W centrum "kultury śmierci"

Redakcja
Z ks. prof. dr. hab. Alojzym Marcolem, kierownikiem Katedry Teologii Moralnej Wydziału Teologicznego UO, rozmawia Krzysztof Ogiolda

- Niedawno zalegalizowano eutanazję w Holandii. Czy grozi nam, że stanie się ona wkrótce europejską normą prawną i etyczną?
- Etyczną normą - w każdym razie katolicką - eutanazja z pewnością nigdy się nie stanie, ponieważ nauka katolicka zakłada poszanowanie życia od początku do końca. Co do tego, że w życiu praktycznym poczyniono pewne wyrwy w tej normie, nie mamy złudzeń. Dokonało się przerwanie wału, jaki stanowi założenie, że życie ludzkie jest nietykalne. Holenderska ustawa eutanazyjna zapewnia, że wszystkie sposoby chroniące przed nadużyciami będą w praktyce wykorzystywane. Uważam, że są to płonne zapewnienia, bo żadne obostrzenia ani regulacje nie powstrzymają ludzi, skoro otwarto wrota do szafowania ludzkim życiem i śmiercią.
- Jak wygląda praktyka eutanazyjna na Zachodzie?
- Poczynania eutanatyczne mają już miejsce w krajach, w których nie ma jeszcze ustawodawstwa je dopuszczającego, by wymienić tylko Belgię, Niemcy czy Austrię. Coraz częściej stawia się w Polsce pytanie, kiedy na nas kolej? Naruszanie normy etycznej jest zawsze procesem. Liberalizacja ustawodawstwa holenderskiego rozpoczęła się przed niemal trzydziestu laty, a swój pierwszy sukces osiągnęła przed siedmioma laty. Niebawem królowa Holandii Beatrix, panująca "z łaski Bożej" - jak brzmi początek ustawy - zadecyduje, od kiedy ustawa eutanazyjna zacznie obowiązywać. Prawdopodobnie nastąpi to od pierwszego stycznia 2002. Warto podkreślić, że w ustawie nie pojawia się ani razu słowo eutanazja. Mówi się o "kontroli kończenia życia na żądanie i o pomocy suicydalnej". W praktyce lekarze w określonych ustawowych ramach dostali wolną rękę do stosowania eutanazji. Zastrzeżenia może wnosić regionalna komisja (prawnik, lekarz, etyk) lub stwierdzający zgon (Leichenbeschauer).
- Co ustawa zmienia w dotychczasowej holenderskiej praktyce?
- Nowa ustawa różni się od obowiązującej dotychczas tym, iż poprzednia skupiała się wokół praw pacjenta, obecna natomiast zawiera prawne gwarancje dla lekarza. Warto zresztą podkreślić - mówili o tym podczas niedawnego kongresu w Opolu sami lekarze - że stosowanie eutanazji nie uchodzi im bezkarnie. Implikuje to określone przeżycia, które prowadzą do zszargania nerwów. Są pewne granice, których człowiek bezkarnie nie przekracza. Nawet jeśli sam nie aplikuje śmiercionośnej trucizny, tylko ją przygotowuje, to jednak w sposób oczywisty współdziała.
- Jakich używa się argumentów za eutanazją?
- Zwolennicy eutanazji wysuwają zasadniczo jeden argument: każdy człowiek ma prawo do godnej śmierci i dlatego może żądać od lekarza, by skrócił jego cierpienia. Skoro śmierć i tak jest nieunikniona, to terminalnie chorym należy oszczędzić męki. Nie można pod pozorem bezwzględnego szacunku dla życia zmuszać chorych do poniżenia i samotności wśród aparatury. Powstaje jednak pytanie: Co z ludźmi zachwianymi psychicznie, których wolność decyzji jest wątpliwa? Co z informacją i zgodą tych, którzy są zamroczeni? Zazwyczaj za nich decyzję podejmują inni. Chętnie podnosi się na uzasadnienie eutanazji argument autonomii w decydowaniu o swoim życiu. Zjawisko jest groźne, gdy przyznaje się prawo do szafowania własnym życiem 16-letnim (por. ustawa holenderska).
- Jaka jest alternatywa dla eutanazji?
- Kto uważa, że oszczędzi cierpień śmiertelnie choremu przez przedwczesne uśmiercenie go, działa w sposób głęboko niehumanistyczny. Kto w sytuacji, gdy człowiek najbardziej potrzebuje ludzkiej i medycznej opieki, nie zapewnia mu jej, a zamiast tego narzuca mu, by zdecydował się odejść z tego świata, uplasował się w samym centrum "kultury śmierci". Wobec dzisiejszych możliwości medycyny niepojętą jest rzeczą, że w Holandii lekarze gotowi są spowodować przedwczesną śmierć pacjenta, zamiast mu w trudnej sytuacji towarzyszyć. Oczywiście, że częścią opieki paliatywnej jest także opieka psychologiczna i religijna.
- Po co przedłużać życie terminalnie chorym?
- Często w stadium finalnym ludzie porządkują sprawy, które wlekli za sobą przez długie lata. Otoczeni opieką mają możność uporządkować swoje relacje z bliskimi, wygasić spory, przeprosić, zadośćuczynić, uporządkować swoje stosunki z Bogiem. Z pozycji końca sprawy wyglądają inaczej. Podanie śmiercionośnego zastrzyku wszystkie te możliwości niweluje. Są to, jak widać, racje ludzkie, społeczne, w każdym razie nie na pierwszym miejscu religijne. Opieka paliatywna oczywiście kosztuje. Czy człowiek nie zasługuje na to?
- Jak wygląda problem eutanazji w Polsce?
- Prawna sytuacja jest w Polsce jasna. Eutanazja jest prawnie zabroniona. Czy zdarza się, nie umiem powiedzieć. Jeśli zdarzałaby się, to będzie skrzętnie ukrywana ze względu na prawną odpowiedzialność. Muszę natomiast wyznać, że znam przypadki, w których zdawało się, że należy mękę chorego zakończyć, lekarz jednak po ten środek nie sięgnął. Polska medycyna póki co zdaje egzamin z etyki. Zdrowy humanizm bierze górę. Wprawdzie słyszy się głosy, że nie należy nadużywać opium czy morfiny, by nie uzależniać chorego; tego typu argumenty w terminalnej fazie życia trzeba włożyć pomiędzy bajki. Nie lękajmy się uzależnienia umierającego. Bójmy się uzależnień młodzieży.
- Niemniej świadomość eutanazyjna zwłaszcza u ludzi młodych także u nas narasta.
- To, że młodzi nie ujmują tego w kategoriach grzechu, jest wynikiem postępujących procesów sekularyzmu. Prawdą jest, że dla chrześcijanina w sprawie eutanazji nie musi się wypowiadać żadna komisja etyczna, skoro jednoznacznie wypowiedziała się "komisja z Synaju". Niezależnie od religijnej zasady (5. przykazanie) młodzi ludzie często mają tylko fragmentaryczne wyobrażenie o życiu ludzkim. Ogarnięcie całości życia ludzkiego na etapie młodości w wielu przypadkach przerasta ich możliwości. Nie sądzę, by w normalnych warunkach życia rodzinnego zechcieliby kojarzyć eutanazję z ojcem, matką, bratem i siostrą. Tak reaguje nasze człowieczeństwo, niekoniecznie tylko chrześcijaństwo. Nawet tak zawzięty zwolennik eutanazji jak australijski prof. Peter Singer, gdy zachorowała jego matka na alzheimera, zorganizował dla niej - na własny koszt - całodobową opiekę, a w wywiadzie opublikowanym w Internecie na zarzut, że jest niekonsekwentny, przyznaje, że sprawa z matką otworzyła mu oczy. Zagadnienie jest trudniejsze, niż przypuszczał, gdy chodzi o własną matkę. Intuicja niewątpliwie poprawna.
- Jaki jest stosunek ks. profesora do kary śmierci? Domaga się jej większość polskiego społeczeństwa.
- Jest to jedno z najbardziej kontrowersyjnych i trudnych zagadnień etyki. Lecz życie okrutnego przestępcy jest także życiem ludzkim. Ilekroć miewa miejsce spektakularne przestępstwo i narasta przemoc w życiu społecznym, nasila się wołanie o karę śmierci. Badania opinii publicznej zarówno w Polsce, jak i w innych krajach Europy wskazują, że wielu jest za stosowaniem kary śmierci. Postawy te bywają jednak często zabarwione emocjonalnie, a nawet irracjonalne. Kara śmierci to jednak kara niehumanitarna i niepotrzebna, a przy dzisiejszej organizacji instytucji penitencjarnych wydaje się zbyteczna. Przestępca osadzony na długo w więzieniu otrzymuje niejako karę śmierci na raty. Ostatnia "Angora" donosi, że ludzie, którzy ponad 10 lat spędzili "w pudle", w izolacji, przechodzą nieodwracalne zmiany psychiczne i nie powrócą do normalnego życia społecznego. W tym kontekście widać, że kara śmierci wykonana szybko w pewnym sensie jest "łatwiejsza" niż dożywocie lub 25 lat. Odrzucenie kary śmierci na rzecz dożywocia jest mimo wszystko znaczącym krokiem w kierunku humanizacji wymiaru sprawiedliwości.
- Zazwyczaj przestępcy odsiadują sporo mniej.
- Rzecz w tym, że należy ich naprawdę izolować. Ostrożnie z wielkodusznością, zwłaszcza z przedkładaniem praw skazanego nad prawem społeczeństwa do bezpieczeństwa. Nie możemy rozczulać się nad przestępcą, a tracić z oczu ofiary. Więzienie kosztuje, podobnie jak opieka paliatywna. Ale względy ekonomiczne nie mogą decydować o tym, że się odbiera życie człowiekowi. Kara pozbawienia wolności, jeśli jest konsekwentnie egzekwowana, stanowi alternatywę dla kary śmierci.
- Czy demokratyczna większość może decydować o prawnym usankcjonowaniu kary śmierci lub eutanazji? Dla wielu ludzi postanowienia "komisji z Synaju" wcale nie są normą.
- Może nie dość zrobiliśmy, by "nie zabijaj" było normą oczywistą. Zajmujemy się często marginaliami. Powinniśmy to sobie wyrzucać. O pewnych akcjach duszpasterskich trzeba czasem myśleć krytycznie. Lecz demokratyczna większość nie może stanowić elementarnego prawa etycznego. Są prawa, które mogą się większości nie podobać, a nie przestają być prawem. Trzeba odróżniać prawo naturalne, wpisane w serce człowieka, od prawa stanowionego, które jest aplikacją podstawowej normy do zmieniających się warunków życia. Prawo stanowione, pozytywne, nie powinno nigdy kolidować z prawem natury, jeśli chce być nie tylko legalne, ale obowiązywać człowieka w sumieniu. Takie normy odznaczają się pewną oczywistością. Ustawodawca z tego powinien sobie zdawać sprawę i wytrzymywać przeciwne naciski.
- Czy w kontekście uznania w Holandii małżeństw homoseksualnych Kościół jest przesadnie rygorystyczny?
- Najpierw słówko wyjaśnienia. Wszystkim ludziom należy się szacunek. Istnieją homoseksualne inklinacje bez wpływu danego człowieka. Sama inklinacja jako taka oczywiście nie jest grzechem. Dyskryminacja człowieka, także homoseksualnie usposobionego, zawsze jest grzechem. W 1991 Światowa Organizacja Zdrowia oficjalnie skreśliła homoseksualizm z listy psychicznych dewiacji.
Kościół nie jest rygorystyczny. Gdy przez "partnerstwo" rozumiemy przyjaźń, w ramach której obie strony świadomie rezygnują z aktywności seksualnej, wszystko jest w porządku. Jeśli "partnerstwo" ma obejmować seksualne działania jako wyraz wzajemnej miłości, jest to niezgodne z nauką Kościoła. Niestety, istnieją oznaki, że pod pojęciem "partnerstwa" rozumie się to, co sprzeciwia się nauce katolickiej. Coś w sposób elementarny się tu nie zgadza. "Małżeństwa" homoseksualne nie leżą na linii prokreacji, czyli tego istotnego dobra, jakim jest życie ludzkie.
- Jak wobec tego ułożyć relacje między partnerami tej samej płci?
- Etyka katolicka nie sprzeciwia się zachwytowi, uwielbieniu, przyjaźni między osobnikami tej samej płci. Abstrahuje ona na ogół od seksualnej aktywności. Drugą płaszczyzną może być homoerotyka, która obejmuje także wzajemne czułości. Termin homoseksualizm dotyczyłby homotropijnych osobników, którzy swemu nastawieniu dają wyraz w praktykach genitalnych. Wydaje się, że widać, jakie powinny i jakie nie powinny być relacje między partnera tej samej płci.
- Nie jest winą części ludzi, że rodzą się z pociągiem seksualnym do partnera tej samej płci.
- Ja też ich nie winię. Sprzeciwiam się lżeniu ich czy dokuczaniu im, nazywaniu ich zboczeńcami. Uważam, że tak jak osoby, które nie zawarły małżeństwa, mogą one mieć przyjaciół i świetnie się w życiu realizować, choć nie muszą się angażować seksualnie. Obowiązek czystości obejmuje ich w tym samym stopniu jak innych żyjących poza małżeństwem.
- Proszę ocenić próby legalizacji prostytucji.
- Prostytucja zawsze się zdarzała i będzie się z pewnością zdarzać. Jest to odchylenie od sensownie przeżywanej seksualności. Ocena etyczna tego "najstarszego zawodu świata" jest surowa. Oznacza ona często zniewolenie i cierpienie kobiety. Nie można legalizować rzeczy niemoralnej. Nieważny jest kontrakt dotyczący niegodziwej materii. Aspekt ekonomiczny legalizacji? Wolałbym, by tak zdobytych (brudnych) pieniędzy nie inwestowano nawet w najszlachetniejsze cele. Wystarczy ściągnąć podatki od tych, którzy powinni je płacić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska