Rycerz Frankenberg przewraca się w grobie

Mirosław Dragon
Mirosław Dragon
- Urzędnicy mówią o bioróżnorodności, atrakcyjności turystycznej, a potem pozwalają ścinać wielkie dęby na zabytkowym grodzisku - mówi Adam Ulbrych.
- Urzędnicy mówią o bioróżnorodności, atrakcyjności turystycznej, a potem pozwalają ścinać wielkie dęby na zabytkowym grodzisku - mówi Adam Ulbrych. Mirosław Dragon
Właściciele średniowiecznego grodziska w Komorznie wycięli wszystkie dęby. Powołują się na to, że konserwator zabytków dał im pozwolenie na wycięcie samosiejek i zakrzaczeń. Urzędnicy nie widzą problemu.

Grodzisko Frankenbergów w Komorznie (gm. Wołczyn) wpisane jest do rejestru zabytków archeologicznych. Jest to pozostałość grodu z XII wieku. Pod koniec XIV wieku mieszkał tutaj Konrad Frenkenberg, zaufany rycerz króla Władysława Jagiełły. Grodzisko jest wpisane do rejestru zabytków jako pozostałość wczesnopolskich urządzeń obronnych. Nie ma tam malowniczych ruin, są za to majdan, fortyfikacje ziemne, wały wypiętrzone na wysokość 3 metrów, przedzielone trzema fosami, otoczone mokradłami i rzeką Pratwą.

Wszystko to porośnięte było drzewami, w tym 21 wielkich dębów. Właśnie te dęby leżą teraz pokotem na grodzisku, wycięte w pień. Na miejsce pojechała kontrola z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Opolu i Starostwa Powiatowego w Kluczborku. Kontrolujący potwierdzili, że przekroczono zakres prac porządkowych i wycięto wszystkie wielkie drzewa.

Jak zareagowali urzędnicy? Starosta kluczborski Piotr Pośpiech umywa ręce, argumentując, że skoro jest to zabytek wpisany do rejestru, teren podlega tylko konserwatorowi zabytków. Zastępca wojewódzkiego konserwatora zabytków Krzysztof Spychała zmienił jedynie pozwolenie, dopisując obowiązek usunięcia ściętych drzew pod nadzorem archeologa.

Bo to samosiejki były...

Wcześniej opolski konserwator wydał pozwolenie na wycinkę samosiejek i krzewów na terenie zabytku. Właściciele grodziska uznali, że samosiejkami są dęby, więc wycięli i je.

- Przecież te drzewa są samosiejkami, od dawna staraliśmy się o zgodę na ich wycinkę. Dostaliśmy na to pozwolenie - mówią Waldemar i Sylwia Chrobotowie z Kluczborka, właściciele grodziska.

- Nie ma w prawie czegoś takiego jak samosiejka! To już jakaś tradycja w Wołczynie, że wycina się ogromne dęby, mówiąc, że są samosiejkami! - podkreśla Adam Ulbrych, ekolog i społeczny opiekun zabytków z Komorzna.

Waldemar i Sylwia Chrobotowie uważają, że stali się ofiarą medialnej nagonki.

- Jesteśmy łączeni z głośną aferą dębową, tymczasem my wycięliśmy tylko drzewa rosnące w naszym lesie, mieliśmy na to pozwolenie - podkreślają.

11,5-hektarową działkę w Komorznie kupili w przetargu od Agencji Nieruchomości Rolnych w 2004 roku. Zapłacili 29 600 zł. - Nie powiedziano nam nic o tym, że jest tam jakiś zabytek, dla nas to były nieużytki - podkreślają Chrobotowie.

Twierdzą, że o grodzisku dowiedzieli się, kiedy w 2008 roku ktoś zaczął kraść drzewa z ich lasu. Policja umorzyła śledztwo z powodu niewykrycia sprawcy.

- Ale to właściciele terenu odpowiadają za wszystko, co się dzieje na jego terenie, o czym zostaliśmy pouczeni - dodają właściciele grodziska.

Kontroli i zaleceń było wiele

W 2010 roku w Komorznie przeprowadzono kontrolę, ponieważ na terenie grodziska wycięto młode drzewa. Opolski wojewódzki konserwator zabytków Iwona Solisz poinformowała właścicieli, a także starostę kluczborskiego i burmistrza Wołczyna, że naruszono prawo, ponieważ na wszelkie prace na zabytku trzeba mieć pozwolenie konserwatora. Iwona Solisz podkreśliła też, że na terenie objętym kontrolą konserwatorską nie można poruszać się żadnym sprzętem mechanicznym.

Kolejna kontrola była w 2012 roku. Archeolog alarmował o uszkodzeniu korony wału i zalecał złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Zastępca wojewódzkiego konserwatora zabytków Krzysztof Spychała nie stwierdził jednak nieprawidłowości w ochronie grodziska. Zalecił usunięcie krzewów, samosiejek oraz młodych drzew o obwodzie do 30 centymetrów po uprzednim uzyskaniu pozwolenia od konserwatora zabytków.

Wniosek o wycinkę drzew właściciele grodziska złożyli w ubiegłym roku. 19 sierpnia 2015 r. dostali pozwolenie na „prace porządkowe związane z wycinką samosiejek i krzewów”. Wycięli wszystkie duże dęby.

- W tym pozwoleniu nie ma nic o maksymalnym obwodzie pni, czyli decyzja obejmuje również dęby - twierdzą Waldemar i Sylwia Chrobotowie. - Prace prowadzimy pod nadzorem archeologa, musieliśmy wynająć go na własny koszt.

Właściciele powołują się także na inwentaryzację lasu sporządzoną przez Starostwo Powiatowe w Kluczborku. Zapisano w niej, że rosnące w lesie drzewa przeznaczone są do rębni zupełnej, czyli do całkowitej wycinki. Tylko że jak przyznaje Wacław Wnętrzak z wydziału ochrony środowiska i leśnictwa, kluczborskie starostwo nie miało pojęcia, że w tym prywatnym lesie znajduje się zabytek archeologiczny. Urzędnicy nie wiedzieli, mimo iż w starostwie pracuje również inspektor ochrony zabytków...

- Wydam decyzję o wyłączeniu tego gruntu spod gospodarki leśnej w związku z tym, że jest objęty ochroną konserwatorską. Dokładnie sprawdzimy tę sprawę - zapowiada starosta Piotr Pośpiech.

Zgodnie z prawem to konserwator zabytków wydaje pozwolenia na usunięcie drzewa na terenie, na którym znajduje się zabytek.

- Wydaliśmy zezwolenie tylko na uporządkowanie terenu, na wycięcie samosiejek i krzewów. Na wycinkę tych dębów właściciel nie uzyskał zgody - podkreśla Iwona Solisz. - Podkreślam, że ochronie konserwatorskiej podlega zabytkowy obiekt archeologiczny, a nie drzewa.

Hanna Pilcicka-Ciura, prezes Stowarzyszenia Naukowego Archeologów Polskich w Warszawie, podkreśla jednak, że jeśli drzewa rosną na zabytku, są również chronione jako kompleks objęty ochroną konserwatorską.

- Oczywiście, czasami dochodzi do konfliktu drzewa ze strukturą obiektu zabytkowego, wtedy konserwator wydaje decyzję, że to drzewo trzeba wyciąć - mówi Hanna Pilcicka-Ciura. - Konserwator, niezależnie od tego, czy teren podlega ustawie o ochronie przyrody, czy też ustawie o lasach, ma głos decydujący w sprawie drzew rosnących na obszarze wpisanym do rejestru zabytków. W tym przypadku wydano pozwolenie, ale określenie „wycinka samosiejek i krzewów” jest zbyt ogólne i pozwala obecnie na wiele interpretacji. Nie doszłoby do tej sytuacji, gdyby do decyzji załączono plan z zaznaczeniem i określeniem stref zakrzewionych czy też drzew przeznaczonych do wycinki.

Bieliki i żurawie znad Pratwy

Na razie ścięte dęby leżą, a śledztwo w sprawie wycinki na średniowiecznym grodzisku wszczęła kluczborska policja. Zawiadomienie złożył Urząd Miejski w Wołczynie.

- Prowadzimy czynności, przesłuchujemy świadków, analizujemy dokumentację. W tej sprawie być może trzeba będzie powołać biegłych - zapowiada mł. insp. Zbigniew Kmieć, komendant policji w Kluczborku.

Wycinką dębów na grodzisku poruszony jest dr Zygmunt Dajdok, doktor nauk biologicznych z Uniwersytetu Wrocławskiego, który przeprowadził inwentaryzację przyrodniczą gminy Wołczyn.

- Teren grodziska jest częścią cennej przyrodniczo doliny Pratwy, której fragment położony w Komorznie w 2007 roku zaproponowano do objęcia ochroną jako zespołu przyrodniczo-krajobrazowego „Nad Pratwą” - mówi dr Zygmunt Dajdok. - W bezpośrednim otoczeniu grodziska są stanowiska 3 rzadkich gatunków roślin.

Kiedy pojechaliśmy do Komorzna, akurat przyleciały tam żurawie. Nad Pratwą w Komorznie spotkać można orła bielika.

- Najgorsze jest to, że organizuje się konferencje o bioróżnorodności, po czym pozwala się na wycinkę drzew na tak cennym obszarze przyrodniczym. Robi się debaty o zwiększeniu atrakcyjności turystycznej naszych gmin, ale nikomu nie przeszkadza usuwanie 21 dębów z grodziska - mówi Adam Ulbrych. - To grodzisko chyba nikogo nie obchodzi. Przede wszystkim dlaczego Agencja Nieruchomości Rolnych sprzedaje w prywatne ręce teren, na którym znajduje się tak cenny zabytek? Pod Byczyną zbudowano replikę grodu rycerskiego, a o prawdziwe, historyczne grodzisko nikt nie dba. Wozimy uczniów na wycieczkę na Wawel, a nikt nie pomyśli, że można przywieźć dzieci także do Komorzna i pokazać, że tutaj swoje grodzisko miał jeden z najbardziej zaufanych rycerzy króla Władysława Jagiełły.

Ile lat mają ścięte dęby?

Zastępca opolskiego konserwatora zabytków Krzysztof Spychała napisał w dokumentach, że właściciele zabytku przekroczyli zakres prac porządkowych, wycinając „kilkudziesięcioletnie drzewa porastające grodzisko”. Zlecona przez starostwo powiatowe inwentaryzacja lasu określa, że dęby miały 120 lat. Jednak ze słojów na ściętych drzewach można wyliczyć, że największe drzewa miały przynajmniej 150 lat. Eksperci potwierdzają to, określając, że ścięte drzewa miały 120-160 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska