Wszystko zaczęło się od snu. Chór licealny z Głubczyc obchodzi swoje 35-lecie

Łukasz Biernacki
Łukasz Biernacki
Dyrygentem zespołu nieprzerwanie od 35 lat jest Tadeusz Eckert.
Dyrygentem zespołu nieprzerwanie od 35 lat jest Tadeusz Eckert. Archiwum chóru
Śpiewali przed Janem Pawłem II, w gmachu Opery Narodowej i w parlamencie Irlandii Północnej. Zdobyli ponad 100 nagród na krajowych i międzynarodowych konkursach. Chór licealny w Głubczycach to miejsce, które od lat pozwala młodzieży nie tylko rozwinąć się muzycznie, ale też wejść w dorosłe życie z odpowiednim bagażem doświadczeń. Teraz obchodzi swoje 35-lecie.

Spis treści

Wszystko zaczęło się od snu

Z powstaniem chóru przy głubczyckim liceum ogólnokształcącym związana jest kultowa już w lokalnym środowisku anegdota. Pewnej nocy pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku ówczesny dyrektor szkoły Edward Wołoszyn miał mieć sen, w którym zobaczył i usłyszał chór złożony z jego uczniów pięknie śpiewających w głubczyckim amfiteatrze. Od tego czasu jego marzeniem było założenie właśnie takiego zespołu. Na jego realizację nie musiał długo czekać.

W 1988 roku pracę w liceum rozpoczął młody nauczyciel muzyki Tadeusz Eckert i za namową dyrektora Wołoszyna zabrał się on za tworzenie szkolnego chóru. Początki nie były jednak łatwe.

- Zajęcia chóralne były początkowo obowiązkowe dla wszystkich uczniów, którzy naszym zdaniem mieli choć trochę zdolności artystycznych. Był to schyłek poprzedniej epoki więc nasze myślenie, było jeszcze takie, że pewne rzeczy po prostu muszą być obowiązkowe – mówi Tadeusz Eckert, który funkcję dyrygenta chóru pełni nieprzerwanie od 35 lat - Eksperyment z takim delikatnym przymuszaniem młodzieży do śpiewu trwał całe dwa lata w przekonaniu, że w końcu wyłoni się z tego coś sensownego. No ale wyłonił się jedynie wniosek, że nie da się nikogo przymusić do śpiewania. Na początku chór liczył nawet 120 osób. Po tym okresie prób i błędów kiedy już doszliśmy do tego, że zajęcia muszą być dobrowolne, w zespole zostało około 40 osób. Wtedy zaczęła się dopiero sensowna praca – dodaje.

Wraz ze zmianą podejścia do prowadzenia zajęć nadeszła też znacząca zmiana w poziomie artystycznym zespołu. Chór zaczął uświetniać swoimi występami uroczystości szkolne i miejskie. Wkrótce chórzyści wyjechali też na pierwsze zgrupowanie artystyczne.

Dyrygentem zespołu nieprzerwanie od 35 lat jest Tadeusz Eckert.
Dyrygentem zespołu nieprzerwanie od 35 lat jest Tadeusz Eckert. Archiwum chóru

- Na pierwszy wyjazd pojechaliśmy z chórem do Szklarskiej Poręby. To był moment przełomowy. Zorientowałem się wtedy, że praca w szkole, a podróż artystyczna to dwie zupełnie inne rzeczywistości. Wyczułem, że trzeba organizować takie wyjazdy. Po powrocie ze Szklarskiej Poręby miałem już jasność. Trzeba z młodzieżą jeździć, bo wtedy nie tylko znacznie lepiej rozwijamy się muzycznie, ale też tworzymy ze sobą relacje – wspomina Tadeusz Eckert - Potem już nawet co miesiąc organizowaliśmy chóralne wyprawy. Naszą słynną bazą wypadową była stara plebania w Chomiąży. Warunki tam były spartańskie, ale nam to nie przeszkadzało. Najważniejsze były praca artystyczna na jak najwyższym w poziomie i wspólnie spędzony czas.

To właśnie podczas słynnych wyjazdów do Chomiąży chór przygotowywał się do debiutu konkursowego.

A nagroda główna trafia do chóru z Głubczyc

Na swój pierwszy występ przed Jury licealiści pojechali w 1992 roku na Ogólnopolski Konkurs Chórów w Bydgoszczy. Tam pokazali się z bardzo dobrej strony, poziomem artystycznym wyprzedzając wiele dużo starszych stażem zespołów. Do Głubczyc wrócili z trzecim miejscem i ogromną satysfakcją. Nikt bowiem nie spodziewał się, że tak mało doświadczony w występach scenicznych chór z tak małej miejscowości zajmie miejsce na podium.

- Była taka sytuacja, że żeby wytłumaczyć komuś, skąd my w ogóle jesteśmy, na zamglonej szybie rysowaliśmy mapę Polski i na niej zaznaczaliśmy Głubczyce. Bo skąd oni mogli wiedzieć w Bydgoszczy o tak małej miejscowości – wspomina ze śmiechem Tadeusz Eckert.

Wyjazdy na konkurs do Bydgoszczy stały się później tradycją. Pomiędzy rokiem 1992 a 2013 zespół pojechał tam bowiem aż 12 razy.

- Od 1993 roku zdobywaliśmy tam już zawsze te same laury. Złoty kamerton, puchar ministra edukacji narodowej za pierwsze miejsce w swojej kategorii i puchar ministra kultury za najlepiej wykonany utwór obowiązkowy – wymienia Tadeusz Eckert – Jeżeliby popatrzeć na punktację to byliśmy zawsze przynajmniej drudzy w kategorii OPEN, a trzykrotnie zdobyliśmy też Grand Prix. Stworzyliśmy w Bydgoszczy taką legendę głubczycką – dodaje.

Oprócz rywalizacji w Bydgoszczy chór na przestrzeni lat wziął też udział w wielu innych prestiżowych konkursach. Wyjeżdżał na festiwale muzyczne do Legnicy, Międzyzdrojów, Cieszyna czy Bielska-Białej. Łącznie na konkursach zdobył ponad 100 nagród i wyróżnień.

Zdjęcie pamiątkowe po zdobyciu Grand Prix 46. Międzynarodowego Festiwalu Pieśni Chóralnej w Międzyzdrojach w 2013 roku.
Zdjęcie pamiątkowe po zdobyciu Grand Prix 46. Międzynarodowego Festiwalu Pieśni Chóralnej w Międzyzdrojach w 2013 roku. Archiwum chóru

Zaśpiewać dla Jana Pawła II to zaszczyt

W historii głubczyckiego chóru bardzo ważną pozycję zajmują też wyjazdy na krajowe i zagraniczne trasy koncertowe. Przez 35 lat swojego istnienia głubczycki chór śpiewał w sumie w 19 europejskich krajach: Danii, Niemczech, Belgii, Holandii, Francji, Anglii, Szkocji, Walii, Irlandii Północnej, Szwajcarii, Węgrzech, Austrii, Włoszech, Watykanie, Jugosławii, Słowacji, Czechach, Ukrainie i Hiszpanii.

Z kolei w Polsce koncertował m.in. na scenach Teatru Wielkiego Opery Narodowej, Filharmonii Pomorskiej czy Filharmonii Opolskiej.

- Nasze pierwsze tournée to wyjazd do Danii. To dlatego, że ówczesny dyrektor głubczyckiego „rolniczaka" zaprosił nas na występ dla duńskiej delegacji, która przyjechała do ich szkoły. My tam zaśpiewaliśmy no i przedstawiciele tej delegacji słysząc nas zespół, uznali, że koniecznie powinniśmy do nich przyjechać. No i nie trzeba było nas dwa razy namawiać. Pamiętam łzy szczęścia w oczach chórzystów i ogromną satysfakcję artystyczną po pierwszym i niezwykle udanym koncercie przed duńską publicznością – mówi Tadeusz Eckert.

Wyprawa do Danii była ważna, bo debiutancka, jednak nie najważniejsza w historii zespołu. Jedną z takich, która najbardziej zapadła w pamięci chórzystów, jest wyjazd do Włoch z 1998 roku. Była to pielgrzymka parafialna zorganizowana przez ówczesnego proboszcza parafii Głubczyce ks. Michała Ślęczka. Miejsca podzielono wtedy w taki sposób, że połowę autokaru zajęli wierni, a pozostałą część mogli dopełnić chórzyści.

- Wyprawa była niezwykła. Po drodze zwiedziliśmy Wiedeń, śpiewaliśmy w kościele na wzgórzu Kahlenberg, skąd Jan III Sobieski dowodził bitwą z Turkami. Podróżowaliśmy też po Włoszech, no ale punktem kulminacyjnym była wizyta w Watykanie i udział we mszy świętej na placu św. Piotra – opowiada Tadeusz Eckert – Wtedy bezpośrednio po mszy utorowano nam drogę do ołtarza i spotkaliśmy się z ojcem świętym. Wręczyliśmy mu pamiątkowy ornat i odśpiewaliśmy mu góralski Dysc „Hej idzie dysc, idzie sikawica”. Wszyscy ówcześni chórzyści wspominają ten moment jako niezwykły, jeden z najważniejszych w historii chóru – wspomina.

Spotkanie z Janem Pawłem II jest wspominane przez chórzystów do dziś.
Spotkanie z Janem Pawłem II jest wspominane przez chórzystów do dziś. Archiwum chóru

Pamiątki po spotkaniu z Janem Pawłem II odnajdujemy również w jednej z chóralnych kronik. Tam oprócz licznych zdjęć z tego wyjazdu niektórzy chórzyści umieścili swoje wspomnienia ze spotkania z papieżem z Polski.

- Wzruszyłam się, widząc papieża. Bez wątpliwości jest on dla mnie największym autorytetem. Do końca nie wierzyłam w to spotkanie. Stojąc na placu św. Piotra z najukochańszymi mi ludźmi, byłam najszczęśliwsza na świecie – pisze w pamiątkowej księdze chórzystka podpisana pseudonimem Maśka.

To tylko z boku wygląda tak łatwo

„Jeżeli już nie możesz, to możesz trzy razy więcej”. To motywacyjne motto, które dyrygent od 35 lat powtarza swoim wychowankom. Bo praca z zespołem to nie tylko piękne koncerty i sukcesy na konkursach, ale też niezliczone godziny żmudnej pracy nad repertuarem oraz szereg naturalnych problemów, jakie niesie za sobą współpraca z niezwykle młodymi przecież artystami.

- Tych chwil zwątpienia pojawia się w pracy chórmistrzowskiej dużo, ale po tylu latach dochodzę do wniosku, że im więcej jest problemów, tym lepsze są potem efekty i większe sukcesy. To teraz taka moja zasada, że skoro są w czymś duże trudności to znak, że robimy coś ważnego – mówi dyrygent Eckert - We współpracy z licealistami najważniejsze jest odpowiednie ich zmotywowanie, bo inaczej nie będą chcieli śpiewać. To, że przy szkole działa chór i mogą tu przyjść, nie wystarczy. Rola dyrygenta musi być też taka, żeby nieustannie wymyślać coraz to ciekawsze projekty i organizować interesujące zajęcia – dodaje.

Olbrzymim problemem licealnego chóru okazuje się być też nieustanna rotacja składu. Każdego roku na przełomie maja i czerwca (po maturach) z zespołu odchodzi bowiem jego najmocniejsza część, czyli uczniowie kończący szkołę, którzy śpiewali w chórze już od przynajmniej 3 lat. Na ich miejsce od września dołączają pierwszoklasiści niemający pojęcia o śpiewie i często niepotrafiący się odnaleźć w zgranym już zespole.

Sposób na przynajmniej częściowe rozwiązanie tego problemu ostatecznie również się jednak odnalazł. W październiku 2021 roku do istnienia oficjalnie powołana została Głubczycka Szkoła Chóralna „Angelus Cantat”. Jest to ambitny projekt, który pozwolił na dołączenie na stałe do licealnego zespołu absolwentów, którzy przygodę z chórem zakończyli już kilka, kilkanaście albo kilkadziesiąt lat temu. Regularne próby w takim składzie nie są co prawda możliwe, ale część pracy została przeniesiona do Internetu. Każdy z chórzystów otrzymuje poprzez internetowy dysk dostęp do wszystkich nut oraz nagrań melodii, których musi się nauczyć. Próby „na żywo” odbywają się tym sposobem średnio raz na dwa miesiące w formie weekendowych zgrupowań. Wtedy cały repertuar jest łączony w głosach i szlifowany.

Koncert podczas tegorocznego festiwalu muzyki w Dijon we Francji.
Koncert podczas tegorocznego festiwalu muzyki w Dijon we Francji. Archiwum chóru

- Do chóru licealnego dołączyłam w 2009 roku, jako 14-latka. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy jakie „drzwi” otworzyło to w moim życiu. Teraz mieszkam i pracuję w Łodzi, ale biorę czynny udział w projekcie. Jest to część mojego życia i nie wyobrażam sobie nie móc pogodzić tego z życiem prywatnym czy służbowym. W moim codziennym kalendarzu jest zarezerwowany czas na chór i wszyscy otaczający mnie ludzie zdają sobie z tego sprawę - mówi Sara Śniatowska, chórzystka absolwentka.

Praca zorganizowana w taki sposób przyniosła efekty. W przeciągu dwóch lat od powstania Głubczyckiej Szkoły Chóralnej zespół zdobył już nagrody na pięciu konkursach oraz we współpracy z chórem i orkiestrą Filharmonii Opolskiej wystąpił w operetce J. Straussa „Zemsta Nietoperza”. W ostatnich miesiącach wziął też udział w tournée koncertowym po 5 europejskich państwach.

Jubileusz obchodzony jest dużym rozmachem

Teraz zespół jest w trakcie świętowania swojego jubileuszu 35-lecia istnienia. W sobotę 11 listopada w liceum w Głubczycach odbył się z tej okazji uroczysty koncert. Bezpośrednio po nim chórzyści udali się świętować na tradycyjny, organizowany co pięć lat Bal Absolwenta.

Kolejnym punktem jubileuszowych obchodów będzie grudniowy występ w Filharmonii Opolskiej. 9 grudnia (sobota) chór wykona tam kompozycję Messa di Gloria autorstwa Giacomo Pucciniego. Przed pulpitem dyrygenckim stanie prof. Agnieszka Franków-Żelazny, jedna z najbardziej uznanych dyrygentek chóralnych w Polsce i Europie, która swoją przygodę z muzyką również zaczynała w chórze głubczyckiego liceum.

Bilety na to wydarzenie są w sprzedaży na stronie internetowej Filharmonii Opolskiej.

Chór to przygoda i nauka życia

Choć ilość wygranych konkursów, niezliczone koncerty i wspaniale przygotowane uroczystości jubileuszowe robią wrażenie, po rozmowach z dyrygentem i chórzystami łatwo dojść do wniosku, że to nie one są tutaj najważniejsze. Artyści pytani o to, co zyskali i zyskują dzięki działalności w chórze, są zgodni. Tu nie chodzi jedynie o rozwój muzyczny.

- Śpiewam w chórze, ponieważ jest on moją pasją, z którą chcę wiązać przyszłość. Niesamowicie mnie to umuzykalnia i uwrażliwia. Muzyka to jednak nie wszystko, uwielbiam atmosferę, jaka tu panuje. Nawiązałem tu wiele przyjaźni. Ciągle uczę się też tutaj dobrej komunikacji i budowania relacji z innymi - opowiada Oliwier Treściński, chórzysta z 3 klasy liceum.

- Dzisiaj chór jest dla mnie rodziną i paczką przyjaciół. Uważam, że gdybym nie miała okazji doświadczyć w życiu tego wszystkiego, co dostałam od chóru, to nie byłabym tą samą osobą – dopowiada Sara Śniatowska.

Przez 35 lat istnienia chóru śpiewało w nim ponad 1000 chórzystów. Najstarsi z nich skończyli już pięćdziesiąt lat, najmłodsi jeszcze nie mają piętnastu. Jednak kiedy przychodzą na próbę, bariery wiekowe się zacierają. Bo wszystkich łączy miłość do muzyki.

- Kiedy po latach rozmawiamy z najstarszymi absolwentami o tym, co się w chórze działo, to oni prezentują niegasnący entuzjazm. Mówią, że chór ukształtował ich podstawy i otworzył im oczy na ich własne możliwości – mówi Tadeusz Eckert - Wychowanie przez sztukę to obok mojej aktywności artystycznej równie silny nurt kontaktowania się z młodzieżą. Jako nauczyciel byłem świadomy, że to nie tylko czas zdobywania umiejętności muzycznych, ale to też miejsce dojrzewania do różnych społecznych ról – dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska