Żeby skorzystać z toalety w kędzierzyńskim starostwie, trzeba iść po klucz do urzędników. Ci ostatni wolą zobaczyć petenta, którego wzywa "potrzeba", by w razie czego wiedzieć, kogo szukać. Wszystko przez złodzieja, który kilkanaście dni temu wymontował z toalety wszystkie klamki.
- Musiał to zrobić w kilka minut. Po co były mu te klamki, tego nie wiemy - mówi zdziwiony całą sytuacją Adam Lecibil, jeden z pracowników urzędu. - Na wszelki wypadek zamknęliśmy toalety, żeby coś takiego więcej się nie powtórzyło.
Okazuje się, kradzieże w ubikacjach to nie wyjątkowe zjawisko, ale wręcz plaga. W Kędzierzynie-Koźlu ktoś regularnie plądruje toalety publiczne przy ulicy Harcerskiej. Znikają z nich papier toaletowy, lustra, a nawet... deski sedesowe.
- Tak się zastanawiam, czy ktoś kradnie je, żeby potem zamontować w swoim domu? No bo jaki może być inny pożytek z deski od kibla? - zachodzi w głowę Irena Wołowska, mieszkanka Kędzierzyna-Koźla, która korzystała z toalet przy Harcerskiej, zanim zaczęli w nich buszować złodzieje.
Przestępcy czują się bezkarnie, bo wychodki nie są pilnowane przez obsługę. Wchodzi się do nich po wrzuceniu złotówki do specjalnej skarbonki w drzwiach, która otwiera drzwi. Same skarbonki z niewielką gotówką też zresztą znikały już kilka razy.
Problem z pilnowaniem toalet mają też w Brzegu. Pomysłowy 28-latek wziął sobie na cel tamtejsze szkoły. Gdy woźny nie widział, wślizgiwał się ukradkiem do uczniowskich ubikacji.
- Wchodził do szkół i korzystając z tego, że w toaletach nikogo nie było, wykręcał urządzenia - mówi Bogusław Dąbkowski, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Brzegu.
Wężyki, krany, zaworki - brał wszystko, co teoretycznie mogło mieć jakąś wartość. Wpadł 10 stycznia. Oszacowano, że wszystkie skradzione rzeczy miały wartość 800 złotych. Części z nich nie udało się policjantom odzyskać, bo złodziej - który dość szybko przyznał się do winy - część z nich sprzedał w skupie złomu.
Miał lepkie ręce od gum do żucia
Skupy to miejsca, gdzie amatorzy cudzej wartości bardzo często spieniężają zdobywane w trudzie łupy. Dławik torowy to takie urządzenie, które sprawia, że prąd z kolejowych urządzeń elektrycznych nie przedostaje się do szyn. Obudowę jednego z takich dławików i imadło skradł z kolejowego warsztatu w połowie grudnia mieszkaniec Kolonowskiego.
- Mężczyzna sprzedał łupy w skupie złomu. Przekonywał, że przedmioty znalazł u dziadka w garażu - mówi Beata Kocur z policji w Strzelcach Opolskich.
Tłumaczenie o tyle dziwne, bo po co dziadkowi w szopie potrzebny byłby dławik torowy? I tym razem udało się odzyskać tylko część łupów. W skupie złodziej dostał za nie grosze, ale straty na kolei wyniosły aż 5 tysięcy złotych.
45-letniego mieszkańca Żyrardowa można bez wahania nazwać królem złodziei gum do żucia. W swoim rodzinnym mieście był już spalony. Ochroniarze sklepowi doskonale wiedzieli, że mężczyzna ma "lepkie ręce" i brali go po lupę za każdym razem, gdy zjawiał się w marketach. Dlatego postanowił wybrać się na gościnne występy w Opolskie. Za cel obrał sobie najpierw kluczborski market. Jak to miał w swoim zwyczaju, przy kasie napchał kieszenie gumami, po czym wyszedł szybko i odjechał białym peugeotem.
Obserwujący go ochroniarz - który nie zdążył zareagować jeszcze w sklepie - postanowił śledzić dziwnego złodzieja. 45-latek zatrzymał się pod kolejnym sklepem, ale tam odstraszyły go bramki elektroniczne. Takich bramek nie było w pobliskim markecie, który żyrardowianin też zdecydował się obrabować z miętowek. Kilka minut później został zatrzymany przez ochronę i przekazany policji. Funkcjonariusze przeszukali jego samochód. Tam znaleźli 1154 sztuki już wcześniej skradzionych gum do żucia, 40 tabletek mentosów i opakowanie herbaty.
Złodziej skarpet i rogów
"Skarpetkowa czarna dziura" wielu z nas przyprawia rano o zawrót głowy, gdy nie umiemy znaleźć drugiej do pary. O wielkiej dziurze mógł mówić właściciel opla astry z Prudnika, z którego 28-letni mieszkaniec tego miasta skradł aż 190 par skarpetek. Policjantom udało się odzyskać 68 kompletów, resztę złodziej sprzedał, a pieniądze przepił. Funkcjonariusze dotarli też do dwóch kompanów 28-latka, którzy dostali od niego skarpety "na handel". Łączna wartość odzieży do stóp wyniosła 380 złotych. Skarpetkowy złodziej za kraty nie trafił, ale w ramach dozoru musiał stawiać się dwa razy w tygodniu w prudnickiej komendzie. Wspólnej akcji polskiej i czeskiej policji potrzeba było, by w kwietniu 2010 r. ująć 28-letniego Dawida L. z Racławic Śląskich. Policyjne rozpoznanie wykazało, że w jego domu może znajdować się nadzwyczaj cenny łup - tj. poroże jeleni i kozłów. Dawid L. na polowanie udał się nie do lasu, ale do leśniczówki w czeskiej miejscowości Osoblaha. Włamał się do niej i pozdejmował wszystkie rogi ze ścian, które od lat - jako dowód niezawodnej ręki i celnego oka - zbierali czescy myśliwi. Podczas przeszukania jego domu i odkrycia poroży wyszło na jaw, że mężczyzna już od dawna grasuje na polsko-czeskim pograniczu. Przyznał się m.in. do splądrowania dwóch domów letniskowych w Czechach. Ukradł z nich gumowe buty i taczkę. Tę ostatnią udało mu się przemycić przez granicę i sprzedać za 50 złotych.
Ktoś buchnął starostów
Proboszcz jednej z opolskich parafii aż się złapał za głowę, gdy zorientował się pewnego ranka, że ktoś ukradł dach z kościoła. Na szczycie bocznej nawy kościoła brakowało miedzianej blachy. Policjanci natychmist zabrali się do roboty. Kilka dni później zatrzymali 26-letniego mieszkańca Opola. Okazało się, że dach kradł na raty, aż trzy razy ściągając z kościoła kolejne arkusze blachy. Straty proboszcz oszacował na 5 tys. złotych.
Są ludzie, którzy lubią kolekcjonować portrety wybitnych osobistości. Jeden z takich kolekcjonerów amatorów uznał, że takowymi byli strzeleccy starostowie z lat 1885-1940. Podczas remontu budynku starostwa ich portrety zdjęto ze ściany i schowano do szafy. Gdy ponownie otwarto szafę, okazała się pusta. Do dziś nie wiadomo, co się z nimi stało.
- Tak sobie myśleliśmy, że to jakiś kolekcjoner amator. Tyle że te portrety nie miały praktycznie żadnej wartości, bo były to po prostu skserowane i oprawione stare zdjęcia - mówi obecny starosta strzelecki Józef Swaczyna. - Skserowaliśmy je raz jeszcze raz i chłopcy wiszą dalej na ścianie.
Złodziej, jak każdy, bywa czasem zmęczony swoją pracą. 24-latek z powiatu namysłowskiego włamał się do piwnicy budynku przy ul. Waryńskiego w Kluczborku, by tu poszukać cennych łupów. W jednej z nich znalazł dwie wiertarki.
- To już coś - pomyślał i żeby ich nie zapomnieć, wystawił wiertaki na korytarz, po czym poszedł szukać łupu w drugiej piwnicy. Tam dopadło go zmęczenie. Mężczyzna ziewnął kilka razy, po czym zapadł w głęboki sen. Z niego zbudzili go dopiero policjanci, których wezwała właścicielka piwnicy. Chrapiącego włamywacza znalazła, gdy zeszła na dół po kilka słoików. Na kondycję 24-latka nie bez wpływu był alkohol, który dla odwagi wypił przed skokiem na piwnice. W wydychanym powietrzu miał 1,4 promila.
Podinspektor Jarosław Dryszcz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu przyznaje, że spośród wszystkich kradzieży, te, w których znikają niewiele albo nic niewarte przedmioty, to spory odsetek.
- Niemniej zajmujemy się każdą sprawą. Bo choć kradzież kury dla przeciętnego człowieka może okazać się błahostką, to dla kogoś, kto ledwo wiąże koniec z końcem, jest ona źródłem pożywienia - mówi Dryszcz. I wylicza, że kradzież przedmiotu o wartości do 250 złotych jest wykroczeniem, a powyżej już przestępstwem.
- Ale jeżeli ktoś włamie się do piwnicy i ukradnie choćby słoik z dżemem, to jest to już przestępstwo, za które grozi do 10 lat więzienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?