Teatr swój widzą ogromny

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Po emocjach i epitetach typu "prawicowa ekstrema", "zdrajcy" i "kłamca" mniejszość niemiecka na chłodno zastanawia się nad swoją przyszłością.

Najgłośniejszym echem podczas niedawnego zjazdu mniejszości odbił się spór między radnym sejmiku Hubertem Beierem i marszałkiem województwa Ryszardem Gallą o koncepcję tworzenia i finansowania kultury mniejszości na Opolszczyźnie. Słowa, jakie padły w dyskusji, były tak ciężkie, że przebiły się nawet przez zamknięte drzwi, za którymi toczyły się obrady.
- Podczas zjazdu zapanowały nad nami emocje i szczerze mówiąc, nie zawsze były to emocje pozytywne. Wiele osób bardzo przeżyło to, co stało się na sali obrad - mówi Józef Kotyś, przewodniczący klubu mniejszości w sejmiku województwa.
- Okazało się, że mniejszość nie jest monolitem, co samo w sobie nie jest niczym złym. Ale zjazdowy spór ma jeszcze jeden efekt uboczny, zwłaszcza dla wielu prostych ludzi, którzy nawet nie będą wchodzić w istotę różnic w poglądach między panami Beierem i Gallą. Zawnioskują po prostu, że mniejszość znowu się żre. Dlatego potrzebne jest szybkie poszukiwanie zgody, zwłaszcza że wybory blisko - komentuje spór Joachim Niemann, dyrektor biura VdG.
- Istotą sporu jest dla mnie różnica w ocenie, na ile kultura, a szczególnie kultura mniejszości w województwie opolskim jest właściwie finansowana i prezentowana.
- Tego finansowania nie da się zamknąć kwotą 0,18 procent budżetu województwa, jak to wyliczył pan Beier. W tej sumie mieszczą się środki z Zarządu Województwa na konkretne przedsięwzięcia kulturalne mniejszości. Nikt w mniejszości nie może powiedzieć, że zwracał się do nas o pomoc i jej nie otrzymał. Ten poziom finansowania jest więc skutkiem zapotrzebowania w terenie. Ale jeśli finansujemy Muzeum Śląska Opolskiego lub Muzeum Wsi Opolskiej w Bierkowicach czy Łambinowice (a przeznaczamy na to ogromne kwoty), które swoimi ekspozycjami potwierdzają wielokulturowość Śląska oraz obecność i dorobek mniejszości, to czy to nie są środki na kulturę mniejszościową? - pyta retorycznie marszałek Galla.
- Budowanie przy udziale mniejszości cmentarza na terenie dawnego obozu w Łambinowicach nie jest ekspozycją muzealną - ripostuje Hubert Beier.
- Nie byłoby tego emocjonalnego sporu podczas zjazdu, gdyby wcześniej w wywiadzie prasowym nie padły słowa o skrajnej prawicy. Nigdy nie byłem związany ze skrajną prawicą i bardzo mnie to zaklasyfikowanie zabolało. Nie mogłem w tej sytuacji milczeć - mówi Hubert Beier.
Marszałek Galla oświadczył "NTO", że nigdy i wobec nikogo w mniejszości nie użył określenia skrajna prawica, choć zostało mu ono przypisane w nieautoryzowanym wywiadzie.

Spór ten nie jest jednak tylko zmaganiem o słowa, mówione i niewypowiedziane. I nie jest też jedynie konfliktem o ilość pieniędzy. To jest spór o koncepcję kształtowania kultury mniejszości. Do Huberta Beiera - m.in. po postulacie powołania niemieckojęzycznego teatru musicalowego - przylgnęło miano rewolucjonisty, który chce gwałtownie zmienić formy funkcjonowania mniejszościowej kultury.
- Wbrew temu, co mi się przypisuje, nie jestem rewolucjonistą. Rozumiem, że dziś mniejszość nie ma swoich aktorów, by stworzyć własny teatr, ani profesjonalnych niemieckich aktorów, by mogła powołać teatr musicalowy, który zresztą cieszyłby się z pewnością dużym powodzeniem. Ale musimy działać zdecydowanie w tym kierunku, aby w przyszłości to było możliwe, aby niemiecka kultura tutaj nie była i nie musiała być importowana. Jeśli chcemy za kilka lat mieć swoich artystów, a uważam, że to jest możliwe, musimy już dziś inwestować w kulturę wysoką i w jej instytucje - mówi Hubert Beier.
- Pan radny Beier idzie w swych postulatach dotyczących kultury mniejszości dalej niż klub mniejszości w sejmiku. Przykładowo my nie mówiliśmy nic ani o "Pro Futurze", ani o tworzeniu teatru muzycznego. Na początku stycznia zwróciłem się do przedstawicieli mniejszości w sejmiku z prośbą o ich uwagi dotyczące kultury mniejszości. Powstał dokument, który może być dobrą ściągawką, także dla pana marszałka. Radny Beier odesłał mnie wtedy do prasy, bym sobie poczytał, co ma do powiedzenia na ten temat - mówi Józef Kotyś.
- Zastanówmy się, czy sejmik i Zarząd Województwa mają dzielić kulturę na polską, niemiecką, śląską i ukraińską czy po prostu ma tworzyć tu kulturę? - dodaje.

Hubert Beier deklaruje, że nie jest jego zamiarem oddzielanie czy przeciwstawianie sobie kultur obecnych na Śląsku. Chce tylko, by twórcami kultury niemieckiej byli na tej ziemi sami Niemcy, a do tego potrzebne są placówki kultury i pieniądze w ilości proporcjonalnej do liczby osób i płaconych przez nie podatków. Przy czym kwestią negocjacji jest, czy będzie to 10 czy 20 procent wszystkich dochodów przeznaczonych na kulturę. Nie może to jednak być -jego zdaniem - 0,18 proc. tych środków jak dotychczas.
- Mówiąc o teatrze musicalowym, nie myślałem o budowaniu od razu nowego budynku czy tworzeniu nowej placówki. Choć docelowo byłoby bardzo dobrze, gdyby ona powstała. Ważne, by już teraz spektakle muzyczne, także zespołów niemieckich, były do Opola sprowadzane. Skoro Teatr Kochanowskiego może występować dla Polonii w Niemczech, czego sam byłem świadkiem, to dlaczego teatry niemieckie nie miałyby występować w Opolu - mówi Hubert Beier.
- Oczywiście, chciałbym, by powstał w Opolu młodzieżowy dom kultury mniejszości. Ale nie po to, by dzielił młodzież. Przecież nie będziemy przy wejściu sprawdzać, czy wchodzący należą do TSKN. Liczymy, że jak w niedawnym przeglądzie filmów niemieckich uczestniczyć będzie obok młodzieży niemieckiej młodzież polska. Nie chcemy się izolować. Zależy nam tylko, byśmy sami mogli być podmiotem kultury, by jej kształt zależał od nas - dodaje.

Zdaniem marszałka Galli, odbiorców kultury wysokiej na Opolszczyźnie mamy dziś tylu, ilu mamy, a do teatru czy filharmonii sporadycznie uczęszcza nie tylko mniejszość ale i większość. Kiedy odbywa się jakaś duża impreza o charakterze kulturalnym w jednej placówce (jak trwające właśnie konfrontacje), skutecznie odbiera ona publiczność pozostałym. - Dlatego niecelowe wydaje mi się tworzenie nowych instytucji kultury niemieckiej. Lepiej wesprzeć placówki, które już są w propagowaniu tej kultury albo sprowadzić na gościnne występy artystów z Niemiec, ale trzeba mieć świadomość, że to jest kosztowne i czasem ekonomicznie mądrzej jest zrobić coś dobrego w istniejącym teatrze i filharmonii - dodaje marszałek Galla.
Niezależnie od tego, czym spór się zakończy, zaraz po konfrontacjach przedstawiciele mniejszości będą rozmawiać w teatrze Kochanowskiego na temat możliwości adaptowania sztuki któregoś z dramaturgów śląskich lub zaproszenia niemieckiego teatru na występ gościnny. Będą też rozmawiać o przygotowaniu - prawdopodobnie z pomocą finansową konsulatu - niskobudżetowego spektaklu, który będzie można wystawiać nie tylko w Opolu, ale także wyjeżdżać z nim tam, gdzie są znaczące struktury mniejszości.

Mniejszość staje po zjeździe przed wyborem, czy tworzyć własne placówki kultury, które zapewnią pełną autonomię twórczości, ale są drogie i w warunkach gospodarki rynkowej powinny być rentowne, czy intensyfikować działalność kulturalną, wzmacniając kadrowo choćby referat kultury w TSKN, czy wreszcie ewolucyjnie kształcić ludzi nauki, kultury i sztuki z własnych szeregów i pozwalać im z czasem przenikać do placówek już istniejących, by je od środka zmieniali. Optymistyczne jest, że mimo ciężkich słów, jakie padły, wszystkie strony sporu deklarują wolę rozmawiania ze sobą i szukania dobrych wspólnych rozwiązań. Rodzinna kłótnia, po której następuje zgoda, bywa zjawiskiem zdrowym. Zdarzają się też kłótnie domowe kończące się rozstaniem. Czym skończy się spór w mniejszości, zależy od partnerów.

Dziedzictwem zjazdu rocznego jest też pilnie wymagająca rozwiązania kwestia programu telewizyjnego dla mniejszości. Delegaci uchwalili po raz kolejny wniosek Huberta Beiera mówiący o tym, że producentem programu telewizyjnego dla mniejszości ma być spółka "Pro Futura". Tymczasem równocześnie do 15 kwietnia zgłaszać się mogą producenci do konkursu na program dla mniejszości ogłoszonego przez telewizję.
- Szanujemy prawa mniejszości i jej dokonania, ale i telewizja działa w granicach prawa. Nie ma więc mowy o odwoływaniu konkursu ze względu na uchwałę TSKN. Spodziewamy się licznego grona producentów, którzy staną do konkursu, prawdopodobnie w przedświątecznym tygodniu - mówi szef opolskiej telewizji Bogusław Nierenberg.
- Nie ulega dla mnie wątpliwości, że "Pro Futura" może i powinna realizować program dla mniejszości zgodnie z uchwałą delegatów. Konkurs wydaje mi się zbędny. Przecież programów dla innych mniejszości narodowych też nie przygotowują autorzy spoza ich grona. "Pro Futura", która obecnie realizuje głównie programy radiowe, ma wystarczający potencjał ludzki i intelektualny, by robić program dla mniejszości. Wierzę, że uda się nam przekonać do swoich programów nie tylko widzów, ale także stronę niemiecką. Choć nie rozumiem, dlaczego wiąże się sprawę produkcji programu telewizyjnego mniejszości niemieckiej z kaprysami IFY - mówi Hubert Beier.
- Trzeba uszanować wolę delegatów. Będziemy się zastanawiać, jak problem rozwiązać. Być może zrekonstruowana "Pro Futura" mogłaby realizować program dla mniejszości. Jak pogodzić uchwałę zjazdu z ogłoszonym przez telewizję konkursem i udziałem przedstawicieli mniejszości w jury, będzie z pewnością przedmiotem rozmów i ustaleń. Jedno nie ulega wątpliwości, program dla mniejszości (a nie tylko o niej) nie powinien być robiony bez udziału ludzi z mniejszości - uważa marszałek Galla.
Wątpliwości może budzić zdefiniowanie, kto jest człowiekiem z mniejszości oraz, jak do całej sprawy odniesie się strona niemiecka. Kathrin Seifert, kierownik Instytutu ds. Międzynarodowych ze Stuttgartu, już przed rokiem nazwała "Pro Futurę" trupem, a w tym tygodniu uznała współpracę z nią przy realizacji programu telewizyjnego za niemożliwą. Prawdą jest, że to nie do strony niemieckiej należy decyzja w tej sprawie, ale do niej właśnie należy sprzęt, który czasowo użytkuje opolska telewizja.
- Nasi poważni partnerzy po stronie niemieckiej powiedzieli na temat "Pro Futury" wiele poważnych słów. W moim przekonaniu powinniśmy kierować się mniej emocjami, a bardziej rozumem, a to oznacza, że trzeba się z tym zdaniem liczyć - przypomina Józef Kotyś.
Szum informacyjny wokół telewizji nie poprawia z pewnością atmosfery wokół konkursu na program. Odczuwają to zwłaszcza osoby, które mają zasiąść w jury, choć - jak zapewnił Bogusław Nierenberg - nikt się na razie z pracy w jury nie wycofał.

Nową i optymistyczną twarz pokazali na zjeździe delegaci. Reagowali zdecydowanie i emocjonalnie. Bili brawa, tupali, gwizdali, słowem udowodnili, że żyją tym, co się dzieje na sali.
- To nie było do końca tak, jak napisały media, że na mnie gwizdano, a marszałek dostał owację na stojąco. Wielu nie gwizdało, wcale nie wszyscy klaskali. Zresztą po wyjściu z sali obrad otrzymałem wyrazy aprobaty i gratulacje od kilkudziesięciu delegatów. Bardzo mnie to podniosło na duchu - przyznaje Hubert Beier.
- Nie mogę się zgodzić ze stylem uprawiania krytyki pod kierunkiem marszałka Galli. Jest to najwyższy rangą urzędnik, jakiego mniejszość ma po wojnie na Opolszczyźnie. Uważam, że zasługuje na szacunek zarówno za to, że podjął się trudnej roli współrządzenia województwem, jak i za jego podejście do pracy. Kiedyś mówiło się, że mniejszość niemiecka pojawia się w Urzędzie Wojewódzkim o 15.30, gdy wychodzą urzędnicy, a przychodzą sprzątaczki. Marszałek jest reprezentantem mniejszości nie tylko przed południem. Zwykle wychodzi z urzędu późno wieczorem, gdy sprzątaczki dawno już poszły do domu - uważa Józef Kotyś.
To normalne i zdrowe, że zdania w mniejszości na temat stron ostatniego konfliktu są podzielone. - Ludzie dojrzeli do demokracji. Już wiedzą, że powinni mieć swoje zdanie, a na zebranie roczne nie przychodzi się, by na nim spać - mówi Joachim Niemann.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska