Seks pod sutanną. Przychodzi ksiądz do seksuologa

Zbigniew Górniak
Rozmowa z Piotrem Pośpiechem, seksuologiem.

- Widział pan tę słynną okładkę "Newsweeka" z całującymi się namiętnie księżmi?
- Widziałem. To było mocne uderzenie. W kategoriach emocji negatywnych. I natychmiast sobie pomyślałem, że zaraz zadzwoni jakiś dziennikarz z prośbą, żeby się umówić na wywiad o życiu seksualnym duchownych. No i zadzwonił pan.

- Ale nie tak od razu. Odczekałem trochę, bo odstraszyła mnie inna okładka, tym razem z "Uważam Rze", na której komsomolec i hitlerowiec czytają "Newsweeka" i "Nie", zaśmiewając się. Przekaz był taki, że kto ośmiela się dyskutować o seksualności księży, ten wiadomo, jakie ma intencje. Wrogie.
- No to ośmieli się pan czy nie?

- Spróbujmy. Przychodzi ksiądz do lekarza, a ten lekarz to seksuolog...
- W mojej długoletniej karierze zdarzało się, że przychodzili do mnie duchowni, zarówno katoliccy, jak i protestanci, u których sprawa seksualności jest o tyle klarowna, że oni mogą mieć żony. Miałem tu w gabinecie czynnego księdza katolickiego, ale i takiego, który był już pozbawiony święceń. Mieli oni problemy, że tak powiem, spoza głównego nurtu.

- Co znaczy, spoza głównego nurtu? Co jest głównym nurtem?
- Miałem na myśli zachowania homoseksualne. Ale nie takie zdeklarowane, bo zdeklarowani homoseksualiści nie szukają porad lekarskich. Oni wiedzą, czego chcą i jak to osiągnąć. Miałem na myśli te nagle odkryte u siebie skłonności do tej samej płci, których świadomość wpędza w popłoch, a nawet w przerażenie. Co na dodatek kłóci się z pragnieniem dochowania wierności powinności kapłańskiej.

- Inaczej mówiąc, ksiądz odkrywa w sobie skłonności homo i przychodzi do pana, bo widzi w tym podwójne zagrożenie: i dla swojej męskości, i dla swojego kapłaństwa. Czy dobrze zrozumiałem?
- Tak, dobrze pan zrozumiał. To była próba oszacowania własnej seksualności, ci moi pacjenci nie wiedzieli, gdzie są w sensie seksualnym. Odczuwali popęd homo, choć chcieli być hetero, i to niezależnie od swojego kapłaństwa. Pamiętam, że jeden miał skłonności efebofilskie.

- Efebofilskie?
- Efeb. Takie już nie dziecko, a jeszcze nie mężczyzna. Chłopak, nastolatek. On to nazywał miłością grecką, relacją mistrz uczeń, słowem, dobudowywał do tego szlachetne alibi.

- Czy ci efebowie lądowali w jego łóżku na plebanii?
- Nie sądzę, nic z tego nie wynikało, to był tylko opis skłonności.

- Czy on przyszedł, aby go z tego leczyć?
- Nie, raczej żeby to zdiagnozować. Tacy ludzie się boją określeń typu dewiant, zboczeniec. Chcą, żeby lekarz uzasadnił im to jakoś naukowo, żeby tak nie uwierało duszy.

- I co doktor zrobił?
- Najpierw przeprowadziłem szczerą rozmowę, z której wyszło, że on pochodzi z wielodzietnej rodziny śląskiej, prawie sami chłopcy, więc wczesne doświadczenia erotyczne, poznawanie cudzego ciała, rozmowy, eksperymenty miały miejsce w obecności rodzeństwa tej samej płci. I to się jakoś odłożyło, choć przecież nie można tego stwierdzić z całą pewnością, bo przecież nie wiemy do dziś, jak powstają pewne skłonności.

- No dobrze, stwierdza pan, że ksiądz jest homoseksualistą - i co dalej?
- Nie było mu z tym dobrze. Doradziłem, że musi sobie to sam poukładać we własnym sumieniu i zdecydować, jak pogodzić to ze swoim zawodem, w tym przypadku z powołaniem. Bo lekko nie będzie. To tak jak w wojsku. Moim zdaniem tam też nie powinni służyć homoseksualiści. Im jest tam po prostu dużo trudniej i bynajmniej nie z powodu jakichś objawów nietolerancji, lecz tego, co sami odczuwają. Przy czym chcę podkreślić, że nie chodzi tylko o czysty homoseksualizm. Jeden z duchownych miał skłonności biseksualne, podobali mu się i chłopcy, i dziewczęta.

- I naprawdę nie padło pytanie, jak się z tego wyleczyć?
- Padało, choć nie wprost, ale odpowiedź jest jedna: tego się nie leczy. I to mu powiedziałem. Trzeba sobie po prostu wtedy ułożyć życie według własnego sumienia, dokonać wyborów.

- Czy dużo takich pacjentów miał pan w swojej karierze?
- Zaledwie kilku. Ale mowa teraz tylko o tych zdezorientowanych. Bo ogólnie jako seksuolog miałem więcej pacjentów duchownych. Przychodzili z konkretnymi problemami natury, rzecz można, sprawnościowej.

- Po co księdzu sprawność seksualna, skoro nie może z niej korzystać?
- Choćby z męskiej dumy.

- Czy ci pacjenci przyznawali się, że są księżmi?
- Kilku tak, a w kilku przypadkach domyśliłem się lub dowiedziałem potem, całkiem przypadkiem.

- Skoro tylko kilku księży przyszło do pana w ciągu całej pana kariery, a widzę, że pacjentów ma pan sporo, bo poczekalnia pełna, to skąd ta opinia o masowym rozpasaniu seksualnym duchowieństwa? Skąd te okładki sugerujące sodomę i gomorę w Kościele?
- Gazety żywią się sensacjami, to raz. A dwa, że nie wszyscy księża z problemami trafiają do seksuologów. Powiedziałbym nawet, że trafiają nieliczni. Powiem tak: uważam, że Kościół ma z tym duży problem i niepotrzebnie go próbuje maskować, ukrywać. I powiem teraz coś, co może być szokujące, ale jest prawdziwe. My, seksuolodzy, wiemy, że w Kościele panuje przekonanie, zapewne żywione z ciężkim sercem, że skoro już duchowny ulega skłonnościom erotycznym, to lepiej, żeby były one homo niż hetero.

- Dlaczego?
- Bo według hierarchów jest to jakoś do opanowania. Do ukrycia. Przecież związek księdza z kobietą jest o wiele bardziej widowiskowy, widoczny, narażony na zdemaskowanie. No i dochodzi jeszcze kwestia dzieci. Ze związków homo dzieci się nie rodzą.

- Żywe dowody na to, że ksiądz złamał zasady celibatu.
- Tak. A w przypadku związku z mężczyzną celibat jest zachowany.

- Ale skąd seksuolodzy o tym wszystkim wiedzą? Z ankiet socjologicznych?
- Od swoich pacjentów księży. A ja jeszcze dodatkowo od pewnego księdza, którego poznałem przypadkiem i który gdy dowiedział się, czym się zajmuję, zaczął mi wiele opowiadać.

- Bo miał problem?
- Raczej to był taki syndrom "przedziału kolejowego": spotyka pan na swej drodze kogoś na jakiś czas, jak w pociągu. I wie pan, że może się pan otworzyć, bo jak wysiądziecie, to już nigdy w życiu się nie spotkacie.

- Powiedział pan, że Kościół ma z tym duży problem. Jak duży?
- Dla mnie to taki odbezpieczony granat, który hierarchowie trzymają w dłoni i nie wiedzą, czy go odrzucić, niech wreszcie wybuchnie... Przecież co chwilę coś wycieka, coś się ujawnia. Choćby ta pianka ostatnio na kolanach księdza.

- Ponoć niewinne żarty.
- Dajmy spokój takim tłumaczeniom. Jakie były pana skojarzenia, gdy zobaczył pan to zdjęcie?

- Jednoznaczne, ale ja jestem zepsuty oglądaniem filmów dla dorosłych.
- Zapewniam pana, że były to skojarzenia słuszne.

- I co wtedy, jak ten granat wybuchnie?
- I wtedy sytuacja się wyklaruje.

- A czy znane są panu przypadki, aby do Kościoła ktoś poszedł po seks właśnie? Bo w seminarium tylu młodych mężczyzn?
- Nie chcę się tu wypowiadać bezpośrednio, bo nie znam takich historii, nie mam dowodów, ale mogę odpowiedzieć przez analogię. Do zawodu, który uprawiam, trafia procentowo bardzo wielu homoseksualistów. Przychodzą do tego zawodu z jasno określonych przyczyn seksualnych. Dużo wśród nas dziwadeł.

- Szukają w gabinetach zwierzyny łownej?
- To może w skrajnych przypadkach. Bardziej chodzi o samoświadomość, wiedzę, samokontrolę.

- Ale wróćmy do rozmiarów aktywności seksualnej w Kościele. Gdy się czyta niektóre artykuły, że trzy czwarte księży uprawia seks, obojętnie jaki, to można odnieść wrażenie, że dziś duchowni są bardziej aktywnymi kochankami niż na przykład nauczyciele, policjanci, nie mówiąc już o zapracowanych, znerwicowanych i ubożejących dziennikarzach. Czy te dane są wiarygodne?
- Nie odpowiem na to pytanie dokładnie, bo nie mam wiarygodnych danych, powiem tylko tyle, co już powiedziałem: że Kościół ma z tym duży problem.

- Ale żeby wiedzieć, jak duży, trzeba znać liczby, a nie malownicze dziennikarsko precedensy. Czy to nie jest tak, że te dane są tym bardziej nieprzychylne dla Kościoła, im więksi jego wrogowie je sporządzają? Im głośniejsza lewica, tym życie erotyczne duchownych bujniejsze.
- Pańska teoria jest bardzo prawdopodobna. Inna rzecz, że rzeczywiście homoseksualiści prowadzą życie erotyczne bujniejsze niż osoby hetero.

- Skąd się to bierze?
- Bo trudniej jest zdobyć stałego partnera, więc stale trzeba poszukiwać. Bo dodatkowo trzeba to ukrywać. No i oni mają stalą tendencję do zmiany partnerów na młodszych.

- To dotyczy chyba także mężczyzn hetero.
- Tak, ale homo i tak są bardziej namiętni. Stąd bierze się ich kult ciała. Proszę zauważyć, że geje są na ogół szczupli, dobrze zbudowani...

- ... mają kaloryfer na brzuchu i dobrze zarysowane szczęki. Nie tak jak my, grubi hetero.
- (Śmiech) ... A wracając do tych publikacji, to nie tylko osobiści wrogowie Pana Boga piszą o lobby homoseksualnym w Kościele.

- No tak, ostatni głośny tekst z "Frondy" pisarza katolickiego Tomasza Terlikowskiego i bezkompromisowego księdza Isakowicza-Zaleskiego o tak zwanym lawendowym lobby w polskim Kościele.
- To właśnie mam na myśli. To jest środowisko, gdzie z samej natury rzeczy musiało dojść do takich sytuacji: jest jednopłciowe, hermetyczne, zasilane młodymi mężczyznami, którzy mechanizmów kontrolnych dopiero muszą się nauczyć.

- Jak mają zareagować wierni na to, co pan mówi w tym wywiadzie? Mają się pogniewać na Kościół? Zatroskać? Próbować zaradzić problemom?
- Nie wiem. Opowiem tylko panu, jak z tym radzi sobie mój ojciec. Osoba bardzo światła, ale i bardzo wierząca. Otóż on nie dopuszcza do siebie istnienia tego problemu w swoim Kościele, wypiera go na siłę z głowy, nie chce o tym słuchać nawet. On potrzebuje sacrum i nie chce, żeby cokolwiek je kalało.

- Co nie znaczy, że problem przestanie istnieć.
- Dlatego Kościół powinien odważnie stawić mu czoło. Przyznać się do tego, otworzyć, opisać. I w ten sposób rozbroiłby granat, o którym mówiłem. Pamięta pan tego opolskiego posła, który od razu przyznał, że współpracował z SB?

- Jerzy Szteliga.
- I tym samym wytrącił oręż z ręki swoich wrogów. Nagle jego współpraca przestała być problemem. Myślę, że Kościół powinien uczynić to samo. Dobrze tę prawdę podać. Elegancko, ale do końca.

- A pastorzy z czym do pana przychodzili?
- To były typowo męskie kłopoty z partnerkami, szukali odpowiedzi na pytanie, czy mają się rozwieść czy nie.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska