rozprawie opinię o nim, jako o tym radnym, którego działalność jest jedną z najbardziej obecnie szkodzących miastu, a na dowód, że w Kędzierzynie-Koźlu "aż kipi od niezadowolenia z pracy miejskich radnych", przytoczyła fakt ponownego zbierania podpisów pod ich odwołaniem. Sąd odrzucił pozew Klimka.
- Pomysł z referendum, z całym tym "wrzeniem w mieście", miał pomóc pani Mikoluk w wygranej ze mną. Od decyzji sądu będę się odwoływać - zapowiedział radny Klimek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska