Ukraińcy zachwyceni Opolem: tu nie ma powodu do narzekań

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Zaytsevowie kupili mieszkanie w ładnej dzielnicy Opola i zapewniają, że są naprawdę szczęśliwi.
Zaytsevowie kupili mieszkanie w ładnej dzielnicy Opola i zapewniają, że są naprawdę szczęśliwi. Sławomir Mielnik
Viktor produkuje ekskluzywną galanterię skórzaną, Vitalij jest fotografem, Oksana chce otworzyć w Opolu butik z włoską odzieżą na każdą kieszeń. Uderzyło ich to, że u nas urzędnicy są uśmiechnięci, a żeby załatwić formalności, nie trzeba dawać łapówek.

- Biznes na Ukrainie to jest droga przez mękę. Żeby zrozumieć, o czym mówię, trzeba to po prostu zobaczyć na własne oczy - mówi Viktor Zaytsev, który od trzech lat rozkręca w Polsce firmę produkującą galanterię skórzaną. Trzy miesiące temu biznes ruszył pełną parą. - Jeśli ktoś mówi, że u was przedsiębiorcy mają pod górę, to niech chociaż raz pojedzie za wschodnią granicę. Natychmiast zmieni zdanie - wtóruje mu wspólnik Oleksandr Solovyov.

Oleksandr mówi, że od dwóch tygodni jest naprawdę szczęśliwym facetem. Po kilku latach życia na walizkach udało mu się sprowadzić do Polski żonę i trójkę dzieci: dwie córki w wieku 5 i 10 lat oraz 15-letniego syna. - Najdłużej nie widzieliśmy się 1,5 miesiąca i to było bardzo męczące. Odkąd są przy mnie, odżyłem - mówi zadowolony.

Viktor i Oleksandr mają po 45 lat. Kiedy kilka lat temu koledzy usłyszeli, że zamierzają zamknąć na Ukrainie świetnie prosperujący biznes i zacząć w Polsce budować wszystko od zera, pukali się w czoło.

- Jesteście po czterdziestce, sporo ryzykujecie, możecie wylądować w obcym kraju bez grosza przy duszy - odradzali. Ale Wiktor i Oleksandr się uparli. A jak oni coś postanowią, to musi tak być i kropka.
Z galanterią skórzaną wyszli na rynek jeszcze na początku lat 90. Zaczynali od niewielkiego zakładu, w którym powstawały portfele, kurtki, torby dla lekarzy… Maszyn nie mieli, więc szyli ręcznie. - Chyba robiliśmy dobrą robotę, bo szybko zaczęli u nas kupować prawnicy, lekarze, muzycy… - wspomina Viktor.

Nie spoczęli na laurach. Mieli pełną głowę pomysłów i smykałkę do interesu, więc biznes kręcił się coraz lepiej. W czasach świetności zajmowali budynek o powierzchni 1,2 tys. metrów kwadratowych i zatrudniali ponad 70 pracowników. Na brak kupców nie narzekali. Ich wyroby jak ciepłe bułeczki rozchodziły się po Ukrainie i Rosji.

Skórę, farby, woski i nici sprowadzali z Francji, Turcji i Włoch, ale nielogiczne ukraińskie przepisy w prowadzeniu firmy im nie pomagały. Mijały nawet trzy miesiące, zanim dostawali zamówione towary.

- Urzędnicy robili wszystko, żeby utrudnić nam życie, a my przecież musieliśmy szybko reagować na potrzeby rynku. Bez łapówki nic nie dało się załatwić - wspomina Viktor. - Ja wiem, że w Polsce to jest nie do pomyślenia, ale tam to nie było nic dziwnego, że urzędnik na stanowisku przychodził do mojego zakładu jak do siebie, brał torby skórzane, jakie mu się podobały, i wychodził bez płacenia.

W 2008 roku rozpoczął się kryzys, o zamówienia było coraz trudniej i to ostatecznie przelało czarę goryczy. Dwa lata później Viktor i Oleksandr zdecydowali się przenieść biznes do Polski.

Szok. Urzędnicy chcą nam pomóc

- Rozkręcanie firmy od podstaw to nie jest łatwe zadanie, ale w Polsce przeżyliśmy szok, kiedy okazało się, że urzędnicy chcą nam pomóc, nie żądając nic w zamian - nie mogą się nadziwić wspólnicy. - U was jest porządek. Są reguły, ale jak się człowiek do nich dostosuje, to nie ma problemów. Na Ukrainie nie było tak łatwo, bo reguły swoje, a życie swoje - wyjaśnia Oleksandr.

Kiedy zdecydowali się zwinąć interes na Ukrainie, koledzy namawiali ich, żeby spróbowali swoich sił w Turcji, bo tam to dopiero jest raj dla przedsiębiorców. Zrezygnowali nawet za cenę łatwiejszego startu.

- Ja po prostu nie wyobrażam sobie życia w innej niż słowiańska kulturze. Zresztą zakochałem się w Opolu - śmieje się Viktor. - Szukając rynku na moje towary, jeździłem po całej Polsce, ale nigdzie nie było tak ładnie jak tu. Tu jest mój nowy dom i mam nadzieję, że w przyszłości moje dzieci też zechcą tu budować przyszłość.

Przedsiębiorca opowiada, że z trudem przychodziło mu płacenie podatków w kraju, który nie ma szacunku do swoich obywateli.

- To, co się dzieje teraz na Ukrainie, tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że podjąłem dobrą decyzję - kwituje Zaytsev. Stara się o polskie obywatelstwo i ani myśli wracać do ojczyzny. Mówi, że z przyjemnością patrzy, jak podatki, które tu płaci, przekładają się na konkretne inwestycje. - Nie marudzę, kiedy widzę dziurę w drodze czy krzywą kostkę w chodniku, bo widzę, ile się w Polsce robi. Wszystkiego naraz naprawić się nie da, ale ja codziennie dostrzegam, że moje podatki zostały dobrze wydane.

Na razie Viktor i Oleksandr produkują paski skórzane, bransoletki i etui na klucze. Idzie im nieźle, bo ich produktami zainteresowały się znane i cenione marki.
- Docelowo chcielibyśmy tak jak na Ukrainie produkować też torby i kurtki, ale na to potrzeba czasu - mówią wspólnicy.

Viktor ma 10-letniego syna Nikitę i 2,5-letnią córeczkę Sofiję. W ubiegłym roku dzieci i żona dołączyły do niego na stałe. W rozpoczęciu w Polsce nowego życia bardzo pomógł im Kościół zielonoświątkowców, do którego należą. Zaytsevowie kupili mieszkanie w ładnej dzielnicy Opola i zapewniają, że są naprawdę szczęśliwi.

- Syn chodzi do czwartej klasy, języka musiał się nauczyć w ekspresowym tempie. Choć w Polsce jest dopiero od 8 miesięcy, to już dał się poznać jako jeden z najlepszych uczniów - opowiada dumny tata.

Miejsce do życia

Czy tęsknią za Ukrainą? Mówią, że ani trochę, zwłaszcza oglądając w telewizji to, co się tam teraz dzieje. Brakuje im natomiast bliskich i przyjaciół, którzy zostali na wschodzie. Mieszkali 100 kilometrów od granicy z Krymem, więc martwią się o nich i z drżeniem serca czekają na ciąg dalszy.

Roksana, żona Viktora, nie boi się wyzwań, dlatego nie trzeba było jej długo namawiać na wyjazd do Polski. Żeby szlifować język, zaczęła studiować socjologię. Uznała, że jeśli się rzucać, to od razu na głęboką wodę. - Na Ukrainie prowadziłam sklep z bielizną i sprawiało mi to wielką radość. Marzy mi się, żeby w Opolu otworzyć butik z włoską odzieżą na każdą kieszeń - opowiada.

Miejsce na biznes ma już upatrzone. Pomysłów na to, jak sprowadzać wystrzałowe ciuchy, które nie zrujnują budżetów mniej zamożnych opolanek, też jej nie brakuje.

- Moja młodsza siostra mieszka z mężem we Włoszech, więc rozpoznała rynek. Chcemy sprowadzać ubrania prosto od producentów, pomijając pośredników, dlatego będzie taniej - wyjaśnia Oksana, która miłością do Polski zdążyła już zarazić siostrę. - Ona również chce się przeprowadzić do Opola, więc butik poprowadzimy razem. Opolanki to piękne kobiety, dlatego zasłużyły na najlepsze ciuchy. Pokażemy im, że to wcale nie musi kosztować kroci - uśmiecha się.

To stereotyp, że obcokrajowcy, którzy trafiają do Polski, znajdują zatrudnienie tylko na budowach.

- Choć wielu faktycznie od tego zaczyna - przyznaje Anna Bartoszek-Dec, kierownik oddziału ds. cudzoziemców i obywatelstwa w Opolskim Urzędzie Wojewódzkim. - Z czasem coraz lepiej opanowują język, uczą się polskich realiów i wielu z nich radzi sobie naprawdę świetnie. Pamiętam na przykład panią z Ukrainy, która przyjechała do Polski na początku lat 90. Zaczynała od handlu na targowisku, a teraz prowadzi agencję pracy, która pomaga znaleźć zatrudnienie innym obcokrajowcom. Jej firma działa w całej Polsce i daje pracę 250 osobom, w tym również Polakom. Inna pani z Ukrainy, która też początkowo zajmowała się handlem, teraz jest lekarzem - opowiada.

Viktor i Oleksandr zarażają miłością do Opola kolejnych Ukraińców. Ostatnio sprowadzili tu swojego kolegę, fotografa, 37-letniego Vitalija Kurichenko. - Jestem tu od tygodnia, ale czuję, że nie chcę stąd wyjeżdżać - opowiada z uśmiechem Vitalij. - Specjalizuję się w fotografii ślubnej, robię zdjęcia promocyjne produktów i staram się być na bieżąco z tym, co teraz jest na topie, więc myślę, że znajdę tu dla siebie miejsce.

Vitalij na razie rozpoznaje rynek i szuka zleceń. O przyszłość się nie obawia, bo wierzy, że musi być dobrze. I tylko samotność trochę mu doskwiera. - Ale my znajdziemy mu w Polsce odpowiednią kandydatkę na żonę - poklepują go z uśmiechem Viktor i Oleksandr. Bo on też nie chce już wracać na Ukrainę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska