Strzeleccy urzędnicy doprowadzili do chaosu

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Po II wojnie światowej polska administracja zaczęła na nowo porządkować życie w powiecie strzeleckim. Na tym zdjęciu uwieczniono przemarsz milicji obywatelskiej przez rynek w 1946 r.
Po II wojnie światowej polska administracja zaczęła na nowo porządkować życie w powiecie strzeleckim. Na tym zdjęciu uwieczniono przemarsz milicji obywatelskiej przez rynek w 1946 r.
W 1946 roku strzelecki urząd repatriacyjny sprowadził w te strony o 780 rodzin więcej niż domów, które miał do przekazania. Ludzie zaczęli się bać, że z powodu przeludnienia zapanuje głód.

Wiosną 1946 roku doszło w Szymiszowie do przykrego incydentu. Ktoś podłożył ogień pod budynek gospodarczy Józefa Bartoszewskiego. Był on repatriantem, który wprowadził się w te strony do opuszczonego domu na podstawie decyzji Powiatowego Urzędu Repatriacyjnego ze Strzelec Opolskich. Mniej więcej w tym samym czasie ktoś podpalił stodołę w Porębie oraz budynki na Górze św. Anny i Żyrowej (także zamieszkałe przez repatriantów).

Jak wynika z urzędniczych raportów z tamtego okresu, za podkładanie ognia mogli być odpowiedzialni rdzenni mieszkańcy, którzy w czasie wojny nie zdecydowali się na ucieczkę w głąb Niemiec. Ich celem nie było jednak wyrządzanie szkód przybyszom ze wschodu, a odstraszenie kolejnych osób, przed osiedlaniem się na tych terenach.

Za wywołanie takich nastrojów wśród ludzi odpowiedzialny był strzelecki urząd repatriacyjny, który kilka miesięcy wcześniej przyjął do Strzelec Opolskich zbyt dużą ilość repatriantów, w stosunku do opustoszałych domów. W listopadzie 1945 roku nadwyżka w powiecie strzeleckim wynosiła aż 780 rodzin, tymczasem w Strzelcach Opolskich wciąż zatrzymywały się kolejne pociągi z ludźmi. Urząd "upchnął" część rodzin na gospodarstwach, które wcześniej podzielił na mniejsze części. Nadwyżka wciąż była jednak za duża. Rdzenni mieszkańcy obawiali się, że na skutek przeludnienia, na tutejszych terenach zapanuje głód.
Sytuację uspokoiła decyzja urzędników, by odesłać część repatriantów do powiatów, gdzie wciąż były jeszcze wolne domy do zamieszkania, w kierunku Strzelna (400 rodzin), Sycowa (150), Milicza (150) i Namysłowa (100).

Co ciekawe strzelecki urząd repatriacyjny cieszył się złą opinią także wśród samych repatriantów. Szczególnie wiele skarg ludzie pisali na Edmunda Jaworskiego, który w 1945 roku kierował jednostką. Jedną ze skarg napisał nawet żołnierz wojska polskiego: "Inspektor osadnictwa obywatel Jaworski Edward na prośbę ojca naszego oficera, obywatela Zymniaka o danie mu gospodarski rolnej odpowiedział. »Ja takich od wojskowych mam dużo i wszystkich mam w d…«" - czytamy w skardze.

Inna notatka dotycząca funkcjonowania urzędu repatriacyjnego brzmi: "(...) we wrześniu 1945 r. aż 14 tys. przesiedleńców siedziało siedem tygodni pod gołym niebem czekając na przydział gospodarki. Dopiero dzięki osobistej inicjatywie kierownika etapu, obywatela Mieczysława Kopczyńskiego ludzi tych odesłano do innych miejscowości. Natomiast wyrzuceni ze swoich mieszkań volksdeutsche powracają i legitymują się tymczasowym dokumentem obywatelstwa polskiego, odbierając swe gospodarstwa. Władze nie pomagają w ogóle ludności przesiedleńczej."

Na skutek tych skarg Jaworski został usunięty ze stanowiska. Bałagan w strzeleckim urzędzie repatriacyjnym trwał do połowy 1946 r. Do tego czasu trwało bowiem przesiedlanie ludzi ze Wschodu na te tereny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska