Sól w oku nazistów

Redakcja
Ksiądz Alojzy Grohs.
Ksiądz Alojzy Grohs.
Pomysły Franciszka Myśliwca, niepozornego rolnika ze Sprzęcic doprowadziły w 1939 r. starostę strzeleckiego do furii. A kazania ks. Aloisa Grohsa z Krośnicy zagrażały "porządkowi" ustalonemu przez władze III Rzeszy. Więc do ich drzwi zapukało gestapo.

Franciszek Myśliwiec pochodził z biednej rodziny rolniczej ze Sprzęcic, gdzie urodził się 4 października 1868 r. W latach młodości pracował na polu swojego ojca i nic nie zapowiadało, że w przyszłości stanie się jednym z największych obrońców polskiej mniejszości w Niemczech, a przy okazji solą w oku nazistowskiej władzy.

Pożyczki dla biednych Polaków

Wszystko zaczęło się jeszcze w 1907 r., w czasach, gdy te tereny należały do państwa niemieckiego. Franciszek zaczął w wolnych chwilach propagować polską prasę wśród znajomych. Chciał w ten sposób zachęcić ludzi, by podczas wyborów do parlamentu Rzeszy i sejmu pruskiego głosowali na polskich kandydatów. Przypuszcza się, że jego patriotyczne poglądy zakorzenił w nim starszy brat - Karol Myśliwiec, który był księdzem i pracował jako wikariusz w Kamieniu Śląskim.

Franciszkowi zależało przede wszystkim na tym, by zjednoczyć polską mniejszość na tych terenach i poprawić jej sytuację materialną. W tym celu w 1908 r. założył Bank Ludowy, który dawał pożyczki nawet najbiedniejszym gospodarzom. Bank cieszył się dużą popularnością, więc Franciszek, idąc za ciosem, w 1920 r. zaangażował się w uruchomienie spółdzielni "Rolnik", która skupowała plony od miejscowych gospodarzy, a nieco później założył jeszcze Górnośląskie Zjednoczenie Rolników, które miało walczyć o prawa polskich chłopów na niemieckich ziemiach.

Kariera Franciszka Myśliwca rozwijała się dynamicznie aż do 1933 r. Po dojściu nazistów do władzy okazało się, że w państwie III Rzeszy nie ma miejsca dla mniejszości narodowych. Mimo tego w 1936 r. zajął się jeszcze kierowaniem I Dzielnicy Śląskiej Związku Polaków w Niemczech.

Naziści szukali różnych metod, by zniechęcić Myśliwca do działania. Najpierw miejscowi samorządowcy naciskali na niego, by zrezygnował z pracy w polskich stowarzyszeniach, bo ściągnie na siebie problemy. Gdy to nie pomogło, otwarcie grozili, że zabiorą mu całe jego gospodarstwo.

Ostrzeżenie od starosty

W sierpniu 1939 r., na kilka dni przed wybuchem wojny, strzelecki starosta Walter Klausa po raz ostatni wezwał do siebie Mysliwca, próbując wymusić na nim zmianę poglądów. Niepokorny rolnik już na wstępie zaznaczył, że nie zamierza się z nikim układać. Zarzucił przy tym staroście, że nie reprezentuje interesów mieszkańców, tylko swoich mocodawców. To go rozjuszyło.
Bernard Lasek, który w latach 50. ubiegłego stulecia opisał życie Myśliwca, tak relacjonuje przebieg rozmowy w gabinecie starosty:
- Widzicie, panie Myśliwiec, dlatego, że wy w tych polskich spółdzielniach i w Związku Polaków pracujecie, to dużo dobrych rolników-gospodarzy idzie za waszym przykładem. Gestapo niechętnie na to patrzy. Wy wprawdzie mówicie po polsku, ale obyczaje, kulturę i wykształcenie macie niemieckie. Cóż wam ta Polska dać może?

- Panie landracie, ja was rozumiem, wy musicie robić swoje i dlatego róbcie, co do was należy - odpowiedział Myśliwiec. - Ja będę swoje nadal musiał robić tak, jak mi nakazuje sumienie.

Myśliwiec szybko poniósł konsekwencje swojej nieugiętej postawy. Kilka dni po rozmowie ze starostą do domu rolnika zapukało gestapo. Myśliwiec został przewieziony ze Sprzęcic prosto do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Jego syn, którego niedługo po tym wcielono do armii, zginął na wojnie, a rodzinę wywieziono w głąb Niemiec. O dalszych losach Myśliwca wiadomo tyle, że został przewieziony do obozu w Dachau, gdzie zmarł 6 listopada 1941. Dziś jego imieniem nazwana jest szkoła w Izbicku, a także ulice w Opolu, Zdzieszowicach, Staniszczach Małych oraz plac w Kamieniu Śląskim.

Kolejne aresztowania

Rolnik ze Sprzęcic nie był wtedy jedynym polskim działaczem, który trafił do obozu. Podobny los spotkał także jego kolegów. Dla przykładu pochodzący z Żędowic Jan Guzy naraził się nazistom tym, że organizował wycieczki do Częstochowy dla mniejszości polskiej, a w swoim domu gromadził polskojęzyczne książki. 5 września 1939 r. do jego domu w Wołczynie, weszła niemiecka żandarmeria. Nazistowskie władze szukały u niego propagandowych ulotek, ale... niczego nie znalazły. Mimo tego Guzy trafił do obozu w Buchenwaldzie, jego żonę wysłano do obozu pracy w Zabrzu, a wojskowi skonfiskowali cały jego majątek.

Guzy przeżył w obozie ponad pięć i pół roku. W międzyczasie został przewieziony z Buchenwaldu do obozu koncentracyjnego pod Hamburgiem. Zginął na krótko przed zakończeniem II wojny światowej podczas transportu więźniów liniowcem SS "Cap Arcona". Naziści - czując, że nie są w stanie wygrać wojny - postanowili zatrzeć dowody zbrodni, przenieśli na statek aż 6,5 tys. obozowych więźniów i wystawili liniowiec w taki sposób, by został ostrzelany przez brytyjskie bombowce.

"Wzywamy wszystkie jednostki morskie pływające pod banderą III Rzeszy do natychmiastowego zawinięcia do portu. Wszystkie statki niemieckie spotkane na morzu po godz. 14.00 dnia 3 maja zostaną zbombardowane" - głosił komunikat, wielokrotnie powtarzany przez aliantów.

Wartownicy SS zabronili jednak kapitanowi powrotu i wywieszenia białej flagi. W efekcie statek został ostrzelany i zatopiony, a wśród ofiar był właśnie Jan Guzy.

Groźne kazania po polsku

Naziści tępili wszelkie przejawy polskości nie tylko wśród cywilów, ale także u osób duchownych. Ks. Piotr Bioly z Suchodańca, który sprawował posługę w czeskim Želecu, został aresztowany za to, że odprawiał nabożeństwa po polsku i... spowiadał w tym języku. Najpierw trafił do więzienia, a zaraz po tym prze- wieziono go do obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie nadano mu numer 28813. Władze kościelne nie zapomniały o swoim pasterzu i długo się o niego upominały, ale starania zdały się na nic. Na skutek życia w obozowych warunkach i pracy do granic ludzkich możliwości 4 maja 1942 roku został zakwalifikowany jako więzień "niezdolny do pracy". Ten status był równoznaczny z wyrokiem śmierci. Niedługo po tym ks. Bioly trafił do komory gazowej w zakładzie eutanazji w Hartheim. Dziś na cmentarzu parafialnym w Strzelcach Opolskich, znajduje się płyta nagrobna upamiętniająca duchownego.
Z tego samego powodu, czyli odprawiania mszy po polsku, w 1940 r. usunięto z Jemielnicy ówczesnego proboszcza Waltera Jaeschke.

Ksiądz w kompanii karnej

Ksiądz Alojzy Grohs.

Jeszcze większy problem naziści mieli jednak z ks. Aloisem Grohsem z Krośnicy. Ten, choć nie mówił po polsku, to był zagorzałym przeciwnikiem państwa budowanego według wizji Adolfa Hitlera. Pochodzący z Łabęd duchowny trafił do tej wsi w 1939 r. Wśród mieszkańców cieszył się dużym poparciem, bo bardzo dbał o świątynię i przeprowadził w niej sporo remontów. Ks. Grohs sprawował posługę tylko dwa lata, aż do feralnej niedzieli 30 listopada 1941 r. Tego dnia duchowny po odczytaniu listu pasterskiego pozwolił sobie na cięty komentarz na temat nazistów. Ksiądz porównał mechanizmy działające w państwie do reżimu komunistycznego.
Na nieszczęście całe kazanie słyszał pewien żandarm z Izbicka, który tego dnia uczestniczył w mszy na chórze kościoła. Zaraz po tym wojskowy doniósł na księdza, a tajna policja pojawiła się w parafii cztery dni później. Gestapowcy działali mało dyskretnie - wyciągnęli księdza prosto z konfesjonału i osadzili w areszcie w Opolu. Krewni proboszcza i kościelni hierarchowie próbowali go stamtąd uwolnić, ale niedługo po tym przyszła decyzja, że za karę będzie on wcielony do kompanii karnej Wehrmachtu. Ks. Grohs został skierowany do walki na froncie w Jugosławii. Duchowny przeżył na wojnie 3 lata. 26 paździenika 1944 r. podczas ostrzału artyleryjskiego został trafiony odłamkiem pocisku, a krótko po tym zmarł.
Mieszkańcy Krośnicy do dziś wspominają postawę księdza, który sprzeciwił się nazistom. 2 lata temu, żeby upamiętnić jego osobę, zdecydowali się nazwać jego imieniem jedną z ulic Krośnicy.

Tekst powstał we współpracy z Piotrem Smykałą - znawcą historii oraz autorem książek o dziejach ziemi strzeleckiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska