Robert Starosta chce autonomii dla Śląska

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Na Opolszczyźnie autonomiści, choć działają aktywnie, cieszą się stosunkowo małym poparciem zarówno wśród wyborców, jak i wśród polityków
Na Opolszczyźnie autonomiści, choć działają aktywnie, cieszą się stosunkowo małym poparciem zarówno wśród wyborców, jak i wśród polityków Andrzej Czyczyło
Inicjatywa dla Autonomii Śląska przestraszyła część mediów i polityków. Niepotrzebnie, bo ona Śląska od Polski nie oderwie. Po pierwsze - nie chce. Po drugie - nie może. Do ruchu należy 10 osób.

Inicjatywę na rzecz Autonomii Śląska zarejestrował w Würzburgu na początku listopada Robert Starosta. Dawny mieszkaniec podopolskich Chróścic wyjechał ze Śląska Opolskiego jeszcze przed rozpoczęciem szkolnej edukacji. Pewnie dlatego po niemiecku mówi swobodnie, po śląsku trochę. Polskiego uczy się właśnie na kursie językowym i robi postępy.

Dlaczego założył w Niemczech ruch autonomiczny?
- A dlaczego miałem go nie zakładać? - odpowiada pytaniem na pytanie. - Śląsk jest moim Heimatem. A autonomia jest piękną ideą. Skoro są w Europie takie regiony, które świetnie się rozwijają i gospodarczo, i kulturalnie właśnie dlatego, że korzystają z szerokiej i różnorodnej autonomii - Katalonia, Południowy Tyrol czy nawet Szkocja - to dlaczego mamy nie chcieć takiej dobrej przyszłości dla swojej małej ojczyzny.

Do nowej inicjatywy szybko przylgnęło określenie niemiecki Ruch Autonomii Śląska. Lider RAŚ na Opolszczyźnie, Piotr Długosz, nie wypiera się, że Robert Starosta pojawił się u niego z pomysłem założenia stowarzyszenia.

Nie będą finansować RAŚ

- Inicjatywa bardzo się nam spodobała, bo może być impulsem ku temu, by ludzie, którzy wyjechali stąd do Niemiec, zainteresowali się na nowo sprawami Śląska i na przykład uważniej niż dotąd śledzili w internecie to, co się u nas dzieje. Myślę, że taka mobilizacja Ślązaków wokół Heimatu może nieść ze sobą w przyszłości także szanse biznesowe.

Wbrew pozorom część Ślązaków zaszła w Niemczech na tyle wysoko, że może pomóc w przyciągnięciu inwestycji na Śląsk Opolski i nie tylko. A co do naszych relacji z Inicjatywą, to na razie współpraca się zakończyła. Oni znają lepiej od nas realia niemieckie i w ich obrębie działają.

O przyszłej współpracy być może będziemy jeszcze rozmawiać. Ale na pewno nie ma obaw, że oni będą np. finansować RAŚ na Opolszczyźnie, co już niektórzy nam wytykali. Stowarzyszenie pana Starosty jest organizacją pożytku publicznego, a to oznacza, że w Niemczech będą się musieli rozliczyć z każdego otrzymanego i wydanego euro.

Rewizjoniści to nie my

Obawa, że niemiecki i polski RAŚ będą działać wspólnie i wspierać się finansowo, nie jest ani jedynym, ani największym lękiem, jaki nowa organizacja wywołała w polskich mediach i wśród polityków, zanim w ogóle zdążyła zaistnieć na dobre.

Dużo poważniejszy jest zarzut, że członkowie Inicjatywy będą szerzyć ideę możliwie szerokiej niezależności Śląska od władz w Warszawie, a w sprzyjających okolicznościach nawet jego oderwania od Polski.

Robert Starosta gwałtownie zaprzecza:
- Nie jesteśmy rewizjonistami i nie dążymy do zmiany granic Polski. Szanujemy jej terytorialną integralność - podkreśla. - Działamy na terenie Niemiec i zamierzamy przestrzegać zarówno prawa niemieckiego, jak i europejskiego. Dlatego absolutnie się nie zgadzamy na kojarzenie nas z jakimiś rewanżystami i wpisywanie nas w głosy dochodzące z tamtej strony. To fałsz.

- Niestety, od czasu do czasu wobec ruchów propagujących ideę autonomii wysuwa się zarzuty efektowne, ale kompletnie bezsensowne - dodaje Piotr Długosz. - Wiele razy słyszałem, że chcemy dokonać w Polsce nowego rozbicia dzielnicowego. I taki obrazek przylega do nas, choć nie mamy z podobnymi ambicjami i pomysłami nic wspólnego.

Na razie członkowie Inicjatywy nie dali powodu, by nie wierzyć w szczerość deklaracji. Ale nawet gdyby były one maską, to i tak nie ma wielkiego powodu, by bać się tego, co ta maska miałaby kryć.

Wystarczy porównać liczby. Od czasów wojny szeroko rozumiany Górny Śląsk opuściły, emigrując do Niemiec, miliony ludzi. Tymczasem niemiecki ruch autonomiczny liczy na dziś... 10 osób. To na pewno nie jest siła, której trzeba się obawiać. Szczerze mówiąc, dziś nie jest to żadna siła.

Autonomia najwcześniej za 20 lat

Mimo to samo istnienie stowarzyszenia działającego w Niemczech, a odwołującego się do więzi z terenami leżącymi w Polsce budzi u wielu osób sprzeciw. Skoro wyjechali ze Śląska do Niemiec z własnej woli, zrzekli się obywatelstwa, wybrali życie na emigracji, to dlaczego się teraz wtrącają w nasze sprawy? - mówi reporterowi nto niejeden opolanin, choć zwykle nie chce tego powiedzieć pod nazwiskiem.

- To jest nasz gorzki paradoks - mówi Piotr Długosz - że jak Klose i Podolski strzelają gole, to są Polakami z niemieckim paszportem. Ale jak ktoś, kto tak samo jak piłkarze wyjechał, a teraz chce się organizować i interesować swoim Heimatem, to jest Niemcem ze śląskim pochodzeniem, który wtrąca się w polskie, czyli nie swoje sprawy.

Członkowie Inicjatywy nie zrażają się podobnym sądom. Autonomia jest ich celem.
- Bo autonomia to jest z jednej strony prawo do daleko posuniętej samorządności, a z drugiej zachowanie na miejscu, w regionach, możliwie dużej części wypracowanych tam pieniędzy - mówi Robert Starosta. - Tak by mieszkańcy województw w Polsce, jak landów w Niemczech czy kantonów w Szwajcarii, mieli dużą samodzielność i swobodę podejmowania decyzji. Ale rozumiemy dobrze, że dziś w Polsce nie ma politycznej woli dla wprowadzania tak rozumianej autonomii.

Ona jest naszym celem długofalowym, na dwadzieścia, a nie wykluczam, że na pięćdziesiąt lat. Na dziś chcemy przede wszystkim ludzi w Niemczech - Ślązaków, Polaków i Niemców - zarazić pięknem Śląska i emocjonalnie ich związać z naszą rodzinną ziemią. To przecież nic złego.

Model autonomii Śląska bliski zarówno działaczom RAS-iu, jak i nowej niemieckiej inicjatywy odwołuje się do tradycji Polski międzywojennej. To tam funkcjonował odrębny śląski sejm i osobny skarb. Prawdopodobnie ze względu na tę tradycję idee Ruchu Autonomii Śląska cieszą się znacznie większym poparciem na Śląsku katowickim niż opolskim.

Nic więc dziwnego, że ciepło o Ruchu i o Inicjatywie z Würzburga mówił np. poseł Kazimierz Kutz, wspierający od lat różne prośląskie inicjatywy. Na Opolszczyźnie autonomiści, choć działają aktywnie, cieszą się stosunkowo małym poparciem zarówno wśród wyborców, jak i wśród polityków.

Nie rozmawiamy o RAŚ

Z dystansem do nowej idei odnosi się także Bernard Gaida, wiceprzewodniczący Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim.

- Witam pojawienie się nowego ruchu zupełnie obojętnie - mówi Gaida. - Dziwię się, że nadano tej sprawie tak wielki rozgłos. Taka inicjatywa dosłownie kilku osób jest dla mnie faktem medialnym. W demokratycznych krajach powstają różne stowarzyszenia, grupy - i tyle. Nie traktuję ich powstania jako pomocy dla mniejszości niemieckiej, bo nie wiem, w czym mogliby nam pomóc. W ogóle wiem o nich niewiele.

Wicelider TSKN więcej wie oczywiście o Ruchu Autonomii Śląska.
- Niektóre działania RAŚ są skierowane w stronę podtrzymania śląskiej tożsamości. Za piękną inicjatywę uważam np. Górnośląskie Dni Dziedzictwa Kulturowego. One dotyczą także Ślązaków narodowości niemieckiej. Cenię troskę autonomistów o zachowanie śląskiej architektury przemysłowej. Natomiast w ogóle nie podejmuję rozważań typu: czy jest nam po drodze z RAŚ czy nie. W TSKN nie zadajemy sobie w ogóle takiego pytania i nie rozważamy takiego problemu.
Ambicji i możliwości niemieckich autonomistów nie obawia się też prof. Michał Lis, badacz dziejów Śląska.

- Nawet gdyby ich było nie dziesięciu, a stu, to i tak nie ma się czym przejmować - uważa profesor. - W Polsce też działa jakieś stowarzyszenie śląskie nie autonomiczne, tylko wprost separatystyczne. No i co z tego? Jaka jest jego siła?

Musimy pamiętać, że Polska i Niemcy w 1990 roku podpisały układ graniczny. To oznacza, że nasz zachodni sąsiad wie, gdzie leży granica i w pełni ją uznaje. Może ktoś w chorej głowie zechce wymyślić, że tu można stworzyć odrębny okręg na wzór okręgu królewieckiego w Rosji. Ale dziś w Polsce nie ma atmosfery dla podobnych pomysłów i działań.

Profesor Dorota Simonides, folklorystka i wieloletnia senator RP, starannie przeczytała statut nowego stowarzyszenia. Jej zdaniem, jest on ostrzejszy w sformułowaniach niż obecne deklaracje Roberta Starosty i działaczy RAŚ.

- Kiedy oni teraz mówią, że ich działalność ma być przede wszystkim skierowana na wspieranie gwary śląskiej i naszej tradycji, to oczywiście moje lęki wywołane tą inicjatywą mocno opadają - mówi Dorota Simonides. - Ale boję się, że oni teraz - kiedy zrobiło się o nich głośno - trochę jednak minimalizują swoje ambicje.

Uważam, że nie demonizując ich działalności, trzeba im powiedzieć jasno i wyraźnie: będziemy wam patrzeć uważnie na ręce. Idea autonomii może być realizowana także w sposób niebezpieczny, na granicy terroryzmu, żeby przywołać choćby przykład Basków. I jeszcze jedno.

Troska o gwarę, folklor, tradycję jest w porządku. Ale skoro ci ludzie są obywatelami obcego państwa, to w sensie politycznym nie powinni się wtrącać w nasze wewnętrzne sprawy. I tego nie należy ukrywać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska